fot. materiały prasowe

YUNGBLUD: młody, gniewny, emocjonalny [recenzja]


05 września 2022

Obserwuj nas na instagramie:

YUNGBLUD dalej robi to, co wychodzi mu najlepiej. Jego trzeci album to zastrzyk energii w najczystszej możliwej postaci.

YUNGBLUD: nowy idol z plakatu

Kiedy debiutował, odezwały się we mnie flashbacki jeszcze z gimnazjum, kiedy byłam turbo zachłyśnięta gitarową muzyką. Wtedy zasłuchiwałam się w zespołach pokroju Bring Me The Horizon czy Green Day: było tego całkiem sporo. Okres buntu potrzebował tej ostrości i surowości, co o dziwo dawało mi duży spokój, a nawet ukojenie. Przekrój rocka, punku, czasem glamu – te zainteresowania z czasem się wyciszyły i wszystkie stare płyty odłożyłam na półkę.

Nie zapomniałam jednak o nich – po prostu mi się znudziły. Miałam wrażenie stagnacji, szczególnie w porównaniu z prędko rozwijającym się popem czy rapem. Prędkość intro czy długość solówki nie robiły już specjalnego wrażenia, teksty też odbijały się echem, zaangażowanie opadło.

Zajawka jedna wróciła – wróciła wraz z kilkoma zespołami, jak mi się wydaje, skrajnie różnymi, które jednak dość blisko orbitują względem tych pierwszych, nastoletnich muzycznych zainteresowań. W tym gronie znajduje się między innymi Inhaler, Weathers no i oczywiście YUNGBLUD. 21st Century Liability zapętlałam gęsto: hit na hicie nie pozwalał na inne traktowanie tego albumu. Wkurzony dzieciak robi wkurzoną muzykę; pierwsze koty za płoty i szerszy kontekst musiał nieco wyhamować tych zbyt prędkich w osądach. EP-ka the underrated youth z 2019 udowodniła, że to nie tylko wzburzenie i złość napędzały i inspirowały Dominica Harrisona. Złe emocje nie są manifestacją dobrej piosenki. U niego działały troska, zainteresowanie, punktowe spojrzenie, reprezentacja. Młodzi ludzie potrzebowali na scenie kogoś takiego jak on.

Dwa lata po weird! artysta powrócił z oczekiwanym, trzecim studyjnym albumem. YUNGBLUD oficjalnie się na nim przedstawia – już nie taki mroczny, za to wciąż prawdziwy.

YUNGBLUD recenzja
YUNGBLUD/ fot. materiały prasowe

Tańczymy, nie śpimy

Weird! nie przekonał mnie do końca – po the underrated youth spodziewałam się po prostu czegoś innego. Do YUNGBLUDA robiłam singlowe przymiarki, aczkolwiek dopiero przesłuchanie go w dniu premiery faktycznie coś mi dało. Dużo do myślenia. Przede wszystkim: kupuję ten koncept. Dużo łagodniejszy niż na samym starcie, choć nie oznacza to utraty czy nawet spiłowania pazurów. Dominic still dostarcza dużo: to samo mięso. Lubię móc tak powiedzieć o muzyce, to znaczy, że jest bogata, że jest głęboka (w ten czy inny sposób), że gwarantuje jakąś rewolucję. Że będzie się o niej różnie mówić.

Taneczny vibe był tutaj sporym zaskoczeniem. Z jednej strony, wiadomo jak jest na koncertach, z drugiej, tupanie nogą wciąż bardziej wiąże się z gatunkiem. Tymczasem, pokuszę się o stwierdzenie, że taniec zdominował tę płytę. I’ve been dancing at my funeral//Waiting for you to arrive//I was hoping you’d look beautiful//Dancing with tears in your eyes; wersy z The Funeral, jednego z singli i pierwszego utworu na trackliście doskonale oddają i przewidują pewne następstwa. Może nie na pogrzebie, ale tak będzie, bo YUNGBLUD nagrał płytę do zabawy. Swoją drogą – tempo, perkusja, ta chodząca gitara, strasznie przypominają mi Dancing With Myself Billy’ego Idola. Najsmutniejsze piosenki o miłości można ubrać w dancehall’owy klimat. Podobnie rzecz ma się z manifestami. Nie widzę żadnych przeciwwskazań.

Tissues ciągnie ten wątek dalej, a sampel z utworu Close To Me The Cure znacząco odciąża kompozycję. W tym utworze słychać wyraźnie pewne załamanie stylu, z którego dotąd znany był YUNGBLUD. Na plus, na minus? Im dalej w las, tym bardziej cukierkowo (muzycznie, przynajmniej w obliczu poprzedników) – i mi to zupełnie nie przeszkadza. Punkowego ognia wciąż można tam doświadczyć, aczkolwiek w wersji kontrolowanego ogniska, a nie pożaru.

YUNGBLUD – Tissues (Official Video), posłuchaj singla!

Taki jak ty

YUNGBLUD, wydając swój trzeci longplay, jest definitywnie w innym miejscu niż wtedy, kiedy debiutował. Czy to dziwne? Absolutnie. Muzycznie eksperymentuje i szuka, tekstowo… wciąż się nie wyczerpał. Czasami bywa dosadny, czasami bywa wulgarny, czasami prosty, ale do swojej widowni mówi ich językiem. Łatwo się utożsamić, jeszcze łatwiej zrozumieć. I co z tego, że The Boy In The Black Dress nie dotyczy wszystkich? Sukienkę i lakier do paznokci starczy podmienić na dowolną “ekstrawagancję”. Na dowolną inność. Sięgnęłam po ostatni, zamykający numer, lecz wcale nie trzeba kopać tak głęboko, by zetknąć się z YUNGBLUDEM, który staje w roli reprezentacyjnej i mówi za tych młodych ludzi, którzy – z różnych powodów – sami nie zabierają głosu.

Dominic Harrison nagrywa hymny, raczej niezbyt patetyczne, lecz przecież niepozbawione znaczenia. I Cry 2, Don’t Feel Like Feeling Sad Today to wszystko przebłyski bardzo codziennych sytuacji. Trudnych, poruszających, kształtujących, wyczerpujących – i fizycznie, i emocjonalnie. Zadziorny riff nie triggeruje, a jeszcze bardziej podkreśla, że wszystko, co czujemy, mamy prawo czuć. Niby oczywistość, ale taka z gatunku tych, o których zbyt łatwo się zapomina, więc wypada często ją powtarzać.

YUNGBLUD recenzja
fot. Facebook/YUNGBLUD

YUNGBLUD – kontynuacja myśli

Perełką na tym albumie jest niewątpliwie utwór Memories nagrany z WILLOW. Energia artystów świetnie się zespoliła, a jej partia daje mi super vibe, podobny do niektórych kawałków z albumu THE ANXIETY z 2020 roku. Moim drugim faworytem jest utwór Sex Not Violence. Szczególnie fraza z refrenu powtarzana na stopie i przy pstrykaniu palcami; mam ogromną słabość do takich przerywników. Ciężko mi przetrawić jeden numer i dzieje się to głównie przez sam tytuł i infantylne porównanie. Utwór Sweet Heroine miał potencjał na bycie balladowym sztosem, lecz wytarte slogany i romantyzowanie narkotyku automatycznie mnie odrzuciło. Ten motyw jak dla mnie skończył się wraz ze Zmierzchem w 2008 roku. To znaczy film i ten tekst (“Jesteś dla mnie jak narkotyk. Moja własna odmiana heroiny”.) są kultowe, ale… nie brnijmy w to dalej.

Finalnie, album brzmieniowo stoi w mocnej opozycji do poprzednich propozycji artysty, spaja się jednak z nimi mocno narracyjnie. Wizja została ta sama – problemy też te same, społecznie nierozwiązane. Spojrzenie na nie – świeże i chłodne. YUNGBLUD kombinuje z kreacją, a przykręcenie mocy nie odbiło się spadkiem energetycznym. Mniej w tym przypadku wcale nie wiąże się z regresem.


YUNGBLUD – YUNGBLUD – odsłuch albumu

YUNGBLUD dalej robi to, co wychodzi mu najlepiej. Jego trzeci album to zastrzyk energii w najczystszej możliwej postaci. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins YUNGBLUD: nowy idol z plakatu Kiedy […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →