“Królowa” to serial efektowny, ale zbyt przewidywalny
Obserwuj nas na instagramie:
Królowa miała być serialem o akceptacji i otwartości. O zderzeniu tego, co znane, zastane, z tym, co nowe i inne. I w istocie tak jest. Tyle że zamiast oryginalnej opowieści, wyszła z tego historia dość banalna i przewidywalna.
Sylwester Borkowski (Andrzej Seweryn) od kilkudziesięciu lat mieszka w Paryżu. Za dnia jest znanym krawcem, wieczorem zaś wychodzi na scenę jako drag queen Loretta. Szykowne garnitury zamienia wtedy na efektowne stroje i mocny makijaż.
Pewnego dnia dostaje list od wnuczki Izy (Julia Chętnicka), o której istnieniu do tej pory nie wiedział. Dowiaduje się z niego, że jego dawno niewidziana córka Wioletta (Maria Peszek) jest chora i potrzebuje jego pomocy. Sylwester postanawia pojechać do swojej ojczyzny, konkretnie do rodzinnego górniczego miasteczka. Już na etapie ekspozycji daje się nam do zrozumienia, że będzie to wygładzona, wyidealizowana fabuła, w sam raz na komfortowy wieczorny seans.
Bo w zasadzie miniserial można odtworzyć podczas jednego posiedzenia. Równie dobrze czteroodcinkową fabułę można byłoby zamknąć w formacie filmu pełnometrażowego.
Królowa – oficjalny zwiastun
Bo oto Sylwester i jego córka przechodzą w mgnieniu oka przez wszystkie etapy radzenia sobie z taką sytuacją: początkowy szok córki i niechęć do ojca, przez odrzucanie jego pomocy, aż po pełną akceptację jego osoby. Sylwester staje na początku przed trudnym zadaniem, ale jak w prawdziwym feel good movie, od początku czujemy, że nie może się to skończyć inaczej niż happy endem.
Królowa – serial o odbudowywaniu relacji
Po drodze oczywiście pojawiają się ostre zakręty, komplikujące proces odbudowywania tej relacji. Delikatnie zarysowane jest tło lokalne i problemy małego miasteczka. Ale nie dość wyraźnie, by widza mocniej zainteresować. A ta lokalność wydaje się być w kontekście fabuły i samej postaci Sylwester szczególnie ciekawa – mężczyzna wyjeżdża przed laty z szarego, zamkniętego na to, co odmienne, homofobicznego środowiska i wraca jako całkiem inny człowiek. Aż szkoda, że nie rozwinięto wątku tego, w jakich okolicznościach i dlaczego wyjechał. Tego wszystkiego musimy się domyślać. Co prawda nie jest to trudne, ale warto byłoby to rozwinąć jako osobny wątek.
Aż szkoda też, że nie rozwinięto scen z wielką gwiazdą Lorettą. Bo to, że jest gwiazdą, wiemy raczej z relacji innych osób. Przedstawione sceny na deskach teatru nie do końca to oddają.
Królowa zyskuje dużo dzięki postaciom pierwszoplanowym. Przede wszystkim dzięki świetnej roli Andrzeja Seweryna, którego życiorys ma zresztą punkty styczne z życiorysem Sylwestra (migracja do Francji, kariera na tamtejszych deskach teatralnych), oraz roli debiutującej Julii Chętnickiej. Zestawienie eleganckiego, powściągliwego krawca z Paryża i bezpośredniej dziewczyny ze śląskiego miasteczka to naprawdę złoto. Ale znowuż – czuję pewien niedosyt, chciałabym więcej scen z tym duetem.
Taki zresztą jest cały miniserial Królowa – pozostawiający niedosyt. Dotykający pewnych wątków, ale nie dający im porządnie wybrzmieć. Mówiący o otwartości, tolerancji, ale w pewnej wyidealizowanej formule. Poruszający wątki queerowości i nieheteronormatywności (na szczęście coraz bardziej obecne w rodzimej popkulturze), ale muskając je jedynie z zewnątrz, bez głębszej refleksji.
Królowa miała być serialem o akceptacji i otwartości. O zderzeniu tego, co znane, zastane, z tym, co nowe i inne. I w istocie tak jest. Tyle że zamiast oryginalnej opowieści, wyszła z tego historia dość banalna i przewidywalna. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, […]
Obserwuj nas na instagramie: