Esencja czysta. Recenzja albumu „IS.OK” Kosiego


02 maja 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Twierdzenie, że ta płyta jest po prostu okej, to bardzo gruby nietakt. Na pierwszej solowej płycie Kosiego zagrało niemal wszystko.

Iść swoją drogą, choćby i niespiesznie

O tym, jak zmieniła się na przestrzeni ostatnich lat polska scena rapowa, mówiłem już przy okazji recenzji projektu LOWPASS. Darujmy sobie więc powtarzanie linijek na temat zespołów, labelowych kolektywów i supergrup, odsyłając ewentualnych zainteresowanych do podlinkowanej ściągawki. Nasza gra była, jest i prawdopodobnie będzie w dużej mierze zdefiniowana przez działania solistów. Ba, do 2019 ostało się tak naprawdę tylko trzech ważnych weteranów, którzy dotąd nie dołożyli do swojej dyskografii pełnoprawnej indywidualnej płyty. W końcu jednak każdy z osobna powiedział: dobra, teraz moja kolej.

Na początku wspomnianego roku ukazało się solo Sokoła, parę miesięcy później – Erosa. Ostatni na placu boju pozostał Kosi, zresztą najstarszy z trójcy klasyków. Zadebiutował na własną rękę w kwietniu 2021, mając 45 lat. To samo w sobie jest wydarzeniem. Można być pewnym, że ten rekord wiekowy długo nie zostanie pobity, a wręcz nieśmiało stawiać na to, że nie zostanie pobity już nigdy. IS.OK nie jest jednak wyłącznie ciekawostką wydawniczą – to mocny, tryskający energią i zajawką krążek, wzmacniający wieloletnie już poczucie, że mamy do czynienia nie tylko z nagrywającą muzykę legendą, lecz także pełnowymiarową, charyzmatyczną postacią.

Kosi – Jak narazie…

Odchudzanie zeszytu rymów

Wydaje się, że sam gospodarz jest daleki od celebrowania ewentualnego wpisu do rapowej księgi rekordów Guinnessa. Szczerze mówiąc – aż dziw bierze, że temat stworzenia solówki po dobrych 25 latach mniejszej lub większej aktywności praktycznie nie pojawia się w tekstach. Zupełnie, jakby autor wyraźnie zaznaczał: co ja się będę produkował i zafiksowywał, niech przemówi muzyka, to o nią tu chodzi.

Bo tak, wagę tej płyty czuje się dopiero przy rzetelnym odsłuchu, gdy ten odgrywa główną rolę, a nie odbywa się gdzieś w tle. To wtedy można zrozumieć, iż mamy tu do czynienia z innym, lecz komplementarnym względem całości kariery, etapem twórczości warszawiaka. W ramach kolejnych projektów JWP, czy wydawnictw duetu Jetlagz, w którym działa razem z Łajzolem, porusza się w pewnych ramach, wypracowanych wspólnie przez wszystkie składowe. Nawet jeśli to, co jest w środku, to nie ekstrakt z zamkniętego łba.

Kosi, JWP/BC – Standard Premium

U siebie czuje się nie tyle dużo pewniej, ile tak swobodnie, że słychać, iż jeszcze chwila i głowa eksploduje mu od nadmiaru wersów i pomysłów. Ten solowy mental, biorący sobie za punkt honoru dodanie kolejnego koloru do dotychczasowej palety twórczej, jest godny podziwu. Zamiast polegać na tym, co już sprawdzone, wiedząc, że do takiego stylisty i tak nikt się nie przyjebie, Kosi z każdym kawałkiem bardzo wprawnie dokłada cegiełkę do budowy zwyczajnie niezwyczajnego uniwersum. Jest w nim miejsce na przyjemną przyziemność, jak spokojne czytanie książki, zrobienie sobie wolnego, czy urządzenie imprezy. Jest czas na uczucia rodzicielskie, wyrażane przez proste gesty, takie jak zjedzenie wspólnie obiadu. Jest chwila na ogarnięcie wzrokiem otoczenia i powiedzenie kilku słów o społeczeństwie i kraju. Jest też rozwinięta sfera własna, intymna, czyli niesłabnąca zajawka na hip-hop, jego cztery elementy i ciągłą chęć ich współtworzenia. Rzadko kiedy zdarzają się u nas krążki, które pozwalają tak precyzyjnie odmalować sobie w głowie sposób myślenia rapera i nie trącą przy tym neofictwem.

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że przy takim zagęszczeniu treści, numerów mogłoby być nieco mniej. Jasne, niewątpliwie mówimy o barwnym facecie, który nie wystrzelał się lirycznie i ma pewnie jeszcze spory stosik kajetów z przemyśleniami i obserwacjami do położenia na bitach, lecz umiar IS.OK by nie zaszkodził. Dzięki niemu historie jeszcze mocniej by wybrzmiały, a sprytne linie nie przeszłyby trochę ukradkiem, zepchnięte na dalszy plan przez real talki.

Kosi – Tu

Uszy dookoła głowy

Tu i ówdzie solidnie naśmiano się już przy dwuwersie: Mój język to polski, po angielsku znaczy Polish / Jeśli mówię jej „zrób dobrze”, no to przecież znaczy „poliż”. Bez dwóch zdań – jest kasztaniarski, ale niech przypadkiem nie stanie się medialnym reprezentantem całej płyty. Abstrahując od nadpodaży bogatych w sens linijek, warto zauważyć, że nigdy dotąd Kosi nie pisał aż tak cwanie – łamane na przemyślnie – jak tutaj. Nie chodzi nawet o przewózkę, czy po prostu pewność siebie. Gość wyeksponował cechę, za którą propsuje się Guziora, czyli umiejętność pisania prostego, ale bazującego na lirycznej czutce, bawiącego się znaczeniami słów i tym, co powstanie z zestawienia ich ze sobą. Ziemia to kula u nogi tego, kto ją stworzył, twoje wskazówki wracają z tobą na tarczy, aparat władzy nie lubi fleszy, głośniej biorę tu ciszę… Nowy Lec, tylko że rapowy? Bez przesadyzmu, lecz wciąż wypada docenić dobry procesor pod czaszką.

Nie jest też tak, że zawsze trafia w środek tarczy, bo taki Paznokieć jest mocno zadarty i boli. Więcej tu jednak wspomnianych już gier z formą i butelkowej zieleni w wielkim błękicie niż ślepaków. I tu od razu ważna uwaga: te barsy działają bardziej w wielopoziomowym kontekście, aniżeli na suchym papierze, jak to w lwiej części rapsów. Duży wpływ ma na to muzyka zorganizowana w myśl zasady: jak solo to i kolejne rozdanie, a nie dogrywanie wcześniejszych partii. Co nie znaczy, że brakuje znajomych gospodarzowi twarzy.

Kosi ft. Sydoz, Ero, DJ VaZee – Muzyka Esencjonalna

Są przecież bity Szczura, od razu wjeżdżającego groźnie na synthach, ogłaszającego wielki wybuch i łagodzącego wymowę słodkawymi dźwiękami. Falcon1 wjeżdża, jak taran i zaiwania bębnami. Są Returnersi, kolejny raz formatujący klasykę pod nowe czasy. Jest zalany ad-libami, idący tłem w hewravibes Siwers. Szwed nisko zawiesza podkład, znajduje patent na wkomponowanie śpiewu. Steez wparowuje posępnie, ale z kogutami. A 1988 w ogóle zaczyna od mielenia mew w maszynce do mięsa, po czym jest naraz knajacki, uduchowiony i odrealniony. Dzieje się.

Tego wszystkiego mogli się jednak spodziewać wszyscy ci, którzy nawet jakoś nieszczególnie uważnie słuchają gatunku, tylko go całkiem nieźle rozpoznali już dłuższą chwilę wcześniej. Ferment robią ci mniej znani, ciągle mający wiele do udowodnienia i jeszcze więcej do ugrania. Xthauun zaczyna od strzału, płynnie przechodzi w dźwiękową pocztówkę, niczym dostarczaną stukającym pociągiem, rzuca rzadki dęciak, jest osobny. Barto Katt nawet nie kryje się z tym, że słusznie mówią o nim, jako o pionierze – wtłacza dźwięki, nakłada je na siebie, wrzuca w przedziwny rytm, ciągle coś modzi, gwałtownie podkręca tempo. SQUIDBITS dorzuca przestrzenną, przygłuszoną produkcję, która gwałtownie dostaje gorączki. Ale przede wszystkim, nieoczywistym otwarciem, krótkimi okrzykami i odbitkami, jak w pinballu, ratuje wraz z Mikołajem Trybulcem ten nieszczęsny Paznokieć przed sczernieniem.

Kosi – IS.OK

Sztama z żywym człowiekiem

Jak w tym ani nie oldschoolowym, ani nie trapowym środowisku radzi sobie nawijkowo jaśnie wielmożny pan? Cóż, tak, jak należało się spodziewać. Ten styl dojrzewał przez grubo ponad dwie dekady i stał się tak silny, że nagle nie zacznie bawić się w cyrkowca. Flow polega głównie na bardzo dobrym czuciu bitów z różnych parafii i charakterystyczności głosu, z rzadka porywając się na jakiekolwiek udziwnienia. Jest elastycznym przekaźnikiem myśli, nie rości sobie praw do błyszczenia, nie chce zakrzyczeć soundu. Nie ma chyba zresztą przypadku w tym, że featy również pozostają użytkowe. To nie wcale przytyk – wkomponowanie gości tak, by pokazali to, co umieją najlepiej, to też sztuka. Tym bardziej gdy mowa o ludziach zostawiających na trackach nie tylko talent, lecz także osobowość, pierwiastek ludzki.

Szybkie skojarzenia Barto, bon moty Sokoła (na honoru peryferiach), rozdygotanie i wyjebka Wuzeta, ciśnienie Sydoza, stonowanie Knapa, ambicja Wojtka Geniusza, emanacja stilo hrabiów z JWP i BC… Niby zrobiło się tłoczno, każdy coś dokłada, ale za wszystkie sznurki pociąga the one and only Kosior. Tak właśnie powinno być, tak jest okej. Mamy mocnego kandydata do wysokich miejsc w gatunkowych podsumowaniach roku.

Kosi JWP - IS.OK - okładka
Kosi JWP – IS.OK – okładka

Lato w Plenerze – Kosi – bilety

Raper 20 sierpnia zagra solowy koncert w Warszawie. Wejściówki na jego występ w ramach cyklu Lato w Plenerze znajdziecie na stronie Biletomat.pl.

Twierdzenie, że ta płyta jest po prostu okej, to bardzo gruby nietakt. Na pierwszej solowej płycie Kosiego zagrało niemal wszystko. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Iść swoją drogą, choćby […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →