Justin Bieber i jego cnoty w najnowszej epce “Freedom.”
Obserwuj nas na instagramie:
Justin Bieber zaskoczył swoich fanów i na Wielkanoc wypuścił epkę Freedom. To drugie wydawnictwo artysty w tym roku – posłuchajcie i oceńcie, czy mamy tu do czynienia z puchnącą weną, czy utknięciem w schemacie.
Uduchowiony Justin Bieber – wolność i sprawiedliwość
Przyznam, że dotąd karierę Justina Biebera obserwowałam przez palce. Widziałam, że jest zjawiskiem, ale nigdy nie czułam się jego częścią, nigdy nie znalazłam się w epicentrum tego szału. I szczerze, trochę tego żałuję, choćby ze względu na skalę jego popkulturowego wpływu. Pewnie też dlatego potrafię bardzo trzeźwo spojrzeć i osądzić jego aktualne muzyczne poczynania – bez zbytnich i niepotrzebnych sentymentów.
Artysta miał długą przerwę w wydawaniu nowego materiału. Zamilknął na całe pięć lat, a zwieńczeniem tego okresu była płyta Changes. Diametralnie różna od popowego Biebera, który wzbudzał tak skrajne emocje. Tamtym albumem, niestety nie wywołał ich właściwie w ogóle. Krótka refleksja nie jest tym, czego oczekuje się po krążku takiego artysty, jak Justin. Album został co prawda nominowany do Grammy, jednakże… Nie nagrody są tu wyznacznikiem jakości. Nie porwał, nie zachwycił, nie urzekł – a miał na to olbrzymią szansę. Czystą kartę, ponieważ ci, którzy wcześniej patrzyli na niego przez pryzmat nastolatka, śpiewającego o swoich miłostkach… też dorośli.
Justin Bieber – Changes
Zakładam jednak, że Bieber płyty Changes nie wypuścił bez powodu. Może po prostu jej potrzebował, a że znajduje się w takim miejscu, w jakim się znajduje, mógł sobie pozwolić na luksus jej wydania. Nie tłumaczy to jednak równie nieciekawego Justice, które było już dla mnie sporym rozczarowaniem. To taka płyta, którą się puszcza i nie rozróżnia się poszczególnych piosenek, nie mówiąc o zapamiętaniu z nich czegokolwiek, rytmu, czy słów. I tak, po dwóch tygodniach od premiery długogrającej płyty, artysta wydaje następną – tym razem epkę o wdzięcznym tytułem Freedom. Szczerze mówiąc, zastanawiam się, jak daleko artysta zajdzie w tych cnotach. Kolejne wydawnictwo – Equality? Następne – Brotherhood?
Festiwal słabych premier. Po Lanie Del Rey czas na Justina Biebera
Justin Bieber – tańcz i módl się
Początkowo byłam sceptyczna – ze względu na dwie raczej słabe płyty Justina, nie pomagała też tak krótka przerwa między Justice a Freedom. Zastanawiałam się początkowo, czy artysta nie zaserwował tym samym swoim fanom odpadków, które nie siadły na jego wcześniejszym wydawnictwie. Odkładając na bok te domysły, udało mi się zaskoczyć. To znaczy: jest zarazem lepiej i gorzej, niż przypuszczałam, że będzie. To dalej nie jest hitowy Bieber, to nadal nie są utwory, które będą królować na listach przebojów, to wciąż nie jest taka moc i siła artystycznego przebicia, jaką muzyk epatował wcześniej. Ale…
Nie ma chyba nic gorszego, niż osądzenie płyty, jako średniej. Przeciętnej. Bo co to znaczy? To znaczy, że nie wyróżnia się absolutnie niczym. Że jest ani dobra, ani zła, że zaraz nikt nie będzie o niej pamiętał. Że coś tu się pochwali, coś zgani, ale ostatecznie mało kto przesłucha od początku do końca ten materiał, z jeszcze mniejszym prawdopodobieństwem, że do niego powróci.
No i Freedom. dokładnie w tym zapomnianym miejscu ląduje. Ma coś w sobie, bo z jednej strony irytuje duchowością, ale z drugiej niektóre kawałki są takie, że aż kopią w krzesło i wprawiają w nastrój odpowiedni pod klubowymi drzwiami. Słucham and I’m vibin. Epka jest niejednoznaczna, lecz nie na tyle, bym uznała ją za udaną. Doceniam szczerość, lecz za dużo tu forsowania siebie w taki nieprzyjemny, szorstki sposób. Wyznanie wiary, nie mam nic przeciwko temu, ale nie życzę sobie, by wtłaczano mi ją do gardła. Zabrakło balansu. Bez przydługiego Where Do I Fit In, czy zamykającego płytę Afraid To Say, mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że ta płyta jest dobra.
Justin Bieber – Freedom
Justin Bieber i jego muzyczna misja
Artysta przeistoczył się w najprawdziwszego muzycznego egoistę. Nie tworzy już dla fanów, tworzy w każdym spektrum dla siebie. Freedom. nie była wydawnictwem ani pożądanym, ani wyczekiwanym, a nieprzypadkowo ukazała się w Wielkanoc, będąc swego rodzaju manifestem wartości Justina.
Potrzebnym? Chyba tylko jemu. Ogólne wrażenie po trzech utworach, bez zbędnego wsłuchiwania się w tekst miałam pozytywne, klimat gospel i soulowe wpływy ładnie się przegryzały. Bez problemu umieściłabym je na playliście w stylu good vibes, aczkolwiek… Całościowe rozstrzygnięcie pozostawia mnie z niesmakiem. Ode mnie krzyżyk na drogę, Justin i wszystkiego najlepszego. Obyś wrócił szybko, ponownie, odmieniony.
Justin Bieber – Freedom. – odsłuch albumu
Justin Bieber zaskoczył swoich fanów i na Wielkanoc wypuścił epkę Freedom. To drugie wydawnictwo artysty w tym roku – posłuchajcie i oceńcie, czy mamy tu do czynienia z puchnącą weną, czy utknięciem w schemacie. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka […]
Obserwuj nas na instagramie: