Czy technologia przyjdzie i nas zje? Porozmawialiśmy z Polakiem, który stworzył klip dzięki AI
Obserwuj nas na instagramie:
Kopruch to artysta, który chętnie ima się niecodziennych rozwiązań artystycznych. Opowiedział nam o swoim najnowszym pomyśle wykorzystującym AI.
Kopruch? Człowiek od zadań specjalnych
Wszyscy ci, którzy dalej z łezką w oku wspominają złote czasy polskiego podziemia, musieli natknąć się na tę ksywkę. Aleksander Kozłowski, znany w świecie muzyki jako Kopruch, to jednak nie tylko gość, który wypuścił tuziny kawałków przez 20 lat obecności na scenie rapowej, ale także właściciel Przedmarańczy – wytwórni filmowej realizującej m.in. teledyski i spoty reklamowe. Pod koniec sierpnia 2022 roku bohater tego tekstu pokazał światu porywający i niepokojący klip, który został stworzony przez technologię AI. Zanim przeczytacie naszą rozmowę, koniecznie go obejrzyjcie!
Kopruch – Zebranie zarządu (teledysk AI)
Krzysztof Nowak, Rytmy.pl: Bez dwóch zdań – jesteś autorem jednego z najciekawszych teledysków tego roku w polskim rapie. W którym momencie pojawił się pomysł, by stworzyć produkcję za pomocą technologii AI?
Kopruch: Od zawsze jestem twórcą teledysków, który bardzo szybko wyłapuje nowości. Przykładowo: 10 lat temu wkręciłem się w efekty specjalne, których w polskich klipach nie było wtedy za dużo. Temat AI i tego, co potrafi zrobić, to było coś z gatunku: WOW, nikt tego jeszcze nie robił, więc tam zajrzyjmy! I nie ma co ściemniać – szukałem też metody, by robić rzeczy szybciej i mniejszym nakładem sił. Robienie własnych teledysków jest czasem kłopotliwe.
Wspomniałeś o szybkim wyłapywaniu, ale chyba musiałeś mieć jakąś podbudowę. Świat pędzi technologicznie, a ty razem z nim?
Kopruch: Właśnie mi uświadomiłeś, że wpadłem na ten pomysł podczas spotkania z dużą firmą IT. Widzieliśmy się w sprawie autonomicznego samochodu, o którym miałem robić film w Gliwicach. To było dla mnie science fiction – stanąłem na drodze tego auta, a ono się zatrzymało i na mnie zatrąbiło. Wtedy postanowiłem się zorientować, co jeszcze ta sztuczna inteligencja może umieć.
Czyli Zebranie zarządu było twoim pierwszym kontaktem twórczym z tą materią?
Kopruch: To były dwa tygodnie uczenia się od zera czegoś niezgodnego ze wszystkim, co robiłem do tej pory. Próby zrozumienia kodu, zapoznawanie się z podstawami języka Python, grzebanie w cyferkach, dociekanie, czemu coś się wysypuje… Nie stałem się programistą – może jednym procentem programisty, ale ten jeden procent to i tak dla mnie dużo. To, co widzisz, nie byłoby możliwe jeszcze trzy, cztery miesiące temu. Tempo rozwoju jest niewiarygodne.
To, co widzimy w twoim teledysku, to efekt pierwszego, drugiego, a może kolejnego wygenerowania obrazów? Czasem widać, że coś nie styka.
Kopruch: To miało nie stykać. Gdybym chciał stworzyć coś bardziej logicznego, to pewnie by to nie wyszło. Zdałem się na szaleństwo śniącego elektronicznego umysłu. W związku z tym wyrzuciłem jakieś 50% tego, co powstało. Chodziło o względy estetyczne. Gdy pokazały się białe nudne nieba, to wiedziałem, że muszę coś podkręcić w kierunku ciemności. Nadal mówimy jednak o intrygującej rzeczy. Tu są przejścia w rodzaju: coś jest najpierw dziurą czy okiem, a nagle staje się budynkiem.
Pewnie nie było tak, że poszedłeś zrobić sobie kawę, wróciłeś i już miałeś gotowy klip?
Kopruch: To jest baaardzo energochłonne. Podczas uczenia się systemu siedziałem całymi dniami, a kiedy zrozumiałem, jak to płynie, zostawiałem generowanie na noc. Jeśli komunikat okazał się niezbyt trafny i przez to otrzymywałem coś niesatysfakcjonującego, zaczynałem od nowa.
Wybrałeś idealny czas. Ceny prądu idą w górę, więc dostaniesz ładne rachunki…
Kopruch: No co ty, stary! To stoi na kartach graficznych Google’a. Płacisz mu za usługę i korzystasz z jego kombajnów graficznych. Może moja karta graficzna by to uniosła, ale wszystko działoby się zdecydowanie wolniej, no i musiałbym zrozumieć kolejne poziomy kodowania.
Nie uciekniemy od tematu pieniędzy. Było to kosztowne?
Kopruch: Abonament to 200 złotych miesięcznie.
Serio?!
Kopruch: Tak, a im jeszcze się to opłaca. Ale zaraz się zorientują, ile ludzi z tego korzysta i stawia na tym różne dziwactwa. Nie uciekniemy od tematu podwyżki.
Jak szukałeś odpowiedniego narzędzia? Zaufałeś komuś, kogo znasz?
Kopruch: Internet zafascynował się tym zjawiskiem. Jest ono wciąż niszowe, ale na Reddicie znajdziesz wszystko. Jest tam grupa ludzi, którzy robią zarówno grafiki, jak i animacje. To kwestia poczytania odpowiedniej ilości treści i zrobienia sobie rzetelnego podsumowania. Metod tworzenia jest kilka. Ja zdecydowałem się na tę, bo jest najbardziej oparta o malarstwo. To AI zostało w największym stopniu wykarmione i wytresowane na nim, to najlepszy styl.
Najlepszy, czyli jaki?
Kopruch: Chaotyczny i oniryczny. Widać na pierwszy rzut oka, że ten system naoglądał się bardzo dużo dziwnych obrazów.
Przeraziło cię to, co wyszło?
Kopruch: To bardzo niepokojące. Mojemu 4,5-letniemu dziecku na pewno nie pokażę tego klipu przez najbliższe trzy czy cztery lata. Są fragmenty, w trakcie których nie wiem, jak to się zrodziło w chorym, elektronicznym mózgu. Mogę się przez chwilę rozpoetyzować?
Śmiało.
Kopruch: Zaczęliśmy uczyć komputery śnić, a następnie zabraliśmy im te sny jak pszczółkom miód. Problem polega na tym, że maszyny nie mają zbyt ładnych snów. Zawsze tak było. Zobacz sobie to, co wychodziło z generatora Deep Dream, który powstał w 2014 roku – pies złączony z Moną Lisą, cały mieniący się od par oczu. Kojarzysz taką chorobę jak trypofobia? To strach przed obrazami pełnymi nieregularnych otworów i dziurek. Nie życzę, by ktoś z nią na to trafił.
Wróćmy do twojego dzieła. Wśród inspiracji podajesz m.in. Zdzisława Beksińskiego i Jakuba Różalskiego.
Kopruch: To działa tak: po miesiącach uczenia się system wie, jak wygląda anioł, skrzydło, karabin snajperski czy niebo. Wie też, jak malował Beksiński i jak maluje Różalski. Na marginesie: mam wrażenie, że tego Różalskiego niezbyt wycelował, mało go w nim. Ale wracając: to, co powstaje, to suma zrozumienia przedmiotów, zjawisk, pojęć i oczywiście twórcy. U mnie pojawiła się np. kolejka płonących prawników, która nigdy wcześniej nie zaistniała, ale AI wie, jak Beksiński mógłby ją widzieć. Dużo osób pyta mnie też o kwestie etyczne.
Wyobrażam sobie kolejkę płonących prawników nasłanych przez malarzy i ich spadkobierców.
Kopruch: Gdybym to ja był osobą, której styl zostaje uszanowany w takim projekcie, jarałbym się. Ale czy żyjący twórcy też tak do tego podejdą? Zacząłem się nad tym zastanawiać dopiero później. Czy to plagiat? Prawnie rzecz biorąc – nie. Myślę, że póki te inspiracje są wypisane, jeszcze nie jest źle. Mamy już jednak aferę z AI, która stworzyła obraz i wygrała prestiżowy konkurs.
Abstrahując od malarzy – temat tworzenia przez AI dotyczy też m.in. grafików. Rozmawiałeś z nimi o tym?
Kopruch: Są przerażeni. Filmowcy mniej, bo to zbyt chaotyczne, by dało się zrobić coś sensownego, ale w przypadku grafiki wystarczająco stabilne, żeby ludzie, którzy nie umieją absolutnie niczego poza zmienieniem paru linijek kodu, mogli usiąść i zrobić coś niesamowitego. Ogromny problem będą mieli ci, którzy zarabiają na posiadaniu specyficznych, chaotycznych mózgów. Ta technologia potrafi podpowiadać rzeczy, których człowiek nigdy nie byłby w stanie wymyślić. To wchodzenie w drogę kreatywnym. Też nie czuj się zbyt pewnie, bo maszyny będą kiedyś pisać za ciebie artykuły. Każdego da się zastąpić.
Chcesz jeszcze bardziej rozwinąć ten temat?
Kopruch: Pewnie. Pomyśl o muzyce stockowej. Gdy robię filmy, staram się dawać do nich utwory, które nie brzmią jak stocki, ale dużo ludzi kupuje sobie to corporate-motivational-cośtam. Mówimy o rzeczach generowanych jednym klikiem. Możesz myśleć co chcesz o muzyce do windy, ale często tworzą ją wykształceni i doświadczeni muzycy, by zarobić. Oni też są w opalach. Ale w sumie, tak filozoficznie – czy cały polski rap nie pokonuje drogi takiej jak sztuczna inteligencja, która się uczy? Molesta słucha Mobb Deepa, siedzi ktoś i słucha Molesty, potem siedzę ja i słucham kogoś, kto słuchał Molesty. Nie puszmy się.
Co do drogi – odzywali się do ciebie jacyś artyści, których zainspirowałeś?
Kopruch: Moje zasięgi są za małe, by ktoś się odezwał. Jeśli mam strzelać, kto zrobi to jako pierwszy po mnie, to obstawiam: KOOZA lub Koza. Możesz sobie wybrać.
A ty? Kończysz już tę przygodę?
Kopruch: Na pewno nie. Mam dużo nowych pomysłów, tym bardziej że dotąd używałem tego narzędzia w bardzo podstawowym stopniu. To trochę tak, jakbyś zrobił hip-hopowy bit z tempem 96, samplami z programu i wyszłoby coś brzmiącego: bum, bum, cyk. Sztuka zaczyna się tam, gdzie nałożysz efekty na istniejące wideo. Tego już nie wklepiesz, musisz pogłówkować.
AI mogłoby zająć się klipami traperów?
Kopruch: Zdecydowanie tak, będzie na to szaleństwo. Pamiętasz, jak w pewnym momencie wszystkie klipy zaczęły mieć fioletowe nieba, przewrócone barwy, tzw. datamoshing? Jakby kodeki się popsuły? To ten sam świat. Wyślę mój teledysk na wszelkie możliwe konkursy – może ktoś to podłapie? Zdaję sobie jednak sprawę, że za trzy lata pojawią się głosy: „to jest bardzo 2022”.
To co, będziemy mieć jeszcze więcej teledysków tworzonych jeszcze szybciej?
Kopruch: Jeśli tak – rynek zostanie zalany bardzo podobnym gównem. Klipy zawsze idą trzema drogami. Pierwsza to standardowa, czyli machanie łapami na tle miasta – istnieje od zawsze, nie zmieni się. Druga to filmowa, która też się wiele nie zmieni, dalej będzie sztuką wysoką. Trzecia to chwilowa zajawka jak np. super slow-motion, złe wycinanie etc. Sądzę, że AI może wejść do trzeciej kategorii, chyba że ktoś wtłoczy je do drugiej. Warto zauważyć, że przestaliśmy być sto lat w tle, nie mamy się czego wstydzić pod względem jakości produkcji.
Warto też zauważyć, że nastrój twojego klipu wiąże się z nastrojem twojej nadchodzącej płyty, której premiera już w październiku. Powiedz o niej coś więcej.
Kopruch: Życz mi słońca to chyba mój najciemniejszy album. Opóźniłem premierę aż dwa lata przez pandemię, bo po co ludzi jeszcze bardziej zasmucać. Teraz już można, choć jesteśmy jeszcze bardziej podatni na rzeczy, o których jest ten krążek – bo spędziliśmy jeszcze więcej czasu w internecie.
Czegoś tu nie rozumiem. Z jednej strony zaraz wypuszczasz gęste i czarne jak smoła wydawnictwo, a z drugiej… nagrałeś płytę dla dzieci. O co tu biega?
Kopruch: Mam córkę i od dłuższego czasu przekonuję się, że istnieje luka, jeśli chodzi o dobrą muzykę dla dzieci. W sieci to wiadomo, Baby Shark, ale trafiamy głównie na około-discopolowe, bezduszne granie robione dla obejrzeń w serwisie YouTube. Trudno znaleźć coś ciekawego, co wywoła u dzieci inną reakcję niż baunsowanie. Przyznam ci się do czegoś – płyta Małe Voo Voo zrobiła mi bardzo dobrze w dzieciństwie, otworzyła mnie muzycznie. Zrobiłem więc eksperyment. Stworzyłem dwa kawałki i przetestowałem je na moim dziecku. Potem zacząłem testować je na innych dzieciach. Efekt był tak niesamowity, że postanowiłem pisać dalej. Radość twórcza wynikająca z pisania o mrówkach, jeżach i duchach, którą skumulowałem pod jakże chwytliwą i zachęcającą dla rodziców nazwą Ciemność dla dzieci, jest niebywała.
Będzie tam rap?
Kopruch: Chyba już nie czuję się raperem. Trudno się dziwić, bo raz, że zaczęło mnie to nudzić, dwa – robię jeszcze płytę metalową i z cohenopodobną poezją śpiewaną. Obawiam się, że ta smutna płyta będzie moim ostatnim solowym podejściem do rapu. Na płycie dla dzieci sprawdziłem, czy potrafię śpiewać. No i wynika, że chyba tak! I tak, są ze dwie zwrotki rapowane, ale nie w stylu reklamy batoników i yo, yo, yo. Raperem jest postać starego ducha. I to pewnie jest w jakiś sposób symboliczne.
Kopruch to artysta, który chętnie ima się niecodziennych rozwiązań artystycznych. Opowiedział nam o swoim najnowszym pomyśle wykorzystującym AI. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Kopruch? Człowiek od zadań specjalnych Wszyscy […]
Obserwuj nas na instagramie: