Soundcheck #1 – Frank Leen
Obserwuj nas na instagramie:
Startujemy z nowym cyklem, w którym przedstawimy Wam ciekawych i obiecujących debiutantów. Na pierwszy ogień w ramach Soundchecku idzie Frank Leen, artysta o wielu twarzach i rozwarstwionym kontencie.
Soundcheck po raz pierwszy – niszowi artyści, których nie można przegapić
Era streamingów sprawiła, że poznawanie nowej muzyki nigdy nie było łatwiejsze. Analogicznie, wydawanie swojej twórczości – wrzucenie klipu na YouTube, zarejestrowanie znaku towarowego na Spotify, pestka, nazywasz się artystą. Jednak jest też druga strona tego samego medalu, czyli etap przesiewu. Zarówno poszukiwacze, jak i twórcy, znajdują się w tym względzie na łasce algorytmu. Przynajmniej dopóki nie uzbierają tych kilku zer na końcu liczby wyświetleń.
W cyklu Soundcheck robimy miejsce właśnie dla debiutantów, którzy do tej pory nie dali się poznać szerszej publice. Przygotowaliśmy przestrzeń zarówno dla artystów, jak i dla wszystkich, którzy nie ograniczają się muzycznie i kiedy obiecują, że przesłuchają kawałek podesłany im przez znajomych, to naprawdę to robią. Będziemy prezentować Wam muzykę wyselekcjonowaną, lecz bez zbędnych widełek. Od tylu do tylu subskrypcji, do 10.000 odtworzeń, nie. Kryterium jest jedno: debiut z potencjałem na więcej.
Soundcheck #1 – Frank Leen
- Kto: Frank Leen
- Skąd: Wrocław
- Od kiedy: 2020
- Brzmienie: alternatywa/elektronika
- Dla fanów i fanek: CatchUpa, Gverilli, Michała Anioła,
Serię Soundcheck otwiera Frank Leen, człowiek-orkiestra, artysta wszechstronny, który kroi sobie formę według własnego widzimisię. Muzyk, producent, wokalista, freelancer i wolny duch. Jego brzmienie jest małą, skondensowaną przyjemnością: z jednej strony dzwoni tam letnia beztroska, z drugiej aż uderza po twarzy zaciętość i zapalczywość, która jednak nie oddziera go z nonszalanckiej maniery.
Swoje robi, ale jakby zupełnie od niechcenia, a ta zuchwałość to rysa, a zarazem największa zaleta i pryncypium w jego twórczości. Poznajcie Franka!
HVZK , Frank Leen – Gdzieś indziej
Soundcheck: Frank Leen na surowo
Moje stracie z jego muzyką wyglądało tak, że przy losowym odtwarzaniu Spotify, nagle wyrwałam się z marazmu i dodałam jego piosenkę do ulubionych. Był to numer Przestań pytać, utrzymany w konwencji bujającego, jak ja to nazywam, biforowego klimatu. I takich też spodziewałam się następnych singli, skręcających może niewinnie bliżej hip-hopu lub bardziej zdecydowanie ocierających się o elektronikę.
Zaskoczyłam się więc bardzo anglojęzycznymi utworami, agresywniejszymi, będącymi skrawkami rocka, punku i grunge’owej zadziorności. W pewnym momencie myślałam, że oszalałam i słyszę tam wszystko: od wstawek rodem z Walt Disco, aż po inspiracji grandsonem.
Specjalne dla Rytmy.pl, Frank opowiedział o niektórych swoich utworach. Macie niepowtarzalną szansę spojrzeć na nie z jego własnej perspektywy.
Kiedyś mój serdeczny przyjaciel Catchup napisał do mnie, czy mógłbym dograć jakieś gitarowe solo do tej piosenki. Pół roku później Gedz zabrał nas w góry, żeby popracować nad jego nową płytą Stamina. Tam dograłem również chórki. Zrobiliśmy sporo muzyki na tym wyjeździe.
– Frank Leen dla cyklu Soundcheck o utworze Zasięg
Ta piosenka powstała w jedną noc. Zarówno warstwa muzyczna, jak i liryczna. To była jedna z najbardziej emocjonalnych chwil w moim życiu. Oblały mnie łzy wzruszenia, skakałem po pokoju ze szczęścia. Niesamowity proces. Nie zapomnę tego. Chciałem tym numerem poruszyć niestety nieodłączną tematykę znęcania się fizycznego i psychicznego ludzi nad innymi. Sprawy typu akceptacja samych siebie jest dla mnie bardzo ważna. Moja wizja utopijnego świata kiedyś nadejdzie. Spread the love.
– Frank Leen dla cyklu Soundcheck o singlu Bull
To pierwsza piosenka, którą napisałem po polsku. Chciałem nią odzwierciedlić sielankowy i taki lekki vibe, który towarzyszył mi podczas pewnego spotkania. Eksperymentowałem ze strojeniem gitary. Zależało mi, żeby wymyślić oryginalny riff.
– Frank Leen dla cyklu Soundcheck o numerze Przestań pytać
Soundcheck: Frank Leen – wywiad
Maja Kozłowska, Rytmy.pl: Jaki był impuls, który popchnął Cię do wydawania swojej muzyki? Wiedziałeś, że etap tworzenia tylko dla siebie i dla znajomych będzie tylko etapem?
Frank Leen: Od małego chciałem wydawać swoją muzykę. Impulsem był na pewno czas spędzony w UK, gdzie wypuściłem swój pierwszy singiel Missed Call, jeszcze jako The Traf w kolaboracji z hiszpańskim producentem Tuero i francuskim wokalistą Netsiah. Przez jakiś czas grali go w londyńskim „select radio”. To był przełomowy moment, który zwiększył mój głód na wydawanie muzyki. Śmieszne, ale nie zajmowałem się wtedy produkcją, tylko bardziej pisaniem muzyki na moim looperze gitarowym, zrobiłem pomysł, Tuero produkował i postanowiliśmy współpracować. Rok później wróciłem do Polski, znalazłem się w Szkole Muzyki Nowoczesnej i poznałem ludzi, którzy mają na koncie multum wydawnictw, to dało mi jeszcze większego kopa, żeby się rozwijać i wypuszczać swoją muzykę.
Masz już na koncie kilka kolaboracji. Nagrałeś numery m.in. z Gedzem, Promethem, CatchUpem, Michałem Aniołem – te trzy ostatnie nazwiska zresztą się powtarzają. Jak odnajdujesz się we współpracy z innymi artystami? Jeżeli płyta – z gośćmi czy bez?
Frank Leen: Uwielbiam kolaborować! To mnie napędza. Inspirowanie siebie nawzajem, jest przepięknym procesem. Niezbędne w tym biznesie jest być jak gąbka, chłonąć wiedzę i nie przestawać się rozwijać. Jeżeli będzie okazja, to na płycie na pewno znajdą się gościnki. Pozdrawiam wymienionych wyżej chłopaków!!
Pisanie piosenek to w Twoim przypadku zryw kreatywności i spontaniczność, czy narzucasz sobie jakieś ramy i dzienną rutynę pracy?
Frank Leen: To zależy. Myślę, że dni, kiedy nie siadałem chociaż na chwilę do muzyki mogę policzyć na palcach u ręki. Nie zawsze to jednak wychodzi. Ostatnio miałem dosyć płodny okres, zrobiłem jakieś solidne pomysły, które zamienię na piosenki w przyszłości. Myślę, że wszystkie metody, które wymieniłaś mają swój urok. Praktykuje każdą z nich.
Frank Leen – Create Me Again
Twoja twórczość jest w ogóle bardzo przekrojowa. Create Me Again i Ghost In My Town noszą w sobie trochę vibe’u Arctic Monkeys oraz takiej rockowej surowizny, ale już na przykład Be Free kompletnie burzy moją teorię, że to tworzenie po polsku wyzwala w Tobie łagodność. Od czego zależy Twój dobór środków wyrazu?
Frank Leen: Pisanie po polsku, to trochę świeży temat w moim życiu. Zazwyczaj przy procesie tworzenia piosenki, to w jakim języku będę pisał, wychodzi naturalnie. Bardzo chciałbym wyjść z moją twórczością poza ramy naszego kraju. Mocno wierzę, że mi się uda. Dlatego piszę po angielsku.
Na pewno znasz wers z piosenki Wilków, „bohema ostro bawi się”. Jak Twoim zdaniem bawi się dzisiejsza bohema? Czujesz się jej częścią?
Frank Leen: Czuję się częścią swojej bohemy, którą tworzę ze znajomymi. Staramy się zarażać siebie nawzajem dobrą energią i motywować nawzajem. Za co jestem im bardzo wdzięczny.
Frank Leen – Ghost in My Town
Startujemy z nowym cyklem, w którym przedstawimy Wam ciekawych i obiecujących debiutantów. Na pierwszy ogień w ramach Soundchecku idzie Frank Leen, artysta o wielu twarzach i rozwarstwionym kontencie. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, […]
Obserwuj nas na instagramie: