Nowa Metallica w drodze. Zmyją plamę po najgorszej płycie?
Obserwuj nas na instagramie:
Lou Reed nie naprawi już błędów po swojej najgorszej płycie w karierze, ale Metallica ma jeszcze szansę. Legendy metalu, po potworku jakim było Lulu, wydają w końcu nowy album – Hardwired… to Self-Destruct. Czy jest na co czekać?
Nie tylko mi bardzo nie podoba się to, jak wyglądają nowe płyty kapel takich jak Metallica, Iron Maiden czy Megadeth. Zero metalowej hitowości, dziesięciominutowe suity, gdzie sześć minut to sample i epickie intra – a brakuje właściwie utworu w utworze.
Metallica – Hardwired… To Self-Destruct
18 listopada ukaże się dwupłytowy krążek Hardwired… to Self-Destruct. Do wydawnictwa deluxe dorzucona też będzie kolejna płyta – z coverami Rainbow, Deep Purple i Iron Maiden, oraz paroma live’ami numerów z Kill ’em All i Ride the Lightning, czyli płyt absolutnie klasycznych. Metallica pierwszym singlem z Hardwired, chce chyba w końcu przerwać trend niepotrzebnego rozwlekania heavy metalowych utworów. Wręcza nam za to lekko trącającą przeciętnością piosenkę – i tak o wiele ciekawszą niż cokolwiek, co grupa wydała od czasów Load i ReLoad. To może nie “powrót do korzeni”, ale brzmi całkiem obiecująco.
Pojawiają się zarzuty, że “Hardwired” jest zlepkiem riffów, że Hetfield rzuca w refrenie “kurwami”, bo w inny sposób Metallica nie może być już młodzieżowa, ale tak naprawdę jeden numer, nawet jeśli to ten promujący, nie powinien przesądzać o tym, jaki będzie cały album, prawda? Może nie jest to poziom Kill ‘em All, ale już “Fuel” z ReLoad jak najbardziej.
Drugi singiel “Moth Into Flame” to też nic odkrywczego, ale pokazuje, że Metallica w końcu pozbyła się wszelkich udziwnień, które towarzyszyły jej przez ostatnie piętnaście lat. Sam Lars Ulrich zresztą mówi, że na Hardwired… nie znajdzie się żadna ballada. Nawet w sferze samego dźwięku można spodziewać się poprawy – “nowy” producent Metalliki, Greg Fidelman, funduje nam produkcję o niebo lepszą niż na Lulu, czy Death Magnetic, przy którym działał do spółki z Rickiem Rubinem.
Ostatnie lata Metalliki to raczej kombinacja sporej ilości niepowodzeń, niż sukcesów. Prócz paru udanych tras i PR-owych akcji, thrasherzy z Bay Area po nagraniu płyty z orkiestrą symfoniczną kojarzeni są raczej z odwykami, kiepską kinematografią (Some Kind of Monster…), czy loudness war. Pozostaje życzyć Metallice jak najlepiej, aby przełamali złą passę. Na koniec mała ciekawostka od fana dla fanów – jak brzmiałoby Hardwired, gdyby zostało nagrane z brzmieniem z pierwszych pięciu płyt? Odpowiedź poniżej.
Sprawdź także:
Którym bogiem rocka jesteś? Rozwiąż nasz quiz!
Lou Reed nie naprawi już błędów po swojej najgorszej płycie w karierze, ale Metallica ma jeszcze szansę. Legendy metalu, po potworku jakim było Lulu, wydają w końcu nowy album – Hardwired… to Self-Destruct. Czy jest na co czekać? Nie tylko mi bardzo nie podoba się to, jak wyglądają nowe płyty kapel takich jak Metallica, Iron […]
Obserwuj nas na instagramie: