„Potrzeba takiego obserwatora, który zwróci uwagę, że cesarz jest nagi” – wywiad ze Swiernalisem
Obserwuj nas na instagramie:
Swiernalis to niepokorny typ, który muzykę również robi niepokorną, a przy okazji, wymykającą się z głównego, grzecznego nurtu alternatywy. Sprawdźcie, jak według niego wygląda Psychiczny Fitness i co takiego sprawia, że życie jest seksowne.
Swiernalis – odrodzony w post-smutku
Swiernalis przerwał swoje muzyczne milczenie w bardzo dobrym stylu. Jego drugi album, Psychiczny Fitness był krążkiem wyczekanym, a jako taki, miał tylko jedną szansę. Hit albo kit, żadnych półśrodków.
Swiernalis na nowej płycie ukazał nam się ze strony, z jakiej jeszcze nie przyszło nam go poznać. Psychiczny Fitness jest jednym wielkim eksperymentem, muzyczną brawurą oraz zamknięciem poprzedniego etapu.
Jeśli opowieść z Psychicznego Fitnessu pobudziła w Was apetyt na więcej, zobaczcie, co takiego Swiernalis mówi o swoim nowym albumie, o przyciąganiu międzyludzkim i o pornografii.
Swiernalis – wywiad
Maja Kozłowska: Pierwsza płyta nosi tytuł Drauma, druga to Psychiczny Fitness. Niestrudzenie podążasz tropem emocjonalnego wytarcia. Nie kryjesz się, że piszesz o tym, co znasz. Czy Twoja twórczość to już autobiografizm?
Swiernalis: Nie jest to fikcja, a ledwie w niewielkim stopniu fabuła. Dąży to w kierunku moich własnych przeżyć. Traktuję to strasznie egocentrycznie, śpiewam tylko o sobie, tylko kilka moich piosenek jest z perspektywy trzeciej osoby. To styl zapożyczony z hip-hopu, od dziecka słucham rapu, musiało to we mnie wejść. Czyli nuda, nie tworzenie czegoś nowego, żadnych oryginalnych wszechświatów, a z drugiej strony budowanie scenografii z takich przedmiotów codziennych, na które nie zwraca się uwagi. Robienie siedzeń ze szklanki, a okien z gazet.
Nie posługujesz się everymanem. Publika to lubi, to też tworzy intymność.
Swiernalis: Wydaje mi się, że tworzenie takich partykularnych sytuacji ze szczegółów jeszcze bardziej to napędza i podkręca. Te detale rodzą bliskość, a przynajmniej chciałbym żeby tak było to odbierane.
Powiedz, z jakiego najdziwniejszego szczegółu utkałeś swoją opowieść. Pamiętasz?
Swiernalis: Cofnijmy się do pierwszej płyty. Tak napisałem Kolekcję Piękności. Stałem na przystanku na Głogowskiej, lał deszcz. Wiesz, jak wygląda jarzeniówka, której moc jest już na wyczerpaniu? Ona tak miga. Wtedy zapisałem wers „w żółtym świetle jarzeniówek” i to tak leżało, leżało, a po jakimś czasie wróciłem do tego tekstu i na jego bazie stworzyłem opowieść z refrenu.
Tutaj wkrada się już sherlockowska dedukcja – czyli od szczegółu, do ogółu.
Swiernalis: Taak, podobnie zresztą jest w Tronie. Te sygnety na palcach i drut kolczasty…. On zresztą pojawił się jeszcze przed nakręceniem klipu do Blizn, wtedy nie miałem pojęcia, że w teledysku założę koronę cierniową, którą zrobiła Asia Martyniuk. Zdążyłem to zasiać, w głowie powoli się układało, więc sam dałem się wciągnąć w swoją pułapkę myśli.
Swiernalis – niepokojący esteta
Wspólnie z Michałem Kmieciakiem wydaliście utwór Szaleniec. Między Wami jest mocna muzyczna chemia, a gdy występujecie razem na koncertach, napięcie zgromadzone w tej piosence jest szczególnie wyeksponowane. Czy Szaleniec może być preludium do Psychicznego Fitnessu?
Swiernalis: To jest dobry trop, bo przez chwilę trzymaliśmy się wersji, że Szaleniec znajdzie się na płycie. Umówiliśmy się z Michałem, ale później doszliśmy do wniosku, że tego nie zrobimy, ale wcale nie dlatego, że ten numer by w jakiś sposób odstawał, bo totalnie pasuje do tego albumu.
Michał Kmieciak ft. Swiernalis – Szaleniec
Owszem, ale moim zdaniem funkcjonując osobno, robi jeszcze większe wrażenie. Bardzo smaczny apetizer. Nakręca na więcej.
Swienralis: Dopiero niedawno się zorientowałem, że to ja jestem tam na featuringu, a nie Michał u mnie. Michał kombinuje zresztą bardzo fajny projekt, ale o nim – nie będę mówił. Bardzo mnie cieszy, że nawet, jeśli zrobię coś zgoła innego, to nie jest to traktowane jako wynaturzenie. Że mimo odmienności stylistycznej pozostaje czynnik spójny, który podpowie, że to nadal jest moje.
Twojej twórczości blisko do beat generation i takich pisarzy jak Burroughs, Roth, czy Bukowski. Henry Miller powiedział kiedyś, że jego Zwrotnik Raka to zniewaga wyrządzona siedmiu fundamentalnym wartościom i symbolom kultury: Sztuce, Bogu, Człowieczeństwu, Przeznaczeniu, Czasowi, Miłości i Pięknu. Idąc tym tropem, przeciwko czemu wymierzasz Psychiczny Fitness?
Swienalis: Psychiczny Fitness to walka z walką. Zdałem sobie sprawę z tego, jak mocno emocje wpływają na moje życie, jak wiele z nich wynika: ucieczki od ludzi, ucieczki w używki. Wyrzucenie na piedestał swoich wad – umówmy się, pisanie piosenek jest niczym innym, jak obnażaniem się przed ludźmi. Wiesz, mógłbym pisać piosenki o przyrodzie. Czemu nikt nie robi numerów o architekturze?
Proste, nikt by ich nie słuchał.
Swiernalis: Dokładnie, pewnie znaleźliby się jacyś szaleńcy (hehe), ale nikt takich numerów nie pisze. Gdy śpiewam o własnych problemach, o tym, że jestem w sumie słaby, że coś zrobiłem źle, to zmienia się w wyzwanie do walki. Może to spowiedź niewierzącego, który odrzuca swoje błędy, ale tkwi w tym chęć do mobilizacji. Dociera do mnie, że ta płyta już wychodzi i wszystkie zależności, to, co się dzieje dookoła, sprawiają, że czuję się, jakbym przechodził twardy reset i zaczynał od początku, od innego początku niż kiedyś. To jest totalnie motywujące, totalnie sexy, że czujesz się wiesz, silny.
Swiernalis, a nie Michał Anioł
Zatrzymajmy się na moment przy spowiedzi. Zastanawiam się, czy jeśli artysta metaforycznie lub dosłownie, gdzieś w swojej twórczości prosi lub wręcz domaga się tego rozgrzeszenia, to czy powinno się mu je dać?
Swiernalis: To jest zabieranie wędki rybakowi. Proces, który nie może być dokonany. Jak podlewanie kwiatów. Nie da się podlać kwiatów. Musisz robić to cały czas. Możesz je przelać, przez co ziemia i kwiat zgnije i umrze. Podobnie jest z procesem wyrzucania tego, co tkwi w człowieku. Ja wtedy czułem gro złych emocji, bardziej napędzających niż w przypadku Draumy, gdy taplałem się w smutku, ale ostatecznie było też trochę dobrych rzeczy. Danie rozgrzeszania artyście w postaci beznamiętnego zrozumienia nie jest właściwe. Ten proces nie może zostać zakończony.
Drauma to płyta przygaszona. Zabawne, bo doszłam do tych wniosków jeszcze przed rozmową z Tobą, ale widzę tam rozhuśtane żółte światło przepalającej się żarówki, ciężki płaszcz ociekający deszczem, papierosy zgniatane w przepełnionej popielniczce. W Psychicznym Fitnessie ta estetyka nie będzie już tak jednostajna. Jak Ty postrzegasz ten drugi krążek?
Swiernalis: Jest totalnie kolorowy. Wręcz świecący. Jest taki. Byłaś w Łodzi, w Pasażu Róży?
Tak, tak. Błyski. Holo.
Swiernalis: Tak i Psychiczny Fitness jest dokładnie taki. I do tego kanciasty. Przez to miałem chęć bawienia się z rzeźbą, która jest totalnie dziwnym tworem. To replika czegoś, ale nie stworzył jej Michał Anioł, u mnie to odlewy robione nieporadnymi rękami. Każda z tych rzeźb jest inna i tak samo jest z moją płytą. Strasznie nierówna. Mam takie perfumy, których flakon jest w kształcie kamienia ociosanego ze wszystkich stron. Tak ją widzę.
Swiernalis – Wirus
Swiernalis – „Kręci mnie to, co jest na dnie”
Wirus to trzeci singiel z nadchodzącego wydawnictwa, który jest totalnym przełamaniem dotychczasowej konwencji. Wplotłeś tam wiele elektroniki, a oprócz tego pojawił się rap. To nowe rzeczy, eksperymentalne. Uważasz, że ludzie powinni próbować wszystkiego?
Swiernalis: Uważam, że pewnych rzeczy nie należy się tykać, ale jest ich bardzo mało. Ja lubię odkrywać. Czasami, gdy idę do restauracji, to wybieram jedzenie, którego nie potrafię wymówić nazwy, więc pokazuję palcem, nie wiedząc, co dostanę. Lubię podróże, bo poznaję sytuacje, w których stawiam się pierwszy raz. Lubię też wprowadzać ludzi w stan dyskomfortu, czy to podczas koncertów, czy przez swoją muzykę, ale też poza sceną. Nie czynię im zła, ale sprawdzam granice. Potrzeba nam takiego obserwatora, który zwróci uwagę, że cesarz jest nagi. Jeśli chodzi o muzykę, rozwinąłem się dość mocno muzycznie. Przysiadłem nad samorozwojem, nad graniem na instrumentach, nad teorią. Wnioski, które wysnułem, wyewoluowały w inne budowanie piosenek, w innym myśleniu harmoniami. Nagrałem tę płytę – w przeciwieństwie do Draumy, która powstała wyłącznie z Pawłem Cieślakiem – z całym moim zespołem (Adamem Fordonem, Adamem Świerczyńskim, Kacprem Budziszewskim i Szymonem Siwierskim – przyp.red.) Finalnie, praktycznie nie grałem. Każdy zrobił to, co potrafi najlepiej, czyli chłopcy grali, a ja… patrzyłem (śmiech) Wiesz, artyści, których słucham nie siedzą tylko w rocku…
Teraz już nie gra się tylko jednego gatunku.
Swiernalis: Tak. Znaczy jest takie grono, które, gdy coś wydaje, wiesz już, co to będzie. Ale owocem dzisiejszych czasów jest to, że muzykę robi się interdyscyplinarnie.
I stawia się na zmiany. Taco Hemingway ironicznie nawijał że wyda Trójkąt Warszawski 2, ale kto by chciał, żeby taka płyta powstała? Nie potrzebujemy kolejnych tych samych produkcji z inną cyfrą w tytule.
Swiernalis: Dokładnie. Rozumiem, że są tacy, którzy słuchają Łydki Grubasa, czy czegoś w tym guście. Może nawet w ogóle źle strzelam, ale wydaje mi się, że oni właśnie płytę po płycie robią w podobnym, sprawdzonym schemacie. Bardziej doceniam artystów, którzy zmieniają się z czasem i wierzę, że oni chcą docierać do publiczności, która również ewoluuje. Która nie jest zastana. Wiesz, zmieniamy się cały czas, to coś normalnego. W muzyce także trzeba pukać do różnych drzwi.
Znamy tracklistę Psychicznego Fitnessu. Całość tworzy opowieść pełną erotycznego rozpasania a już czołówka albumu daje do myślenia. Ogrodnik, Vulgar, Tango – sporo tam starannie odmierzonej perwersji, a te utwory pozostawiają po sobie gorzki posmak. Czemu skupiłeś się na takim portretowaniu relacji?
Swiernalis: To jest totalnie ciekawe. Życie jest bardzo erotyczne, bardzo sexy, abstrahując już od tego, że wszystkie istoty zamieszkujące ten glob, jako priorytet mają wbitą prokreację. Inaczej u ludzi, gdzie nie każdy seks musi się kończyć rozmnażaniem. Co też różni erotykę od pornografii? W erotyce chodzi o to, czego nie widać. W pornografii chodzi o to, co jest na wierzchu. Bardzo lubię te małe niedopowiedzenia, to omawianie tematu bez wskazywania, o czym dokładnie mowa. Przy osobach, z którymi czuję się swobodnie, pozwalam sobie na niejasności i to nie tylko w kontekście erotycznym, ale ogólnie, abstrakcyjnym. Jeśli robię z siebie głupka, to wiem, że oni zrozumieją, że robię to dlatego, że potrzebna jest w tym momencie rola błazna. Jeśli spotykam się z osobami, którym muszę tłumaczyć swoje zachowanie jeden do jeden, to dla mnie znak, że się nie dogadamy. To mnie naprawdę w życiu kręci. To podwójne, potrójne, popiątne dno. To co jest tak under-under.
Swiernalis – Vulgar
Swiernalis – recepcja rzeczywistości
Ciągnąc temat dalej, w Wirusie przedstawiłeś relację dwojga ludzi, która oglądana z boku oprócz instynktownego niepokoju, wzbudza również niezdrową fascynację. Jak to jest, że nawet tak opresyjny układ potrafi skusić i rozstroić emocjonalnie, stojąc na przeszkodzie jednoznacznej moralnej oceny?
Swiernalis: Każdy ma w sobie coś z psychopaty, który kątem oka lubi zerkać, gdy dzieje się coś niedobrego. Coś, co z boku wygląda źle, wcale nie musi takie być naprawdę. Gdybyśmy bez kontekstu wtrącili się w rozmowę dwójki ludzi, to zdarza się, że moglibyśmy myśleć, że należały dzwonić na policję albo przynajmniej na telefon zaufania. Życie jest zajebiście wielokontekstowe i to właśnie wychodzi w Wirusie. Ten numer to najbardziej fabularna piosenka z całej płyty. Strugam w niej kozaka, to zadziorna gra na zasadzie przepychanki, co by było, gdyby. Brakuje tam odpowiedzi drugiej osoby, więc możemy podstawić sobie dowolną odpowiedź. Dobrze dopełnia to klip, który wyszedł dzięki roli Szeherezady, jeszcze bardziej obrazoburczo. Spotkałem się po nim z dużą falą krytyki.
Ten klip z jednej strony jest totalnie szowinistyczny, a z drugiej uderza we mnie, że to totalnie antymaskulinistyczny obraz. Tam się nic nie zgadza.
Swiernalis: Dokładnie, tam nic się nie zgadza. Tam nie ma żadnych reguł. Daję na tacy coś, w czym akurat każdy może się odnaleźć. Mamy gościa na smyczy i z kagańcem, jest laska z wypiętym tyłkiem, która właściwie robi za stolik na kieliszek. W momencie, kiedy obie strony pozwalają na takie popuszczenie granic, to nie ma w tym nic złego. Klip pokazuje, że to nie w tym obrazie tkwi problem, tylko w oglądającym, w tym, jak on go widzi.
Mam wrażenie ta sytuacja liryczna wcale nie jest tak oczywista, jak może się wydawać, a sam podmiot wzbrania się, by całkowicie obnażyć się z prawdą. Trik podobny jak w filmie Lighthouse, gdzie faktyczne zdarzenia przeplatają się z pijackimi mrzonkami. Co sądzisz o tym tropie interpretacyjnym?
Swiernalis: O to chodzi. Już parę razy to powtarzałem, bliskim i nie bliskim osobom. Czasami to słuchacz ma rację. Niech sam odgadnie, co autor ma na myśli.
Mickiewicz kiedyś powiedział w kontekście Dziadów: „Jak pisałem, to wiedziałem, a teraz nie wiem” .
Swiernalis: No i cyk. Teksty mają kilka funkcji. Jedną z nich jest kreowanie potrzebnej rzeczywistości, tak jak w Lighthousie. Dla plastycznego przykładu, weźmiemy sobie jakiś obraz. Dla kogoś wypełni on lukę w mieszkaniu, dla kogoś innego będzie wspaniałym wspomnieniem o zdechłym psie, dla trzeciej osoby będzie rzeczą, która odbija światło, kiedy słońce zachodzi o siódmej i ładnie rzutuje na drugą ścianę. I jakie jest teraz najlepsze zastosowanie tego obrazu? Ja mam cel do przekazania. Przedstawiam gościa, który ma wizję, kim chce być dla drugiej osoby, kim będzie i że na pewno tego dopnie. Bardzo często przychodzą do mnie ludzie i mówią, że słysząc daną piosenkę w pewnym momencie swojego życia, odnoszą ją mocno do tych konkretnych wydarzeń. No i co ja mam wtedy powiedzieć? Ej, stary, nie, pisałem ją, myśląc o tym i o tym. To niesamowite uczucie, gdy ktoś kreuje mi nową wizję kawałka. Po to się żyje.
Swiernalis – Pergamin
Zdarzyło się, że któraś z tych wizji przyniesionych Ci przez słuchaczy dotknęła cię tak do żywego?
Swiernalis: Nie zapomnę, jak przyszła do mnie moja znajoma, bardzo, bardzo wspaniała kobieta i powiedziała, że słuchała Blizn, gdy umarła jej mama. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Było mi podwójnie przykro. Dopiero później wytłumaczyła mi, że to jej było totalnie potrzebne. Wyzwoliła się z tego smutku, słuchając tego, myśląc o tym. Potrzebujemy tych nieprzyjemnych rzeczy. Podobnie z Luką, utworem z pierwszej płyty. Ktoś mi powiedział, że po przesłuchaniu tego utworu doszedł do wniosku, że religia, której był wierny przez kilkanaście lat, nie ma żadnego sensu i zaczął kwestionować istnienie monistycznego boga. Jest w tym siła, mocniejsza, niż się na początku wydaje. Też przecież słucham muzyki i do dziś jak włączę The Cure, to przypominają mi, jak miałem siedemnaście lat i myślałem, że kończy mi się życie. Dziewczyna, w której się kochałem, mnie nie chciała, ja byłem smutnym nastolatkiem który jeździł na deskorolce, grał w Diablo i nie czuł jakiegokolwiek sensu. Te historie, to wszystko działa.
Premiera Psychicznego Fitnessu była 4 września i tego samego dnia ukazał się teledysk do utworu Ogrodnik, który podobnie jak teledysk do Wirusa został zrealizowany przez Marcina Grzędę. W singlu oprócz ciebie usłyszymy jeszcze Piotra Roguckiego. Czy to była współpraca, której pożądałeś od dawna?
Swiernalis: Piotrka oczywiście kojarzę od lat. Od tych wspomnianych siedemnastu lat, już wtedy słuchało się Comy. Jadę pociągiem gdzieś w daleką podróż i na mp3 słucham sobie Zaprzepaszczonej Armii albo Leszka Zukowskiego. Minęło wiele lat, dziś już raczej do tego nie wracam, ale postać Piotrka obserwuję przez cały czas. Wszystkie metamorfozy zespołu Coma, ostatnie trzy płyty, które są totalnym sztosem. Z moją dziewczyną bardzo często słuchamy w aucie 200 YU55, ten album jest dla mnie najbardziej niedocenianą płytą ostatnich lat. W tym wszystkim Piotrek okazał się normalnym gościem, z którym można pogadać, pożartować, bez tego dopowiadania uciec sobie na chwilę w krainę abstrakcji. Bardzo polubiłem go towarzysko, cały czas ceniąc go też za to, co robi zawodowo. Akurat nagrywaliśmy w Łodzi u Pawła Cieślaka, z którym Piotr bardzo dobrze żyje, grali razem w Comie, no i kiedyś po prostu mu to zaproponowałem, żebyśmy coś razem zrobili. Temat się budował, kształcił, aż w końcu udało nam się nagrać numer. Nie chciałem wywierać presji, to nie może opierać się na: Ej, Piotr, pliz. Taka współpraca nie ma sensu.
Muszą być te muzyczne fluidy.
Swiernalis: Tak. Gdy znajomi muzycy wysyłają mi coś z prośbą, bym się dograł, czasami się na to godzę, a czasami nie. Numery są dobre, ale jeśli nie poczuję się w nich komfortowo, to nie dołożę tam niczego wartościowego od siebie. Gdy Piotr wysłał mi Ogrodnika, nie chciałem go odtworzyć. Bałem się, że on się dograł, a to jednak nie wyszło dobrze. Co wtedy? Głupio odmówić. Z drugiej strony, czemu niezręcznie, skoro taka prawda? Poprosiłem Piotra, by dograł się do drugiej zwrotki, odpaliłem utwór i okazało się, że tam go prawie nie ma, za to jest wszędzie indziej. Wszystko totalnie inaczej niż planowałem, zajebista sprawa.
Swiernalis ft. Piotr Rogucki – Ogrodnik
Swiernalis – w centrum jest człowiek
Na okładce Psychicznego Fitnessu zostałeś wystylizowany na antyczną rzeźbę. Nie da się ukryć, że Starożytność wpasowuje się klimatem w rozpustną manierę twojego albumu. Czy to stąd wziął się taki koncept?
Swiernalis: Pomysł rzeźby na okładce pojawił się już dawno temu. Jednocześnie dokładam do tego te dionizyjskie sytuacje, o których mówisz. Po pierwsze, życie to wieczne bachanalia. Bo celebrować należy codziennie.
Żyć powinno się tak, aby życie było przyjemnością.
Swiernalis: Mój przyjaciel Bartosz ma takie ładne stwierdzenie – umiarkowany hedonizm. Uważam, że jest niezwykle trafne. Czasami można bardziej się życiem pocieszyć, innym razem trzeba zacisnąć pasa, wziąć się za siebie. Okładka pije w stronę kultu. Po co robiono rzeźby? Aby postawić je na piedestale, aby symbolizowały coś wielkiego, coś wspaniałego. To nie ma na celu ustawienia w centrum mnie, nie. Wiesz, patrzcie, jakiś gość zrobił się na rzeźbę, zrobił się na bóstwo (śmiech). I jeszcze dał się na okładkę. Nie, mi chodzi o kult człowieka. Na tej okładce mógłby się znaleźć każdy.
To bardzo ładna reinterpretacja exegi monumentum.
Swiernalis: Dokładnie, klasyczny pomnik trwalszy niż ze spiżu. Jestem zafascynowany ludźmi, zafascynowany historiami. Życie jest przeciekawe, a jednostka ludzka jest tak niepowtarzalna. Wiem, że to brzmi jak banał, ale im jestem starszy, tym bardziej do mnie dociera, jak niesamowitym zbiegiem wszystkiego jest życie. Przedstawienie człowieka, jako rzeźby pokazuje, że trzeba to życie brać na bary i dalej wyciskać te wszystkie ciężary.
Na koniec, poproszę Cię o objaśnienie recepty. Znamy świetnie złote rady na złe samopoczucie typu: wyjdź na spacer, idź pobiegaj. Przeważnie to bzdury, lecz gdyby fizyczna aktywność faktycznie była lekarstwem, to na co mógłby zaradzić Psychiczny Fitness? I w czym pomógł tobie?
Swiernalis: Na nieróbstwo. Na siedzenie i narzekanie, jaki to nie jestem biedny. Na frustrację, która sprawiła, że obwiniałem wszystkich dookoła za to, co się ze mną dzieje, zamiast stanąć przed lustrem i przyznać się że to ja sam jestem odpowiedzialny za wszystko albo prawie wszystko, co mnie spotkało. Zadbanie o swój mental jest kwintesencją tego, żeby czuć się dobrze, żeby żyć dobrze, żeby być silnym i żeby korzystać z życia. Nawet, jeśli odpalimy się na trzymiesięczną imprezę, to kiedyś musimy z niej wrócić. W trakcie tych trzymiesięcznych bachanalii i tak gdzieś z tyłu głowy, będziemy słyszeć cichy głosik, że jest źle. Gdy mamy wszystko poukładane, wtedy dopiero możemy się odpalić. Psychiczny Fitness to moje remedium na walkę z frustracją.
Swiernalis – odsłuch albumu Psychiczny Fitness
Swiernalis to niepokorny typ, który muzykę również robi niepokorną, a przy okazji, wymykającą się z głównego, grzecznego nurtu alternatywy. Sprawdźcie, jak według niego wygląda Psychiczny Fitness i co takiego sprawia, że życie jest seksowne. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka […]
Obserwuj nas na instagramie: