Michał Wiraszko o Jarocin Festiwalu: “Marzy mi się festiwal, którym żyje całe miasto”


26 lipca 2016

Obserwuj nas na instagramie:

W tym roku z Drivealone i projektem “Nowsza Aleksandria”, w ubiegłym z Muchami i koncertem-hołdem dla Jarocina “Powracająca Fala”. Historia Jarocin Festiwalu na pewno nie jest Michałowi Wiraszce obca. Poprosiliśmy Michała o kilka przemyśleń na temat obecnego stanu tego legendarnego dla polskiego rocka festiwalu.

Zakończyły się niedawno kolejne “Rytmy”*, jak mawiają starsi Jarociniacy. Dwunaste, po wskrzeszeniu w roku 2005 z wcześniejszego, jedenastoletniego niebytu.

Zapewne lata 1994-2005, kiedy uformował się Przystanek Woodstock, zdążył pojawić Open’er i Off Festival, sprawiły, że Jarocin, pierwsza i fundamentalna dla polskiej muzyki impreza – tak zwana – rockowa, zniknęła z szerokiej świadomości. Spośród wielu pomysłów na wskrzeszenie jego wielkości, spodobała mi się ostatnio idea festiwalu – nazwijmy to – DLA LUDZI.

Michał Wiraszko

Festiwal, którym żyje całe miasto…

To taki festiwal, którym żyje całe miasteczko. Od tablic granicznych, przez podwórka, sklepiki, przybytki wiary, dachy, przejścia dla pieszych i parki. Z powitalną bramą na wjeździe, najlepiej taką DIY, choćby przaśną i weselną, ale z którą robi się sobie zdjęcia – niekoniecznie z płachty z logotypami i stelaża. Podczas takiego festiwalu ulice wypełnione są hamującymi ruch spacerowiczami. Muzyka dobiega z piwnic i lokali fryzjerskich, a na rynku staromiejskim grają Irlandczycy, opiekując się jednocześnie wioską piłkarską, która organizuje mecze artystów i publiczności. W zacienionych oficynach wystawiają się najróżniejsze w formie grupy teatralne. W przestrzeniach publicznych stoją rzeźby, najlepiej takie na które można wchodzić, a znaki drogowe, pasy na przejściach dla pieszych i fasady budynków malowane są w okładki płyt przez samych festiwalowiczów. Festiwalowe słuchanie można przecież rozszerzyć nawet do wycieczek po okolicznych lasach. Świetnie poradzili z tym sobie Estończycy…

To pomysł na festiwal świadomy swojej historii i początków, dzięki którym wybił się na wyjątkowość, nabrał mocy społeczno- i kulturotwórczej, żeby nie powiedzieć politycznej. Dziś przypomina jednak raczej atrakcję wycieczkową dla pokolenia, które wychowywało się na nim 25 i więcej lat temu. Wówczas, nazywany ostoją wolności i muzycznych rewolucji, stał się orężem do walki tamtej młodzieży z narzuconymi i nie do końca świeżymi zasadami. Ta reglamentowana, mityczna wolność, o którą walczyło w latach 80. pół Europy, zabiła Jarocin po zaledwie czterech edycjach w wolnej Polsce. To, do czego zmierzało dorastające przed trzema dekadami pokolenie, okazało się zjawiskiem wywracającym zasady społecznego “bycia” na tyle, że wybuchające przez dwa lata z rzędu zamieszki skutecznie wykorzeniły jarociński festiwal z muzycznego krajobrazu Polski na wspomnianą dekadę.

Dziś Jarocin przypomina raczej atrakcję wycieczkową dla pokolenia, które wychowywało się na nim 25 i więcej lat temu.

…czy festiwal odwrócony do miasta plecami

Wszystko to staje się czytelne jeszcze bardziej, gdy spojrzeć na dzisiejszy Jarocin Festiwal. Odbywa się na odsuniętym od centrum, świetnie zorganizowanym i ogromnym terenie, z własną infrastrukturą i sceną odwróconą plecami do miasta. To formuła jeszcze w ubiegłej dekadzie doprowadzona do perfekcji przez gdyński Open’er, ale nie do końca chyba sprzyja Jarocinowi. W końcu to rozmach festiwalu Mikołaja Ziółkowskiego przemawia za jego lokalizacją. W Jarocinie – miasto traci w ten sposób kontakt z festiwalem, na czym chyba cierpią obie strony.

Michał Wiraszko

Może to właśnie wyjście do ludzi, wciągnięcie ich do zabawy – niechby go trochę wymyślili na nowo – będzie remedium na borykania z ideą? Festiwale konferencyjne mają się u nas coraz lepiej, a ich atutem jest właśnie pewna dowolność, nieskrępowanie organizacyjne i programowe. W Poznaniu potwierdzają to już trzy edycje Spring Breaka, który staje się powoli nowym muzycznym symbolem naszego miasta. Nad morzem wykluł się trójmiejski SeaZone – z relacji uczestników wypadający bardzo obiecująco…

Być może takie szanse, na nową, bardziej miejską formułę, otworzy przebudowywany, jarociński amfiteatr? Jego zapowiadana, parkowa struktura mogłaby w Jarocinie gościć po dwa, trzy koncerty gwiazd każdego wieczoru i nieść muzyczny ciężar tej imprezy. A jednocześnie nie wypędzałaby ludzi z uroczych uliczek jarocińskiej starówki, gdzie mogłoby się dziać na przykład wszystko to, co być może nieco zbyt entuzjastycznie przyszło mi do głowy w pierwszych akapitach.

* – od Wielkopolskich Rytmów Młodych – pierwszej nazwy jarocińskich festiwali w latach 1970-1979

Sprawdź także:
Novika i jej Open’er 2016: Zaskoczenia i rozczarowania na festiwalu

W tym roku z Drivealone i projektem “Nowsza Aleksandria”, w ubiegłym z Muchami i koncertem-hołdem dla Jarocina “Powracająca Fala”. Historia Jarocin Festiwalu na pewno nie jest Michałowi Wiraszce obca. Poprosiliśmy Michała o kilka przemyśleń na temat obecnego stanu tego legendarnego dla polskiego rocka festiwalu. Zakończyły się niedawno kolejne “Rytmy”*, jak mawiają starsi Jarociniacy. Dwunaste, po […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →