Debra Hurford Brown © J.K. Rowling

Za co naprawdę ludzie bojkotują dzieła J.K. Rowling? Wyjaśniamy


24 lutego 2023

Obserwuj nas na instagramie:

„Nie zagram w Dziedzictwo Hogwartu” – czytamy w niektórych miejscach w internecie, które bojkotują najnowsze dzieło z uniwersum Harry’ego Pottera. Wszystko przez autorkę serii – J.K. Rowling – oskarżaną o transfobię oraz antysemityzm. Prześledźmy krok po kroku, dlaczego pisarka odwróciła od siebie miliony fanów na całym świecie.

Od czego zaczęły się głosy o transfobii J.K. Rowling?

6 czerwca 2020 roku na Twitterze J.K. Rowling pojawił się repost tweeta artykułu, który mówił o „osobach, które menstruują”. Udzieliła poparcia dla Mayi Forstater, specjalistki podatkowej, która straciła pracę za coś, co uznano za „transfobiczne” tweety. Pisarka cynicznie wypowiedziała się na temat tego określenia: „Jestem przekonana, że istniało jakieś słowo na takie osoby”, sugerując kobiety. Została za to mocno skrytykowana przez wiele osób ze społeczności queerowej. Wyjaśniła wtedy, że „zna i kocha osoby transpłciowe, ale wymazanie koncepcji płci pozbawia wielu możliwości sensownej dyskusji o swoim życiu”. Mówienie prawdy nie jest nienawiścią” – napisała na Twitterze.

Niektórzy zauważyli, że Rowling w tamtym czasie zaczęła lajkować i obserwować osoby przeciwne prawom dla osób transpłciowych. Autorka Harry’ego Pottera napisała na swoim blogu długi esej, w którym wyjaśnia powody swoich poglądów i wyraża niechęć wobec osób, które zaczęły określać ją mianem TERF. Słowo oznacza w teorii radykalną feministkę reprezentującą nurt feminizmu, uznający za główną przyczynę opresji kobiet dominację mężczyzn, opartej na patriarchacie – która wyklucza z kręgów osoby feministyczne. W praktyce, jak uważa Rowling, to wykluczający slur, obraźliwe określenie na różne osoby, niekoniecznie feministki, które przeciwne są wszystkim, bądź niektórym, aspektom związanym z transpłciowością i płcią kulturową.

Kilka słów o gender

„Nikt nie rodzi się kobietą, tylko się nią staje” – mówiła słynna feministka Simone de Beauvoir. Dla teoretyków queer kategoria płci powinna ulec dekonstrukcji, uważając ją za coś opresyjnego. Osoby transpłciowe są przeciwne cispłciowym, które utożsamiają się z płcią nadaną przy urodzeniu. Ich płeć jest więc wynikiem socjalizacji. Pod koniec lat 90. Judith Butler rozwinęła myśl na temat gender. To płeć kulturowa: wszystkie czynniki, również pozabiologiczne, które składają się na tożsamość płciową, czyli między innymi cechy osobowości oraz role płciowe, które są przyjmowane w trakcie procesu socjalizacji. Są one przyjmowane w sposób performatywny, czyli poprzez odgrywanie pewnych zachowań, pasujących do danej płci – wygląd zewnętrzny, ubiór, mowa ciała, ale i sposób zachowania.

Według radykalnych feministek, które krytykują płeć kulturową, nie należy zacierać całkowicie binarnej granicy między mężczyzną a kobietą. Wynika to głównie z powodu doświadczeń, które wciąż są efektem naszej biologii – możliwości zachodzenia w ciążę czy narażenia na przemoc. Uważają również często, że osoby AMAB (assigned male at birth – osoby trans, którym przypisano płeć męską po urodzinach na podstawie ich narządów) zawłaszczają przestrzenie kobiece.

„Głos kobiety prawie nigdy nie był słyszany jako głos kobiety – zawsze był filtrowany przez głosy mężczyzn. A teraz pojawia się facet, który mówi: »Teraz będę dziewczyną i będę przemawiał w imieniu dziewcząt«. Pomyślałyśmy sobie: »Nie, nie będziesz«” – mówiły przedstawicielki jednej z lesbijskich organizacji aktywistycznych w późnych latach 70. Radykalne feministki dodatkowo oskarżają osoby trans o utrwalanie stereotypów związanych z płcią – nawiązując do performatywności genderu, czyli odgrywania konkretnych ról na bazie zestawu skojarzeń dopasowanych do płci.

Protest osób transpłciowych, fot. Unsplash

Radykalne feministki sceptyczne wobec transpłciowości

Rowling podaje kilka argumentów przeciwko postępowi na rzecz praw, o które walczą osoby transpłciowe. Zauważa między innymi, że jako autorkę książek dla młodzieży oraz była nauczycielka i założycielka organizacji charytatywnych dla dzieci, niepokoi ją to, jaki wpływ mają środowiska transinkluzywne na młodzież i kobiety. „Martwię się ogromną liczbą młodych kobiet, które chcą przejść tranzycję” – pisała na swoim blogu, nawiązując do terapii hormonalnej czy zabiegów dążących do uzgodnienia płci osób AFAB. Autorka podkreślała, że zdaje sobie sprawę z istnienia dysforii płciowej, czyli cierpienia odczuwanego przez daną osobę z powodu niedopasowania jej tożsamości płciowej do płci przypisanej w chwili urodzenia, lecz uważa, że nie powinno się w takich sytuacjach skłaniać ku wspieraniu osoby w procesie zmiany ekspresji płciowej.

To tylko jeden z przykładów tego, w jaki sposób radykalne feministki postrzegają temat transpłciowości. I nie dotyczy to tylko brytyjskich aktywistek. Podobna dyskusja wywiązała się w tym samym roku w Polsce podczas październikowych protestów przeciwko zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji. Niektóre organizacje naciskały na używanie określenia „osoby z macicą”, co frustrowało radykalne feministki, które są krytyczkami gender. Szczególnie, że podkreślały, jak „inkluzywny” język, który nazywa kobiety „menstruującymi” i „ludźmi ze sromami”, dla wielu kobiet wydaje się odczłowieczający i poniżający. Spotkało się to ze spięciem „stron” i zaognieniem konfliktu. Nie należy zrównywać jednak radykalnego feminizmu z wykluczaniem osób transpłciowych z feministycznych przestrzeni, ponieważ wiele reprezentantek ruchu przedstawia sojuszniczą postawę.

TERF WARS

Pozwólcie nam swobodnie debatować nad transpłciowością bez oskarżeń o „mowę nienawiści” – zatytułowała swój artykuł w „Guardianie” profesorka nauk politycznych Sheila Jeffreys. Już w 2012 roku twierdziła, że osoby, które krytycznie wypowiadają się na temat nawet niektórych aspektów transpłciowości, są publicznie zastraszane. „Od kilku lat prowadzona jest skoordynowana kampania w Internecie i na żywo, aby zapewnić, że ja i inne osoby z dowolnej dyscypliny akademickiej, które krytykowały transpłciowość, nie będą miały możliwości publicznego przemawiania”. Już wtedy przyznała, że „Na blogach, Facebooku i Twitterze zarzucają jej chęć »wyeliminowania« osób transpłciowych i życzą jej śmierci”.

I prawdą jest, że niektóre z kobiet, które krytycznie, a także nienawistnie wypowiadają się na temat transaktywistów, otrzymują groźby śmierci czy gwałtu. Nie jest to jednak monolit, ponieważ gros osób, które walczą z narracją radykalnych feministek o powyższych poglądach, sprzeciwia się agresji wobec kobiet określanych mianem TERF. Społeczności transinkluzywne uważają, że radykałki są po prostu uprzedzone i nie mają na celu społecznej debaty, a zamkniecie ust aktywistom.

Ma to swoje konsekwencje. W Wielkiej Brytanii w ciągu ostatnich 5 lat, jak podaje „BBC”, przestępstwa powodowane transfobią wzrosły o 400 proc.

– zauważyła transpłciowa aktywistka Nina Kuta w rozmowie z „oko.press”.

Kuta uważa, że opinie brytyjskiej pisarki są ściśle związane z popieraniem konserwatywnej prawicy. „Esej J.K. Rowling był cytowany przez republikańskiego kongresmana w USA, gdy w amerykańskim Kongresie odrzucano Equality Act, ustawę zabraniającą dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową” – dodała. I w dużym stopniu ma rację, choć bardzo często wynika to ze zrozumiałego odrzucenia przez media liberalne czy lewicowe tematów trans wykluczających, o których chcą mówić aktywistki radykalne.

Mamy więc skomplikowaną sprawę „Trans kontra TERF”, która w najostrzejszym stopniu wygląda z zewnątrz jak wzajemne obrzucanie się obelgami i oskarżeniami. Tak naprawdę jest albo próbą obrony swoich praw lub walki o nie, w zależności od strony konfliktu i dyskursu. Trudno znaleźć tu dobre „metody” rozmowy – werbalna przemoc wobec feministek, o których mowa w artykule, jest jak dolanie oliwy do ognia. Kobiety jeszcze mocniej zamykają swoje kręgi i budują na podstawie swoich doświadczeń obraz tego, w jaki sposób zachowują się transaktywiści. Trudno jednak dziwić się osobom transpłciowym, które walczą o to, by edukować społeczeństwo postawami inkluzywnymi.

Trzeba jednak zaznaczyć, że transwykluczajce radfemki, oprócz namawiania do swoich postulatów, bardzo często stosują misgendering, czyli odnoszenie się do osób niecispłciowych błędnymi formami gramatycznymi, niezgodnymi z ich tożsamością płciową, a także deadnaming, a więc używanie imienia nadanego przy urodzeniu, gdy osoba trans nie zaczęła przechodzić jeszcze tranzycji. Same również nie są chętne do dalszej merytorycznej dyskusji na temat tego, w jaki sposób ma wyglądać leczenie dysforii płciowej i ograniczanie przemocy stosowanej w społeczeństwie wobec osoby, które czują niezgodność płci nadanej przy urodzeniu z tożsamością płciową.

Reakcje fanów i obsady Harry’ego Pottera

Oniemieli w szczególności transpłciowi fani Harry’ego Pottera – nie mogli uwierzyć, że autorka książki, w której wiele z nich znalazło zalążek swojej własnej historii, nie jest zwolenniczką walki o prawa osób trans. Seria Rowling opowiada w końcu o outsiderach, wykluczeniu i poczuciu sprawczości w skomplikowanym świecie. „Nie czytajcie transfobicznego manifestu Rowling. Sieje dezinformację” – pisali aktywiści na Twitterze. Zaczęli zachęcać do tego, by ograniczyć wspieranie finansowe pisarki, czyli nieoglądanie filmów z uniwersum i nieczytanie książek. Jedna z transpłciowych aktywistek zorganizowała nawet akcję sprzedawania używanych utworów o Harrym Potterze, ale z okładek bez nazwiska Rowling.

Zresztą nie tylko fani odnieśli się do wypowiedzi Brytyjki. Niemal natychmiast zareagował odtwórca głównej roli w filmach, Daniel Radcliffe. „Kobiety transpłciowe to kobiety. Każde przeciwne stwierdzenie wymazuje tożsamość i godność osób transpłciowych i jest sprzeczne z wszelkimi radami udzielanymi przez profesjonalne stowarzyszenia opieki zdrowotnej, które mają znacznie większą wiedzę na ten temat niż Jo czy ja”. Podobne zdanie wyraziła Emma Watson oraz Rupert Grint, filmowi Hermiona i Ron. Podobnie zareagował Eddie Redmayne, który pojawił się w serii Fantastyczne zwierzęta. „Jako ktoś, kto pracował zarówno z JK Rowling, jak i członkami społeczności trans, chciałem, aby było absolutnie jasne, na czym stoję. Nie zgadzam się z komentarzem Jo” – napisał aktor, który ma za sobą rolę transpłciowej kobiety w filmie Dziewczyna z portetu. Oświadczenie wydało również studio Warner Bros., które powiedziało o tym, „jak istotna jest dziś inkluzywność”. W kolejnych latach Rowling bronili natomiast Robbie Coltrane oraz Helena Bonham Carter.

Kolejne książki oraz Dziedzictwo Hogwartu

Bardzo szybko można było zauważyć, że Rowling nie otrzymuje poparcia branży dla swoich wypowiedzi. Na dodatek czytelnicy zaczęli zauważać niechęć wobec transpłciowości w jej najnowszych publikacjach, m.in. książce Trouble Blood – w recenzjach pisano, że książka pokazuje motyw polowania na seryjnego mordercę, który przebiera się za kobietę. Uznano to za nawiązanie do niechęci osób transfobicznych wobec transpłciowych kobiet. Te bardzo częste opisywane są jako potencjalni „drapieżcy seksualni”, którzy mogliby atakować kobiety cispłciowe w toaletach publicznych, do których mieliby otrzymać dostęp w inkluzywnych społecznościach. Sprzeciwia się temu Rowling oraz wiele kobiet, określanych pejoratywnie jako TERF-ki. W książce Serce jak smoła również miały znaleźć się bezpośrednie nawiązania do jej obecnych poglądów.

Warner Bros. Games spotkało się z szeroką krytyką Dziedzictwa Hogwartu, które staje się nowym źródłem finansowym dla Rowling. „Wiemy, że nasi fani zakochali się w Czarodziejskim Świecie i wierzymy, że zakochali się w nim z właściwych powodów. Wiemy, że to zróżnicowana publiczność” – powiedział twórca gry. Nie zmienia to jednak faktu, że gra została mocno skrytykowana.

kadr z gry „Dziedzictwo Hogwartu”

A to i tak pikuś. Z czasem przyszły głosy o antysemickich postawach Rowling. Jak tłumaczy wiele krytyków, przejawia się to w wątku dotyczącym goblinów. Już od lat uważano, że istoty są symbolem Żydów w świecie Harry’ego Pottera – głównie z powodu stereotypowego dużego, haczykowatego nosa, swojej przebiegliwości czy zamiłowania do złota. W grze poznajemy Ranroka, głównego antagonistę Dziedzictwa Hogwartu, który jest przewodnikiem Buntu Goblinów. Ich celem jest uwolnienie się spod władzy czarodziejów. Zuzanna Tomaszewicz z „NaTemat” zauważa również rasistowskie i ksenofobiczne szczegóły dotyczące dzieł Rowling. „Cho Chang to inteligentna Krukonka z azjatyckimi korzeniami. Swoją drogą jej imię to połączenie słów z języka chińskiego i koreańskiego. Seamus Finnegan to Irlandczyk, który czego się nie dotknie, to wybucha. Czarnoskóry auror Kinglsey Shacklebolt ma natomiast w nazwisku kajdany i rygiel” – wyjaśnia.

Co dalej?

Tak jak w przypadku wielu przypadków medialnych, m.in. Kanye Westa, który od dłuższego czasu wyraża publicznie antysemickie postawy, wyłącznie do odbiorcy należy decyzja, w jaki sposób chce konsumować treści kultury. Słuchać, czy nie słuchać? Oglądać? Grać? Niektórzy całkowicie oddzielają twór od jego autora, inni nie potrafią i nie chcą tego robić, wzywając do bojkotu. Jednak nie tym razem – nie znajdziecie tu odpowiedzi ani moralnej oceny tego, co macie zrobić ze swoimi pieniędzmi i realizowaniem pragnienia dobrej zabawy przy Dziedzictwie Hogwartu. Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami.

„Nie zagram w Dziedzictwo Hogwartu” – czytamy w niektórych miejscach w internecie, które bojkotują najnowsze dzieło z uniwersum Harry’ego Pottera. Wszystko przez autorkę serii – J.K. Rowling – oskarżaną o transfobię oraz antysemityzm. Prześledźmy krok po kroku, dlaczego pisarka odwróciła od siebie miliony fanów na całym świecie. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →