Materiały prasowe

Debiutujący Wac Toja, konflikt z Alcomindz… Porozmawialiśmy z człowiekiem, który dekadę temu promował trap w Polsce


29 września 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Łukasz Rawski nie tylko obserwował rozwój rapu w naszym kraju, ale przede wszystkim dołożył do niego ogromną cegłę jako współtwórca inicjatywy SWAG jak skurwysyn. Założony na początku lat 10. projekt jego i Mrówy najpierw za pomocą fanpage’a promował nowoczesne brzmienia ze Stanów Zjednoczonych w czasach, gdy niewielu miało na to nie tylko odwagę, ale i osłuchanie z nowinkami. Później chłopaki poszli krok dalej, wypuszczając dwa wydawnictwa, które stylistycznie i lirycznie szły pod prąd względem niemal wszystkiego, czego ówcześnie słuchano na naszym poletku. Jeśli chcecie wiedzieć, jak wyglądały pionierskie dzieje swagu i trapu nad Wisłą – trafiliście w dobre miejsce.

Krzysztof Nowak, Rytmy.pl: Na początek zagrajmy w grę.

Łukasz Rawski: Jaką?

Co było pierwsze.

Łukasz Rawski: Dobra, spróbujmy.

Co było pierwsze i ważniejsze: idea SWAG jak skurwysyn czy grupa Purpurowy Jedi Reda?

Łukasz Rawski: Pomidor.

Nie ma pomidorów.

Łukasz Rawski: No tak, dekadę temu Mrówa i ja przepychaliśmy się z Redem przez internet, były utarczki. Wydaje mi się, że z perspektywy czasu ważniejszy był pierwszy mixtape SWAG jak skurwysyn.

Czemu?

Łukasz Rawski: O Purpurowym Jedi mało kto pamięta i mało kto go wspomina, a SWAG jak skurwysyn cały czas jest w pamięci słuchaczy i nadal spotykam się z zainteresowaniem na mieście.

Dopytuję, bo wiesz, wasz oponent wspominał, że takie nowe rzeczy to już robił na początku XXI wieku, że ASAP Rocky mógł go co najwyżej kopiować…

Łukasz Rawski: Tak, większość newschoolowców nauczyła się rapowania od Reda, to sama prawda.

A ty jak nauczyłeś się newschoolu? O ile dobrze pamiętam przechodziłeś przez wiele stylistyk jako słuchacz.

Łukasz Rawski: Jestem z rocznika 95, a rapu zacząłem słuchać, gdy miałem osiem, może dziewięć lat. Nie załapałem się już na magazyn Ślizg, liznąłem Hip-Hop Magazyn, za to kupowałem Bravo. Dzięki temu ostatniemu poznałem kawałki Borixona – wtedy pomyślałem, że to jest naprawdę ciekawy gatunek. Potem kuzyn wypalił mi kilka amerykańskich numerów na płycie, a kiedy rodzice podłączyli mi internet, to pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było uruchomienie przeglądarki i wpisanie: 2Pac dyskografia pobierz.

To brzmi jak bait.

Łukasz Rawski: Serio tak było! Na początku byłem zatwardziałym truskulem i uważałem nowy rap za tragiczny. Lil Wayne? Dajcie spokój, jakiś autotune, kto to widział. Nie otworzyłbym głowy, gdyby nie fora internetowe. Na jednym z nich poznałem choćby Sponsa z Miami Hit Music, ale najbardziej wpłynął na mnie człowiek o nicku Qwanell. Mieszkaliśmy rzut beretem od siebie, lecz nigdy nie spotkaliśmy się na żywo. To on ukształtował mnie jako słuchacza, bo pokazał mi Tech N9ne’a, horrorcore i nowsze rzeczy. Potem odkryłem południe USA i Three 6 Mafię i totalnie wsiąkłem. Przypominam, że wspomniany rejon był bardzo niedoceniony w Polsce na początku lat 10., a i wcześniej płyty z No Limit miały w Ślizgu ocenę 1/5.

Miałeś zatem solidne podstawy, by forsować nowinki. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że wasz projekt był jednym z protoplastów nowego brzmienia w Polsce.

Łukasz Rawski: Żeby nie było – nie czuję się ojcem tego ruchu, za to cieszę się, że dołożyłem swoją cegiełkę do tego, by ruszyło to z kopyta nad Wisłą i rozpędziło kariery paru czołowych raperów naszych czasów. Nigdy nie powiem, że to zaczęliśmy, to po prostu musiało kiedyś nastąpić.

Zioło – Polskie Złote (SWAG jak skurwysyn)

Uściślijmy: mówimy o czasach sprzed dekady. Patrząc na to, jak wyglądała ówcześnie scena rapowa – czuliście się wyrzutkami?

Łukasz Rawski: Nie, może dlatego, że byliśmy dzieciakami, mieliśmy po -naście lat, ja dopiero zaczynałem liceum. Dużo rzeczy traktowaliśmy w kategorii beki, nawalaliśmy posty caps lockiem…

Byliście lepiej widoczni i widocznie lepsi.

Łukasz Rawski: No tak, jesteśmy niemal w tym samym wieku, wiesz, o co mi chodzi. Finalnie zaczęliśmy być zauważani przez tych, którzy szukają newschoolu, jak i jego zagorzałych przeciwników. Zaczęły się wojenki – czasem śmieszne, czasem mniej. Cieszyłem się, że mogę promować coś świeżego, być latarnią pomagającą znaleźć odpowiedni dla danego człowieka kierunek muzyczny. Do tej pory trochę ludzi dziękuje mi za to, że pomogłem ukształtować ich gust. Tak jest choćby z Amadim, który gra jako DJ z Young Multim. Najpoważniejszy konflikt mieliśmy z grupą Alcomindz.

Co było jego przyczyną?

Łukasz Rawski: Zgadaliśmy się, że nagrają nam numer na mixtape. Płyta wyszła i nie wiedziałem, co im w zasadzie nie pasuje. Koldi był bardzo negatywnie nastawiony w komentarzach i postach, a do tego pojawił się kawałek Stifłonda, gdzie się z nas naśmiewano. Od tego momentu mieliśmy otwarty beef, nie pozostawaliśmy im dłużni. Potem to ustało, bo wspomniany wycofał się z gry, my trochę też, bo pospinaliśmy się z Mrówą. Po czasie, przy okazji drugiego koncertu Tech N9ne’a w Warszawie, kombinowaliśmy z noclegiem, a że Koldas pracował w hotelu, to pomógł nam go ogarnąć. Zakopaliśmy topór wojenny.

Raczej zalaliście, jak podejrzewam.

Łukasz Rawski: Był w pracy, tylko tyle powiem. Osobą, która nas spiknęła, był Kolins, chwała mu za to. Teraz trzymam za nich kciuki, oni raczej też mnie lubią. Ja w ogóle jestem pacyfistą, więc nie zawalczę w Fame MMA, chociaż do Young Bucka chętnie bym wszedł.

Żartujesz sobie, a to dobrze zgrywa się ze sznytem waszego pierwszego wydawnictwa. W dużej mierze brzmi ono jak prowo ze Ślizgu.

Łukasz Rawski: Nie ma w tym przypadku, ten mixtape urodził się na forum Ślizgu. Działałem jako Riot Maker i puściłem informację, że tworzymy taką rzecz – najpierw latało to w offtopiku, później mieliśmy swój temat w albumach. W kilka dni pojawiło się kilkadziesiąt stron. Tam poznałem się m.in. ze śp. Ziołem, który dał wiele temu materiałowi. W dawnych czasach polski newschool był przaśny i swojski, bo nie mógł brzmieć w amerykański sposób. Najlepiej oddają to linijki z kawałka Polskie Złote: Jestem tym ładnym matkojebcą, rapuję z Wrocławia / Piję Perłę Export, w chuj bogactwa.

Mógłbyś przybliżyć, jak to wyglądało od strony organizacyjnej?

Łukasz Rawski: Napisałem na forumku: robimy mixtape na kradzionych bitach, klasyczna formuła, znajdź bit, który ci się podoba, nagraj i wyślij, tylko nigdzie tego nie publikuj. Założyliśmy maila i czekaliśmy. Nazbierało się przynajmniej 100 zgłoszeń! Skorzystałem też z niedawno nawiązanych znajomości w rapowym podziemiu – ale nie tych, którzy nagrywają na mikrofonie do Skype’a. To byli ludzie, o których mówiło się w kuluarach, że mogą zrobić duże kariery. Chodziło m.in. o Gedza. Namówiłem go na nagrywkę, on namówił Jodę i 2stego.

A skąd wzięli się tu Eripe i Bisz? Nie posądzałbym ich o szczególną chęć udziału w takim przedsięwzięciu.

Łukasz Rawski: Do tego pierwszego napisałem wiadomość na fanpage’u. Odpisał, że przecież w ogóle nie jest swagowy. Odparłem: ale wydałeś zajebisty projekt, jaram się twoją muzą, fajnie, jakbyś się dograł. Spytał tylko: czy mogę wziąć bit Tech N9ne’a? Teraz ten track ma dwie bańki wyświetleń bez klipu, co jak na skalę naszego działania było i jest kosmosem. Bisz też zareagował pozytywnie. Fantastycznie to ugryzł, w swoim lirycznym stylu, a bit nawiązuje do Leaf Rocky’ego. Słychać, że to sesje Wilka Chodnikowego. Mieliśmy tylko problem, jak umieścić go w trackliście, bo podkład dał mu Lenzy, a przecież miały być tylko kradzione. Uznaliśmy, że będzie to jeden z bonusów.

Trudno było wyselekcjonować resztę materiału, poza tymi bardziej znanymi ksywkami?

Łukasz Rawski: Przyświecało nam to, żeby kawałki na krążku był słuchalne – i na tym poległa większość zgłoszeń. Chcieliśmy też, by było bangerowo. Mieliśmy trochę spokojniejszych numerów, ale i te musiały banglać. Kolejna rzecz: dobór bitu. Celowaliśmy w duże hity i spójność, dlatego są rzeczy Kid Inka i Rocky’ego.

Eripe – Ujebało mózg mi (SWAG jak skurwysyn)

Przyznaj się – przegapiliście jakiegoś późniejszego kozaka branży?

Łukasz Rawski: Nie pamiętam, naprawdę. Mimo wszystko wiele ksywek, które teraz są duże, to trochę późniejszy okres. No dobra, zapadła mi w pamięć jedna ksywka, czyli Karian. Poznaliśmy się osobiście podczas Młodych Wilków Popkillera, a krótko po tym poznaniu powiedział mi: stary, cały czas pisałem do ciebie prywatnie, wysyłałem ci rzeczy. Wszedłem na jego profil i faktycznie była tam masa wiadomości, które zlałem. Ale kurde, miałem milion takich wiadomości. Randomowi ludzie zapraszali mnie do znajomych tylko po to, by coś mi przesłać, jakbym stał się wyrocznią. Było to bardzo przytłaczające. Na szczęście miałem zbyt chujowy telefon, by atakowano mi Instagrama. Zresztą nie był jeszcze wtedy tak popularny.

Na pewno udało się wam sprawić, że Wac Toja zaliczył debiut przed szerszą publiką. Skąd go wytrzasnęliście?

Łukasz Rawski: Nie znałem go wcześniej. Miał wtedy ekipę Onija Music Group i kolektywnie wysłali nam parę numerów. Kiedy Wacek podesłał nam to, co weszło na mixtape, pomyślałem tylko: co za głos i charyzma! Mocno go promowaliśmy zanim znalazł się w QueQuality, z mojej podpowiedzi pojawił się we wspomnianych Wilkach. Rozmawialiśmy w dniu 10. rocznicy. Miło, że nadal mnie pamięta.

Chcieliście, by całość nie brzmiała jak z szopy?

Łukasz Rawski: To miało brzmieć jak z szopy! Brakowało tylko tego, żebyśmy sprzedawali to z bagażnika. Wszystko było chałupnicze. Kiedyś urwałem się z lekcji w moich rodzinnych Żorach, by robić stronę na 90-lecie szkoły, dostałem też z kumplem kartki do nadrukowania, które były naklejkami. Mówię: dobra, zostało kilka kartek, wydrukujmy te wlepy z przerobionym Korwinem. Rozdawałem je ludziom na mieście i obklejałem przystanki. To dopiero była promocja.

Od razu czuć, że dzień premiery musiał być dla was czymś wielkim.

Łukasz Rawski: Siedziałem i wgapiałem się w licznik pobrań, tak byłem podekscytowany. Byłem dumny, gdy widziałem w serwisie Last.fm, że ktoś tego słucha. Dla 17-latka było to niesamowite przeżycie.

Lata temu rozmawialiśmy o tym, że w Polsce trap jest czymś pokracznym. Powiedziałeś mi wtedy, że jesteście trochę winni, bo miał być projekt dla beki, a ludzie się wczuli.

Łukasz Rawski: Tak. My nigdy nie będziemy strzelać do siebie i obrabiać ludzi z biżuterii. Nie będziemy robić trapu w prawdziwym tego słowa znaczeniu, bo u nas w kuchni nikt nie gotował cracku. Była zdecydowanie za duża wczuta, ale także po naszej stronie – też koloryzowaliśmy z kodeiną, której nie dostanie się u nas z sposób czysty, tylko trzeba posiłkować się lekami.

Dało się również wyczuć, że byłeś niezadowolony z tego wtedy jeszcze krótkiego dziedzictwa i rozwoju rapu. Polacy próbowali być elastyczni, zaczęli hasztagować, sam wiesz. Pamiętam piękne zdanie twojego autorstwa: maluch nigdy nie będzie ferrari, a Małolat nigdy nie będzie Tygą.

Łukasz Rawski: Oj, to był czas nieudolnych kalek robionych w języku, który jest naprawdę trudny. Do tego ludzie byli strasznie pospinani. Ukoronowaniem tego była bitwa na WBW, gdzie Filipek dostał bity, które zrobił Mike WiLL Made-It i w ogóle nie umiał na nie wskoczyć. Cały czas: dobra, dobra, dobra, co to jest za bit. Teraz dzieciaki latają płynnie, starsi mieli piach w trybach. No, może poza Borixonem, ale on zawsze był ponad innymi. To jest polski Juicy J – ma siódmą młodość i jest po znakomitej płycie.

Finansowo nie byłeś raczej stratny na tej jedynce, co?

Łukasz Rawski: Co ty, nie wydałem ani złotówki, nie zarobiłem ani złotówki. Wtedy można było płacić zajawką. Nawet czcionkę wzięliśmy sobie od Odd Future.

Przejdźmy do dwójki, która przyniosła drastyczną zmianę. Mianowicie: zrezygnowaliście ze swagowej stylistyki. Czemu?

Łukasz Rawski: Swag w opiniach wielu osób, które chciały się znaleźć na mixtapie, trochę rozmijał się z tym, jak go postrzegaliśmy. Tamci twierdzili, że to tylko bragga, obnoszenie się z bogactwem, drogim autem i ciuchami. No nie. Te-Tris nawinął kiedyś: mam więcej swagu w dziurawych butach i ten wers idealnie podkreśla fakt, że nie chodzi o przewózkę, lecz mental. Nie było sensu tego ciągnąć, bo wyszłaby kopalnia beki i żenady. Trzeba było pójść w nową szkołę, a i to potrwało kilka ładnych lat.

Dlaczego to się tak dłużyło?

Łukasz Rawski: Zebranie autorskich bitów nie było problemem. Raperzy, których zaprosiliśmy, mieli coś sobie z nich wybrać, a jeśli nic im nie pasowało – wykorzystać coś, co mieli pod ręką. O ile kilku MC’s szybko zrobiło to, co należy, o tyle paru w międzyczasie potężnie wystrzeliło pod względem wyświetleń. Najlepszy przykład to Quebonafide. Wypuściliśmy snippet jego numeru z Fusem na bicie High Towera, nadal wisi na naszym kanale. Ja za to nadal mam cały kawałek na dysku. Kuba grał dużo koncertów, a gdy złapaliśmy się i pogadaliśmy, to powiedział, że musi poprawić ten utwór. Nie było tajemnicą, że nasz mixtape nie jest dla niego priorytetem.

YOLO Boiz (Tede x Abel) – YOLO (1 Time)

Nie było Quebo, ale udało się z Tede. Jak na tamte czasy – spora sprawa.

Łukasz Rawski: Zauważyliśmy, że komentuje nam rzeczy na fanpage’u, więc napisałem do niego na prywatny profil i od razu zgodził się na nagranie. Po dwóch dniach podesłał gotowy numer. A kogo jeszcze nie udało się ściągnąć? Miał być Laik, nawet nie wiem, czemu to się nie stało. Był kontakt z Paluchem, tak samo z Guralem. Nie udało się z Biszem, bo trochę urwała nam się znajomość. Co ciekawe Malik Montana nagrał numer z JR Writerem z około-dipsetowej ekipy, ale musiał pójść do autoryzacji. Pech chciał, że nasz zagraniczny gość trafił do wiezienia i wyszły z tego nici. No i nie zapominajmy o jeszcze jednym delikwencie, którym jest Sebastian Enrique Alvarez.

To musi być doskonała historia.

Łukasz Rawski: Z Sentino była mała nieprzyjemność, przez którą pojawiła się czerwona flaga przy jego ksywce. Dostał paczkę bitów przeznaczonych na nasz mixtape i chciał sobie za darmo zabrać produkcje Fouxa. Potem odgrażał się mnie i Antkowi w prywatnych wiadomościach. I tu stawiam kropkę.

Miejmy to już za sobą. Tak, chcę spytać cię o Denzela Curry’ego.

Łukasz Rawski: No to od początku… Denzel wywodzi się ze składu Raider Klan, czyli ekipy SpaceGhostPurrpa. Szybko zajawiłem się rzeczami spod tego szyldu, więc trafiłem też na pierwszy garażowy mixtape tego, o kogo pytasz. Dodaliśmy się do znajomych na Facebooku, zresztą z SGP także. Curry mówił, że wydaje nowy projekt, a ja pokazałem mu, jak go promujemy w Polsce. Był mega wdzięczny i poprosił nas o patronat, zgodził się również na nagranie dla nas kawałka. Co prawda był mało znany, ale to gość ze Stanów, nie? W ciągu kilku dni miał wysłać numer, ale kontakt się urwał. Może za mocno popłynęli? Space wysyłał mi filmiki, jak nagrywają w studiu i kopcą tony zielska.

Ktoś jeszcze spoza kraju mógł dołączyć?

Łukasz Rawski: Tak, ale rozchodziło się o hajs. Latały kwoty, na jakie nie mógł sobie pozwolić 19-latek z Polski. Nie udało się dogadać z Yung Simmie’m i Bonesem. Sprzedam ci też ciekawostkę z zupełnie innej ligi.

Śmiało!

Łukasz Rawski: Dawno temu byłem w dobrych kontaktach z ASAP Rocky’m. Dużo gadaliśmy, gdy miał raptem 1000 followersów na SoundCloudzie, dzieliliśmy się refleksjami na temat nowości i dogrywaliśmy wywiad. Wysłał mi też wideo, podczas którego dopiero nagrywa Wassup i… po tym przestaliśmy rozmawiać. Chwilę później stał się gwiazdą.

On staje się rozpoznawalny w USA, a ty dalej rzeźbisz w kraju. Znów nie byłeś stratny?

Łukasz Rawski: Zajawka wciąż miała wysokie notowania, dlatego obyło się prawie bez kosztów – Igrekzet zrobił całą oprawę graficzną, a twórcy wiedzieli, że nasz kanał nie ma włączonej monetyzacji. Jedyny hajs, jaki daliśmy, to ten na studio dla VNM-a. Nie mam mu tego za złe, bo zawsze mówił, że nie ma nic za friko.

Tak patrzę sobie na tę drugą zapowiadaną tracklistę i widzę późniejsze pustki. Sporo osób zniknęło z powierzchni gry.

Łukasz Rawski: Było parę fantastycznie zapowiadających się karier, które przygasły dość szybko. Taki TrooM za bardzo wyprzedził swoje czasy pod kątem brzmienia, był dla ludzi niezrozumiały, zarzucano mu grafomanię, a partie śpiewane jeszcze nie do końca dobrze leżały odbiorcom. Dziś poszłoby to grubo. No i nie poszedł za ciosem, ale to kwestia innych priorytetów. Najważniejsze, że bardzo dobrze spełnia się w swojej zawodowej dziedzinie.

Odbiór dwójki był satysfakcjonujący?

Łukasz Rawski: Najbardziej satysfakcjonujące było dla mnie to, że Marcin Flint napisał recenzję dla CGM-u. Niezbyt pochlebną, ale nadal. Zabawne, bo teraz się znamy, a wtedy było to takie: daaamn! No i dużo ludzi propsowało, spora część doceniła memiczne wejście, czyli kawałek SWAGologia 2 Harego i Krzycz Trybson Zioła. Wspaniałe czasy. Uważam jednak, że źle się zestarzał ten projekt.

Ciekawe, jak zestarzałaby się planowana trójka…

Łukasz Rawski: Pomysł był prosty. Miał to być EDM-owy remixtape. Wtedy muzyka elektroniczna zaczęła się mocno przecinać z rapem, więc postanowiliśmy odświeżyć niektóre klasyki. Gadaliśmy z Fokusem, Sobotą czy Gedzem, planowaliśmy 10 numerów, a w tym Tańcz głupia czy Klaskaj. Nawiązaliśmy współpracę z P.A.F.F.-em, on to koordynował. Finalnie na pomyśle się skończyło, bo zacząłem nowy związek i mniej się wyświetlałem w internecie. Potem przyszła zmiana nazwy fanpage’a i niedługo później koniec działalności.

BeST (Białas x Solar x TomB) – Czemu Tak Niesympatycznie?

Jako człowiek promujący trap już lata temu – jak teraz patrzysz na nasz rap?

Łukasz Rawski: Czuję się nim zmęczony. Nie tak, żebym go całkiem nie słuchał, bo nie mogę bez niego żyć. Cieszę się, że raperzy mają możliwości promocyjne i deale, o których można było tylko pomarzyć. Mamy Zachód. Poziom się jednak spłaszcza, dużo rzeczy zlewa się w całość. Mało patentów na flow, bity bardzo podobne, pisanie nieciekawe. Niewiele w tym autentycznej zajawki, bardziej obserwuję wyścig szczurów.

Producenci, których promowaliście, byli ciekawi muzycznie. Widzisz ich brak przy kształtowaniu obecnego brzmienia mainstreamu?

Łukasz Rawski: Zdecydowanie. Tamci ludzie, jak choćby Foux czy NoTime, byli lata świetlne przed naszymi raperami. Amerykanie mogliby nawijać na ich podkładach. Niestety widać też, ze nasi nawijacze bardzo lubią wybrać sobie wąskie grono producentów i im zlecać wszystko. Dochodzi do tego, że ci wybrani biorą melodię z paczki, dołożą jedną rzecz i buja. Brakuje mi w tym duszy. Przesadzamy też z drillem, który brzmi u nas pokracznie. Ale dobra, nie chcę już biadolić.

Skoro wspomniałeś o drillu, to pójdźmy tym tropem. Jaka będzie kolejna stylistyka, którą się u nas wyżyłuje?

Łukasz Rawski: Sadzę, że bity Griseldacore. Chętnie bym tego posłuchał. Tylko wiesz, dzieciaki są wpatrzone w Playboia Cartiego i tak dalej, więc trap nie wymrze. On jest już uważany za osobny gatunek muzyczny, więc ma przewagę. Będzie też jednak renesans boombapu, wszystko kołem się toczy. Zaraz 2Chainz ma wydać płytę na bitach DJ-a Premiera, więc drżyjcie, truskule!

Co jest dla ciebie najważniejszym dziedzictwem wiadomej inicjatywy? To, że dzięki niej poznałeś się z Deysem i zacząłeś wspierać jego ekipę Hashashins?

Łukasz Rawski: Tak! Zresztą patrz, mam nawet tatuaż Hasha. Nasza znajomość rozkwitła internetowo, po latach poznaliśmy się na żywo. Gdy rozstałem się z narzeczoną, to zacząłem jeździć regularnie do Krakowa, więc nasza przyjaźń się scementowała. Cieszę się, że mogę pomagać Dawidowi i ekipie. To moi bracia.

Łukasz Rawski nie tylko obserwował rozwój rapu w naszym kraju, ale przede wszystkim dołożył do niego ogromną cegłę jako współtwórca inicjatywy SWAG jak skurwysyn. Założony na początku lat 10. projekt jego i Mrówy najpierw za pomocą fanpage’a promował nowoczesne brzmienia ze Stanów Zjednoczonych w czasach, gdy niewielu miało na to nie tylko odwagę, ale i […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →