Lordofon: „Passé robiło się inaczej niż poprzednie płyty, trudniej” [wywiad]
Obserwuj nas na instagramie:
Po trzech latach od premiery debiutanckiego Koła Lordofon powrócił z drugim albumem, Passé, który jak sami mówią, jest dla nich „drugim debiutem”.
Co było tak wyjątkowego w nagrywaniu tej płyty? Jak wygląda workflow Maćka Poredy i Michała Jurka? I czy trudno było namówić Quebonafide do dogrania się? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w naszej rozmowie z duetem:
Jakub Wojakowicz: Jako że rozmawiamy kilka dni po premierze albumu Passé, mam ten przywilej, że mogę spytać was o odbiór płyty. Jak wyszło?
Michał Jurek: Odbiór jest bardzo pozytywny, dużo osób chwali nasz nowy album. Oczywiście kilka osób też coś tam ponarzekało, ale ogólnie na plus.
Maciek Poreda: Tak, jest super, nie ma co ukrywać, że się stresowaliśmy, ale naprawdę jest fajnie.
Stres zawsze pojawia się przy okazji premier, ale dla was pewnie był to stres podwójny. Passé to spora ewolucja brzmieniowa, do tego wydajecie w nowym miejscu. Można by rzec: nowe otwarcie.
Maciek: Tak, to dla nas drugi debiut.
Michał: Wydaje mi się, że z tą płytą było trochę trudniej, bo po Kole ludzie mieli duże większe oczekiwania niż po Plastelinie. Plastelina była EP-ką dwóch ziomków, którzy się pojawili w zasadzie znikąd. Można się było po nich spodziewać wszystkiego i niczego. Po Kole faktycznie te oczekiwania mogły powstać i faktycznie mogliśmy zawieść ludzi.
Maciek: Zwłaszcza że Koło, chociażby na grupie Sajko, wiele osób wymienia pośród swoich ulubionych płyt.
Patrząc na komentarze na tej grupie, akurat ich oczekiwań nie zawiedliście. Słuchając Koła można odnieść wrażenie, że Passé brzmi jak rozszerzenie utworu 2225.
Maciek: Nie było to zamierzone, ale to bardzo fajna obserwacja. Faktycznie coś w tym jest. Jest też dużo „rozszerzonego” Openera.
Lordofon – 2225
Nie będę zagłębiał się mocniej w temat inspiracji, bo o tym już mówiliście w innych wywiadach, ale mój znajomy skojarzył utwór Ctrl+Z z twórczością Olivera Tree. Takiego porównania jeszcze nie widziałem.
Maciek: Zdecydowanie jest to jedna z inspiracji.
Michał: Ja szczerze mówiąc nie inspirowałem się żadnym konkretnym utworem, ale gdy robiłem bit do tej piosenki, to na pewno było w nim coś z Olivera Tree. I przy Kole i przy tej płycie jest trochę z jego twórczości. Bo on łączy sprawnie gitarowe brzmienia z rapem i popem.
Maciek: Wpływ Olivera Tree na naszą twórczość jest zdecydowanie mocniejszy ze strony Michała. Oliver jest też trochę spadkobiercą między innymi Gorillaz i wielu innych zespołów, które kiedyś bardzo lubiliśmy.
Czuć, że jesteście duetem z krwi i kości, a nie tylko producentem i frontmanem. Jak wygląda wasz workflow? Jak wpływacie wzajemnie na kwestie produkcyjne i tekstowe?
Maciek: Nasz workflow jest inny w zasadzie przy każdym kawałku. Chciałoby się to bardziej usystematyzować, znaleźć jakieś patenty, które zawsze działają, ale nam się to nigdy do końca nie udało. Jeśli chodzi o teksty, bardzo chciałbym, żeby Michał brał większy udział w ich tworzeniu, tylko ja jestem niestety dużym samotnikiem w pisaniu. I tak siłą rzeczy nie da się tego do końca zrobić. Ja jemu trochę się wtrącam w muzykę, ale głównie polega to na dodawaniu gitar.
Michał: Jeśli chodzi o teksty, to wydaje mi się, że Maciek jest dużo bardziej krytyczny niż ja. Ma większe wymagania co do samego siebie, co jest totalnie naturalne.
Maciek: Michał jest autorem jednego słowa w Grawitacji…
Michał: Którego?
Maciek: Wers brzmi „Ona ma dużo znajomych”, a początkowo było tam „Ona ma masę znajomych”, ale Michał zauważył, że śpiewane zlewa się to w „mama”.
Michał: Muszę teraz w ZAIKSie autorstwo poprawić (śmiech). Ale w sferze muzycznej są takie utwory, jak Francois Hardy, Tatuaż z wąsem na palcu czy Hałas, na których za muzykę w dużej mierze odpowiada Maciek, a ja doprodukowywałem kolejne partie. Dodawałem perkusję albo bas. Maciek nie zwraca uwagi na to, jak najlepiej technicznie wykonać pewne rzeczy, tylko szkicuje utwory, robi demówki. Ale są takie utwory, przy których wysłałem po prostu Maćkowi bit, jak np. Robot, Networking. Maciek doaranżowywał sobie tam cuty w bicie po swojemu, a ja już robiłem to poprawnie.
Maciek: Tak, faktycznie core’owo nasz proces wygląda po prostu tak, że Michał wysyła mi bit.
Bardzo klasycznie. A czy któryś z was ma wykształcenie muzyczne?
Michał: Nie wiem, czy można nazwać to wykształceniem. Ukończyłem pierwszy stopień szkoły muzycznej na trąbce, później chodziłem jeszcze przez rok. Łącznie 5 lat. Ale jedyna przydatna dziś umiejętność, którą stamtąd wyniosłem, to słuchanie poszczególnych instrumentów. Podstawy muzyczne pod względem akordów i rytmiki też na pewno ułatwiły mi pracę. Ale to bardzo podstawowe rzeczy. Większości rzeczy przy produkcji muzyki i tak musisz nauczyć się sam z tutoriali na YouTube.
Maciek: A ja jestem nieuk, analfabeta muzyczny. Bardzo mało wiem o teorii muzyki.
Pytam, bo niedawno miałem okazję rozmawiać z Frankiem Warzywa i Młodym B i chłopaki zauważyli, że bardzo dużo interesujących projektów wzięło się ze spotkań osób z wykształceniem muzycznym i zupełnych samouków, jak na przykład w Radiohead.
Maciek: A to prawda, McCartney i Lennon to analogiczna sytuacja. Swoją drogą bardzo lubimy twórczość Franka i Młodego B.
Michał: Zaskakuje mnie, że w wielu zespołach wszyscy członkowie mają wykształcenie muzyczne. Jest taki zespół indie-rockowy, The Wombats. Wszyscy tam są po jakichś muzycznych uniwersytetach.
Maciek: Tak, oni się wszyscy spotkali na jakimś jazzowym kierunku, a grają bardzo prosty indie rock.
Powiedzieliście, że nie ma u was jednego spójnego planu pracy, ale są w waszej twórczości elementy stałe. Na każdym z waszych projektów znajduje się braggowy utwór, zawsze jest coś sentymentalnego o miłości z dawnych lat, ale jednocześnie na Passé jest dużo nowości. Nigdy nie słyszałem Maćka tak zdenerwowanego jak na Obiecuję, że będzie gorzej.
Maciek: No tak, trzeba rapersko poprężyć muskuły (śmiech), numerów o miłości tutaj jest nawet kilka. Natomiast to ciekawe, co mówisz o Obiecuję, że będzie gorzej. Faktycznie to trochę nowy styl pisania. Natomiast kiedyś Kuba Cichoń powiedział, że on potrafi pisać tylko o dwóch rzeczach. Pomyślałem wtedy, że ja tak nie mam. Ale jak ta myśl dojrzała mi w głowie, to stwierdziłem, że chyba mam podobnie.
Michał: Nie chcę nas samych klepać po plecach, ale na Obiecuję, że będzie gorzej, jest więcej charyzmy w głosie Maćka, więcej aktorstwa, niż np. na Plastelinie. Plastelina jest bardzo zero-jedynkowa.
Maciek: Tak, przy powstawaniu pierwszych dwóch projektów sam fakt, że stoję przed mikrofonem, strasznie mnie spinał. Tak jakby robot to śpiewał. Na Passé mam zdecydowanie więcej luzu.
Lordofon – Networking
Z pewnością to kwestia doświadczenia. Z nim przychodzą też zresztą nowe tematy. Networking jest pierwszym rozliczeniem z otaczającą cię branżą.
Maciek: No tak, wcześniej nie mógłbym tego napisać. Nie bywałem wcześniej na Popkillerach czy tego typu imprezach.
Michał: Chyba się nikt nie obrazi za Networking…
Maciek: Właśnie raczej wszyscy się zgadzali z tym obrazem.
Michał: No to jest taki kawałek, że wszyscy mówią „ej no, ja wiem, o co chodzi”, a jednocześnie każdy jest tego częścią. Ale gdy słuchasz, czujesz, że właśnie ty stoisz z boku.
Zamykając temat Networkingu i spoglądając też w stronę Robota, czy czujecie się też trochę małomiasteczkowi po wejściu w tę branżę? Z tego co pamiętam, to obaj jesteście z Łomży.
Maciek: Michał jest z Łomży, ja częściowo z Warszawy, a częściowo z Łomży, ale chodziłem tam do gimnazjum i liceum. Odpowiadając na twoje pytanie: początkowo tak. Teraz już trochę połapaliśmy się, że większość osób czuje się w tym tak, jak my.
Michał: Nie wiem nawet, jakimi cechami miałbym określić swoją małomiasteczkowość. Może chodzi o to, że faktycznie ta branża wydaje się duża i przytłaczająca. Ale w większości przypadków ludzie z tego środowiska wydawali się miłymi, sympatycznymi osobami. Nikt nie miał w sobie tego stereotypowego elementu „dużego miasta”, przynajmniej do tej pory.
Maciek: Wielkomiejskość jest chyba trochę mitem. Każdy ma jakieś wyobrażenie takich ludzi, a ja nie poznałem nigdy nikogo takiego.
Michał: Albo sami jesteśmy już bardzo wielkomiejscy i już nie jesteśmy w stanie tego rozpoznać (śmiech). Może ktoś nam powie.
Nawiązując do ogromu branży muzycznej, wypadałoby wspomnieć o waszym prawie pierwszym feacie. Jak trudno było namówić Quebonafide, żeby się dograł?
Michał: Namówić było zaskakująco prosto. Ale czy dwa słowa można nazwać featem? Bo my nie wiemy w sumie.
W sumie chyba nie, tym bardziej że jego głos jest zmodyfikowany.
Maciek: Dlatego sami tak tego nie nazywamy. A jeśli chodzi o nagranie, to mieliśmy z nim wcześniej jakąś relację, więc po prostu napisaliśmy do niego na Instagramie i wysłał głosówkę w trzy sekundy.
Michał: Niedorzeczne byłoby podpisać ten numer feat. Quebonafide, ale niepodpisanie go sprawia, że to jest jeszcze śmieszniejsze, że się pojawia. Chociaż mam wrażenie, że sporo osób mogło tego nie ogarnąć.
Jakie macie stosunek do określenia „głos pokolenia”?
Maciek: Nikt nas jeszcze tak nie nazwał. Ale ja mam co do tego dość mieszane uczucia. Nie wydaje mi się, żeby to było coś prawdziwego. Raczej jest to takie dziennikarskie hasło.
Michał: Na pewno sami nie nazwalibyśmy się głosem pokolenia. A gdybyśmy próbowali, to jest taki mem z Barackiem Obamą, który sam sobie wiesza medal. (śmiech)
Maciek: Myślę też, że za mało osób nas słucha. Może Mata mógłby się ubiegać o ten tytuł.
Spytałem o to, bo myśląc o was jako o głosie pokolenia, stwierdziłem, że wy bylibyście raczej głosem tego poprzedniego, Millenialsów.
Maciek: Głosem naszego pokolenia już był wtedy chyba nazywany Taco. Trochę niezgodnie z prawdą, ale był.
A na ile wasze teksty to wasze osobiste przeżycia, a na ile doświadczenia waszych znajomych?
Maciek: Pół na pół. Na pewno jest trochę obserwacji znajomych, to o nich piszę w pierwszej osobie, szczególnie przy lovesongach. Sam jakiegoś wielce bogatego życia romantycznego nie mam, bo mam jedną dziewczynę od 8 lat.
Czyli może nie głos pokolenia, ale jakiejś bańki.
Maciek: Głos piętnastu łomżyniaków.
Michał: I teraz nasi znajomi czytają i się zastanawiają: Fuck, to było o mnie? (śmiech)
Maciek: Ci, co mają wiedzieć, wiedzą.
Zadam być może dziwne pytanie, ale czy u was wszystko w porządku? Bo mam wrażenie, że poprzednie wasze płyty były głównie nostalgiczne, a ta jest jednak trochę bardziej smutna.
Michał: Jak najbardziej – u nas wszystko w porządku. Ale kiedy powstawała ta płyta, najpierw mieliśmy końcówkę pandemii, potem wybuchła wojna, a nas osobiście dotknął pożar w studiu. Myślę, że to wszystko miało wpływ na końcowy kształt płyty. Passé robiło się inaczej niż poprzednie płyty. Trudniej.
Maciek: Widziałem opinie, że ta płyta jest smutniejsza. To ciekawe. Na płycie przedostatnim kawałkiem jest Ustęp. I on rzeczywiście jest bardzo smutny. Był pisany w bardzo złym momencie, może on przeważa szalę. Ale masz rację. Chyba więcej optymizmu było na Kole.
Michał: Wydaje mi się też, że Maciek mówi w tekstach na tej płycie o innych problemach. Pojawiają się rzeczy płynące z naszego doświadczenia. Starzejemy się i mamy więcej związanych z tym dylematów. Mogą one brzmieć jak coś mało pozytywnego, ale myślę, że też są naturalne.
Maciek: Ctrl+Z, który wydaje się być kawałkiem o zagubieniu, dla mnie jest o poszukiwaniu w tym wszystkim dobrej strony.
Lordofon – Obiecuję, że będzie gorzej
Ja bardziej miałem jednak na myśli Obiecuję, że będzie gorzej, bo sam tytuł jest już mocno pesymistyczny.
Maciek: Tutaj nie mam nic na swoją obronę (śmiech). W tym utworze początkowo było kilka innych wersów, już nie będę ich przytaczał, ale pojawiał się tam bardziej konkretny name-dropping, ale stwierdziliśmy, że to już było niesmaczne. Mimo że był on uzasadniony. Ale nie jesteśmy raperami.
Nie no, patrząc na L.O.R.D byku…, to trochę jesteś raperem. Są momenty w których, trochę nabijając się z tej konwencji, wchodzisz raperom do ogródka.
Maciek: Raperem to jestem tylko tak dla pozoru (śmiech).
Michał: L.O.R.D byku to jest taki numer, gdzie przybieramy pozycję dwóch umięśnionych gości, chociaż w rzeczywistości mamy bardziej szczurze klaty.
Mówiąc o Ustępie wspomnieliście o jego pozycji na trackliście. Płytę zamyka chatGPT, który dla wielu osób do tej płyty nie pasuje.
Maciek: Słyszeliśmy takie opinie. Z jednej strony nie pasuje, z drugiej strony trudno znaleźć klucz dla reszty kawałków. W naszym mniemaniu pasuje. Naszym głównym kierunkowskazem było to, czy nam się utwory podobają i czy się dobrze bawiliśmy, robiąc je. A ten robiło się nam najprzyjemniej.
Michał: Nawet jeśli nie pasuje do albumu, to pasuje do nas. Jest to jeden z najbardziej pasujących do nas numerów. Nie mówię, że między innymi utworami a nami jest jakiś duży dystans, ale gdybyśmy mieli sobie odpalić dziś jakiś kawałek z tej płyty, byłby to pewnie chatGPT. No i nie mieliśmy jeszcze wcześniej żadnej solówki gitarowej na albumie, tak nie wypada.
I koncertowo ten numer musi robić robotę.
Maciek: Oj tak, najlepszą oprócz Grawitacji, którą zna najwięcej osób. Tak w ogóle to zapraszamy na koncerty.
Michał: ChatGPT i 2225 to są kawałki, którymi kończymy występy. Trudno sobie wyobrazić lepsze zakończenie koncertu niż napierdalanie.
Tak samo układaliście tracklistę płyty?
Maciek: Trochę było nad nią kombinowania. Ale nie jakoś bardzo dużo, bo dość jasno nam się układała.
Michał: Na pewno wyznajemy zasadę, że trzeba zakończyć czymś, co jest „jakieś”. Energiczne, smutne, radosne. Come on, to jest ostatni kawałek, którego ktoś słucha. Musi zostawić niedosyt.
Czy proces dopieszczania albumu bardzo was do niego zniechęcił?
Maciek: Nie zniechęcił, ale faktycznie potrzebujemy po czasie produkcji spojrzeć na te kawałki z nowej strony. I teraz wiedząc, jaki jest odbiór płyty i co ludzie piszą o tych numerach, to słuchając ich, patrzymy na nie z innej strony. Są drugi raz świeże. Na koncertach będą trzeci raz świeże. Da się z nimi żyć.
Michał: Wydaje mi się, że Koło nas bardziej wymęczyło. Ale może to też kwestia tego, że robiliśmy przy tamtej płycie cały mix, a masteringiem zajął się Rafał Smoleń. Tutaj, choć sami robiliśmy jakiś wstępny mix, tym właściwym również zajął się Rafał i dzięki niemu usłyszeliśmy swoje kawałki na nowo. Rzucił je na nowy poziom, łatwo było się znowu nimi podekscytować.
Jak na moje ucho, to jest zdecydowanie najlepiej brzmiąca wasza płyta.
Maciek: Musi być, gdyby tak nie było, to byśmy się załamali. Bardzo się skupiliśmy na tym aspekcie. Przy Kole to też było ważne, ale nie mieliśmy aż takiego zaplecza.
Michał: Do mixu zawsze podchodzimy perfekcjonistycznie, a tym razem praktycznie nie musieliśmy iść na kompromisy. Coś tam czasem ponarzekamy z Maćkiem i pozmieniamy ustawienie mikrofonu, np., żeby spróbować wynieść brzmienie jeszcze level wyżej.
Maciek: Ale na pewno wykorzystaliśmy nasze możliwości najlepiej, jak się dało.
To naturalna rzecz, że cały czas się kombinuje i chce dokręcać śrubę, ale w pewnym momencie trzeba chyba po prostu odpuścić.
Maciek: Myślę, że na następnej płycie zrobimy kolejny krok, kolejny upgrade i tam zostaniemy. Bo rzeczywiście chyba nie ma co się aż tak skupiać na brzmieniu, szczególnie że ludzie słuchają naszej muzyki z przeróżnych sprzętów, rzadko ze studyjnych referencyjnych monitorów.
Michał: To, co słyszymy teraz, już nas satysfakcjonuje, a nie mieliśmy aż takiej satysfakcji przy Kole.
Ostatnie pytanie: Czy pamiętacie pierwszy moment, kiedy poczuliście się starzy?
Maciek: Pierwszy raz poczułem się stary, gdy oglądałem w kinie Spider-Man: Bez drogi do domu i oni zniknęli w portalu. Wtedy oficjalnie zakończyło się moje dzieciństwo (śmiech). To głupie, ale miałem potem mega doła, pożegnałem się ze swoimi bohaterami.
Michał: Ja się jeszcze nie poczułem stary (śmiech).
Maciek: „Stary” to takie duże słowo. Dorosły, taki naprawdę już dorosły.
Michał: Wydaje mi się, że pierwszy raz zdałem sobie sprawę, że się starzeje, jak mi ktoś zwrócił uwagę na siwe włosy. Banalna odpowiedź, ale najbardziej dla mnie oczywista.
Ja tak miałem, obserwując w wieku szesnastu lat na boisku piłkarzy, którzy są w moim wieku.
Maciek: O to też, faktycznie. Pierwszy taki moment miałem dwa lata temu gdy zauważyłem, że wszyscy nowi aktorzy i muzycy są ode mnie młodsi.
Michał: O, wiem kiedy to poczułem! Jak oglądałem pierwszy sezon Hotelu Paradise i tam większość osób była młodsza ode mnie, a wyglądała starzej.
Maciek: Ale ja mam ciągle w głowie podział dorośli – dzieci. I ja jestem w grupie dzieci.
Lordofon – Passé
Po trzech latach od premiery debiutanckiego Koła Lordofon powrócił z drugim albumem, Passé, który jak sami mówią, jest dla nich „drugim debiutem”. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Co było […]
Obserwuj nas na instagramie: