Materiały prasowe

Czarny HIFI „Jeśli coś się stanie…”: jak się żegnać, to w wielkim stylu [recenzja]

Obserwuj nas na instagramie:

Czarny HIFI kończy solową karierę wydawniczą albumem, który nie tyle nie przynosi mu wstydu, ile doskonale wpisuje się w wysoki poziom jego bogatej dyskografii.

Powrót wieńczy dzieło

Jak już wspomniałam, Czarny HIFI zapowiedział, że ten album jest ostatnim w jego karierze. Absolwent Islington Music Workshop w Londynie oraz Academy of Contemporary Music College w Guildford wydał swoją pierwszą solówkę w 2012 roku nakładem wytwórni Prosto, po latach działalności w zespole HIFI Banda. Krążek Niedopowiedzenia promował singiel z Pezetem o tym samym tytule (wtedy też wyszła krótsza Próba czasu). Ledwie dwa lata później ukazały się Nokturny & demony, po czym producent na parę lat zamilkł wydawniczo jako gospodarz. Teraz wrócił, by odejść na dobre. Żegna się zaś płytą, która jest wejściem z buta.

Tytułem wstępu

Album otwierają Ostatnie szlugi w wykonaniu Bonsona i Skipa z Mięthy. Duet to niezwykle ciekawy: weteran melancholijnego rapu obok gościa poruszającego się w podobnej stylistyce, jednak znacznie młodszego stażem na scenie. Pod względem poziomu są jednak dla siebie równorzędnymi partnerami. Bons położył zupełnie klasyczną, poprawną zwrotkę, natomiast drugi z panów dostarczył świetnie pasujący, nastrojowy refren. Jeśli ktoś po usłyszeniu tego wstępu doszedł do wniosku, że będzie miał do czynienia z wydawnictwem, które będzie można umieścić w szufladce z napisem “smutne rapy”, to srogo się pomylił.

Już następne w kolejności Za bramami proponuje zupełnie inny klimat. Na chwytliwą, energiczną pętlę wjeżdża Szczyl z dwiema zwrotkami i refrenem, które są rewelacyjne. Ot, standard w wykonaniu gdynianina. Gość zdążył już nas przyzwyczaić do tego, że nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nie rozczarowuje. Ponownie mamy do czynienia z zestawieniem młodzika i wyjadacza. Kosi nie dał się przyćmić, kładąc dwie korespondujące z tematem piosenki zwroty o ziole, rodzinnym mieście i oddaniu względem przyjaciół. Podobnie jak gracz z Sony JWP nigdy nie zawodzi, tyle że skład z Warszawy działa dużo dłużej.

Następne w trackliście jest folkowe, gitarowe Małe dziecko z Gibbsem i zespołem Kwiat Jabłoni. Zwrotka tego pierwszego jest oczywiście rapowana, ale numer bardziej przywodzi na myśl indie pop. Raper-wokalista-producent rozwodzi się nostalgicznie nad utraconą słodyczą i beztroską dzieciństwa, a Kasia Sienkiewicz dostarcza klimatyczny, melodyjny refren. Pomimo dziecięcej tematyki jest to rzecz bardzo dojrzała. Jest to też ten urywek albumu, który wykracza poza ramy gatunku i śmiało może trafić do odbiorców niezwiązanych z rapem.

Mieszanka przeróżnych stylów

Czarny HIFI każdym krokiem udowadnia swoją kreatywność i ani na moment nie pozwala słuchaczowi się nudzić. Po spokojnym, pełnym uroku Małym dziecku zrzuca drillowy banger z gościnnym udziałem Cichonia i Bażanta. To zdecydowanie koncertówka; jej siłą jest przede wszystkim nośny refren, który aż prosi się o usłyszenie go na żywo. Jeśli nie podczas gigu, to przynajmniej w klubie. Jestem przekonana, że bujnie niejedną imprezą.

Dalej słyszymy osobistą zwrotkę Young Igiego w tracku Raj. Raper na skocznym, dynamicznym, przywodzącym na myśl lato bicie opowiada o swoich doświadczeniach związanych z terapią. Uzupełnia go Sobel, którego śpiewano-rapowana zwrotka nie psuje bitu i to najlepsze, co można o niej powiedzieć. Jeśli potraktować wokal świdniczanina jako jeden z instrumentów, to tak, przyjemnie się tego słucha. Optymistyczny refren dopełnia letniaka.

Okej, mamy za sobą melancholijny kawałek, odrobinę truskulu, popowe indie i dwa chwytliwe bangerki z gościnnym udziałem pierwszej ligi mainstreamu… Cóż jeszcze może nam zaproponować autor w tej przypominającej mozaikę trackliście? Jazzowe, instrumentalne Wrony, które nagrał wspólnie z Mikołajem Trzaską, uznanym polskim saksofonistą i klarnecistą basowym. Tego chyba nikt się nie spodziewał. Niesamowity, hipnotyzujący numer. I kolejne w pełni udane wykroczenie poza hiphopy czy też już rapy.

Odrobina klasyki

Jeśli ktoś po tracku Kosiego i Szczyla odczuwał truskowy niedosyt, to Czarny HIFI spieszy z pomocą. Abramakabra z gościnnym udziałem Ero i Piha to najprawdziwszy, ciężki i siermiężny staroszkolny rap. Gratka dla koneserów. Weterani sceny tworzą niezwykle zgrany tandem, wzajemnie się uzupełniając w zaawansowanych technicznie, kreatywnych wersach. Niesie ich wsparty dźwiękami pianina podkład, schludnie przyozdobiony skreczami i cutami przez DJ-a Kebsa. Klasyka w najlepszym wydaniu.

A właśnie, Bonson pojawia się aż dwukrotnie. W Loterii wspiera go Kari, wieloletni reprezentant szczecińskiego podziemia. Rapują o kobietach, narkotykach i życiu w mieście, podśpiewują. Nie jest zaskoczeniem, że kawałek raczej nie napawa optymizmem. Zamiast tego jest refleksyjny. Można przypuszczać, że gospodarz-organizator ma słabość do tworzenia nostalgicznych bitów, które aż się proszą o obecność reprezentanta Almost Famous.

W Nie wziąłem się znikąd Małpa dzieli się posępnymi przemyśleniami związanymi z kondycją współczesnej sceny. Nie gryzie się w język i nie szczędzi słów krytyki branży, ale mimo wszystko wydźwięk utworu nie jest całkowicie krytyczny. Nie zabrakło miejsca na pełen szacunku ukłon w stronę klasyki polskiego rapu.

Czarny HIFI - Jeśli coś się stanie... - okładka
Czarny HIFI – Jeśli coś się stanie… – okładka

Taco Hemingway AD 2022? Takie rzeczy tylko tu

Wspomniane Małe Dziecko to niejedyny kawałek, na którym mamy szansę usłyszeć popisy wokalne piosenkarki, bo w Winie obok Sariusa zjawiła się Zalia. Położyła urokliwy refren będący świetną przeciwwagą dla rapowanej zwrotki częstochowianina, w której dokonuje on porównania poziomu swojego życia z tym, jaki był kiedyś.

Które ze swoich licznych oblicz zaprezentował nam u Czarnego HIFI Tymek? Ten gość to jedna z najbardziej eklektycznych postaci na współczesnej scenie, nigdy nie wiadomo, czego można się po nim spodziewać. Okazuje się, że w Folii pada na wrażliwca. Kawałek przywodzi na myśl EP-kę vestige, na której leciał z podobnym flow. Trochę rapuje, trochę śpiewa, całość jest utrzymana w intymnej konwencji. To też jeden z kawałków, w którym możemy usłyszeć skrecze.

Oprócz Bonsona ponownie mamy okazję usłyszeć Skipa, tym razem w solowym wydaniu. Kładzie poetycki tekst na żwawym, rozbudowanym i bogatym podkładzie, w którym można usłyszeć również instrumenty dęte. Rapuje z przynależnymi sobie luzem i charyzmą. Yeah & Yeah może się w pewien sposób kojarzyć z wczesną twórczością Taco Hemingwaya, czyli czasami, gdy ten był narratorem opowiadającym o niuansach szybkiego życia w wielkim mieście.

Wątpliwe popisy

Przedostatnia jest Komercja Qrego. Produkcja z mocno zaznaczoną linią basu i przyjemnymi, wyrazistymi hi-hatami brzmi rewelacyjnie. Członek chillwagonu nawinął jednak rzeczy, które wlatują jednym uchem, wylatują drugim. Są sztampowe, mało odkrywcze, a ponadto źle wykonane, bo często raper nie mieści się w bicie. Wypada najsłabiej spośród wszystkich zaproszonych gości.

Album zamyka Wróć do domu w wykonaniu Filipka. To kolejny numer, w którym broni się głównie bit, a raper w najlepszym wypadku nie przeszkadza. Nie chodzi nawet o tematykę. Takie JWP udowadnia, że o pozornie oklepanym temacie przyjaźni można rapować bez przerwy, za każdym razem robiąc to dobrze i świeżo. W wykonaniu tego rapera brzmi to pospolicie, pełno w nim truizmów. Pada też kilka braggowych wersów trafionych jak kulą w płot. Trudno uwierzyć, że mają potwierdzenie w rzeczywistości.

To już jest koniec

Gdyby Czarny HIFI był raperem, jego najmocniejszą stroną byłaby bez wątpienia umiejętność żonglowania flow. Jest na szczęście beatmakerem i udowadnia, że w tej materii pewna elastyczność i umiejętność zaskakiwania jest tak samo ważna – jeśli nie ważniejsza. Trudno oczekiwać od takiej płyty równego poziomu na przestrzeni całej tracklisty; goście są z przeróżnych światów, na różnych etapach swoich karier i innych poziomach zaawansowania technicznego. Jest jednak równo pod względem brzmienia, choć trudno wskazać nawet dwa kawałki, które byłyby do siebie podobne.

Napisać, że Jeśli coś się stanie… to album dla wszystkich, byłoby sporym faux pas, ponieważ uniwersalne wydawnictwa mają to do siebie, że są tak naprawdę albumami dla nikogo. A więc inaczej: najnowsza płyta Czarnego HIFI znajdzie uznanie u każdego, kto ceni sobie w hip-hopie różnorodność i wielobarwność.

Autor nie forsuje niczego, co nie koresponduje z jego stylem. Zamiast tego tworzy wyraziste podkłady w różnych stylistykach, starannie dopasowuje do nich artystów i daje im możliwość zaprezentowania się od jak najlepszej strony. Nie zamyka się w żadnych ramach, pokazuje, jak bardzo szerokie są jego muzyczne horyzonty. Sprawia, że lwia część zaproszonych błyszczy, a jeśli tak nie jest, to stara się starannie maskować ich niedociągnięcia. Tak to się robi, gdy ważna postać się żegna. Jeśli coś się stanie… to na razie jedna z najmocniejszych pozycji tego roku na rynku wydawniczym.

Czarny HIFI gościem w programie Rap Backstage

Czarny HIFI wziął udział w podcaście Rap Backstage, w którym dyskutował z Marcinem Flintem Krzysztofem Nowakiem, uznanymi dziennikarzami muzycznymi, o realiach branży hip-hopowej. Całość rozmowy jest dostępna na kanale IDĘWTANGO i wszystkich platformach streamingowych.

Przeczytaj także: Meek, Oh Why? „Offline”: soundtrack do zbliżającego się końca i manifest pokoju [recenzja]

Czarny HIFI kończy solową karierę wydawniczą albumem, który nie tyle nie przynosi mu wstydu, ile doskonale wpisuje się w wysoki poziom jego bogatej dyskografii. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →