20-lecie Forina na scenie. Od tagów na murach do uznania Rosława Szaybo
Obserwuj nas na instagramie:
Jeden z największych rodzimych speców od projektowania okładek płyt niebawem świętuje swoje 20-lecie na scenie hiphopowej. Zanim 21 sierpnia wybierzecie się do warszawskiej Iskry na jego benefis, poznajcie Forina bliżej.
Grzegorz Piwnicki – to właśnie on kryje się pod tym pseudonimem. Jak sam jednak przyznaje w rozmowie z Rytmy.pl, dla większości osób wciąż istnieje przede wszystkim jako Forin.
– Ta ksywka bardzo szybko do mnie przywarła i jakkolwiek bym chciał, żeby mnie tak publicznie nie nazywano, tego już się nie da odkręcić. Jak ktoś raz usłyszy, że mówi się do mnie Forin, to nie ma już ani Grzegorza, ani Grześka – tłumaczy artysta.
Jego ksywka ma swoją korzenie w… logo słynnego rockowego zespołu Nine Inch Nails. Skrótowiec kapeli zaczyna się bowiem od charakterystycznego, rosyjskiego “N”, które jeden z kolegów jubilata wziął za “4” – i nagle z NIN zrobiło się 4IN, które momentalnie przylgnęło do Grzegorza.
– Później na koniec pseudonimu dostawiłem jeszcze jedynkę i stałem się Forin One. Na jednym z zagranicznych graffiti jamów podszedł do mnie jakiś koleżka i mówi: – Ale ty masz zajebistą ksywę! Pytam go, o co mu chodzi, a ten tłumaczy: – No, Four in One! Mówię, że dalej nie rozumiem, na co tamten: – Jak to nie rozumiesz? Cztery elementy, hip-hop! Tak właśnie zapoznałem się z hip-hopem – śmieje się Forin.
Będą mnie gryźć robale
Pierwszy kontakt z tą kulturą miał jednak na Tarchominie, na którym – począwszy od szkoły podstawowej – spędził osiemnaście lat, czyli ponad połowę swojego życia. Dziś jego związek z tym osiedlem jest już tylko sentymentalny, ale to właśnie tam postawił swojego pierwszego taga (dla mniej wtajemniczonych – tag to podpis grafficiarza). Artysta przyznaje, że nie spodziewał się, że jego przygoda z graffiti będzie trwać aż tak długo.
– Po trzech latach malowania uważałem, że – ze względu na staż – jestem już kotem na tej scenie. Chwilę potem przyjechał do nas turysta z Australii, który malował od piętnastu lat. Pomyślałem wtedy: jakie piętnaście lat? Nie da rady, mnie wcześniej już będą robale gryzły – wspomina.
Minęły tymczasem bite dwie dekady, a Forin wciąż uchodzi za jednego z najlepszych polskich writerów. Współtworzył dwie bardzo ważne dla polskiego graffiti ekipy: VHS i AX.
– Na początku coś tam sobie bazgraliśmy i dopiero mniej więcej po dwóch latach wycieczki na tzw. hall of fame WKD Śródmieście dały mi lekcję na temat tego, czym w ogóle jest graffiti. Skutkowało to tym, że urywałem się z lekcji i cztery-pięć razy w tygodniu malowałem na Wyścigach – opowiada.
Pierwsze naprawdę ważne wspomnienie Forina z graffiti jest związane z jego pierwszym nielegalnym obrazkiem. – Razem z Szymonem (pseudonim: Elst, później Soviet / Viets) malowaliśmy na wjeździe do Tarchomina. Wrzut nie wyglądał zbyt dobrze, ale fajnie było potem, przejeżdżając tamtędy, widzieć go z okien starego Ikarusa.
Graffiti kształtuje charakter
Pomimo że przed laty Forin starał się nie opuszczać żadnego większego jamu – na Pleciudze w Szczecinie był zawsze – to za najlepszy uważa chorwacki Meeting of Styles z 2004 roku. Tamta impreza i przesiąknięci hip-hopem ludzie, którzy tam się pojawili, nasz rozmówca uważa zresztą za najpiękniejsze chwile w jego znajomości z graffiti w ogóle. Jeśli chodzi o ulubione miejsca do malowania, to poza wspomnianymi WKD Śródmieście (“miało swój klimat, z tymi wszystkimi ćpunami leżącymi na ławkach”) i Wyścigami, Forin wymienia także nieistniejącą już miejscówkę Ganja Banja, która znajdował się zaraz za domem jego śp. Babci.
Ceniony projektant przywołuje także obraz dwóch największych stołecznych zajezdni kolejowych – Warszawy Zachodniej i Olszynki Grochowskiej. – Nie byłem jakoś strasznie wczuty w malowanie pociągów, ale trochę ich jednak zrobiłem. Pamiętaj te chwile, co serce mocniej bije… – sięga pamięcią wstecz, cytując Włodiego.
Dziś graffiti odgrywa w życiu Grzegorza dużo mniejszą rolę niż kiedyś i jest po prostu okazjonalną przyjemnością, którą zostawił wyłącznie dla siebie. Nie musi się z nikim ścigać ani nic nikomu udowadniać. Jak mówi, graffiti w pewnym sensie ukształtowało jego charakter, przez co nie ogląda się na innych i wierzy w słuszność własnych pomysłów. Te cechy są Forinowi niezwykle przydatne w pracy zawodowej, w której najważniejsze miejsce od lat zajmuje projektowanie okładek płyt.
Ponad setka
Prapoczątki projektowania są związane u Forina z zajęciami plastycznymi w Pałacu Młodzieży, na które wysłali go rodzice. Następnie ukończył liceum plastyczne i rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Po trzecim roku jednak przerwał naukę.
– Wtedy już pracowałem w zawodzie i miałem niesmak, że na dyplom przygotowuje się to samo, co ja w pracy robię co miesiąc. Nie miałem pomysłu na zakończenie tych studiów, więc je rzuciłem – wyjaśnia. Wrócił po pięciu latach i w 2011 roku ukończył Wydział Grafiki, z wyróżnieniem broniąc dyplom w pracowni prof. Lecha Majewskiego. W Akademii wzrosła jego świadomość artystyczna i na poważniej zaczął interesować się projektowaniem okładek.
Pierwszą z nich stworzył dla kultowej hiphopowej grupy Kaliber 44. Ówczesny DJ zespołu, DJ Feel-X, gościł Forina na swoich graffiti jamach w rodzinnych Końskich. Panowie poznali się przez Nawera, kompana Forina z VHS, i szybko się polubili. W międzyczasie C.N.E. i W.S.Z. opowiadali Feel-X’owi o nim jako o zdolnym grafiku i w 2000 roku Grzegorz otrzymał propozycję zaprojektowania okładki do “3:44”. Nasilenie zleceń zaczęło się w okolicach 2004 roku, na co duży wpływ miał raper Pelson z Molesty, dla którego w niedługim okresie grafik przygotował trzy opakowania.
Lista artystów, z którymi Forin miał okazję współpracować, jest niezmiernie długa: Halina Frąckowiak, Robert Gawliński, O.S.T.R., Pezet, Grubson, Włodi, Rasmentalism – by wymienić tylko tych najbardziej znanych. Swoją marką sygnował, bagatela, ponad sto dwadzieścia okładek. Dość sporo jak na osobę, która “nigdy nie przypuszczała, że będzie się tym zajmować zawodowo i że stanie się to pasją życia oraz sposobem na zarobek”…
Swoją marką sygnował, bagatela, ponad sto dwadzieścia okładek. Dość sporo jak na osobę, która “nigdy nie przypuszczała, że będzie się tym zajmować zawodowo i że stanie się to pasją życia oraz sposobem na zarobek”…
Cecha rozpoznawcza: pomysł
Żeby uzmysłowić sobie, jak znacząca jest pozycja Piwnickiego na rynku projektantów okładek, wystarczy spojrzeć na wyniki zeszłorocznej edycji konkursu Cover awArts, w której wyłania się najlepsze okładki minionych dwunastu miesięcy. W pierwszej dziesiątce za 2015 roku sklasyfikowano aż cztery jego okładki, z czego ta do Podróży Zwanej Życiem O.S.T.R.-a zdobyła pierwsze miejsce.
Nie tylko zresztą krytycy doceniają pracę Forina: – Nie wiem, czy powinienem o tym mówić, ale zdarzyła się kiedyś sytuacja, że Ostry… uklęknął przede mną, chcąc w ten sposób podziękować za moją pracę. Oczywiście wygłupiał się i było to zabawne, ale przy okazji też dość krępujące. Jest mi również niezwykle miło, że artyści tego formatu co Rosław Szaybo kojarzą moje prace. Dla mnie to wielkie wyróżnienie – ze skromnością mówi projektant.
Nie wiem, czy powinienem o tym mówić, ale zdarzyła się kiedyś sytuacja, że Ostry… uklęknął przede mną, chcąc w ten sposób podziękować za moją pracę. Oczywiście wygłupiał się i było to zabawne, ale przy okazji też dość krępujące.
Zapytany o to, czy można mówić o czymś takim jak styl Forina, odpowiada, że jego cechą rozpoznawczą jest pomysł. – Nie jestem zafiksowany na jedną stylistykę i nie posługuję się tylko jednym środkiem wyrazu. Nie jestem ilustratorem, więc siłą rzeczy łatwiej mnie rozpoznać po opakowaniu i sposobie myślenia o okładce – tłumaczy.
Patrząc na jego realizacje, wśród których można znaleźć tak wybiegające poza standardy projekty jak opakowanie płyty imitujące pudełko od pizzy lub składający się na krzyż digipack z poczwórnym wykrojnikiem, trudno nie przyznać mu racji.
Dług wobec Warszawy
Poza pochłaniającą mnóstwo czasu pracą zawodową, od kilku lat Forin inicjuje również projekty społeczne. Większość z nich, takich jak przygotowany na 70. rocznicę Powstania Warszawskiego “Most63” czy dyplomowy “63 dni z życia Warszawy”, jest powiązana z jego rodzinnym i ukochanym miastem.
– Czułem, że mam do spłacenia dług wobec Warszawy. Chciałem też poszerzyć swoją wiedzę i mądrze ją spożytkować – wyjaśnia dla Rytmy.pl. Za najbardziej udany swoje przedsięwzięcie społecznikowskie uważa jednak “Projekt Wolność”, w którym zaproszone osoby w krótkich video opowiadały o tym, jak rozumieją rzeczoną wolność. “Gdy zabierałem się za ten projekt myślałem, że wiem co to wolność. (…) Pomyliłem się. (…) To z pozoru proste pytanie stało się więzieniem dla jednych, dla innych smutną podróżą do tego, co nieosiągalne” – pisał Forin przed trzema laty.
Na kolejnych dwadzieścia lat artysta prosił, żeby życzyć mu zdrowia. Wpadnijcie zatem 21 sierpnia na całodniowy benefis do Iskry na Pole Mokotowskie, by wraz zaproszonymi muzykami i twórcami urban art za jego zdrowie wypić. Będzie na co patrzeć, będzie czego słuchać. Szczegóły sprawdźcie w wydarzeniu.
Wydarzenie: FORIN 20. Benefis z okazji 20-lecia na scenie hiphopowej
Jeden z największych rodzimych speców od projektowania okładek płyt niebawem świętuje swoje 20-lecie na scenie hiphopowej. Zanim 21 sierpnia wybierzecie się do warszawskiej Iskry na jego benefis, poznajcie Forina bliżej. Grzegorz Piwnicki – to właśnie on kryje się pod tym pseudonimem. Jak sam jednak przyznaje w rozmowie z Rytmy.pl, dla większości osób wciąż istnieje przede […]
Obserwuj nas na instagramie: