Zwarte kino. 5 filmów trwających do 90 minut, które warto obejrzeć
Obserwuj nas na instagramie:
Nie jest sztuką nakręcić film, który będzie trwał dwie i pół godziny. Prawdziwym wyzwaniem jest zmieścić się w czasie poniżej 90 minut i opowiedzieć historię w taki sposób, żeby widz stracił poczucie czasu.
90 minut to sensowna długość
Zapotrzebowanie na filmy trwające maksymalnie 90 minut jest tak duże, że Netflix już dawno wprowadził na nie oddzielną podkategorię. Po co wybierać taki format czasowy? Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy chcecie obejrzeć film, ale robi się już późno. Do północy nie zostało zbyt wiele czasu, więc coś powyżej powiedzmy 120 minut absolutnie nie wchodzi w grę. Fakt, możecie obejrzeć odcinek serialu, ale każdy wie, że seriale to pułapka – z jednego 40-minutowego odcinka robią się czasem trzy lub cztery, a seans pochłania nas na długie godziny. Zdecydowanie lepiej wybrać coś, co ma wyraźny początek i koniec, a także sensowną długość. Odpowiedzią jest właśnie film fabularny trwający maksymalnie 1,5 godziny.
Czytaj też: Dreszcze i mrok. Przypominamy 7 kultowych thrillerów z lat 90.
Wybór nie był łatwy
Poniżej lista 5 najciekawszych naszym zdaniem filmów, których długość nie przekracza 90 minut. Wszystkie można znaleźć obecnie w serwisach streamingowych. Wybór nie był łatwy – z żalem odrzuciliśmy też wiele tytułów, które dosłownie o dwie czy trzy minuty przekroczyły czas. Nie zmieściły się m.in. Rushmore Wesa Andersona (93 minuty), Lady Bird (94 minuty), Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (92 minuty). Zasady to jednak zasady, nie można ich łamać. Ale jeśli ktoś z was ma ciut więcej niż 90 minut, powyższe pozycje polecamy tak samo szczerze, co listę poniżej.
5 filmów do 90 minut, które można znaleźć w serwisach streamingowych w październiku 2022 roku
Winni (2018), reż. Gustav Möller – HBO Max
Czas – 86 minut
Choć na Netflixie znaleźć można amerykański remake z Jakem Gyllenhaalem, który również zmieściłby się czasowo do zestawienia, pozostańmy przy dużo lepszym duńskim oryginale. To jeden z tych filmów, które praktycznie w całości dzieją się w jednym pokoju i gdzie przez cały czas widzimy jednego aktora. Słyszymy jednak dużo więcej – bo choć dość statyczny, to jednak thriller z odrobiną kina akcji. Nadrabiać więc musimy innymi zmysłami. Głównym bohaterem Winnych jest dyspozytor linii alarmowej (brawurowy Jakob Cedergren), który odbiera telefon od – jak się okazuje – porwanej kobiety. Coś zrywa połączenie, a on rozpoczyna śledztwo, w którym stawką jest życie dzwoniącej i znalezienie porywacza. Masa nagród, świetny scenariusz i siedzenie przez prawie 1,5 godziny na krawędzi kanapy. Winnych warto obejrzeć – nawet jeśli wcześniej skusiliście się na wspomnianą wcześniej hollywoodzką wersję, za którą stoi Antoine Fuqua.
Ciche miejsce (2018), reż. John Krasinski – Netflix
Czas – 90 minut
Horror, za którego kamerą stanął komediowy aktor John Krasinski, odbił się szerokim echem w świecie fanów gatunku. Warto więc ten film nadrobić, jeśli jeszcze nie mieliście okazji. Nie tylko budzi on grozę i raczy nas całkiem niezłymi jump scare’ami, ale gra też mocno na zmysłach. Bohaterami jest czteroosobowa rodzina Abbotów, która żyje w ciszy na odludziu otoczona postapokaliptyczną rzeczywistością. Powodem porozumiewania się na migi wcale nie jest jednak głuchota nastoletniej córki Regan (w tej roli niesłysząca Millicent Simmonds), ale to, że każdy dźwięk może być dla nich śmiertelny. Przetrwaniu ludzi zagrażają bowiem tajemnicze istoty, które reagują na każdy odgłos. Znany przede wszystkim z serialu The Office Krasinski nie tylko nakręcił film i był jednym z autorów scenariusza, ale także zagrał jedną z głównych ról. Oprócz wspomnianej, rewelacyjnej Simmonds, na ekranie Krasinskiemu towarzyszyła wyborowa aktorka, a prywatnie jego żona – Emily Blunt, a także jeden z najbardziej obiecujących obecnie aktorów młodziutkiego pokolenia, Noah Jupe (Słodziak, Le Mans ’66). Ciche miejsce ma też sequel – ale minimalnie dłuższy.
Nowy porządek (2020), reż. Michel Franco – HBO Max
Czas – 88 minut
Jeden z ważniejszych filmów ostatnich lat, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Witamy na hucznym weselu w bogatej meksykańskiej rodzinie. Uśmiechy, załatwiane w kuluarach biznesy, układy, które potem mogą wpłynąć na szczęście państwa młodych i dość niemile widziana obecność byłego służącego, niegdyś traktowanego jak członka rodziny. Przychodzi on błagać o pomoc finansową dla swojej umierającej żony, także byłej służącej zamożnego państwa. Niedługo po tym, kiedy zostaje odprawiony z kwitkiem, weselnicy zostają brutalnie zaatakowani przez zamaskowanych napastników. A my szybko uświadamiamy sobie, że to nie napad rabunkowy, ale początek rewolucji klasowej, która
buzowała od jakiegoś czas i właśnie wybuchła. Dystopijna historia, która powstała w głowie reżysera, wielokrotnie nagradzanego Meksykanina Michela Franco, jest zarazem przerażająca i otwierająca oczy. Niektórzy ten scenariusz odczytają pewnie jako kompletną fikcję, ale warto spojrzeć na niego jak na ostrzeżenie przed przyszłością. I to taką, która może wydarzyć się nawet jutro. Choć Nowy porządek jest bardzo brutalny, warto go obejrzeć i zastanowić się, po której stronie bylibyśmy w takiej sytuacji.
Shiva Baby (2021), reż. Emma Seligman
czas: 78 minut
Nagrodzony m.in. Independent Spirit Award debiut Emmy Seligman rozgrywa się podczas żydowskiej ceremonii pogrzebowej. To nie komedia omyłek, a raczej komediodramat omyłek, w którym główna bohaterka gimnastykuje się jak może, żeby nie spotkać niewłaściwych osób i nie poruszyć trudnych tematów. Choć nie jest to zadanie łatwe, Danielle chce pozostać sobą i udowodnić rodzinie oraz znajomym, że sama decyduje o swoim losie. Wpadającą non stop w kłopoty (i na problematyczne osoby – m.in. swojego sponsora i byłą dziewczynę) bohaterkę zagrała Rachel Sennott. Shiva Baby była dla niej sporym przełomem – od czasu pojawienia się w kameralnej produkcji wystąpiła m.in. w Bodies Bodies Bodies, a niedługo będziemy mogli ją oglądać w serialu The Weeknda, The Idol.
Przed zachodem słońca (2004), reż. Richard Linklater – HBO Max
Czas: 80 minut
Druga i według niektórych najbardziej udana część trylogii Richarda Linklatera. W pierwszej części w 1995 roku poznaliśmy Jessego, rozmarzonego Amerykanina i Celine, ciekawą świata, choć twardo stąpającą po ziemi Francuzkę. Wpadli na siebie przypadkiem w pociągu zmierzającym do Wiednia i postanowili spędzić razem w stolicy Austrii romantyczne kilkanaście godzin. Historia zakończyła się w dość otwarty sposób, co dało możliwość idealnej kontynuacji. Tym ciekawszej, że 9 lat później Jesse i Celine są już życiowo w innym miejscu. Znów jednak spotykają się i spędzają dzień – tym razem w Paryżu. I ponownie coś między nimi iskrzy, choć muszą wyjaśnić sobie kilka rzeczy. Nie byłoby tego filmu, ani dwóch pozostałych części (w 2013 roku powstał jeszcze Przed północą), gdyby nie aktorski duet w postaci Ethana Hawke’a i Julie Delpy. Nie tylko udało im się perfekcyjnie oddać ekranową chemię bohaterów, ale też wnieść bardzo dużo do scenariusza, który napisali na spółkę z Linklaterem.
Nie jest sztuką nakręcić film, który będzie trwał dwie i pół godziny. Prawdziwym wyzwaniem jest zmieścić się w czasie poniżej 90 minut i opowiedzieć historię w taki sposób, żeby widz stracił poczucie czasu. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound […]
Obserwuj nas na instagramie: