materiały prasowe

Lana Del Rey i jej powtarzalność na nowym albumie „Blue Banisters”


22 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Lana Del Rey prezentuje swój najnowszy album Blue Banisters, choć z pewnością niczym na nim nie zaskakuje. To kolejny zwyczajnie lanowski album w jej karierze, a ta stylistyka zaczyna mnie już nieco męczyć.

Lana Del Rey do znudzenia

Amerykańska wokalista kontynuuje proces taśmowej produkcji swoich albumów. Blue Banisters to bowiem już drugi krążek, który otrzymaliśmy od Lany Del Rey w tym roku. W marcu ukazało się Chemtrails Over The Country Club, a jeszcze kilka miesięcy wcześniej, we wrześniu 2020 roku, nieco mniej piosenkowy tomik poezji Violet Bent Backwards over the Grass.

Zobacz również: Lana Del Rey – smętna i nudna w nowym albumie „Chemtrails Over The Country Club”

Systematyka wydawnicza Lany Del Rey jest zachwycająca i godna podziwu, niestety szkoda, że nie idzie za nią również efektywność. Mam wrażenie, że tendencja jakości kolejnych wydawnictw artystki jest wręcz spadkowa. Albo po prostu Lany jest już ostatnio tak dużo, że mam zwyczajnie jej przesyt i nie jestem w stanie się już niczym nowym zachwycić.

Lana Del Rey Blue Banisters album
Lana Del Rey – Blue Banisters, okładka albumu

Blue Banisters – smętna i monotonna Lana Del Rey bez highlightów

Blue Banisters, ósmy album studyjny w karierze Lany Del Rey, to muzycznie ta sama historia, którą artystka karmi nas od lat. Smętne brzmienia i melancholijny, przeciągany, stylizowany na szeptany wokal, które z założenia w połączeniu miały poruszać i faktycznie udawało się to przy okazji pierwszych trzech albumów artystki. Nie sposób jednak słuchać ósmej, ponad godzinnej propozycji, osadzonej w tej samej stylistyce i nadal się nią zachwycać.

Trudno mi w zasadzie napisać coś bardziej bardziej konkretnego o albumie Blue Banisters, bo jego odsłuch zwyczajnie zlewa mi się w jedną, dość miałką całość, przez co trudno mi nawet wyszczególnić jakieś jego charakterystyczne momenty. Najmocniejszym wciąż pozostaje dla mnie chyba znany już singiel Wildflower Wildfire, który jako jedyny na tej płycie ma nieco bardziej zaskakującą i nieoczywistą formę. Moją uwagę przykuła też kompozycja Black Bathing Sun, pewnie wyłącznie ze względu na nieodparte podobieństwo do piosenki West Coast z wciąż najlepszej dla mnie płyty Lany Del ReyUltraviolece. Reszta jest nudna i przewidywalna, ale tak już chyba będzie. Lana to Lana – albo kochamy cały ten jej ponuracki lanaism, albo szukamy zaskoczeń i nowych wrażeń gdzieś indziej.

Lana Del Rey – Wildflower Wildfire, posłuchaj!

Drugiego Ultraviolece już nie będzie

A skoro już przytoczyłam tu Ultraviolece – nie da się ukryć, że wiele momentów Blue Banisters przypomina właśnie klimat uchwycony w kultowym albumie Lany Del Rey z 2014 roku. Złapałam się na tej refleksji i zadałam sobie pytanie – dlaczego więc nie potrafię zachwycić się najnowszą propozycją Amerykanki, skoro wciąż tak bardzo upajam się brzmieniami z Ultraviolece? To chyba ten case, że album kultowy można nagrać tylko raz. Za każdym razem, gdy będzie się próbowało odcinać kupony od jego sukcesu, bądź tworzyć jego kolejne kalki – niemal pewne, że zawsze skończy się to porażką.


Lana Del Rey – Blue Banisters, posłuchaj albumu!

Lana Del Rey prezentuje swój najnowszy album Blue Banisters, choć z pewnością niczym na nim nie zaskakuje. To kolejny zwyczajnie lanowski album w jej karierze, a ta stylistyka zaczyna mnie już nieco męczyć. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →