materiały promocyjne filmu „Zielona granica”, fot. Agata Kubis

Zielona granica” nie jest anty-polska. Jest proludzka [recenzja]


21 września 2023

Obserwuj nas na instagramie:

Z seansu Zielonej granicy wychodzę otumaniona. Przed chwilą widziałam umierające w lesie dzieci. Co jest bardziej kontrowersyjne – film, który na to uwrażliwia, czy ludzie obojętni wobec tego horroru?

Od kilku dni pije tylko wodę z bagien, jest cały przemoczony. Nie daje rady wstać samodzielnie. Dziwne uczucie pomagać w przebieraniu dorosłemu mężczyźnie, gdzieś w głębokim lesie, pośród moczarów. Myślę teraz o tym, czy ten Człowiek da radę iść? Czy bez nas nie zostałby pod tym pięknym dębem na zawsze?

Zielona granica – wstrząsający obraz pogranicza

To słowa działaczki Grupy Granica. Podobne cytaty od dwóch lat regularnie czytam w mediach. Cytaty łatwo zepchnąć w życiu codziennym na drugi plan, zapomnieć, przejść do porządku dziennego i relaksu w stołecznej kawiarni, daleko od horroru, dziejącego się na granicy Unii Europejskiej. Reżyserka Agnieszka Holland w filmie Zielona granica na to nie pozwala. Za pomocą inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami historii chwyta nas za gardło i zderza ze złożonym problemem kryzysu humanitarnego na polsko-białoruskiej granicy. I tak jak w przypadku mrożących krew w żyłach słów osób powiązanych z granicą, w jej obrazie najbardziej porusza nas perspektywa jednostek, które doświadczają efektów bezlitosnej politycznej walki.

materiały promocyjne filmu „Zielona granica”, fot. Agata Kubis

Gdy człowiek staje się bronią

Inspirowana wydarzeniami historia od samego początku seansu wydaje się wręcz dokumentalna. Poznajemy bohaterów, którzy są uchodźcami z Syrii, Afganistanu i krajów afrykańskich, uciekających przed lokalnym terrorem. To cały przekrój ludzi – rodziny z dziećmi, kobiety, osoby starsze, ale i młodzi mężczyźni. Różni ich sytuacja materialna, cel podróży, czy język. Łączy ich strach. Wybierają podróż do Europy przez Białoruś, a nie przez niebezpieczną morską drogę, na której przez ostatnią dekadę zginęło ponad 30 tysięcy zdesperowanych ludzi. W filmie szybko odkrywamy, że w państwie Łukaszenki nie odnajdą schronienia i przyjdzie im zmierzyć się z brutalną techniką push-backów. Z każdym przerzuceniem między jedną a drugą granicą balansują na granicy życia i śmierci, tracą nadzieję, zdrowie, godność i człowieczeństwo. „To nie są ludzie, tylko pociski” – mówi jeden z funkcjonariuszy w Zielonej granicy.

materiały promocyjne filmu „Zielona granica”, fot. Agata Kubis

Bo ludzie w wojnie hybrydowej przestają być ludźmi, a stają się bronią, na co od samego początku filmu uwrażliwia nas Agnieszka Holland. Nie dotyczy to samych uchodźców. Tomasz Włosok wciela się w mieszkającego na Podlasiu strażnika granicznego. Brutalny systemowiec pełny uprzedzeń czy obarczony wyrzutami sumienia pracownik na służbie? Ani jedno, ani drugie, a czasem oba na raz. Holland – choć bardzo chcieliby tego jej krytycy, a właściwie można było się po niej spodziewać po filmach takich jak Pokot – nie ucieka w schematyczność. Jej postacie są pełne, mają wiarygodne emocje oraz motywacje. Nie zawsze mogą lub wiedzą, jak wybrać między dobrem a złem. Czy każdy z nich spodziewał się rozkazu przerzucania martwych ciał przez polsko-białoruską granicę? Jak długo dadzą radę powtarzać sobie, że to, co robią, jest słuszną obroną terytorialną i ich regularną pracą? Bohater Holland częściej od kropek stawia znaki zapytania. Choć tak często potrzebny jest wykrzyknik.

Jak odzyskać wiarę w ludzi?

Główna bohaterka filmu Julia, grana przez Maję Ostaszewską psycholożka, w wyniku bezpośredniej styczności z granicznym horrorem, postanawia włączyć się w pomoc uchodźcom. W historii jej oraz towarzyszących jej aktywistom nie znajdziemy naiwności. Działacze biorą się za pomoc według określonych przez organizację zasad, mierząc się z niemocą w kontakcie ze służbami oraz prawnymi ograniczeniami. Zielona granica przeplata narrację cierpiących ofiar – mierzącymi się z wychłodzeniem, życiem w niewyobrażalnych warunkach i rodzinnymi tragediami – z rzeczywistością Polaków z granicy. Jednego z wyraźnie poruszanych aktywistów, którzy brali udział w przedpremierowym pokazie Zielonej granicy, zapytałam po seansie, czy film był w tym aspekcie wiarygodny. „To się naprawdę dzieje” – skomentował krótko. Widać, że reżyserka współpracowała przy filmie z organizacjami, które od miesięcy nieustannie pomagają uchodźcom w potrzebie.

materiały promocyjne filmu „Zielona granica”, fot. Agata Kubis

„Wszystko zaczęło się od mego gniewu na to, co się działo w Usnarzu” – mówiła Agnieszka Holland o inspiracjach do filmu. 32 Afganek i Afgańczyków znalazło się tam w sierpniu 2021 roku w potrzasku między polskimi a białoruskimi pogranicznikami. Służby nie akceptowały wniosków o azyl i nie udzielały pomocy humanitarnej, odcinając ich od wody, jedzenia, suchych ubrań i leków. Sprzeciwiali się temu aktywiści działającymi na rzecz praw człowieka. Objęcie obszaru stanem wyjątkowym oraz przymusowe wypychanie migrantów popierali i wciąż popierają zwolennicy zamykania granic, obawiający się ruchów migracyjnych oraz uleganiu białoruskiego reżimowi.

Wszystko, co ludzkie, jest polityczne

Nic dziwnego, że tematyka filmu Zielona granica – starająca się pokazać całą paletę szarości granicznego problemu – doprowadziła do absurdalnej debaty publicznej jeszcze przed premierą. To tylko uzupełnia obraz malowany na ekranie przez Agnieszkę Holland. Polski czarno-białej, zamkniętej na międzyludzki dialog, a podatnej na polityczne manipulacje. Było tak przy punktującej polski antysemityzm Idzie Pawła Pawlikowskiego, Pokłosiu Władysława Pasikowskiego o zbrodni w Jedwabnem, czy antykościelnym Klerze Wojciecha Smarzowskiego. Tam, gdzie władza boi się zabrać głos, przychodzą twórcy, uruchamiający społeczną wrażliwość, najczęściej bardzo niewygodną dla samej publiki ich filmów. Nie tylko dla strony „prawej”, choć w Zielonej granicy pada nazwisko Ziobry, a w telewizji widzimy sylwetkę Andrzeja Dudy. Uprzedzeni będą tam jednak nie tylko bohaterowie i bohaterki, kibicujący działaniom władzy, ale też ci w teorii postępowi. Reżyserka wbija szpilę, choć dla świadomego społecznie widza wiele tropów z pewnością wyda się oczywistych.

materiały promocyjne filmu „Zielona granica”, fot. Agata Kubis

Trudno nie nazwać filmu Zielona granica dziełem politycznym. „Tak, cała sytuacja wynika z intrygi Putina i Łukaszenki. Ja jednak staram się patrzeć na nią szerzej, wychodząc poza nasz ciasny polski punkt widzenia” – mówiła Agnieszka Holland w wywiadzie dla „Wyborczej”. Holland nie bierze jeńców. Stawia nas przed faktem. Cenę za polityczną pułapkę ponoszą ludzie. Na polsko-białoruskiej granicy życie straciło co najmniej 50 osób, którzy szukali azylu w Polsce.

Z seansu Zielonej granicy wychodzę otumaniona. Przed chwilą widziałam umierające w lesie dzieci. Co jest bardziej kontrowersyjne – film, który na to uwrażliwia, czy ludzie obojętni wobec tego horroru? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →