“To nie jest hip-hop. Rozmowy” na własnych zasadach [wywiad]
Obserwuj nas na instagramie:
Seria To nie jest hip-hop. Rozmowy składa się już z czterech tomów. Jacek Baliński oraz Bartek Strowski opowiedzieli o dotychczasowej drodze, którą przeszli. Baliński, pomysłodawca projektu oraz założyciel wydawnictwa No Dayz Off, zdradził również, czy powstanie piąta odsłona cyklu.
Jacek Baliński i Bartek Strowski o serii To nie jest hip-hop. Rozmowy
Pierwszy tom cyklu To nie jest hip-hop. Rozmowy ukazał się w 2018 roku. Wśród gości Jacka Balińskiego i Bartka Strowskiego znaleźli się m.in. Łona, Żabson, Bilon, Wini czy Anna Plaskota. Na ten moment seria opiewa na cztery tomy, w tym trzy stworzono w duecie Baliński-Strowski. Zeszłoroczne wydawnictwo przyniosło zmianę w postaci zawodowego “rozejścia”, w związku z czym na okładce TNJHH IV widnieje wyłącznie nazwisko Jacka.
Nagranie ze spotkania trwało blisko trzy godziny. Biorąc pod uwagę standardy chłopaków, nie wydaje się ono szczególnie długie. W trakcie rozmowy zahaczyliśmy o pierwsze wywiady w życiu, szlifowanie umiejętności i przepracowywanie ambicjonalnych zapędów czy kwestie warsztatowe. Z treści dowiecie się także, dlaczego czwarty tom powstał bez Bartka, ile wyniosła produkcja pierwszego tomu oraz jakie są dalsze plany związane z serią.
TNJHH Rozmowy – wywiad o historii serii
Igor Wiśniewski: Jakie były Wasze pierwsze wywiady, które przeprowadziliście?
Bartek Strowski: Z Kubą Knapem. Umówiłem się z nim na rozmowę dla pewnego niezależnego portalu o kulturze. Spotkaliśmy się na Polu Mokotowskim. Knap był wtedy już po debiutanckim mixtape’ie i chwilę przed wydaniem Lecę, chwila, spadam, powoli robiło się o nim głośno. Usiedliśmy w parku na górce, była wiosna, więc wypiliśmy po piwku, zjaraliśmy blanta i pogadaliśmy półtorej godziny. To było zajebiste! Czułem się dobrze, przeprowadzając rozmowę, byłem przygotowany i wiedziałem, o czym mówię. Niedługo później umówiłem się na wywiad z Eldo i przyznam, że przed tym spotkaniem byłem znacznie bardziej zestresowany – w końcu miałem rozmawiać z artystą, który ma za sobą długa historię i ugruntowaną pozycję na scenie. Czułem się w pewien sposób wyróżniony, że zdecydował się poświęcić mi swój czas. Nie mogłem wówczas przewidzieć, że kilka lat później obaj panowie zagoszczą we współtworzonym przeze mnie trzecim tomie książki „To nie jest hip-hop. Rozmowy”…
Jacek Baliński: Nie pamiętam, jaki wywiad przeprowadziłem jako pierwszy, natomiast najbardziej pamiętnym z moich początków był wywiad z Killa Kelą, popularnym brytyjskim beatboxerem. Spotkaliśmy się przed jego koncertem w Warszawie; to był styczeń 2012 roku. Uczęszczałem wtedy do drugiej klasy liceum, miałem niespełna 18 lat. Było to bardzo stresujące wydarzenie – nie dość, że musiałem mówić po angielsku, to jeszcze rozmawiałem z artystą rozpoznawalnym na skalę światową. Gdy przygotowałem i przetłumaczyłem pytania, dałem je jeszcze do sprawdzenia i poprawy mojej mamie, która jest anglistką. Samo spotkanie zapamiętałem jako dukanie przeze mnie kolejnych pytań i odhaczanie ich po kolei z listy. Właściwie zero interakcji. Byłem tak sparaliżowany, że niewykluczone, że nawet nie słuchałem odpowiedzi (śmiech).
W kolejnych latach robiłem względnie sporo wywiadów, ale zwykle niezwiązanych z muzyką. Współpracowałem oczywiście również z portalami i magazynami traktującymi o muzyce, ale przygotowywałem dla nich głównie inne teksty. Ciągnęło mnie do rapowych wywiadów, ale na przykład w T-Mobile Music ta działka była obsadzona przez bardziej doświadczonych autorów. To było dla mnie bodaj najważniejsze medium, dla którego pisałem, więc tym bardziej doceniam, że – mając 20–22 lata – mogłem dla niego przeprowadzić dość obszerne wywiady z Peją, Ostrym czy Kalibrem 44.
Tak czy inaczej wyraźnie czułem, że wywiad jest moją ulubioną formą dziennikarską i z biegiem czasu coraz bardziej zaczęło mi doskwierać, że zwykle muszę się w nich skupiać jedynie na bieżących tematach i że nie mogą być one takiej objętości, jakiej bym sobie życzył. W związku z tym, że miałem wcześniej już drobne doświadczenie wydawnicze, wpadłem na pomysł, żeby wydać książkę z wywiadami.
Kiedyś usłyszałem, że są trzy najpopularniejsze sposoby na przeprowadzenie wywiadu. Pierwsza: masz mniej więcej zarys tego, co chcesz zrobić – i lecisz. Drugi: wypisujesz kilka wątków hasłowo i zaczynasz rozmowę. Trzeci: planujesz całe spotkanie i ewentualnie uzupełniasz napisane już pytania, reagując na to, co mówi twój rozmówca. Jak to wygląda u was?
Jacek: W liceum chodziłem na jakieś warsztaty dziennikarskie, ale tak naprawdę jestem samoukiem w tej materii i działam intuicyjnie. Z tomu na tom, w miarę nabywania ogłady i doświadczenia, moje podejście się zmieniało. Przy pierwszej części budowałem sobie przynajmniej pewien „szkielet” wywiadu, w notatkach konstruowałem konkretne pytania, planowałem mniej więcej przebieg rozmowy, kształtowałem bloki tematyczne. Wynikało to pewnie z młodego wieku i z obawy, że w trakcie spotkania się pogubię i nie będę wiedział, w którą stronę mam pójść. Przy drugim tomie dałem sobie więcej swobody, ale nadal miałem jeszcze jakąś wizję danego spotkania – pamiętam chociażby, jak przed wywiadem z Taco ustalaliśmy z Bartkiem, od jakiego wątku zaczniemy. Przy następnych częściach nie nastawiałem się już na nic. Poświęcałem mnóstwo czasu na research, wpisując do notatek cytaty, hasła, wklejałem screeny, natomiast później nie porządkowałem sobie tego. Podczas spotkań skupiłem się w większym stopniu na słuchaniu i odpowiedniej moderacji, popartej wcześniejszym przygotowaniem.
Zobacz: Taco Hemingway w obszernym wywiadzie w książce TNJHH II
W trakcie wywiadu nie korzystam z notatek – chyba że chcę na przykład posłużyć się jakimś cytatem, który pasuje do kontekstu. Nie dążę też do tego, aby poruszyć każdy z kilkudziesięciu punktów z moich zapisków – one służą mi bardziej do tego, żeby przed samym spotkaniem odświeżyć sobie pamięć, ponieważ research robię zwykle ze sporym wyprzedzeniem. Pamiętam, że z DJ-em 600V rozmawiałem przez blisko sześć godzin i gdy już skończyliśmy, wiedziałem, że nie poruszyliśmy pewnych wątków, które miałem z tyłu głowy. Na sam koniec jeszcze je omówiliśmy – a nuż później przydadzą mi się w którymś miejscu w redakcji. Okazało się, że niczego z tej „dogrywki” ostatecznie nie wykorzystałem. Ważne jest dla mnie flow spotkania, a nie kurczowe trzymanie się jakichś tematów. Pomimo że podczas redagowania zwykle nadaję materiałowi pewne ramy i pilnuję porządku chronologicznego, to spotkanie często ma mniej linearny przebieg.
Bartek: Jeśli chodzi o mnie, to kiedyś byłem tego rodzaju dziennikarzem, który idzie na wywiad ze stertą notatek w kieszeni; niekiedy przeglądałem je nawet w trakcie spotkania. Gdy teraz o tym myślę, trochę chce mi się z siebie śmiać. Najważniejsze jest, by obserwować swojego rozmówcę i reagować na każdy jego ruch, gest czy iskrę w oku. Mam wrażenie, że po kilku latach pracy z Jackiem nieco przejąłem jego styl prowadzenia wywiadów.
[do Bartka] Musiałeś jakoś zredefiniować swój mindset z poprzednich doświadczeń zawodowych na potrzeby prowadzenia rozmów do książki?
Bartek: Fundament raczej był podobny, choć pamiętam, że na początku prac Jacek zapytał mnie, czy nie będę miał problemu z tym, by przejść z nieco krótszej formy na format książkowy. Arogancko odparłem, że w żadnym wypadku i że przecież to żaden problem. Wydawało mi się, że nie muszę się adaptować do nowej sytuacji, ale z perspektywy czasu wiem, że ta adaptacja i ewolucja były konieczne. Podam przykład z pierwszej części: podczas rozmowy z Żabsonem po dwóch godzinach uznałem, że mam już wszystko, czego potrzebuję. Jacek przezornie jednak przedłużył to spotkanie o kolejną godzinę, wypytał rapera o dodatkowe rzeczy. Z każdym kolejnym tomem czułem, że jest już tylko lepiej i wiedziałem, że trzeba cisnąć tak długo, jak czas rozmówcy na to pozwala, żeby zebrać jak najobszerniejszy materiał.
Dziś więc pokornie odpowiadam, że w pewnym stopniu musiałem się przestawić i inaczej podejść do książkowych wywiadów. Z drugiej strony uważam, że już na starcie miałem solidne podstawy, ponieważ w żadnym ze swoich wcześniejszych wywiadów nie goniłem za tym, aby gadać wyłącznie o aktualnych tematach, związanych z premierą płyty czy singla. W latach 2014–2016 zrealizowałem dla weekendowego wydania Gazety.pl wiele pogłębionych wywiadów, głównie z muzykami, które solidnie mnie przygotowały do prowadzenia kompleksowych rozmów. Od początku skupiałem się na bardziej uniwersalnych i życiowych kwestiach. Wolałem pokazać mojego rozmówcę raczej jako człowieka, a nie tylko jako artystę. W dużej mierze przełożyłem to podejście na nasze książki.
Jacek: Właśnie to podejście, o którym mówi Bartek, spowodowało, że zaprosiłem go do współpracy. Jego wywiady z tego okresu były w zasadzie jedynymi rapowymi, które czytałem z zainteresowaniem i na swój sposób wręcz mnie urzekły. Wybiegały one poza tematy, które stanowią pretekst do udzielania wywiadów: premiera płyty czy duży koncert. Umówmy się – gdy obecnie udzielam różnych wywiadów, robię to przede wszystkim w celu promocji książki i choćbym miał dziesiąty raz odpowiadać na to samo pytanie, nie jest to dla mnie problemem, dopóki dzięki temu trafiam do nowych odbiorców. Doceniam jednak takie spotkania jak to, gdzie mogę powiedzieć coś więcej niż tylko to, że niedawno wyszedł czwarty tom „TNJHH. Rozmowy” i że serdecznie zachęcam do zakupu (śmiech).
W jaki sposób dobieraliście współpracowników?
Jacek: Powiedziałbym, że w sposób… ziomalski. Zaczynając prace nad pierwszą częścią, byłem jeszcze studentem i nie mogłem sobie pozwolić na to, by odezwać się do jakiegoś znanego fotografa, bo pewnie jego wynagrodzenie za jedną sesję przekraczałoby mój budżet na sesji dwadzieścia. Zaproponowałem więc współpracę Maciejowi Boguckiemu, który był wówczas moim kolegą i który robi całkiem fajne zdjęcia. Jestem mu wdzięczny za to, że podjął się tego zadania i podszedł do niego z pełnym zaangażowaniem. Mateusza Holaka, który był odpowiedzialny za okładkę i ilustracje, zaprosiłem znacznie później – lubiłem jego styl, do tego mieliśmy wcześniej jakiś kontakt i cieszę się, że udało się to dopiąć.
Do kolejnych dwóch tomów zdjęcia robiła Ania Bystrowska, a okładki i ilustracje – Jacek Rudzki Znajomy Grafik. Mówimy tu zatem o bardzo uznanych nazwiskach. Do współpracy z Anią doszło tak, że jedno jej zdjęcie znalazło się w pierwszej części i gdy spotkaliśmy się, bym wręczył jej egzemplarz autorski, Ania na koniec rzuciła, że gdybym kiedyś potrzebował jeszcze jakichś zdjęć, to śmiało mogę się do niej odzywać. Jeśli chodzi natomiast o Jacka, to nie znałem go wcześniej osobiście, natomiast bardzo ceniłem sobie jego prace i wiedziałem, że posiada pierwszy tom. Nieśmiało do niego zagaiłem, a on właściwie z miejsca przystał na moją propozycję. O współpracy z Anią i Jackiem trzeba byłoby zrobić oddzielny wywiad, więc tu ograniczę się tylko do powiedzenia, że jestem im szalenie wdzięczny za ich wkład w serię „TNJHH. Rozmowy”. Tom czwarty przyniósł pewne odświeżenie formuły, dlatego tym razem na zdjęcia dogadałem się z Jackiem Kuropatwą, a na oprawę graficzną – ze studiem projektowym Connect the dots. Do obu współprac doszło bardzo naturalnie i jestem na maksa zadowolony z efektów.
Kończąc ten wątek – od początku bardzo zależy mi na tym, żeby te książki były elegancko wydane, stąd duży nacisk kładę na stronę wizualną. Zdaję sobie sprawę, że mógłbym zrezygnować z ilustracji, a zamiast zdjęć robionych specjalnie na tę okazję mógłbym poprosić każdego z Rozmówców, by wysłał mi jakieś ze swojego archiwum – ale to już by nie było to samo. Staram się racjonalnie podchodzić do kosztów i nie mogę sobie pozwolić na ekstrawagancję, lecz z drugiej strony nie zamierzam też liczyć każdego grosza i wydawać książki byle jak.
Czysto warsztatowo: spisywanie czy redagowanie wywiadu?
Jacek: Transkrypcja jest bardzo niewdzięczną robotą. Do tej pory robiliśmy ją z Bartkiem sami, choć przy trzecim tomie już nosiłem się z zamiarem, aby zlecić to na zewnątrz. Gdy jednak dzień po dniu doszło do spotkań z Eldoką i Sariusem, doszedłem do wniosku, że nie mogę tak intymnych nagrań powierzyć obcej osobie, ponieważ byłoby to nie w porządku wobec Rozmówców, którzy mocno się przede mną otworzyli. Nie skakałem może ze szczęścia, że znów będę musiał jak małpa klepać w klawiaturę, niemniej robiąc transkrypcję w jakiś sposób też pracuje się nad warsztatem. Odsłuchując materiał, mogę się przekonać, w których momentach było OK, w których nieco gorzej, jakie było flow, co mogę ewentualnie poprawić przed kolejnym wywiadem… Trochę jak z researchem – żmudna i długa robota, której często mam dosyć, ale z której płyną także spore korzyści.
Odpowiadając zaś wprost na twoje pytanie – oczywiście, że wolę redakcję, ponieważ to jest już kreatywny proces, wymagający sporego wysiłku umysłowego. Pełna koncentracja i wyciąganie z obszernego transkryptu samego mięsa, budowanie narracji, porządkowanie, dbanie o kompozycję… Nagle po łącznie kilkudziesięciu godzinach przygotowań, samej rozmowy i transkrypcji zaczyna się wyłaniać ostateczna forma. Daje to dużą satysfakcję, pomimo że nie jest to dla mnie łatwe zajęcie, zważywszy na to, że wkładam w nie całego siebie i bardzo zależy mi na jakościowym efekcie końcowym.
Bartek: Zarówno transkrypcja, jak i redakcja są dla mnie upierdliwe i ciężkie, ale z dwojga złego wolę to pierwsze. Każdy, kto miał przyjemność – bądź nieprzyjemność (śmiech) – spędzić długie godziny, dłubiąc przy wywiadzie, ten wie, że oba te procesy są w pewnym sensie złem koniecznym. Trzeba je wykonać dobrze i rzetelnie, żeby uzyskać właściwy efekt. Można to porównać do rapera, dla którego esencja i największa zajawa tkwią w samym nagrywaniu zwrotek, ale później potrzebne są jeszcze mix i mastering, żeby numer odpowiednio wybrzmiał.
Na marginesie – muszę przyznać, że miałem kłopot z przygotowaniem się do tej rozmowy. Wiele wątków, które chciałem poruszyć, znalazły się już w waszym podcaście z lipca 2020 roku, gdzie podsumowaliście swoją współpracę przy trzech pierwszych tomach.
Jacek: W pełni to rozumiem, ponieważ sam do niedawna miałem schizę, że nie wypada opublikować w książce treści, które już wcześniej gdzieś zostały poruszone. Na szczęście dotarło do mnie, że przecież zapewne żaden czytelnik nie jest takim diggerem jak ja, w związku z czym nikt nie będzie mi robił wyrzutów o to, że osoba X w wywiadzie z 2007 roku dla lokalnego tygodnika opowiedziała tę samą historię, co w „TNJHH. Rozmowy”. Oczywiście dbam o to, by moje wywiady były unikalne, ale gdy na przykład Bartek napisał mi, że w wywiadzie z Mielzkym poruszyłem jakiś wątek, który został poruszony już kilka lat wcześniej w innym wywiadzie (na skądinąd nieistniejącym już portalu), nie rwałem sobie włosów z głowy. Bardziej niż o samo podanie chodzi o sposób podania. Moim zadaniem jest dostarczenie odbiorcom wciągających, płynnych i starannie opracowanych historii każdego z zaproszonych Rozmówców.
Krótko mówiąc – w wywiadach ze znanymi raperami trudno o niepowielanie pewnych zagadnień, zwłaszcza gdy podchodzi się do ich życiorysów holistycznie. Inaczej jest w przypadku wydawców, menedżerów czy realizatorów dźwięku, ponieważ o Annie Plaskocie czy Staszku Koźliku przed premierą, odpowiednio: pierwszego i drugiego tomu, nie było wiadomo zbyt wiele, w związku z czym mogliśmy chłonąć każde ich słowo jak gąbka.
Bartek: Prawdę mówiąc, chyba nie ma się czym przejmować, jeśli chodzi o repetytywność poruszanych kwestii w wywiadach. Gdy czasem obserwuję ten „medialny cyrk”, w którym non stop ktoś promuje kolejny projekt, odnoszę wrażenie, że w 98 procentach przypadków padają te same pytania i te same odpowiedzi; zmienia się tylko data i nazwa medium, w którym ukazuje się wywiad. Najbardziej bawią mnie sytuacje, gdy jakaś publikacja jest promowana na zasadzie: „X po raz pierwszy poruszył ten temat!”, a ja po kilku minutach researchu znajduję stary tekst czy materiał video, w którym artysta wyczerpał tę „nieporuszoną nigdzie wcześniej” kwestię (śmiech). A tak serio: czasem warto powtarzać pytania, które już gdzieś kiedyś padły, bo mijający czas mógł zapewnić przepytywanemu potrzebny dystans, aby się otworzył. Dla przykładu – wydaje mi się, że Rahim o śmierci Magika dwadzieścia lat temu nie mógłby mówić tak otwarcie, jak robi to w trzeciej części naszej serii.
To nie jest hip-hop. Rozmowy – podsumowanie trzech pierwszych tomów
Z jakich źródeł korzystacie podczas researchu?
Bartek: W przypadku artystów kluczowe jest sprawdzenie ich twórczości i dotychczasowych wywiadów. To jest fajne, ale nie ukrywam, że bardzo lubię rozmawiać również z mniej znanymi postaciami, przy których można bardziej popuścić wodze fantazji i zastanowić się, co w życiorysie tego człowieka może być interesujące dla czytelnika.
Jacek: Najważniejsze są oczywiście – tak jak powiedział Bartek – pełna dyskografia oraz wszystkie dostępne dotychczasowe wywiady. Do tego w moim przypadku dochodzą: Discogs, Instagram, Facebook, YouTube, archiwum portali muzycznych, stare czasopisma rapowe, teledyski, recenzje… Jest tego trochę (śmiech). Mam świadomość, że czasami wręcz niepotrzebnie poświęcam tak dużo czasu na przygotowania, natomiast gdy mam już gotowy materiał i widzę w nim odnośniki do rzeczy, które wydiggowałem na końcu internetu, utwierdzam się w przekonaniu, że warto było ten czas poświęcić. Dla przykładu: pierwsze pytanie w zredagowanym już wywiadzie z VNMem z czwartego tomu nawiązywało do demówki z 2000 roku jego pierwszego undergroundowego zespołu. Któreś z kolejnych zostało zainspirowane wpisem na FB sprzed bodaj siedmiu lat, na screen którego trafiłem, przeglądając adnotacje do wybranych utworów na Geniusie. Czy świat by się zawalił, gdybym do tych źródeł nie dotarł? Raczej nie, ale dzięki nim mogę wyciągnąć fajne smaczki. Staram się o tym pamiętać za każdym razem, gdy załamuję ręce nad researchem i mam go serdecznie dość (śmiech).
[do Bartka] Też jesteś takim masochistą?
Bartek: Może nie aż takim jak Jacek, chociaż przez lata wspólnej pracy zacząłem częściowo przejmować jego metody. Pozostając jeszcze w tym temacie – pamiętam, jak przyjechaliśmy do Poznania i czekaliśmy na spotkanie z Peją do trzeciego tomu. Jacek był wtedy bardzo niepocieszony faktem, że bodaj pierwszy raz nie był w stanie przerobić przed spotkaniem wszystkich możliwych źródeł – tak dużo ich było… Widziałem ból w jego oczach (śmiech).
Zawsze się zastanawiałem, jakie są proporcje researchu do Waszej wcześniejszej wiedzy.
Jacek: To zależy od tego, na ile jestem zaznajomiony z twórczością danej osoby, co nie zmienia faktu, że research wygląda u mnie zawsze tak samo. Choćbym był w stanie wyrecytować czyjeś utwory obudzony w środku nocy, i tak przed wywiadem przesłucham wszystkie jego płyty. Tak czy inaczej – research to raz, wiedza „zastana” to dwa, a trzy: umiejętne reagowanie na nowe informacje, które pojawiają się już w trakcie spotkania.
Bartek: Umawiając się z kimś na wywiad, zwykle od razu wiem, że pewne wątki z jego życia na pewno będę chciał poruszyć podczas spotkania, gdyż zwyczajnie mnie ciekawią. Później następuje etap researchu, podczas którego pojawiają się kolejne wątki warte prześledzenia. Podczas spotkania pozostaje jeszcze szybko i właściwie reagować na wszystko to, co uważam za warte rozwinięcia.
Kiedy zapraszaliście artystów, odzywaliście się do menedżerów czy bezpośrednio do zainteresowanych?
Bartek: Przy każdej części było chyba trochę inaczej. Przy pierwszym tomie z pewnością było sporo partyzantki i chaosu. Pamiętam, że chociażby do Pezeta czy Włodiego dzwoniłem bezpośrednio, ponieważ miałem z nimi już wcześniej styczność przy okazji innych wywiadów, i próbowałem ich przekonać do udziału. W przypadku dwóch kolejnych części wydaje mi się, że nawet jak mogliśmy uderzyć do kogoś bezpośrednio, woleliśmy kontaktować się oficjalnymi kanałami.
Jacek: Do osób, z którymi miałem wcześniej mniejszy lub większy kontakt, odzywam się bezpośrednio. Tak samo jest w przypadku Rozmówców, którzy nie mają managementu – na przykład dlatego, że sami są menedżerami (śmiech). Gdy artysta posiada menedżera czy choćby agenta bookingowego, wówczas kontaktuję się właśnie przez „pośrednika”. Przyznam jednak, że o ile cenię sobie oficjalną komunikację i profesjonalizm, o tyle po męczących rozmowach z managementami osób, które ostatecznie nie zagościły w „TNJHH. Rozmowy”, skłaniam się ku kontaktom bezpośrednim lub z mniej „formalnym” managementem. Nie jestem fanem korporacyjnych standardów komunikacji w rapie.
Idąc dalej – jak w ogóle wyglądał klucz doboru rozmówców?
Jacek: Z tomu na tom ten klucz trochę się zmienia, natomiast niezmienne pozostaje to, że zawsze kierowała nami intuicja, a nie wyrachowana analiza i patrzenie pod kątem liczby followersów czy sprzedanych płyt – choć nie jest tajemnicą, że na samych szarych eminencjach daleko byśmy nie zajechali. Szczególnie przy pierwszej części bardzo ważną rolę odegrał też mój i Bartka gust muzyczny oraz przeczucie, czy będziemy mogli z zaproszonymi osobami porozmawiać o czymś więcej niż tylko rap. Po kolejne: wybieraliśmy osoby dla nas inspirujące. Nie zaprosiłbym chociażby Tomka Woźniaka, gdybym nie był pod wrażeniem jego kariery zawodowej. Nie ulega przy tym wątpliwości, że gdybyśmy od razu mieli plan na stworzenie więcej niż jednego tomu, to lista bohaterów jedynki wyglądałaby inaczej. Nie żałuję oczywiście udziału którejkolwiek z osób w którymkolwiek tomie, ale pewnie inaczej byśmy te osoby obsadzili, żeby na przykład w pierwszej części nie mieć aż tak dużo Rozmówców z Warszawy (tylko trzy z dwudziestu wywiadów odbyły się w innych miastach).
Na pewno zależy mi na tym, by obsada każdego tomu była równie ciekawa i zróżnicowana. Pomimo że „TNJHH. Rozmowy” nie traktuje w linii prostej o historii polskiego hip-hopu, to z biegiem czasu zacząłem kłaść nacisk na to, by w jakiś sposób zobiektywizować swoje wybory. Czyli: jeżeli osoba X ma duże zasługi dla tej muzyki i stoi za nią niebanalna historia, to chcę ją gościć w tej serii, nawet jeżeli jej twórczość nie jest mi jakkolwiek bliska. Poza tym dotychczas rozmawialiśmy już z 70 osobami i naprawdę nie sposób być oddanym fanem każdej z nich, bo istnieje też świat poza polskim rapem (śmiech).
Kończąc – patrzę bardziej przez pryzmat człowieka, nie artysty, a do tego skłaniam się raczej ku osobom z dużym stażem na scenie czy w branży. Jest oczywiście wśród młodych wykonawców kilka nieprzeciętnych postaci, lecz uważam, że z obecnymi 20-kilkulatkami lepiej będzie porozmawiać za pięć–siedem lat, gdy przybędzie im kolejnych doświadczeń i punktów odniesienia, a obecne sukcesy nabiorą przyszłego kontekstu.
[do Bartka] Miałeś jakiegoś rozmówcę, na którego się uparłeś?
Bartek: Być może na wczesnym etapie pracy nad pierwszym tomem miałem takie ambicjonalne zapędy i bardzo zależało mi na czyimś udziale; usilnie walczyłem na przykład o wywiad ze Smarki Smarkiem. Niejednokrotnie byliśmy pytani przez czytelników czy dziennikarzy o dobór rozmówców, a Jacek lubił wdawać się czasami w śmieszki z internautami. Ktoś kiedyś zapytał w komentarzu, jakim prawem Otsochodzi znalazł się w drugiej części. Jacek odpisał, że zaprosiliśmy go dlatego, że jest zajebistym raperem, a po chwili został skontrowany pytaniem, kto to niby orzekł. „Oficjalna Komisja Do Spraw Orzekania Zajebistości Raperów” – odparł Jacek (śmiech).
Wydaje mi się, że dobór gości to w gruncie rzeczy bardzo prosta sprawa, którą można jednak bardzo łatwo skomplikować. Jeśli zacznie się wymyślać mnóstwo kategorii czy kryteriów, które ktoś powinien spełnić, robi się niepotrzebny bałagan. Wszystko sprowadza się tak naprawdę do tego, czy ktoś ma ciekawą historię i czy może coś przekazać w interesujący sposób. Interesuje mnie również to, czy jest to osoba, z którą miałbym ochotę pójść na kawę i normalnie pogadać. Bardzo istotne jest, byśmy chcieli stać obok tego człowieka, bowiem obecnością w „TNJHH. Rozmowy” na swój sposób legitymizujemy jego działalność, więc zależy nam, by nie zapraszać byle kogo.
Mam wrażenie, że przy każdej części pojawiają się głosy, które mówią Wam, że poprzednie grono rozmówców było lepsze niż to najnowsze.
Bartek: Być może, ale to są subiektywne opinie. Wszystkim nie jesteśmy w stanie dogodzić. Dodam, że nie współtworzyłem czwartego tomu książki, a jej skład wydaje mi się po prostu kozacki!
Jacek: Nie do końca się z tym zgodzę, ale przyznam, że bardzo zależy mi na tym, żeby na książki z serii „TNJHH. Rozmowy” nie patrzono wyłącznie przez pryzmat zaproszonych gości. Dążę do tego, by jak największa grupa czytelników sięgała po wszystkie tomy, a nie tylko po te, w których znajduje się najwięcej lubianych przez nich Rozmówców. Jest wierne grono osób, które w ciemno sięga po każdą kolejną część i które ufa naszym wyborom i naszemu warsztatowi. Które wie, że nie zapraszamy przypadkowych osób i że każdy wywiad jest przygotowany ze wszech miar rzetelnie. Bardzo im za to dziękuję i mam nadzieję, że uda się to grono powiększyć, ponieważ zdaję sobie sprawę, że z moim podejściem potencjał czysto komercyjny każdej kolejnej części może być coraz mniejszy.
Zawsze mnie to ciekawiło – czy chcieliście zagrać Pihowi na nosie, nadając książce taki, a nie inny tytuł?
Jacek: Absolutnie nie. Nie była to z naszej strony żadna złośliwość, przytyk czy cokolwiek innego. Kończąc prace nad pierwszym tomem i rozważając różne tytuły, spotkałem się z Rafałem Groblem na małą burzę mózgów. W trakcie spotkania Rafał zasugerował, że warto by zaadaptować na potrzeby tytułu książki wypowiedziane wcześniej przez Piha hasło, albowiem „To nie jest hip-hop” można fajnie i w nieoczywisty sposób odnieść do zaproszonego przez nas grona Rozmówców. Ot, cała historia.
Nie konsultowałem jednak tego z Pihem i nie ukrywam, że w jakimś stopniu obawiałem się jego ewentualnej reakcji. Bodaj po premierze drugiego tomu zaczął obserwować @tnjhhrozmowy na Instagramie, więc zacząłem odliczać sekundy, aż w DM-ach pojawi się wiadomość od niego z żądaniem wyjaśnień, ale się nie doczekałem (śmiech). Ostatecznie stanęło na tym, że zaprosiłem Piha do udzielenia wywiadu do czwartego tomu, choć myślałem o tym już sporo wcześniej. Long story short – rozbity na dwa spotkania wywiad wyszedł doskonale, a kwestię tytułu też sobie wyjaśniliśmy w międzyczasie i okazało się, że Adam nie ma żadnych pretensji i rozumie, dlaczego taki wybraliśmy. Bardzo się cieszę, że Pih jest częścią tej serii, ponieważ to niezwykle zasłużona dla polskiego rapu postać, a jego płytę z Chadą z 2003 roku mam w swoim prywatnym TOP5 polskiego rapu ever.
Bartek: Zawsze traktowałem tytuł naszej serii po prostu jako follow-up, czyli nawiązanie oddające szacunek kulturze, jeden z moich ukochanych elementów rapu.
Ile wyniosła Was produkcja pierwszego tomu?
Jacek: Sam druk pochłonął ponad 35 tysięcy złotych – a przecież nakład nie był wcale ogromny. Nie było to specjalnie rozsądne, ale wychodziłem wówczas z założenia, że skoro to pierwsza i ostatnia książka z tej „serii”, to ma być to najpiękniejsza rzecz na świecie. Swoją drogą ciekawe, czy jakiekolwiek wydawnictwo wydałoby nam tę książkę w tak okazałej formie… Dobrze, że zdecydowałem się wydać ją własnym sumptem, choć jako wydawca tak naprawdę cały czas się uczę i nie wszystko jeszcze chodzi jak w szwajcarskim zegarku.
W każdym razie cały nakład zszedł w mniej niż rok i doszliśmy do wniosku, że warto będzie wydać kolejną część. Decydując się na to, że będzie to również mój sposób na życie, musiałem już podejść bardziej racjonalnie do wydatków, aczkolwiek to nadal są drogie w produkcji książki. Nie tnę kosztów do maksimum – gdyby tak było, na pewno nie decydowałbym się na sesje zdjęciowe i ilustracje, nie drukowałbym w kolorze, wybrałbym gorszy papier, zmieniłbym format… Dodruki robię już w minimalnym innym formacie, dzięki czemu cena jednostkowa idzie zauważalnie w dół, ale pierwsze wydania zawsze będą w tym samym – po to, by docenić tych, którzy są z „TNJHH. Rozmowy” od początku i żeby ich kolekcje ładnie się prezentowały na półkach.
Pisałeś nawet kiedyś na Stories, że poznajesz nazwiska ludzi, którzy zamawiają Wasze książki…
Jacek: Kojarzę i pewnie niektórzy z nich też kojarzą, że je kojarzę (śmiech). Bardzo miło jest mi widzieć przy starcie preorderu kolejnego tomu te same nazwiska, które zamawiały bezpośrednio ze źródła każdy wcześniejszy tom. Tym dziwniej się czułem przy przedsprzedaży czwartej części, ponieważ po pierwszym tygodniu jej obsługą zajął się sklep preorder.pl. Codziennie rano dostawałem raport sprzedaży, więc wiedziałem na bieżąco, ile sztuk zeszło, ale nie wiedziałem, kto je zamówił… Taka cena rozwoju – nie da się chyba w nieskończoność robić wszystkiego wokół tych książek samemu.
Jak chłodzicie sobie głowy po tych wszystkich wywiadach?
Bartek: Zapadł mi w pamięci obrazek z dnia, kiedy w mieszkaniu Jacka przeprowadzaliśmy dwa wywiady do drugiego tomu. Najpierw widzieliśmy się z Sobotą, a wieczorem – z Solarem i Białasem. Po kilkugodzinnym spotkaniu z tym pierwszym, z którym w międzyczasie zjedliśmy obiad z indyjskiej knajpy, czekaliśmy w pokoju na chłopaków z SBM w kompletnej ciszy, zmęczeni. Mogłoby się wydawać, że to nic takiego – ot, rozmowa – ale trzeba być cały czas skupionym, ciągle być na „alercie”, ogarniać. Po czymś takim człowiek ma prawo być wyczerpany. W każdym razie po udanym wywiadzie zawsze jestem bardzo nakręcony, a naszym nawykiem było to, że na gorąco po spotkaniu przegadywaliśmy sobie, co było fajne, a co nie. W ten sposób rozładowywaliśmy napięcie, studziliśmy emocje.
Jacek: Zgadzam się z Bartkiem – ja również po kilku godzinach intensywnej i przekrojowej rozmowy jestem maksymalnie wyczerpany i czasem nie wiem wręcz, jak się nazywam, ale jednocześnie jestem bardzo pobudzony, podekscytowany. Odnosząc się natomiast bardziej ogólnie do pytania – moja higiena pracy jest niestety żadna. Kiedy pracuję nad książką, to kiepsko jest u mnie z jakimkolwiek odpoczynkiem. Wiem za to na pewno, co mnie w tym okresie nie relaksuje: czytanie książek (śmiech). Tak po prawdzie czasem nawet w przerwach pomiędzy zakończeniem jednego tomu a rozpoczęciem kolejnego nie czerpię pełnej przyjemności z czytania, bo mimowolnie – zamiast na treści – skupiam się na przykład na różnych aspektach związanych z DTP… No ale czytam. Aktualnie jestem w trakcie lektury „Bóg. Ojciec. Konfrontacja”, czyli biografii Marka Kotańskiego autorstwa Anny Kamińskiej.
Myślicie, że kondycja rapowych wywiadów przez ostatnie lata się poprawiła?
Jacek: Trudno mi powiedzieć, ponieważ nie śledzę tego. Jedyny kontakt z rapowymi wywiadami mam podczas researchu do książek – słucham i czytam ich wtedy tak dużo, że na co dzień więcej mi nie potrzeba. Zawsze uważałem ogólny poziom wywiadów przeprowadzanych przez tak zwanych dziennikarzy rapowych za fatalny i zdania nie zmieniłem. Prawdę mówiąc, w trakcie researchu z góry nastawiam się na to, że raczej nie będę obcował z wybitnymi wywiadami, więc nawet nie skupiam się na samej sztuce wywiadu i koncentruję się wyłącznie na wyłuskiwaniu przydatnych informacji. W zasadzie jedyną osobą, po której publikacje chętnie sięgam, jest Filip Kalinowski. Ten człowiek jest chodzącą muzyczną encyklopedią i od czasu do czasu dostarcza również materiały o polskim rapie. Życzyłbym sobie więcej takich wywiadów jak tegoroczne z Electric Rudeboyz czy Ćpajstajl. Styl, warsztat, pomysł i żywe zainteresowanie tematem. Widać, że Filip sam wybiera sobie rozmówców i nie potrzebuje do tego żadnego innego bodźca niż własna ciekawość.
Bartek: W stu procentach zgadzam się w kwestii Filipa i uważam, że powinien on być Rafałem Księżykiem polskiego rapu – zwłaszcza że lubi wywiady-rzeki. Często mam wrażenie, że Filipa dusi format internetowy; nawet dziesięć stron w jakimś czasopiśmie to też chyba dla niego zbyt mało.
Wracając do sedna – gdy przypominam sobie wywiady publikowane na hip-hop.pl czy w „Ślizgu”, które czytałem kilkanaście lat temu, to z poziomem bywało… bardzo różnie. Wspominam jednak je z dużą czułością. Ta kultura dopiero zaczynała wtedy nabierać kształtów, wiedzy o branży i warsztacie nie było za wiele, więc nie mam zamiaru szydzić z tamtych materiałów, zwłaszcza że jarałem się nimi jako nastolatek. Poziom wiedzy dziś jest wyższy, ale odnoszę wrażenie, że cierpimy trochę na przesyt niskiej jakości treści. Jest tyle niedopracowanych podcastów czy videowywiadów, w których brakuje bezlitosnego montażysty czy czujnego producenta… Trzeba się naszukać, żeby znaleźć coś konkretnego i wartościowego.
Jacek: Po kolejne – tu akurat odkrywczy nie będę – w rapie instytucja wywiadu (tekstowego w szczególności) w pewien sposób zanika, co jest zresztą zrozumiałe. Jak mówiłem wcześniej – w muzyce wywiad pełni funkcję przede wszystkim promocyjną, a młodym artystom wystarczą Instagram czy Tik Tok i bycie z fanami w ciągłej komunikacji. Poza tym dziś „wywiad” brzmi staroświecko; wywiadów nie tytułuje się już mianem wywiadów, a podcastów (śmiech). Nawiasem mówiąc, w tych podcastach najczęściej chodzi o to, żeby mieć gdzie pokazać nową markę piwa czy whisky… Chyba po prostu jestem już dziadersem, bo dla mnie nadal ważniejsza jest ciekawa rozmowa z ciekawym człowiekiem.
Właśnie zamierzałem Was zapytać, czy nie myśleliście o własnych podcastach…
Jacek: Były nawet dwa podejścia do tego – jedno z nich pilotował Bartek, z drugim ktoś się do mnie zwrócił z propozycją. Nic z tego nie wyszło, a mi też – prawdę mówiąc – nie spieszy się do tego. Pod względem rozpoznawalności marki, jaką jest „TNJHH. Rozmowy”, miałoby oczywiście sens, żeby jakkolwiek rozszerzyć działalność w internecie, ale odpowiada mi sytuacja, w której mamy do czynienia wyłącznie z książką. Nie mówię tak, nie mówię nie, niemniej fajnie jest być na rapowym podwórku pewnego rodzaju ewenementem. Ja w internecie w zasadzie nie istnieję. Profile @tnjhhrozmowy obserwuje po trzy tysiące osób, podczas gdy nakłady robię przecież większe – mimo że cena tych książek do najniższych nie należy.
Dlaczego już nie pracujecie w duecie?
Bartek: To była nasza wspólna decyzja. Na pewno fajnie byłoby kontynuować współpracę, ale wolę się skupiać na tym, co udało nam się razem zrobić. Jestem dumny, że mogłem współtworzyć trzy pierwsze części; czwórką – choć już bez mojego udziału – też się jaram. Trzeba pamiętać, że „TNJHH. Rozmowy” jest projektem wymyślonym przez Jacka. Nasze nazwiska zawsze były na równi – chociażby na okładce – i postrzegano nas jako duet, ale gdybyśmy mieli być bardziej precyzyjni, to te książki od początku były robione raczej na zasadzie: Jacek Baliński feat. Bartek Strowski.
Mam czasami taką rozkminę, że przecież równie dobrze Jacek mógł zaprosić do współpracy kogoś innego i mógłbym nie mieć z tymi książkami nigdy niczego wspólnego. Gdy przecięliśmy się wiosną 2016 roku na koncercie Ty Dolla Sign, Jacek tajemniczo mówił, że nad czymś pracuje, ale nie chciał powiedzieć, co to za przedsięwzięcie. Dopiero sporo później, gdy zaprosił mnie do współtworzenia „TNJHH. Rozmowy”, dowiedziałem się, o co mu wtedy chodziło (śmiech).
Bardzo ważne dla nas jest, że nasze zawodowe „rozejście” nie zepsuło relacji prywatnej. To, co Jacek wniósł do mojego życia, jest sto razy bardziej wartościowe niż same książki – niczego im oczywiście nie ujmując. Cieszę się, że nasza relacja jest kontynuowana bez żadnych niefajnych klimatów. Mam wręcz wrażenie, że dogadujemy się lepiej niż wtedy, gdy wspólnie pracowaliśmy. Przyznam, że było mi miło, gdy Jacek poprosił mnie o zaopiniowanie wywiadu z Jurasem jeszcze przed drukiem czwartego tomu.
Jacek: Co do zasady nie daję nikomu swoich wywiadów do „recenzji” przed publikacją, bo jestem świadomy poziomu, który trzymam. Ten konkretny wywiad był jednak dla mnie szalenie ważny i gdy Juras podzielił się ze mną wątpliwością, czy przypadkiem nie powiedział zbyt dużo i czy zredagowany materiał nie jest nazbyt mroczny, postanowiłem poprosić Bartka o opinię. Nawet nie pomyślałem o tym, że mógłbym poprosić o to kogokolwiek innego. Po lekturze Bartek przedzwonił do mnie, przez godzinę konfrontowaliśmy swoje wrażenia, po czym podzieliłem się naszymi refleksjami z Jurasem, który wówczas ostatecznie dał zielone światło na publikację.
[do Bartka] Padło dużo ciepłych słów, ale co było w Jacku takiego, co naprawdę cię denerwowało?
Bartek: Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że jeśli z drugą osobą spędza się dużo czasu, to zwyczajnie nie ma opcji, żeby milion rzeczy w tej osobie nie zaczęło cię w którymś momencie denerwować. Odpowiadając natomiast wprost – w pewnym stopniu męczący był chociażby pracoholizm Jacka. Przekładał się on oczywiście na fantastyczny wygląd książki, ale osobom, które z Jackiem współpracują – w tym dla mnie – może on ciążyć.
Jacek: Staram się to zmienić, ale to prawda, że jestem raczej trudny we współpracy. Lubię mieć kontrolę i lubię, jak jest po mojemu. W nawiązaniu do słów Bartka – pamiętam, że Ania Bystrowska też czasem między wierszami dawała mi do zrozumienia, że nie mogę od innych wymagać, że będą pracować tak intensywnie jak ja.
Odniosę się jeszcze tylko do wcześniejszej wypowiedzi Bartka – gdy pracowaliśmy wspólnie nad książką, to po prostu pracowaliśmy nad książką. Nie było w tym jakiejś zażyłej prywatnej relacji. Obawiałem się, że po zakończeniu współpracy kontakt może nam się zwyczajnie urwać, ale na szczęście wyszło zupełnie odwrotnie i na stopie ziomkowej jest tak naprawdę dużo lepiej niż było. Po chwilowej ciszy, która nastąpiła bezpośrednio po podjętej przez nas decyzji, jesteśmy regularnie na łączach, raz na jakiś czas się widzimy. Zawsze też staram się podkreślać zasługi Bartka dla tej serii wydawniczej i cieszę się, że było nam dane trzy pierwsze tomy zrobić wspólnymi siłami.
Co dalej z serią?
Jacek: Będzie kontynuowana. Jesienią 2022 roku ukaże się piąty tom, nad którym zacząłem pracować na początku grudnia. Ogólnie rzecz biorąc, na długiej liście mam jeszcze kilkadziesiąt osób, które chciałbym zaprosić, a do tego co roku ktoś do tej listy dołącza. Widzę zatem potencjał na jeszcze przynajmniej kilka tomów, niemniej ja planuję ruchy z roku na rok. Nie wybiegam dalej w przyszłość. Dopóki sprawia mi to satysfakcję, dopóki widzę w tym sens i żyję z tego na odpowiednim poziomie, dopóty „TNJHH. Rozmowy” będzie dalej się ukazywało. Bardzo ważne jest dla mnie również to, że robię te książki na własnych zasadach i rozmawiam z ludźmi, z którymi chcę się spotkać, a nie z tymi, którzy mogliby mi podnieść sprzedaż. Gdyby miało być inaczej, odpuściłbym ten temat i zajął się czymś innym. Nie mam ambicji, by śrubować nakłady i by wszędzie o tych książkach mówiono. Mam ambicję robić wartościowe rzeczy, które docierają do kumatych odbiorców, doceniających moją pracę i gotowych za jej efekty zapłacić.
Seria To nie jest hip-hop. Rozmowy składa się już z czterech tomów. Jacek Baliński oraz Bartek Strowski opowiedzieli o dotychczasowej drodze, którą przeszli. Baliński, pomysłodawca projektu oraz założyciel wydawnictwa No Dayz Off, zdradził również, czy powstanie piąta odsłona cyklu. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze […]
Obserwuj nas na instagramie: