Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić
Obserwuj nas na instagramie:
Nastroje społeczne są dynamiczne: zmieniają się pod wpływem upływającego czasu, a to znaczy, że zmienia się też kino, obowiązujące w nim standardy i metody pracy.
Sprawy nie do zaakceptowania
Jako widzowie również jesteśmy już w innym miejscu i pewne rzeczy po prostu nie przejdą. Poświęcanie życia zwierząt dla kilku scen – wykluczone. Krzywdzące kreacje zakrawające o fat shaming – nie do zaakceptowania. Reprodukowanie seksistowskich, rasistowskich i homofobicznych klisz – poniżej wszelkiej krytyki. Stąd płynie prosty wniosek: niektóre kultowe filmy sprzed lat prawdopodobnie nie miałyby obecnie racji bytu. W poniższym zestawieniu znajdziecie siedem tytułów, które, naszym zdaniem, nie mogłyby dziś powstać.
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić: Płonące siodła (1974), reż. Mel Brooks
Kilka lat temu w wywiadzie dla BBC sam Mel Brooks powiedział, że ten film dzisiaj by nie powstał. Dodał, że „nie powinno się ranić uczuć różnych osób i grup, nie jest to dobre dla komedii”. Płonące siodła uznaje się dziś za jeden z najbardziej niepoprawnych filmów wszech czasów. Zresztą został on swego czasu opatrzony (podobnie jak Przeminęło z wiatrem) specjalnym wstępem przygotowanym przez platformę HBO i komunikatem, że jest to rzecz przesiąknięta rasistowskim językiem. Niewykluczone, że Brooks miał intencje słuszne, celował w krytykę mentalności swoich rodaków, ale zdaniem wielu – przestrzelił i konkretnie przegiął. Słowo „czarnuch” pada niezliczoną ilość razy, naśmiewanie się z rdzennych Amerykanów, gejów, wyznawców różnych tradycji i religii to przyjęta przez reżysera norma. Prawie 50 lat później taki film, nawet zrobiony przez kogoś z pozycją Brooksa, mógłby nie wyjść poza mury studia.
Płonące siodła (1974), reż. Mel Brooks
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić: Gruby i chudszy (1996), reż. Tom Shadyac
Kolejna komedia sprzed lat, którą wszyscy widzieli i przy której wszyscy ryczeli ze śmiechu. Dziś, mając odpowiednie narzędzia krytyczne, patrzy się na to nieco inaczej. Weźmy sam opis, który krąży w sieci: „dzięki tajnemu specyfikowi sympatyczny g r u b a s zmienia się w gburowatego przystojniaka”. Albo ten: „bohater trafił na smaczny k ą s e k (czyt. poznał kobietę), dlatego zastosuje cudowną dietę, by poznać smak życia w i d e a l n y m rozmiarze (czyt. schudnie). Biorąc pod uwagę dyskusję na temat body shamingu – próbę uwrażliwienia na doświadczenia związane z ciałem, w tym osób otyłych – takie filmy jak Gruby i chudszy mogą tylko krzywdzić i utrwalać stereotypy. Przypomnijcie sobie tę scenę: bohater grany przez Eddiego Murphy’ego trafia na stół operacyjny, lekarze twierdzą, że nie mogą nic zrobić, natomiast ten powiększa się do rozmiarów… Godzilli. A teraz postawcie się na miejscu osoby z nadwagą, która wstydzi się swojego ciała – sądzę, że taki obraz nie pomaga.
Gruby i chudszy (1996), reż. Tom Shadyac
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić: Brüno (2009), reż. Larry Charles
Nie minęło dużo czasu, a już pojawiają się głosy, że ten film byłby dziś trudny do przyjęcia. „Nie czuję, że my, osoby LGBTQ+, moglibyśmy być autorami tych żartów. Problem w tym, że jest to komedia stworzona i przeznaczona dla heteroseksualnych widzów, żeby się z nas ponabijać” – to jeden z wielu krytycznych głosów, jakie znajdziecie na temat Brüno. Sacha Baron Cohen gra w nim przegiętego geja, speca od mody, który chce zostać „największym austriackim celebrytą od czasów Hitlera”. Nie wszyscy pod taką reprezentacją się jednak podpisali. Krytycy podnieśli głos, że postać jest skrajnie karykaturalna i przerysowana – jak worek, do którego wrzucono dwa tuziny klisz i stereotypów na temat gejów.
Brüno (2009), reż. Larry Charles
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić:
Salò, czyli 120 dni Sodomy (1975), reż. Pier Paolo Pasolini
Film zainspirowany powieścią Markiza de Sade’a, jeden z najbardziej szokujących obrazów w historii, który nie został dopuszczony do dystrybucji w 40 krajach. Podobno są miejsca, w których zakaz obowiązuje nadal albo pokazywana jest okrojona, ocenzurowana wersja. Lista zarzutów wobec Pasoliniego była długa – że zrobił film drastyczny, sadystyczny, że pełen seksualnego wyuzdania i dewiacji. Po latach żywe pozostaje jednak pytanie: jak to w ogóle możliwe, że wyprodukowano go za publiczne pieniądze. Ciekawi nas też coś innego: czy w tym samym kształcie Salò mogłoby powstać dzisiaj? Z jednej strony może się wydawać, że nie ma przeciwwskazań, gdyż w kinach roi się od produkcji znacznie brutalniejszych, ale też pełnych rozmaitych spojrzeń na seksualność i fetysze (patrzcie: Liberté Alberta Serry, które zresztą do Salò nawiązuje). Z drugiej – istnieją wątpliwości, czy prawie pół wieku później jakiekolwiek duże studio podpisałoby się pod wszystkimi scenami.
Salò, czyli 120 dni Sodomy (1975), reż. Pier Paolo Pasolini
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić: Gwałt (2000), reż. Virginie Despentes, Coralie
Film rape and revenge – kto wie, czy nie najbardziej bulwersujący i najżywiej komentowany w historii tego gatunku. Już początek mrozi krew w żyłach – otwarcie to kilkunastominutowa scena gwałtu zbiorowego. Przywodzi to natychmiastowe skojarzenie z powstałymi dwa lata później Nieodwracalnymi Gaspara Noé, choć burza, jaka rozpętała się wokół filmu Virginie Despentes i Coralie, była znacznie silniejsza. Główne role zagrały w nim aktorki porno, a wspomniana scena gwałtu (jak wiele innych) były niesymulowane, co miało tylko wzmocnić „efekt”. Media nie zostawiły na twórczyniach suchej nitki – niektórzy krytycy pisali, że to miernie zawoalowana pornografia, a Le Monde nazwał Gwałt „chorym filmem”. Przemoc seksualna wobec kobiet jest tematem ważnym, nadal przez kino – również mainstreamowe – poruszanym (choćby przez Najszczęśliwszą dziewczynę na świecie z Milą Kunis, jeden z ostatnich hitów Netfliksa). Różnica polega na tym, że filmy te rezygnują ze strategii szoku i opierają się na nowych standardach produkcji – nad podobnymi scenami czuwają koordynatorki i koordynatorzy intymności. Mają dbać o komfort, bezpieczeństwo, granice aktorów.
Gwałt (2000), reż. Virginie Despentes, Coralie
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić: Idioci (1998), reż. Lars von Trier
To pierwszy film Larsa von Triera nakręcony zgodnie z zasadami manifestu Dogma 95, rzecz absolutnie kultowa, wokół której z czasem narosło sporo pytań. Bohaterami Idiotów jest grupa młodych ludzi, którzy tymczasowo wprowadzają się do bogatej dzielnicy Kopenhagi i planują sabotaż na jej mieszkańcach i mieszczańskiej wizji szczęścia. Ich plan jest prosty: w ramach kontestacji będą udawać osoby z niepełnosprawnościami, co pozwoli obnażyć społeczną znieczulicę i uprzedzenia. Wątpliwość budzi jednak wymiar etyczny tych działań. Bo czy cel uświęca środki? Czy przedmiotowe traktowanie osób z niepełnosprawnościami i tego typu udawactwo można jakkolwiek usprawiedliwiać? Dziś to pytanie można zapewne przerzucić na sam film von Triera i zapytać, czy przypadkiem nie powiela stereotypowego, wytwarzanego i utrwalanego kulturowo wyobrażenia o osobach z niepełnosprawnościami.
Idioci (1998), reż. Lars von Trier
Filmy sprzed lat, których dziś nikt nie odważyłby się nakręcić:
Ben Hur (1959), reż. William Wyler
Nie chcę tu sabotować jednego z największych klasyków kina, jest jednak jedna kwestia, która wzbudza sprzeciw w kontekście superprodukcji Wylera – chodzi o wykorzystywanie zwierząt na planie. Podczas zdjęć miało zginąć 100 koni (większość w trakcie realizacji kultowej sceny wyścigu rydwanów), a utykające zwierzęta były ponoć rozstrzeliwane, bez próby szukania opieki weterynaryjnej. Nie do pomyślenia jest, że w erze postępującej dyskusji o prawach zwierząt i coraz większych możliwości technologicznych – gdy wszystko można wykreować w CGI – taka sytuacja mogłaby się powtórzyć, a jednak zdarzają się niechlubne wyjątki. Weźmy przykład pierwszy z brzegu: na planie pierwszej części Hobbita, w wyniku zaniedbań ekipy, zginęło 27 koni, kucyków, kóz, owiec i kur. Nie ważne, o jak kultowej produkcji byśmy nie mówili – nie mogą one powstawać kosztem życia zwierząt.
Ben Hur (1959), reż. William Wyler
Nastroje społeczne są dynamiczne: zmieniają się pod wpływem upływającego czasu, a to znaczy, że zmienia się też kino, obowiązujące w nim standardy i metody pracy. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia […]
Obserwuj nas na instagramie: