To koniec śmieszkowania z polityków w internecie?

Partia Ludowa, z której wywodzi się obecny premier Hiszpanii Mariano Rajoy, chce zabronić publikowania “obrazów naruszających dobre imię”.

Propozycja jest na razie na etapie pomysłu, który jednak wywołał burzliwą reakcję mediów na całym świecie. Partia wystosowała oświadczenie, w którym precyzuje, że nie chodzi o kontrolowanie wszystkich memów, ale jedynie tych, które są “obraźliwe, zawierają groźby śmierci czy oskarżają kogoś o popełnienie przestępstwa”.

Ciężko się dziwić, że hiszpańskich internautów te argumenty niespecjalnie przekonują, bo kto miałby decydować, co jest obraźliwe, a co nie? Hiszpanie zareagowali oczywiście… tworząc memy z premierem, a na Twitterze popularność zdobywa hasztag #SinMemesNoHayDemocracia (“bez memów nie ma demokracji”).

Z drugiej strony – sprawa nie jest tak oczywista, jak może się wydawać zwolennikom absolutnej wolności słowa. W trakcie wyborów w USA na Facebooku masowo udostępniane były fałszywe informacje, np. zmyślony news o tym, że agent FBI, badający sprawę wykorzystywania prywatnej skrzynki przez Hillary Clinton do celów służbowych, popełnił samobójstwo. Niektórzy komentatorzy twierdzą, że tego typu artykuły, stworzone w celu zarabiania na reklamach na publikujących je stronach, mogły wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich.

My preferujemy memy sympatyczne – na przykład przyjemnie uspokajające Mądrości z twittera Janusza Piechocińskiego.

źródło: Aktivist

Sprawdź także:
Jak fejsowy konkurs zamienił się w prawdziwą gównoburzę