Kto ma problem z filmem o Popku?
Obserwuj nas na instagramie:
Poznańskie Kino Muza, uznawane za jedno z najlepszych kin w Polsce, zdecydowało się, jak się okazuje, na odważny ruch – pokazanie na swoim ekranie filmowej biografii Popka. Za ten pomysł na tworzące je osoby wylało się wiadro pomyj. I chociaż rozumiem “zdziwienie” decyzją kina, to jednak mam dla wypisujących opryskliwe komentarze jedną, dobrą radę.
Filmowa biografia Popka “Za życia” pokazana zostanie w poznańskim kinie 27 stycznia o godzinie 19, a na pokaz przybędzie sam główny bohater. Gdyby Popek mieszkał w Poznaniu, w kinie takim jak Muza, poznańskiej ostoi filmu arthouse’owego, może nie byłby częstym gościem. A może i by był, bo jak wiadomo, ocenianie ludzi przychodzi nam łatwo.
W komentarzach na profilu kina przeczytałem między innymi o “promowaniu tego śmiecia”, “skoku na kasę”, “zejściu kina na psy”, a także wiele bardziej wulgarnych opinii, które już zniknęły z Facebooka Muzy. Jasne, każdy ma prawo do swoich opinii. Wiele z nich pewnie napisały osoby przekonane o otwartości swych głów i dobrym guście. Jeżeli nie widzą problemu w nazywaniu innego człowieka śmieciem, to słabo. Nie tym się jednak chcę zająć. Wszystkim atakującym kino za organizowanie pokazu filmu proponuję ochłonąć i przemyśleć swoje podejście do kultury, sztuki i społeczeństwa.
My lubimy to, a Wy lubicie tamto
Jest takie mądre słówko w naukach społecznych jak “dystynkcja”, a ponieważ zajęcia z socjologii miałem już kilka lat temu, wyjaśnię je w bardzo uproszczony sposób. Chodzi o to, że poszczególne klasy społeczne nieustannie próbują się odróżnić od innych klas społecznych i w ten sposób w kółko robią i powielają to, co czyni ich tym, kim są. Rzecz tyczy zwłaszcza reprezentantów klasy średniej, którzy na przykład kupują sobie mądre książki, żeby stały na półce, bo wiadomo, że też wtedy wyglądają na mądrych. Albo chodzi się do kina na filmy, które wszyscy chwalą i wygrywają nagrody na festiwalach. Jak widzicie, nie za wiele tu miejsca na eksperymentowanie z czymś, co nie zostało stworzone “dla nas”.
Ta teoria zakłada też, że ci, którzy w społeczeństwie są “niżej”, odmawiają naśladowania tego, co lubi klasa średnia. Po prostu mówią jej “pie****cie się, mamy swoje” – stąd niby bierze się disco polo. Tak niby było, ale żyjemy w XXI wieku, gdzie wszystko się pomieszało. Pierwsze przeróbki znanych kawałków w wykonaniu Popka – “Brudną Dariannę” czy “La Da Da Dee Da Da Da Da” masowo szerowali na swoich wallach tzw. “młodzi, wykształceni i z wielkich miast” i to jest nadal dość solidny “fanbase” tego artysty. Może robili to dla beki, a może znajdywali w tych numerach pewną wartość estetyczną, bo – tutaj największa niespodzianka – to się wcale nie wyklucza.
Wiecie, to nie jest tak, że jak kino pokazuje film nie do końca z jego linii programowej, to kwestionuje swoją tożsamość, jak niektórzy sugerują w komentarzach. Jak go obejrzysz, to też nie pobiegniesz od razu pociąć sobie twarz i wytatuować oczy.
Jasne, możesz bezpiecznie tkwić sobie w swoim świecie dobrego kina, muzyki, literatury czy czegokolwiek, podawanej ci na tacy przez “kulturalne autorytety”, których recenzje coraz częściej przypominają skopiowane notki PR-owe. Nikt Ci nie broni, choć sam też będziesz trochę jak z CTRL+C i CTRL+V.
Nie jest też tak, Drogi Czytelniku, że jak obejrzysz dokument o Królu Albanii, będziesz z automatu otwartym na świat ironicznym intelektualistą. Ktoś mi tu zaraz wytknie, że to jest typowa hipsterska chłopomania, stare jak świat zajaranie patologią i że to poza, która pozwala się od takiego nudnego mieszczaństwa odróżnić. Nawet będzie miał, w jakimś stopniu, rację. Wolę być tym kolesiem, który oprócz cmokania nad kolejnym filmem z Cannes, obejrzy też film o Popku. I to nie dlatego, żeby się wybić się ponad szarą masę, tylko po prostu z czystej ciekawości.
Umówmy się – polska popkultura osiągnęła w tej postaci swoje szczyty. Nie pod względem jakości twórczości, ale Popek to kuriozum, na którego próbie zrozumienia każdy może polec. To człowiek, którego wizerunkowy rozmach powoduje, że cały polski szołbiznes wygląda jak dzieciaki bawiące się w przedszkolu. Gdy brzdąka sobie “bluesa” na gitarce na londyńskiej ulicy, gdy obok opowiadania o wciąganiu koksu przekonuje, że “prawdziwa dama to twoja mama” albo gdy zapodaje takie amelodyjne, że aż awangardowe wersy jak te z “Kapitana Koksa”, to ciężko nie zastanawiać się, gdzie w tej postaci kończy się kreacja (ja nie wiem, czy pod tym wyłącznie względem znajdziemy się kiedyś w Polsce bliżej Davida Bowiego, mówię zupełnie serio), czy to kretyn czy geniusz i kim w ogóle jest, jakie jest jego tło i historia. Przede wszystkim wydaje się lepiej przy tym wszystkim bawić, niż każdy twój nowy, ulubiony zespół z modnego festiwalu (“Pamiętajcie, muzyka to tylko zabawka / Jak będę miał ochotę zarymuję se do tanga”).
I dlatego ktoś zdecydował się nakręcić o nim film, bo Popek cały wydaje się wymysłem jakiegoś szalonego scenarzysty. Jest wymarzonym materiałem. Szefowa Muzy już wie, jaki jest efekt tych zmagań i przekonuje, że film jest udany i pokazuje tę postać w ciekawym świetle, więc zdecydowała się go zaprezentować poznańskim widzom. Po prostu. A ja go obejrzę, bo może Popek nie zaprząta moich myśli każdego dnia, to trochę mnie ciekawi. Jeżeli Ciebie nie interesuje, nie śmieszy, uważasz, że nie ma czego tu rozkminiać, to spoko, nie oglądaj. Ale po prostu nie kupuj biletu, zamiast wrzeszczeć o upadku kina, które ma takie szczęście, że kierują nim osoby, które nie boją się zagrać “wbrew targetowi”, bo w sumie zakładają, że ten target lubi czasem spróbować czegoś innego. I nie ma z tym żadnego problemu.
Poznańskie Kino Muza, uznawane za jedno z najlepszych kin w Polsce, zdecydowało się, jak się okazuje, na odważny ruch – pokazanie na swoim ekranie filmowej biografii Popka. Za ten pomysł na tworzące je osoby wylało się wiadro pomyj. I chociaż rozumiem “zdziwienie” decyzją kina, to jednak mam dla wypisujących opryskliwe komentarze jedną, dobrą radę. Filmowa […]
Obserwuj nas na instagramie: