Nie będziemy płakać po „Idolu”. Ale w tym słabym serialu znaleźliśmy kilka pozytywów
Obserwuj nas na instagramie:
Co nam zostanie po Idolu?
Wszyscy piszą o tym, jak zły był serial Idol i jak bardzo męczyli się, oglądając go co tydzień przez 5 tygodni. Jest w tym bardzo dużo prawdy, my też przewracaliśmy oczami przed telewizorami, ale tym razem skupmy się na (kilku) pozytywach. Choć najpierw zarysujmy odrobinę kontekst.
Co mogło pójść nie tak?
Czy doczekamy się 2. sezonu kontrowersyjnego serialu, za którym stoją Abel The Weeknd Tesfaye i Sam Levinson? Tego na razie nie wiadomo. Istnieje pewna szansa, ale wszystko podpowiada nam, że niewielka. Jeszcze pół roku temu wydawało się, że w przypadku Idola wszystko musi się udać. W końcu był to nowy serial HBO, stacji, która wypuszcza ostatnio hit za hitem – od Sukcesji, przez Biały Lotos po Euforię. Produkowany też przez kultowe studio A24! Dodatkowo atmosferę podkręcała osoba uwielbianego przez fanów The Weeknda, który miał zagrać jedną z głównych ról. Duży budżet, seks, używki i branża muzyczna – skoro Rój Donalda Glovera wyszedł, to co miałoby stać na przeszkodzie Idolowi?
Czytaj też: Ta pieprzna scena w „Idolu” została zjechana przez krytyków
Pierwsze niepokojące doniesienia
Wiosną gruchnęła jednak wiadomość dotycząca „drastycznych zmian kreatywnych”. Dotyczyły one przede wszystkim scenariusza i kierunku, w którym miał iść serial. Odeszła reżyserka i producentka wykonawcza Amy Seimetz oraz kilka osób z obsady. O tym, że coś niedobrego dzieje się wokół produkcji, pisał magazyn „Rolling Stone”. Ich duży artykuł oparty na zeznaniach świadków został jednak wyśmiany przez twórców, na czele z The Weekndem. Finalnie Idol zadebiutował w maju w Cannes, a potem przed telewizorami.
Tedros to nie Keyser Soze
Dopóki Idol nie wszedł do biblioteki HBO Max (4 czerwca), opieraliśmy się tylko na opiniach nielicznych. Pierwsze odcinki utwierdziły nas jednak w przekonaniu, że do arcydzieła mu daleko. Swoje rozczarowanie wyrażaliśmy już po premierze, punktując bijącą z ekranu nudę, słaby scenariusz i fetyszyzację toksycznych zachowań. „Twórcy uczynili z produkcji coś na obraz teledyskowego porno, w którym próżno szukać pogłębienia kobiecej postaci” – pisała u nas Ania Lalka. Kropką nad i był finał – wyraźnie przyspieszony (w założeniu Idol miał mieć 6 odcinków, ale zostało tylko 5), chaotyczny i rozczarowujący fabularnie. W jednym z dialogów Tedros, czyli serialowy antybohater i przemocowiec, porównywany jest do Keysera Soze, postaci znanej z Podejrzanych Bryana Singera. Gdzie jednak banalnej końcówce z Idola do twistu, którym uraczono nas wtedy?
Co nam zostanie po Idolu? Nieprzemyślane i szkodliwe wątki, gloryfikacja przemocy i dużo banalnych momentów. Na pewno nie stanie się on kultowym serialem, który będą oglądały kolejne pokolenia. Bo to raczej nieudany eksperyment, na który mogli sobie pozwolić majętni ludzie ze świata filmu i muzyki i stacja z ugruntowaną pozycją. Ale – żeby nie było – można wyłuskać z Idola kilka interesujących motywów.
Kilka pozytywów, które zostały z nami po obejrzeniu Idola:
1. Obsada
Zapomnijmy na chwilę o The Weekndzie i jego Tedrosie – średnio zagranej roli, która potencjalnie może muzykowi wyrządzić w przyszłości więcej złego niż dobrego. Przymknijmy też oko na mocno wyuzdaną kreację Lily-Rose Depp. Idol hipnotyzuje aktorsko raczej drugim planem. Jest tam i Rachel Sennott, gwiazda Shiva Baby, i legendarny Hank Azaria (wybitny aktor, ale i głos niezliczonych postaci w Simpsonach), a także doskonale dobrani Jane Adams, Eli Roth, Hari Nef i Da’Vine Joy Randolph. Ta ostatnia w roli jednej z managerek Jocelyn, Destiny, to jeden z niewielu powodów, dla których obejrzelibyśmy ten serial ponownie. No, może tylko niektóre sceny.
2. Muzycy grający muzyków
Nie myślcie, że w poprzednim akapicie zapomnieliśmy o świcie Tedrosa. To właśnie banda utalentowanych „dzieciaków bez kontraktu”, jak wielokrotnie mówią o nich serialowe szychy z branży muzycznej, napędza Idola. Jasne, sceny z nimi są czasami straszliwie wydłużone (nie każdy muzyczny wątek musiał być rozciągnięty do kilku minut), ale utworów pobocznych słucha się z przyjemnością. Szczególnie, że w role obiecujących artystów wcielają się często uznani muzycy lub aktorzy ze świetnymi głosami. To m.in. Moses Sumney, którego koncert podziwialiśmy kilka lat temu na katowickim OFFie, Suzanna Son (pamiętna rola i cover *NSync’s w Red Rocket), dobrze znany fanom Troye Sivan, a także hipnotyzująca Ramsey.
3. Ścieżka dźwiękowa
Co by nie mówić o Weekndzie i jego aktorstwie, muzyk z niego wciąż świetny. Będzie można zresztą przekonać się o tym na żywo 9 sierpnia na Stadionie Narodowym. Czy zagra coś ze ścieżki dźwiękowej z Idola? Bardzo możliwe. W produkcji aż roi się od gotowych przebojów, wykonywanych także przez resztą obsady – np. World Class Sinner / I’m a Freak z wokalem Lily-Rose Depp, a także The Lure, Double Fantasy, Family, Crododile Tears czy False Idols. W trzech ostatnich usłyszymy wspomnianą wcześniej Suzannę Son. Idol może nie przetrwać w pamięci widzów, ale jej piosenki powinny.
4. Kulisy branży
W Idolu wszystko jest przejaskrawione i przesadzone, zapewne także informacje na temat działania mainstreamowej branży muzycznej. To jednak jeden z ciekawszych wątków w serialu i trochę wierzymy, że The Weeknd, znający biznes jak mało kto, podrzucił do scenariusza parę ciekawostek i tzw. „faktów autentycznych”. Także to, że na ekranie rzeczywistość miesza się z fikcją, a znane postacie ze świata muzyki grają samych siebie (jak np. legendarny producent muzyczny Mike Dean), dodaje smaczku tej pokręconej historii.
5. Teledyskowy klimat
Nie wszyscy oczekują po serialach, że będą jak teledyski. Ale jeśli lubicie estetyczne ujęcia, dobrą choreografię, montaż pod muzykę, widowiskową grę świateł i instagramowe kadry, Idola ogląda się świetnie. Ten serial to właśnie trochę spin-off teledysków The Weeknda, połączony ze stylem, który w powszechnej świadomości rozpropagował film Drive. To niby zarzut, bo liczyliśmy jednak na „dobry serial HBO” (a to przecież zawsze znak jakości), ale z drugiej strony mocna zaleta produkcji, która nie może obronić się fabularnie.
Co nam zostanie po Idolu? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Wszyscy piszą o tym, jak zły był serial Idol i jak bardzo męczyli się, oglądając go co tydzień przez […]
Obserwuj nas na instagramie: