Nie oddychaj. Patrz na jeden z najlepszych horrorów ostatnich lat
Obserwuj nas na instagramie:
Nowy film Fede Alvareza, Urugwajczyka znanego dotąd głównie ze zbytecznego rebootu Evil Dead, to rzecz nadspodziewanie udana, must-see dla miłośników kina grozy.
Fabularnie Nie oddychaj czerpie z klasyki podgatunku “home invasion”, a jeszcze konkretniej, jakkolwiek komicznie by to nie brzmiało, z mini-nurtu o terroryzowanych niewidomych. Ofiara w filmie Alvareza nie jest jednak eteryczną Audrey Hepburn z Doczekać zmroku czy Mią Farrow ze Ślepego strachu, tylko cokolwiek zdziczałym, wielkim jak szafa odludkiem, weteranem wojennym o aparycji Stephena Langa z Avatara.
Tym trudniejsze zadanie stoi przed trojgiem młodych złodziejaszków z zapuszczonego Detroit – zahartowaną przez wegetację w patologicznej rodzinie Rocky (Jane Levy, Evil Dead), jej udającym gangsta-rapera chłopakiem Moneyem (Daniel Zovatto, Coś za mną chodzi) i lojalnym kumplem, introwertykiem Alexem (Dylan Minnette, Gęsia skórka). Oślepłemu eks-żołnierzowi towarzyszy ponadto nie żaden stereotypowy pies-przewodnik, lecz wściekle agresywny rottweiler, bez mała klon Cujo od Stephena Kinga.
Stawka jest wszakże zbyt wysoka – 300 tysięcy dolarów w gotówce, jakie kombatant dostał tytułem odszkodowania – by włamywacze, prawem młodości narwani i niespecjalnie trzeźwo myślący, mieli tak po prostu odpuścić. Najwyraźniej nie widzieli też nigdy żadnego thrillera o napadzie na dom czy “ostatnim skoku”, bo optymistycznie zakładają, że wszystko pójdzie jak z płatka i już wkrótce będą się grzać w słońcu Kalifornii. Dylematy moralne? “Ślepy wcale nie znaczy święty”, ucina krótko Money.
Alvarez zadbał o efektowną ekspozycję, a nawet znalazł miejsce na niegłupi komentarz społeczny, przede wszystkim jednak sumiennie odrobił lekcje z Hitchcocka. Znaczna część akcji rozgrywa się w ciemności i ciszy, gdzie każdy dźwięk, choćby oddech, lekkie skrzypnięcie podłogi czy wibracja komórki, to być albo nie być bohaterów. Zdjęcia Pedra Luque i muzyka Roque Bañosa budują sugestywną atmosferę osaczenia. W ostatniej tercji klimatyczny thriller przechodzi w krwawą jatkę, ale nawet wtedy narracja nie traci płynności.
Znaczna część akcji rozgrywa się w ciemności i ciszy, gdzie każdy dźwięk, choćby oddech, lekkie skrzypnięcie podłogi czy wibracja komórki, to być albo nie być bohaterów.
Nie żeby obyło się bez kiksów – w końcówce pojawia się irytująco łopatologiczny monolog, finał jest przeciągnięty niczym w Powrocie Króla, a postaci o wytrzymałości cyborgów “zmartwychwstają” zdecydowanie za często. Ale film i tak wygrywa tym, jak błyskotliwie bawi się z nami w ciuciubabkę, jak pogrywa schematami “home invasion”, jak manipuluje naszą empatią dla protagonistów.
Osobnym bohaterem jest miasto. Wyludnione, zniszczone, niemal postapokaliptyczne przedmieścia Detroit, pustostany w parszywym rozkładzie, które tak dojmująco opisał w swoim słynnym reportażu Charlie LeDuff, kolejny raz w ostatnim czasie – po wspomnianym już Coś za mną chodzi Davida Roberta Mitchella, ale także po Tylko kochankowie przeżyją Jima Jarmuscha – okazują się fascynującą scenerią dla horroru.
Koniecznie wybierzcie kino z dobrym nagłośnieniem. I pamiętajcie: wdech – wydech, wdech – wydech…
Sprawdź także:
Chimeryczni lokatorzy. 10 filmowych mieszkań i lokatorów z piekła rodem
Nowy film Fede Alvareza, Urugwajczyka znanego dotąd głównie ze zbytecznego rebootu Evil Dead, to rzecz nadspodziewanie udana, must-see dla miłośników kina grozy. Fabularnie Nie oddychaj czerpie z klasyki podgatunku “home invasion”, a jeszcze konkretniej, jakkolwiek komicznie by to nie brzmiało, z mini-nurtu o terroryzowanych niewidomych. Ofiara w filmie Alvareza nie jest jednak eteryczną Audrey Hepburn […]
Obserwuj nas na instagramie: