Zagraniczne albumy 2023. Oto 8 najlepszych (jak dotąd) płyt roku
Obserwuj nas na instagramie:
Patrz Bożenko – już lipiec, zaraz sezon festiwalowy zleci, potem koncert PJ Harvey i znów Spotify Wrapped będzie. Aż trudno uwierzyć, że połowa 2023 roku jest już za nami. Oto 7 naszych ulubionych (jak dotychczas) zagranicznych albumów tego roku.
Najlepsze zagraniczne albumy 2023 r. – jesteśmy na półmetku
Niezależnie od tego, który gatunek muzyki jest waszym ulubionym, musicie przyznać: już teraz można uznać 2023 r. za bardzo udany dla światowej muzyki. Dla niektórych będzie to popowa Miley Cyrus, dla innych powrót Paramore czy kolejny świetny album Lany Del Rey. Łatwo nie było, ale podjęliśmy wyzwanie: oto nasze ulubione zagraniczne albumy 2023 roku.
6LACK – Since I Have A Lover
6LACK kazał swoim fanom czekać na nowy album aż 5 lat, ale raczej żaden z nich się nie zawiódł. Na Since I Have A Lover czuć progres względem dość nierównego East Atlanta Love Letter, które broniło się jedynie singlami. Tym razem jest dużo spójniej, a jednocześnie nie brakuje hitów na czele z Temporary czy Rent Free. Dla wszystkich miłośników r&b Since I Have A Lover to pozycja obowiązkowa. (Jakub Wojakowicz)
Christine and the Queens – Paranoïa, Angels, True Love
Anielskie opowieści Christine and the Queens to gratka dla fanów art popu i trip hopu. Eksperymentalny album na kilkadziesiąt minut przenosi nas w mistyczny świat rozważań o życiu i śmierci, sacrum i profanum. Pretensjonalne? Tylko odrobinę i w sam raz. Mogliśmy się przekonać, jak Christine prezentuje materiał z albumu na żywo podczas Open’era i zdecydowanie było warto. (Ania Lalka)
Jessie Ware – That! Feels Good!
Tytuł albumu That! Feels Good! nie kłamie. Jessie Ware zapewniła nam porcję tanecznej muzyki z pogranicza energetycznego popu, disco, funku i house’u. Wystarczy posłuchać takich singli jak Free Yourself, Pearls, czy Freak Me Now. To wszystko w towarzystwie bujnych aranżacji, ożywiających każdy z utworów. Uwierzcie – ta płyta żyje! Najlepszym dowodem jest moim zdaniem najlepszy utwór z albumu Begin Again. (Ania Lalka)
JPEGMAFIA & Danny Brown – Scaring The Hoes
Gdy tylko usłyszeliśmy, że JPEGMAFIA i Danny Brown szykują wspólny album, byliśmy pewni, że czeka nas prawdziwa jazda bez trzymanki i to właśnie się stało. Na Scaring The Hoes obaj jeszcze mocniej niż na solowych projektach oddali się muzycznemu szaleństwu. Wyszedł z tego jeden z najlepszych eksperymentalnych albumów ostatnich lat. Nie mamy pojęcia, jak bujać do tego głową, ale mamy ochotę robić to bez przerwy. (Jakub Wojakowicz)
Killer Mike – Michael
Dla wielu słuchaczy rapu to klasyk w dniu premiery. Po 10 latach, w trakcie których Killer Mike działał jedynie przy projekcie Run The Jewels, ukazał się jego siódmy solowy album. Na Michaelu Killer Mike mocniej niż kiedykolwiek dzieli się ze słuchaczami historiami ze swojego życia, co sugeruje już tytuł i okładka płyty. Mike pozostaje jednocześnie zaangażowanym społecznie komentatorem rzeczywistości, punktując systemowe problemy Stanów Zjednoczonych. (Jakub Wojakowicz)
King Krule – Space Heavy
King Krule ponownie oplótł nas rozmytymi brzmieniami gitarowymi i marzycielskim, ponurym wokalem. Artysta trzyma poziom od swojego rewelacyjnego debiutu 6 Feet Beneath the Moon, ale w jego życiu od tego czasu zmieniło się wiele. Na albumie znajdziecie m.in. rozważania na temat ojcostwa czy rozpadu związku. Jak zawsze w przypadku Krule’a – jest melancholinie. Space Heavy przypomina jednak zmęczenie dusznym letnim dniem, po którym przychodzi błogi, chłodny wieczór. (Ania Lalka)
Liv.e – Girl In The Half Pearl
Girl in the Half Pearl to idealny przykład tego, jak rozwija się alternatywne r&b. Melorecytacja, złamane bity i rozpływający się wokal Liv.e nie są przystępnymi brzmieniami, ale w tę bolesną, dziewczęcą spowiedź warto się zanurzyć. Artystka w zręcznym storytellingu przedstawia swoje egzystencjalne kryzysy, które ogrywa ciężkim jazzowym brzmieniem i noise’ową elektroniką. Z pewnością nie jest to album, który może lecieć w tle. (Ania Lalka)
Lil Yachty – Let’s Start Here.
Album Yachty’ego do dziś pozostaje jednym z największych zaskoczeń roku. Znany z mimo wszystko dość prostych trapowych utworów raper nagrał płytę, na której bardzo mocno wyszedł ze swojej strefy komfortu. Psychodeliczne Let’s Start Here. z mocnymi wpływami rocka i soulu przedstawia rapera z nieznanej wcześniej perspektywy. Mamy nadzieję, że tytuł albumu oznacza nowy kierunek, w którym Yachty poprowadzi swoją twórczość. (Jakub Wojakowicz)
Patrz Bożenko – już lipiec, zaraz sezon festiwalowy zleci, potem koncert PJ Harvey i znów Spotify Wrapped będzie. Aż trudno uwierzyć, że połowa 2023 roku jest już za nami. Oto 7 naszych ulubionych (jak dotychczas) zagranicznych albumów tego roku. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze […]
Obserwuj nas na instagramie: