@trickster.frame a.k.a Filipowicz

Ero w Krakowie: czy to najwierniejszy fanbase w rapie? [relacja]

Obserwuj nas na instagramie:

W piątek 11 marca Ero przejął krakowski Kwadrat w ramach trasy promującej jego najnowsze wydawnictwo Eroizm i udowodnił, że dobra muzyka broni się jednak sama.

Wśród hiphopheadów

Bramki otwarto o 19:00, dwie godziny przed planowanym wyjściem gwiazdy. W większości tego typu przypadków kluby wieją na początku pustkami, zapełniają się stopniowo. Ale nie tutaj. Impreza trwała od początku. Na długo przed wystąpieniem supportu przestrzeń wypełniał już spory tłum, sączący niespiesznie piwo, integrujący się ze sobą i dzielący się swoim podekscytowaniem.

Niezależnie od tego, w którym miejscu lokalu się znalazłeś, dochodziły do ciebie głosy ludzi dyskutujących o rapie. Ci najczęściej byli ubrani w szerokie spodnie i bluzy, zgodnie z nieformalnym klimatem wieczoru. Nie szczędzono dużych słów, zaś puenta większości z nich była ta sama – Ero i jego skład JWP to ścisła polska czołówka. Raczej nikt nie znalazł się tu przypadkiem.

Supportujący z ogniem

Chwilę po 20:00 wszedł skład D.Real, choć wszedł to bardzo łagodne słowo. On na tę scenę wprost wjechał! Tekstem: kto nie podejdzie bliżej, ten z policji skutecznie zachęcił sporą część fanów Erosa do zebrania się pod sceną i bez przedłużania zaczął grać hip-hop. Słuchacze w większości nie znali tekstów – przypuszczam, że znaczna część, podobnie jak ja, dowiedziała się o istnieniu grupy dopiero teraz. To jednak zupełnie nie przeszkadzało w zarażaniu wszystkich niesamowitą energią.

Tracki wykonano z uczuciem, był kontakt z widownią, było świetne show. Jasne, podprowadzono wejście warszawskiego weterana, każąc zrobić hałas wszystkim, którzy na niego czekają, ale nie zmienia to faktu, że goście mieli swoje pięć minut. Support nie był jedynie punktem programu, który trzeba odbębnić, by dostać to, na co naprawdę czekamy. On był programem samym w sobie i dał zgromadzonym to, po co przyszli, czyli dobry rap.

Sprawdź także: Sokół określa dodatki do preorderów jako „worek śmieci”

Później pojawił się Sydoz, kolejny utalentowany zawodnik. Na wstępie dał znać, że zranił się w nogę, w związku z czym nie będzie mu dzisiaj łatwo. Żadna taryfa ulgowa nie była jednak potrzebna, bo raper płynnie kontynuował dzieło swoich poprzedników, rozgrzewając tłum i podtrzymując nastrój wydarzenia. Ten, kto jest zaznajomiony z twórczością podopiecznego JWP, ten wie, że dzieciak jest człowiekiem-zajawą. Po tekstach, które pisze, widać jego ogromne oddanie względem kultury hip-hop, da się je również wyczuć w opcji live. I znów publika zareagowała entuzjastycznie. Co ciekawe – prawie nikt nigdzie nie czmychnął. Ba, zbiorowisko pod sceną jeszcze się powiększyło.

Sydoz
fot. @trickster.frame a.k.a Filipowicz

Nie pal jointów przed koncertem!

Trzeba powiedzieć głośno to, co już zostało zasygnalizowane – chapeau bas dla organizatorów za dobór supportów. Gdyby przed Erosem stanął ktoś, kogo umiejętności pozostawiałyby wiele do życzenia, ostukana z rapem widownia w mig by to wychwyciła. Tymczasem usłyszeliśmy młodych wyznawców starej szkoły, którzy udowodnili, że tego typu muzyka nadaje się nie tylko do gęstego dymu i głębokiego fotela. Takie granie broni się również na żywo.

Przeczytaj również: Szpaku trafi do więzienia? Prokuratura postawiła raperowi zarzuty

Oczywiście nikt nie zapomniał, że pojawi się także Ero. Parę minut po 21:00 widownia ujrzała DJ-a Falcon1’a, a gdy wybrzmiały dźwięki Intra z Eroizmu, to fani wpadli w ekscytację. Zaczęło się jednak niepozornie, bo od Mam tylko, po którym gospodarz wyznał, że zawsze zapomina, żeby nie palić jointów przed koncertem, przez co zasycha mu potem w gardle i wykonywanie kawałków jest utrudnione. W zasadzie była to jedna z nielicznych wypowiedzi skierowanych do widowni podczas występu.

Dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, że mam do czynienia z nieco innym wymiarem koncertów hip-hopowych niż dotychczas. Nie uważam się za weterankę, ale byłam na dość sporej ich liczbie i mam w miarę sprecyzowane oczekiwania. Oczekuję, że twórca będzie dawał od siebie nieco więcej niż proste wejście, zagranie numerów i wyjście. Chcę, by nawiązywał kontakt z zebranymi, był swego rodzaju wodzirejem pokazującym wszystkim, jak można się bawić przy jego muzyce. No i liczę, że będzie robił to niesztampowo. Tymczasem okazało się, że członkowi JWP/BC to wszystko było zwyczajnie zbędne.

Zajawa w powietrzu

Nie musiał nikogo nawoływać do zabawy. Nie musiał prosić o uniesienie rąk czy zrobienie hałasu. Jego widownia robiła to wszystko sama – wcieliła się w rolę lidera. Jedynym zadaniem legendy było dowiezienie swojego rapu.

Słuchacze skakali, deklamowali kawałki z pamięci, wiwatowali i dopingowali twórców na scenie. Tak się najwyraźniej dzieje, gdy gwiazdą wieczoru nie jest nośna ksywka, która fajnie wygląda w relacji na Instagramie, tylko ktoś, kto pisze teksty autentycznie trafiające do odbiorców. Zrozumiałam, że artysta musi być showmanem tylko wtedy, gdy nastrój i podejście odbiorców tego wymagają. Gdy na koncert przychodzą ludzie, którzy nie tylko są dobrze zaznajomieni z twórczością, ale również nią zauroczeni, to muzyka staje się gwarantem dobrej zabawy.

Tak więc Ero tylko i aż rapował. Scenicznie więcej dał od siebie HZD/Hazzidy, jego hypeman, który świetnie go wspierał i słusznie został uhonorowany wykonaniem jednego z jego kawałków. Jedna z największych gwiazd polskiego DJ-ingu, czyli wspomniany Falcon błyszczał, wykonując na żywo skomplikowane skrecze z kawałków wiadomego kolektywu. Tu warto zaznaczyć, że dzięki niemu koncerty są zawsze pokazem najwyższej jakości sztuki DJ-skiej.

Ero
fot. @trickster.frame a.k.a Filipowicz

Rewelacyjne widowisko? Pewnie, bez wysiłku

Któregoś razu po koncercie rapowym zdarzyło mi się usłyszeć hasło: nie powiecie mi, że tutaj dzisiaj nie było hip-hopu. Ero nie musiał podobnych rzeczy podkreślać. Hip-hop w krakowskim Kwadracie był już od momentu zapowiedzi wydarzenia, był wtedy, gdy grały supporty i gwóźdź programu, a także po zejściu artysty ze sceny w celu podpisania płyt. Pasjonaci przychodzili obładowani całymi kolekcjami – każdy otrzymał taga swojego idola. Sama na długo zapamiętam ten wieczór, choć nie mam jego namacalnej pamiątki.

Ero niewielkim wkładem własnym sprawił, że moje oczekiwania względem koncertów rapowych będą już wyższe. Zawsze będę bowiem pamiętać, że gdy gra porządny MC, do wywołania ognia pod sceną potrzeba zarazem niewiele i wiele. Niewiele, bo wystarczy, by wspomniany rapował. Natomiast wiele, bo żeby stworzyć społeczność fanów, która przy twojej muzyce umie się tak wspaniale bawić, potrzeba wielu lat konsekwentnego budowania swojej pozycji godnego zaufania dostawcy rymów.

Przeczytaj także: SnowFest 2022: gwarancja melanżu najwyższej jakości [relacja]

W piątek 11 marca Ero przejął krakowski Kwadrat w ramach trasy promującej jego najnowsze wydawnictwo Eroizm i udowodnił, że dobra muzyka broni się jednak sama. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery […]


ZOBACZ: ERO Eroizm, Kraków [fotorelacja]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →