Zaginione w akcji. Albumy, których nie było


07 września 2016

Obserwuj nas na instagramie:

Pokazujemy trzy najbardziej fascynujące przykłady rekonstrukcji krążków, które nie ujrzały oficjalnie światła dziennego, mimo że takie były plany.

Gdy porusza się temat płyt, które nigdy się nie ukazały, fanom muzyki na myśl przychodzi przede wszystkim SMiLE The Beach Boys. Czasem ktoś sobie przypomni o Toy Davida Bowiego lub Cigarettes and Valentines Green Daya. My jednak przedstawiamy trzy inne, równie interesujące, przypadki płyt, których nie wydano, a przynajmniej nie w pierwotnej formie.

Nirvana – Sheep (1990)

cover

Rok 1990 był dla Nirvany rokiem trasy promującej ich debiutancki album zatytułowany Bleach. Mimo tych koncertowych zobowiązań grupie udało się wejść do studia Butcha Viga i nagrać z jego pomocą parę kawałków. Kurt Cobain wspomina w wywiadach, że to zalążek nowej płyty zespołu, która będzie nosić tytuł Sheep.

Jak wiadomo, taki album się nie ukazał, więc łatwo wywnioskować, że z planów niewiele się ostało. Co na to wpłynęło? Po pierwsze: frustracja Cobaina związana ze stylem gry perkusisty, Chada Channinga, nasiliła się do tego stopnia, że Chad został wyrzucony z zespołu. Na jego miejsce trafił Dave Grohl – słysząc wyraźną różnicę w sposobie grania nowego bębniarza grupa podjęła decyzję, że powstałe w ostatnim czasie utwory zostaną nagrane jeszcze raz.

Drugi powód jest znacznie bardziej przyziemny: niezadowolenie członków zespołu z warunków stawianych im przez Sub Pop. Mając znacznie większe ambicje, niż granie po małych klubach, Nirvana zaczęła się rozglądać za znacznie większą wytwórnią. Ostatecznie Cobain i spółka trafiają pod skrzydła Geffen, którzy przygarnęli wcześniej ich kumpli z Sonic Youth. Współpracując z takim gigantem fonograficznym, zespół ma nie tylko znacznie większe możliwości, ale przede wszystkim o wiele większy budżet.

W ten sposób powstaje Nevermind, legendarna płyta, która stanowiła kamień milowy grunge’u i która sprzedała się w milionach egzemplarzy. Warto jednak rzucić uchem na to, jak na samym początku miał brzmieć drugi album Nirvany. Sheep w przeciwieństwie do wycyzelowanego Nevermind jest znacznie brudniejszym i bardziej punkowym krążkiem. Rezultat internetowych rekonstrukcji pierwotnych założeń Cobaina, jeśli chodzi o następcę Bleach naprawdę jest warty uwagi (pamiętając oczywiście, że Chad Channing to nie ta liga co Dave Grohl, jeśli chodzi o grę na perkusji), tym bardziej, że znalazło się na nim miejsce na cover The Velvet Underground.

Slowdive – tytuł nieznany (1992)

83d085db79c34dcacd6a6776754251cf

Na przełomie lat 1991 i 92 Slowdive ruszyło w trasę promującą debiutancką płytę zatytułowaną Just for a Day. Podczas koncertów fani mogli usłyszeć nie tylko kompozycje dobrze znane z dotychczasowych wydawnictw Brytyjczyków, ale również premierowe kawałki, które były oznaką prac nad nowym materiałem. Niestety, na wydanym w 1993 roku albumie Souvlaki próżno szukać piosenek prezentowanych wcześniej na żywo. Dlaczego?

Największy wpływ na muzyków i ich decyzję o rezygnacji z materiału wywarła ich macierzysta wytwórnia, Creation Records. Po przesłuchaniu nowych utworów stojący na czele labelu Alan McGee stwierdził, że to nie jest to Slowdive, z którymi podpisywał kontrakt. I że bez nagrania zupełnie świeżych rzeczy nie ma mowy o wydaniu płyty. Rozpadł się też związek założycieli zespołu – Neila Halsteada i Rachel Goswell. W obliczu tej sytuacji naturalną koleją rzeczy było uwzględnienie bolesnego rozstania w utworach nie tylko w tekstach, ale również w dźwiękach.

Nie wiadomo, jak miała nazywać się płyta nagrywana przed Souvlaki – po latach ostały się różnego rodzaju zbiory demówek, które internauci pozbierali w spójną całość. Wiemy za to, jakie inspiracje przyświecały muzykom podczas pracy nad materiałem: byli pod silnym wpływem Closer Joy Division oraz Low Davida Bowiego. Słychać to po części w tych nagraniach, tak samo jak obecną w zespole od samego początku fascynację The Smiths. To wszystko złożyło się na płytę, która pewnie nie zapisałaby się w historii muzyki tak silnie, jak Souvlaki, ale którą zdecydowanie warto przesłuchać.

Weezer – Songs From The Black Hole (1995)

cover (1)

Mało kto wie, że drugim albumem collegerockowców z Weezera miała być rock opera dziejąca się w kosmosie i opowiadająca o ambiwalentnych uczuciach lidera grupy, Riversa Cuomo, wobec sukcesu i szeroko pojętego świata rock and rolla. Zespół uznał jednak, że ich druga płyta w planowanym kształcie może zostać odebrana jako marudzenie i narzekanie na pozytywne reakcje, toteż prace nad Songs From The Black Hole zarzucono.

Sam Cuomo w międzyczasie zapisał się na studia, czego dalszym efektem była stopniowa zmiana jego songwritingu. To również wpłynęło na zrezygnowanie z wygórowanych artystycznych ambicji, a w dalszej kolejności skupienie się na pracę nad Pinkertonem – faktyczną drugą płytą Weezera.

Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi w XXI wieku, Songs From The Black Hole wbrew wszelkim obawom mogło stać się komercyjnym sukcesem: Generacja X potrzebowała wielkiego koncept albumu pokroju pinkfloydowskiego The Wall, którego niestety nie dostała. Jednak po latach Cuomo udostępnił szkice swojego kosmicznego projektu w formie wielkiego zbioru demówek nagrywanych na przestrzeni lat w sypialni. Z tego materiału fani poukładali kilka wersji albumu, z których wybraliśmy najbardziej spójną i porywającą kolejność.

Sprawdź także:
Tajemnice popkultury. Muzyczne teorie spiskowe, które okazały się prawdą

Pokazujemy trzy najbardziej fascynujące przykłady rekonstrukcji krążków, które nie ujrzały oficjalnie światła dziennego, mimo że takie były plany. Gdy porusza się temat płyt, które nigdy się nie ukazały, fanom muzyki na myśl przychodzi przede wszystkim SMiLE The Beach Boys. Czasem ktoś sobie przypomni o Toy Davida Bowiego lub Cigarettes and Valentines Green Daya. My jednak […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →