Mati Szert: “Jak nawijasz, że jesteś świetny, ale obiektywnie jesteś bardzo słaby, to nikomu tego nie wkręcisz” – wywiad
Obserwuj nas na instagramie:
Mati Szert to debiutant z MaxFloRec, który z końcem października przywitał się ze słuchaczami krążkiem Little Boy. Raper pochodzący z Tych opowiedział nam o swoich ambicjach, początkach, a także inspiracjach. Skąd wzięły się charakterystyczne okulary? Przeczytajcie.
Spada na scenę jak Little Boy
Rozmawiałem z Matim Szertem parę dni po opublikowaniu na łamach naszego portalu recenzji Little Boy – debiutanckiej płyty Matiego. Tekst znajdziecie tutaj. Raper opowiedział m.in. o początkach swojej drogi, dlaczego wybrał MaxFloRec oraz mentalności w rodzinnym mieście. Byłem ciekaw, czy obiecujący młody nawijacz będzie chociaż w połowie taki, jak w utworach: świadomy swoich umiejętności, a mimo wszystko pokorny. Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Mati Szert – wywiad
Igor Wiśniewski: Jak wpadłeś na pomysł, by latać w czapce i okularach? To kaprys, element image’u?
Mati Szert: Jak wrzucałem pierwsze klipy, które już zostały usunięte, robiłem je z bratem. Uznaliśmy wtedy, że nie chcemy się w to mega wczuwać i dla beki coś tam porobimy. No i wzięliśmy jakieś losowe artefakty. Pierwotnie miałem okularki do nurkowania na sobie. Potem znaleźliśmy te, które widać na klipach z Little Boy. One są chyba starsze ode mnie. Jak nakręciliśmy ten pierwszy klip, zmontowałem go i mówię bratu “Ty, to jest mega fajne!”. To było po prostu śmieszne i o to nam chodziło.
Twój brat jest starszy, czy młodszy od ciebie?
MS: Starszy.
On robi bity, prawda?
MS: Tak, pod ksywą Keri Orter.
Jego produkcje znalazły się na Twoim debiucie.
MS: Tak, Szrot, Błędnik i Gruzy, Piach, Prochy.
Ładny gest z twojej strony, że dałeś bit brata na zamknięcie albumu. Wrócę na chwilę do okularów – myślałem, że bardziej celowałeś w Daredevila.
MS: W zasadzie dopiero w tym roku obejrzałem Daredevila. Raz w życiu czytałem komiks, jakoś w przedszkolu, czy wczesnej podstawówce. Siostra mi poleciła serial i zobaczyłem, że Matt Murdock ma w zasadzie takie same okulary, co ja.
Jak Ci się podobał serial?
MS: Mega mi się podobał! Ale z tego, co pamiętam, to uważam, że trzeci sezon był najlepszy. Tam już nie mieli hamulców. Tam Daredevil był w końcu Daredevilem, a nie głównie adwokatem.
Przez Disneya niestety nie dowiemy się, co będzie dalej. Netflix miał bardzo ciekawe plany w kwestii serialowego uniwersum Marvela. Sprawdzałeś te serie?
MS: Nie, dopiero się w to wkręcam. Widziałem jeszcze Punishera. To dobry serial, ale drugi sezon jakoś mi nie siadł.
Pytałem o Daredevila w kontekście całego MCU. Śledziłeś, co się działo podczas poszczególych faz?
MS: Miałem moment, jak typowy sezonowiec, czyli Endgame i Infinity War. Wtedy wkręciłem się na maksa, żeby to wszystko ponadrabiać. Generalnie jestem mega fanem Doktora Strange’a i Daredevila. No i nowego Spider Mana z Tomem Hollandem.
Mati Szert – Voila
Dobra, bo odbiliśmy w świat komiksu, a trzeba też pogadać o muzyce. Masz dopiero osiemnaście lat. Zastanawiam się, w którym momencie na osi X w ogóle zacząłeś interesować się rapem?
MS: To na pewno był 2012 rok. Byłem wtedy w drugiej klasie podstawówki. Brat puścił mi L.U.C.-a z Buką – Oda do młodości. Wtedy w ogóle nie słuchałem muzyki. To był pierwszy kawałek, którego regularnie słuchałem. Pamiętam, że myślałem, że przez cały utwór nawija tylko Buka. Najbardziej podobał mi się fragment, jak rzeczywiście wchodził tam Buka. Jak już ogarnąłem, że to on, zacząłem go sprawdzać. Miałem wtedy odtwarzacz MP3 bez wyświetlacza. Brat zgrał mi tam parę kawałków m.in. Małpę z White House’ami i parę numerów JWP. Tam było około sześć czy siedem piosenek i w kółko ich słuchałem.
Trueschoolowo wyrastałeś. Co ciekawe, od razu zacząłeś od MaxFlo.
MS: Historia zatoczyła koło.
Szukałem jakichś inspiracji, które mogły na Ciebie wpływać i celowałem w graczy, którzy raczej robią bardziej techniczne rzeczy. Jak to wygląda naprawdę?
MS: Przy tej płycie faktycznie mocno postawiłem na technikę. Myślę, że to słychać w mocniejszych numerach. Teraz staram się szukać czegoś innego. To nie jest jedyna rzecz, na którą teraz kładę nacisk. Uważam, że melodie czy zabawa głosem i generalnie aranże numerów też są potrzebne, są fajne i chcę się tym bawić. Nie mam zamiaru ograniczać się do tego, że fajnie zrymuję poczwórny wers.
Jak długo już robisz muzykę?
MS: Pierwszy numer nagrałem w wieku trzynastu lat.
Jesteś już na takim etapie, kiedy nie dziwi, że nudzi Cię rymowanie paru słów ze sobą.
MS: Kiedyś nagrałem kawałek i brat powiedział mi, że brzmię jak VNM. Wtedy w ogóle go nie znałem, nie wiedziałem o kim mowa. Sprawdziłem jego rzeczy i zajarałem się na maksa. Byłem w szoku, jak on składa rymy! To było to, co mnie jarało. Zacząłem rozkminiać, jak on to robi. Potem zacząłem odkrywać takiego Flojda chociażby i zacząłem ogarniać, co to są wielokrotne itd. Poszedłem w tym kierunku, bo po prostu to czułem.
W 2012 i 2013 pamiętam, że bardzo mocno przebijał się na scenie trap i takie trueschoolowe zacięcie z nowoczesnym sznytem nie było bardzo popularne.
MS: Szczerze mówiąc nie wiem. Nie byłem wtedy na bieżąco. Pamiętam, że Buka wydawał wtedy Wspaniały widok na nic interesującego i dla mnie to było bardzo interesujące. Tylko to mnie obchodziło.
Jakiś czas potem wyszedł numer Jeden Moment z K2 i Buką, dobrze kojarzę?
MS: No, taka radiówka. Spoko jest ten numer, ale uważam, że na płycie K2 były lepsze. To też jest ciekawe, że ludzie już w ogóle nie pamiętają o tej piosence.
Chyba każdy hit czeka ten los. Kto teraz będzie pamiętał o Half Dead Quebonafide z ReTo.
MS: Albo o Euforii.
Nie boisz się, że kiedyś o Twojej muzyce tak będą mówić?
MS: Żeby tak było muszę najpierw trafić do ludzi. Powiedzmy sobie szczerze, to jest poziom naprawdę undergroundowy. Bardzo doceniam ludzi, którzy mnie słuchają i kupili płytę, ale na tle reszty sceny, no to sam rozumiesz. Nie mam nawet kafla na instagramie, a swipe up jest od dziesięciu.
Już nie. Teraz wszyscy mamy naklejki z linkami i możemy czuć się jak sławni ludzie.
MS: O, no to dobrze wiedzieć! Wracając – jak mnie ludzie pytają, czy robię płytę, mówię „stary, robię płytę i mam połowę zrobioną”. Muszę iść za ciosem i nie mogę dać ludziom o sobie zapomnieć.
Chciałem Cię podpuścić, bo są raperzy, którzy po wydaniu płyty w wytwórni myślą, że złapali boga za nogi. Nie oszukujmy się, że tutaj te zasięgi nie są oszałamiające. Myślisz, że MaxFlo pomoże Ci przebić się do szerszej świadomości? Chodzi mi o duże wyświetlenia i wyprzedane koncerty.
MS: Stoprocent Winiego miało taki moment, że w zasadzie byli martwi. I nagle wjechał Kabe. I ten Kabe, tak po prostu wbił się z buta i „znikąd” zaczął robić miliony wyświetleń. Stoprocent było w podobnej pozycji, co MaxFlo. Wiesz, stara wytwórnia, która najlepsze lata ma za sobą. Dobrze się czuję w MaxFlo, ale czy jest w stanie zaproponować mi zasięgi jak Stoprocent Kabe? Myślę, że tak, ale moja muzyka nie jest taka. Wydaje mi się, że moja muzyka jest za ciężka na masowego odbiorcę. Mimo że nie przeklinam w kawałkach.
Mati Szert – Ale dziś piękna pogoda
Nie zwróciłem na to uwagi, ale rzeczywiście, nie przypominam sobie żadnych bluzgów na Little Boy.
MS: A ja cały czas czekałem, aż ktoś mnie o to zapyta!
Dobra, no to śmiało – dlaczego na tej płycie nie ma bluzgów?
MS: Ja nie przeklinam, bo wszyscy to robią. Mogłem to robić, ale ja na tyle zajarałem się słowem, że wolę to inaczej rozegrać niż pójść na łatwiznę.
W jakim sensie „zajarałeś się słowem”? Czytasz poezję?
MS: Jara mnie po prostu, że mogę coś ciekawie poskładać. Bawić się wielokrotnymi rymami. Jest dużo fajnych słów, których ludzie nie używają. Często zastępują czasowniki przekleństwami. A w te miejsca można powstawiać różne nieoczywiste wyrazy. Na przykład „spacyfikowałem scenę” zamiast „rozpierdoliłem scenę”.
W wywiadzie dla Kuby Głogowskiego wspomniałeś, że Little Boy powstawał rok. Jak na polskie realia to całkiem długo, ale biorąc pod uwagę twój wiek, to podejrzewam, że też wiele musiało Ci się zmieniać w głowie. Jak to się przełożyło na album?
MS: Ta płyta wyszłaby szybciej, gdyby MaxFlo się nie odezwało. Chciałem tę płytę wydać na początku roku, ale skontaktowała się ze mną wytwórnia i dograłem parę numerów. Zaczęliśmy kręcić klipy. Pierwsze sceny do Voila powstały w marcu, a teledysk wyszedł w moje urodziny pod koniec lipca. A co do jakichś zmian mentalnych, to wydaje mi się, że nie miałem takich sytuacji.
Rozumiem, że w kwestii produkcji albumu, MaxFlo zmieniło u Ciebie wiele?
MS: Tak, to niebo a ziemia. Mega się cieszę, że się do mnie odezwali, bo zrobili kawał dobrej roboty. Pierwsza okładka wyglądała bardzo podobnie do tej, która znalazła się na fizyku. Kamera była wyżej, a ja leżałem w takim jakby kanionie. No i na oficjalnej okładce widzicie mnie z perspektywy kamery bombowca. Ogólnie rzecz biorąc mam wolną rękę. Czuję się wolny i jest fajnie.
Jak to się stało, że się do Ciebie odezwali?
MS: Wydałem numer Falstart na kanale Barto Katta – BUMP’12. Wtedy działałem jeszcze pod ksywą MAT. Numer zrobił trochę szumu. Pewnego dnia zajrzałem na Instagram i zobaczyłem, że mam ileś tam wiadomości w folderze „Inne”. Wśród nich było MaxFlo. Zdzwoniliśmy się, wysłałem im płytę, bo w zasadzie była zrobiona, przypadła im do gustu, spotkaliśmy się i dogadaliśmy.
Interesy interesami, ale musieliście też mieć podobne spojrzenie na tworzenie muzy.
MS: Powiedzieli mi od razu, że na tym im właśnie zależy, byśmy mieli podobny cel i przede wszystkim – podejście. Wiem, że to brzmi jak cytat z podręcznika dla raperów, ale nie celuję w trendy. Śledzę scenę, ale nie robię muzyki pod ludzi tylko dla ludzi.
Do jakiego odbiorcy w takim razie chcesz trafić?
MS: Chciałbym żeby słuchali mnie ludzie, którzy faktycznie słuchają muzyki i tego, co dany artysta ma do powiedzenia. Następny album będzie w cięższych klimatach, jakieś drum and bassy, grime’y, takie rzeczy. Chcę trafić do osób, które się tym jarają, a to już naprawdę trzeba dobrze czuć.
Rzeczywiście będziesz miał bardzo wysoki próg wejścia. Nie boisz się tego?
MS: No co ty stary, ja to robię dla zajawy. Jak pyknie, to pyknie, a jak nie, to nie. Teraz żyję maturą, a płytkę robię na boku. W tej chwili nie mogę postawić na rap, bo po prostu bym skończył na ulicy.
Masz jakiś plan, co po szkole?
MS: Od gimnazjum chciałem iść na psychologię i możliwe, że to zrobię. Opcji jest wiele, ale generalnie studia. Jak się jedno posypie, lepiej żeby była jakaś deska ratunku. Często ludzie wbijają na sezon. Spójrzmy na takiego PlanaBe. Wiem, że on ma siano i jemu nie grozi życie nie z muzyki, ale skupmy się na samych viewsach. Przecież on kiedyś wydawał numer i robił bańkę w parę dni. Teraz wydaje utwór z Young Igim i robi, nie wiem, dwieście tysięcy wyświetleń w tydzień? O VNM-ie to już nie wspominam.
Jak odebrałeś Hope for the best z perspektywy niegdysiejszego fana?
MS: Byłem w szoku! Co prawda płytę zamówiłem jeszcze przed tym singlem, bo VNM-a preordery kupuję. Na poprzednich płytach nawijał, że jak jest słaby miesiąc, to i tak wpada dycha na łapę. W Melonie też mówił, że siana mu nie brakuje. Jak wyszedł Hope for the best i się okazało, że to wszystko gdzieś się posypało, to byłem zszokowany.
To w jakiś sposób może służyć jako nauczka dla młodych twórców, że trzeba dmuchać na zimne.
MS: Przecież VNM robił lata temu bańki na odsłuchach na YouTube, a teraz pod klipami jest ledwo sto tysięcy. Dziwi mnie też dobór singli do nowego mixtape’u DeNekstBest. Nie ujmując nikomu, ale jakbym ja robił taką płytę, to na single wrzucałbym popularne ksywki. Na albumie są takie, ale skład Dizkret, Liroy, schafter i VNM w życiu nie zrobi bańki. Sory chłopaki, ale bądźmy szczerzy. Schafter jest w stanie, ale Liroya ludzie już nie słuchają. Moje pokolenie nie kojarzy Dizkreta, a VNM po prostu nie robi już takich zasięgów.
Zobacz: Słyszeliśmy już De Nekst Best Mixtape 2. Oto nasze spostrzeżenia
Jak już mówimy o dużych nazwiskach, planujesz zaprosić kogoś na kolejny projekt?
MS: Jest pomysł, żeby zaprosić Gingera z Mordor Muzik, już wstępnie o tym rozmawialiśmy. Muszę tylko przygotować mu jakiś numer i jak mu siądzie, to się dogra. Jak mu nie siądzie, to nie, więc zobaczymy. Jest też jeden ziomek, ale to jeszcze nie jest znana ksywka, mianowicie Ananas. Kojarzysz Święty Bass? W numerze Elipsa nawija Ananas. Gość jest przekotem. Byliśmy razem w studiu i nagraliśmy numer. Ten chłop to chodzący grime, dosłownie. Nawet jak się nie jarasz grimem, to jak zobaczysz go w studiu od razu łapiesz zajawę. Niesamowite to było. Jasne, Ginger też nie robi jakichś ogromnych wyświetleń, ale muzyka Mordoru bardzo mi siada, no i po prostu są to ksywy szanowane w środowisku. Więcej nie zdradzę, bo z innymi jeszcze nie rozmawiałem.
Kiedy można się czegoś spodziewać?
MS: Gadałem z Rahimem żeby w pierwszej połowie przyszłego roku wydać ten materiał. Mam takie numery, które nagrałem w wakacje i dalej jestem nimi mega zajarany, mimo że słuchałem ich z pięćdziesiąt razy. Pewnie zmieni się to przy kręceniu klipów.
Planujesz podobną ekspansję, co na Little Boy?
MS: Chcemy przybrać nieco inną taktykę. Tutaj tych klipów było naprawdę sporo, zwłaszcza bliżej premiery zwiększyliśmy częstotliwość publikacji. Nie boję się tej liczby klipów, tylko wyboru numerów. Nie wszystkie utwory nadają się na teledyski. Ale dziś piękna pogoda było świetnym materiałem na wideo. Opowiedzianą historię łatwo pokazać.
Oba wątki z utworu były prawdziwe, czy tylko ten z kasjerką?
MS: Tylko historia o kasjerce.
Jeśli chodzi o teledyski, musi Wam się to spiąć finansowo. Sam proces twórczy to jedno, ale firma też musi na tym jakoś zarobić.
MS: Szczerze mówiąc na klipy nie wydaliśmy dużo. Właściciel sklepu w Ale dziś piękna pogoda jest zaprzyjaźniony z Rahimem, szkoła we Voila to była szkoła Rahima w Mikołowie. Dużo pieniędzy nie poszło.
Szanuję za przedsiębiorczość.
MS: Stary, fajnie, że wytwórnia i budżet, ale po co dokładać na siłę. Jak nie trzeba, to nie trzeba.
Zastanawiałeś się, czy chcesz dalej mieszkać w Tychach po szkole? W wywiadzie, do którego się odwołałem wcześniej, narzekałeś na mentalność rodzinnej miejscowości.
MS: Mam na ten temat napisany numer pod wpływem frustracji. Będzie się nazywał Moje miejsce. Jeśli nie wejdzie na tracklistę, na pewno wyjdzie jako bonus track. W skrócie: myślałem o wyprowadzce. Celuję we Wrocław albo Kraków. Dobrze się tam czuję. Nie odczuwasz tego wzroku na sobie. Ludzie mieli mnie w dupie, ja ich również i spoko. Nie jestem introwertykiem, ale w Tychach… ostatnio gadałem z ziomkiem, który będzie w tym kawałku. Leehy, jeśli to czytasz, to nagraj w końcu tę zwrotkę, bo już pół roku minęło!
Leehy stał w sklepie po papierosy i cała kolejka się na niego gapi. Zaczął się czuć jakby kogoś zabił. Ludzie na niego patrzą jak na potwora, a on sobie tylko szlugi kupuje. Tak jest w Tychach. Jesteś inwigilowany przez całą dobę przez innych ludzi. Jak wejdziesz do galerii z zielonym irokezem, to będziesz atrakcją. Ludzie zaczną się zbierać i robić sobie z tobą zdjęcia, bo jesteś ewenementem. Tak tutaj funkcjonują. Jakbyś to zrobił w katowickiej galerii, nie wywołałbyś takiej sensacji.
Kontrując – masz coś, co uwielbiasz w Tychach?
MS: Paprocany. To takie jezioro u nas. Uważam, że to najpiękniejsze miejsce w Tychach. Pamiętam, że jak gadałem z Rahimem, to powiedział, że też je bardzo lubi i często tam wpada. Serdecznie polecam tę miejscówkę. Jest woda, jakieś budki z lodami, boiska, place zabaw, plaża, scena, jest tam wszystko. Nie można się do niczego przyczepić oprócz sinic w wodzie. No i oczywiście morsowanko!
Jesteś fanem morsowania?
MS: Poszedłem chwilę przed tym bumem na morsowanie, chociaż faktycznie to już rosło. Nie wiedziałem co to. Kumpel mi to zaproponował, który robi to od paru lat. Uznałem, że wydaje się to całkiem szalone, więc poszedłem spróbować. Odmroziłem sobie jaja, ale dobrze się bawiłem.
Wracamy do muzyki. Wydałeś debiutancki album, gdzie oprócz chórków, nie ma gości. Udowodniłeś ludziom, że potrafisz być ciekawy dla słuchacza. Niektórzy jak wydają debiut, mają więcej gościnek, niż swoich zwrotek. Jak wypuścisz kolejną płytę, tym razem z gośćmi, nie boisz się, że ludzie będą narzekać na ich liczbę?
MS: Nie myślałem tak o tym w kontekście debiutu. Co do gości – boję się, że tak powiedzą. Little Boy był nagrany w taki sposób, że to, co nagrałem, z automatu trafiało na album. Wypadły maksymalnie dwa numery. Jeden nigdy nie wyjdzie, a drugi nazywa się Mała, to nie crashtest i to jest odrzut. Przy tym albumie chcę zrobić pulę numerów i z nich wyselekcjonuję tracklistę.
Wiesz, że to duże ryzyko? Możesz przekombinować.
MS: Możliwe. Wydaje mi się, że jak staram się robić coś nowego, to robię to z umiarem. Nie chcę robić eksperymentalnej płyty, tylko np. na jakiejś czwórce podśpiewam i tyle. Jedna śpiewana czwórka w kawałku starczy. Stopniowo, żeby ludzie nie byli w szoku, że czasami pojawia się autotune.
Już na Little Boy gdzieś w adlibach słychać autotune’a.
MS: Te adliby były nagrywane bez tune’a, nałożyliśmy go dopiero później. Po prostu fajnie to brzmiało. Wtedy jeszcze nie nawijałem od razu na nim.
Masz wśród swoich znajomych ludzi, którzy mówią co jest dobre, a co niekoniecznie, czy opierasz wszystko na swoim guście?
MS: Nagrywam u mojego ziomka Haka, z którym pracuję już chyba z trzeci albo drugi rok. Haku potrafi mi powiedzieć „młody, to jest kasztan”. Ja go wtedy pytam dlaczego, on to uzasadnia, rozmawiamy i dochodzimy do wspólnych wniosków. Ale to jest rzadkie. Raczej nie walę kasztanów.
Niektórzy są przekonani o swojej zajebistości i przez to daleko nie zachodzą.
MS: Nie wiem z czego to się bierze, ale Pezet kiedyś powiedział, że jak jesteś raperem, to musisz uważać, że jesteś najlepszy. Coś w tym jest, jak robisz braggę. Tam każdy ci nawinie, że jest najlepszy, stary.
Niby tak, ale istotne jest gdzie zaczyna się aktorstwo i jakaś poza, gdzie prężysz mięśnie, a gdzie pokorne szlifowanie umiejętności z ludźmi, którzy z tobą pracują.
MS: Tak, to prawda. Jak nawijasz, że jesteś świetny, ale obiektywnie jesteś bardzo słaby, to nikomu tego nie wkręcisz. Chyba że masz charyzmę na kosmicznym poziomie. Jeśli nawijasz, że jesteś świetny, ale jednocześnie dłubiesz nad warsztatem, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że zajdziesz daleko. Uważam, że są tacy raperzy. Nie będę rzucał ksywami, bo zaraz pojawią się zarzuty, że próbuję się wybijać na plecach innych. Nie chce mi się przez to przechodzić. Są raperzy, którzy według mnie są słabi, a mają przewózkę, jakby nosili dwukilogramowy łańcuch.
Jestem raczej z tej drugiej szkoły. Ja po prostu wiem, że dobrze rapuję. Śpiewam słabo, ale dobrze rapuję. Wiem o tym, tak samo jak wiem, że potrafię składać dobrze rymy. To nie jest kwestia wydumanego ego. Tak jest i tyle. Pracuję nad tym od lat. Wiem, że muszę i jestem w stanie dużo poprawić. Refren w Czekam na wiosnę jest okej, ale to nie jest super wykonanie. To jest słuchalne, ale nie wiem czy jest przyjemne. Na Little Boy jest parę fragmentów, które po prostu bym wymienił. Słuchając nowej płyty dociera do mnie, że Little Boy jest parę leveli niżej.
Jak w ogóle odbiór debiutu?
MS: Powiem Ci, że mega dobrze. Mega się jaram. Jestem w szoku, że na Spotify słucha mnie prawie dziewięć koła ludzi. Nie miałem żadnych oczekiwań, serio. Jedyne co chcieliśmy z chłopakami osiągnąć, to zrobić sto tysięcy pod którymś z numerów i udało się! Nie chcę się porównywać tymi liczbami z resztą, tylko patrzeć na siebie i jak u mnie to rośnie, by móc to docenić, a nie ryć sobie beret, że ktoś robi bańkę w dzień. Staram się cieszyć małymi rzeczami, bo na razie robię małe kroki. Każdy nowy followers na Instagramie mnie cieszy, bo to po prostu kolejna nowa osoba, która słucha mojej muzyki. To jest super.
Czemu płyty nie wrzuciliście do Empików?
MS: Nie chcieliśmy. Jestem nikim w sensie scenicznym. Wiedziałem, że nie zrobię wielkiego szumu i nie chciałem pchać tego do sieciówek, bo to za wcześnie. Czuć na tej płycie podziemie. Nie ma co tego pchać na siłę. Jakbym to zrobił, plułbym sobie w brodę. Potrafię dużo więcej i dobrze, że krążek nie poszedł na półki sklepowe.
Typowy kompleks artysty. Jak coś wydasz z automatu uważasz, że to syf.
MS: Najgorsze jest, że jak już wyjdzie jakiś singiel, to już nie możesz tego słuchać jako artysta, już masz dość tego materiału, rzygasz nim. A musisz to jeszcze promować. Jak ten album wyszedł, to naprawdę poczułem ulgę. Jak ktoś puszcza mój numer mówię „stary, nie mogę tego słuchać, wyłącz to”. Ludzie myślą, że to jest miłe, ale kochani, to naprawdę nie jest fajne. To krępujące.
Na płycie nawinąłeś, że „Tychy mają zawodnika”. Byli przed tobą jacyś raperzy z Tych, którzy się przebili?
MS: Tak, jeden. Bu. On też jest z MaxFlo, więc wszystko w rodzinie.
Cały Śląsk ciągnie do MaxFlo. Rahim wiedział, co robi.
MS: Tak jakoś naturalnie wyszło. Uznałem, że skoro Bu, jako stara gwardia, obecnie nie jest za bardzo w obiegu, mogę sobie nadać miano zawodnika. Ktoś napisał pod Voila komentarz w stylu „kurwa, jaki zawodnik, przecież Bu robił tu rap długo przed tobą”.
Z takimi komentarzami też musisz się zmierzyć.
MS: Jasne! Trzeba mieć do tego dystans. Jak gadasz z idiotą, to wiesz, że gadasz z idiotą i prowadzisz do końca rozmowy. Byle go nie denerwować i rozejść się w pokoju. Dyskusja z nim i tak do niczego nie doprowadzi. Jak ktoś jest głupi, to jest głupi.
Mati Szert – Little Boy – odsłuch albumu
Mati Szert to debiutant z MaxFloRec, który z końcem października przywitał się ze słuchaczami krążkiem Little Boy. Raper pochodzący z Tych opowiedział nam o swoich ambicjach, początkach, a także inspiracjach. Skąd wzięły się charakterystyczne okulary? Przeczytajcie. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i […]
Obserwuj nas na instagramie: