The Fruitcakes: “Liczymy, że wrócą czasy małych koncertów“
Obserwuj nas na instagramie:
O ostatniej płycie, o wpływie pogody na muzykę, o obawach i nadziejach związanych z post-pandemiczną rzeczywistością. Przed Wami wywiad z The Fruitcakes.
The Fruitcakes. W stronę słońca
W 2020 roku w Polsce nie ma zbyt wielu równie interesujących zespołów gitarowych, co The Fruitcakes. Potwierdzeniem tych słów niech będzie najnowsza, trzecia już płyta formacji. Into The Sun to udany, zgrabny przykład analogowego grania, w którym odbijają się wpływy psychodelii, surf rocka czy alt-country. Skojarzenia z Beach Fossils czy Real Estate? Jak najbardziej na miejscu. Podobnie jak – co jest dość oczywiste – z The Beatles.
Choć ostatnie lata na dominacja hip-hopu, popu i elektroniki na dużych, festiwalowych scenach, to polscy słuchacze z otwartymi ramionami witają tu takich artystów jak Mac Demarco czy Conan Mockasin. Tymczasem tuż pod nosem kilku chłopaków ze Słupska radzi sobie wcale nie gorzej z podobnym brzmieniem.
O ostatniej płycie, o wpływie pogody na muzykę, o obawach i nadziejach związanych z post-pandemiczną rzeczywistością porozmawiałem z Kubą Zwolanem, członkiem zespołu The Fruitcakes.
The Fruitcakes – wywiad z Kubą Zwolanem
Hubert Grupa: Już otwierający Wasz nowy album utwór Wherever zwiastuje to, co w dużej mierze będzie można na nim usłyszeć. Z jednej strony znany z pierwszego albumu art rock muśnięty psychodelą, ale także niemalże chorobliwą harmoniczność lat 60. i 70. Z drugiej jednak jest tu także sporo więcej progresywności niż miało to miejsce na debiucie. Słucham tej płyty i bliżej mi do porównania jej z Grizzly Bear, Beach Fossils, momentami Fleet Foxes czy Real Estate.
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Bardzo miło mi słyszeć te porównania. Jeśli ktoś naprawdę uważnie przesłucha tę płytę, to te inspiracje wydadzą się dla niego oczywiste. Dokładnie takie klimaty i asocjacje chodziły nam po głowie. Jednak zwracając uwagę na detale, w tym chórki, które nagrywaliśmy poza paroma wyjątkami “na czysto”, bez użycia jakichkolwiek efektów, to wciąż przywołujemy ducha wspomnianych lat 60. czy 70.
Pomimo zabawy konwencją i staraniem się by pójść z brzmieniem naprzód to właśnie to, że nagrywamy muzykę analogicznie do naszych retro idoli, bez cyfrowej obróbki, poniekąd narzuca pewien charakter. Grizzly Bear czy Real Estate to zespoły, których namiętnie słuchaliśmy w czasie powstawania ostatniej płyty. Jednak nasze inspiracje to jedno, a drugie to sposób w jaki komponujemy i przede wszystkim rejestrujemy nagrania, włącznie z miksem wykonanym przez Maćka Cieślaka.
The Fruitcakes. Trzy lata, poboczne projekty i “lekka rozsypka”
Hubert Grupa: Co najbardziej zmieniło się w ciągu trzech lat od wydania poprzedniego longplaya? Na początek niech to pytanie dotyczy Was jako zespołu i Waszej kariery. Odczuliście, iż udało się Wam zrobić coś naprawdę dobrego i przyniosło to spodziewany feedback?
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Minęły trzy lata od nagrania poprzedniej płyty i zmieniło się naprawdę wiele.
W tzw. międzyczasie każdy zajmował się różnymi projektami. Część z nas założyła poboczne zespoły, które w pewnym czasie, przede wszystkim z powodu tego, że nie zawsze mieliśmy możliwość regularnego spotykania się, stały się głównymi projektami. Można powiedzieć, że mieliśmy moment “lekkiej rozsypki”, ale z racji tego, iż każdy w zespole pisze piosenki to mieliśmy zapas materiału, nad którym mogliśmy zacząć pracować w dowolnej chwili. Niektóre z numerów, które wylądowały na Into The Sun, były już w naszej świadomości, gdy nagrywaliśmy album 2. Nawet w czasie trasy promującej poprzedni krążek zdarzało nam się grać te piosenki, w tym tytułowy Into The Sun. Można powiedzieć zatem, że te numery były już prawie gotowe. Dzięki temu były dla nas świetną motywacją, by w końcu wejść do studia i skończyć je jak należy.
“Lekka rozsypka” dotyczyła przede wszystkim tego, że każdy z nas mieszka w innym miejscu i na co dzień zajmuje się innymi rzeczami. Nie było w tym żadnych złych emocji. Cały czas mieliśmy ze sobą kontakt. W końcu udało nam się spotkać na kilka intensywnych prób i skończyć pracę nad materiałem.
Wracając do wątku oczekiwań to… trudno powiedzieć. Nie chcę wypowiadać się za wszystkich, jednak bardziej podchodzimy do tego tematu jako twórcy, którymi się czujemy. Wiesz, nagrywamy materiał, kończymy go, wydajemy, gramy go na żywo, a potem wracamy do komponowania. Dla nas tworzenie to nieustający proces, nie oceniamy go w kategorii zwycięstwa lub porażki. Od tego są słuchacze i krytycy. Jeśli z czegoś jesteśmy zadowoleni na tyle, żeby to wydać, to znaczy, że pewien cel został osiągnięty, ale karawana już rusza w dalszą drogę.
The Fruitcakes. Pomimo przeciwności losu
Hubert Grupa: Jednak subiektywne odczucia raczej in plus?
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Oczywiście! Wydaliśmy płytę, pojawiły się pochlebne recenzje, zainteresowała się nami wytwórnia, pojawiła się możliwość zagrania koncertów, w tym nawet zagranicznych. Co prawda, nie wszystkie plany udało się zrealizować – mowa tu m.in. o zagranicznej trasie – ale to, co wydarzyło się po płycie 2 to dla nas przede wszystkim mnóstwo pozytywnych wrażeń. Pojawiły się również przeciwności losu, tak jak w przypadku wspomnianych wyjazdów zagranicznych. Jednak to, że znów się spotkaliśmy i nagraliśmy kolejną płytę to przede wszystkim efekt tego, że po poprzedniej czuliśmy, że udało się zrobić coś naprawdę dobrego.
The Fruitcakes. Warszawa, Sopot, Maciej Cieślak
Hubert Grupa: Z kolei teraz chcę zapytać Cię o to, w jaki sposób powstała płyta Into The Sun? O ile się nie mylę to w przypadku poprzedniego krążka, materiał rejestrowany był w warszawskim oddziale Studia im. Adama Mickiewicza, ostatnim lub jednym z ostatnich w Polsce zupełnie analogowych studiów nagraniowych.
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Tak, to prawda. Niestety, to miejsce już nie istnieje. Budynek przy ulicy Ogrodowej, w którym znajdował się warszawski oddział Studia Adama Mickiewicza, został poddany rozbiórce. Dlatego Maciek Cieślak, który jest właścicielem domu w Sopocie, w którym oryginalnie znajdowało się studio, postanowił przenieść się wraz z rodziną i całą swoją działalnością właśnie nad morze. To chyba rzeczywiście ostatnie tego typu studio w Polsce. Maciej Cieślak też jest jedyny w swoim typie. I miejsce na nowo istnieje! (śmiech)
The Fruitcakes. Muzyka i wpływ pogody
Hubert Grupa: Jak zatem wyglądały prace nad płytą i gdzie ją nagrywaliście?
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Przede wszystkim zależało nam na tym, by nie nagrywać płyty zimą. Dwa poprzednie krążki powstawały w samym środku warszawskiej zimy, w czasie gdy mieszkaliśmy u Ziętasa (Tomek Ziętek – przyp. red.), w jednym pokoju, w pięciu. (śmiech) Paradoksalnie było całkiem wygodnie, bo mieszkanie było tuż obok studia na Ogrodowej, a pozostali współmieszkańcy tolerowali nasze długie nocne dyskusje czy równie długie poranki, za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni do dziś (i pozdrawiamy). Zimowe warunki, codzienne taszczenie instrumentów do studia i ogólna aura doprowadziły nas do zadania sobie pytania “właściwie dlaczego sobie to robimy?”. (śmiech) Skoro możemy zmienić otoczenie i porę nagrywania kolejnego albumu to czemu nie!
Na nagrania spotkaliśmy się w małej miejscowości Kolbudy na Kaszubach i to tam pracowaliśmy nad materiałem. Część piosenek zarejestrowana została również w magicznym Domu Kultury w Słupsku, czyli w mieście, które po konkursie stypendialnym przyznało nam niemałą sumkę na zrealizowanie albumu Into The Sun. Gdy byliśmy już gotowi by wejść do studia, zdecydowaliśmy się właśnie na Tall Pine. Po pierwsze to doskonale wyposażone miejsce, a po drugie pracują tam najlepsi fachowcy. Mamy nadzieję, że te wszystkie zmiany, ten luz, który złapaliśmy podczas prób w Kolbudach i letnia aura, są odczuwalne na płycie.
The Fruitcakes. Dobrze się nagrywa w miłym towarzystwie
Hubert Grupa: Czy i tym razem dopuściliście kogoś z zewnątrz do współpracy przy powstawaniu materiału na Into The Sun? Pytam, gdyż na płycie słychać chyba parę instrumentów, którymi na co dzień się nie posługujecie.
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Tak, zgadza się. Na tym właśnie polega ta progresywność, o której mówiliśmy już na samym początku.
Znów muszę wrócić do Maćka Cieślaka. (śmiech) Kiedy przyszedłem do niego z dyskiem z zarejestrowanym materiałem, Maćkowi odpaliła się producencka lampka, wyciągnął swój magiczny notesik. Zaczął zapisywać uwagi do każdej piosenki, z głowy wymyślał partie instrumentów, które mogłyby się w nich znaleźć. Z racji tego, że pomysły Maćka były albo dobre, albo bardzo dobre, to mieliśmy z czego wybierać. Z części z nich skorzystaliśmy na etapie overdub’ów. Z racji tego, że w przeciwieństwie do płyty 2, “Pan Ścianka” dołączył do prac nad Into The Sun dopiero na etapie miksu, a nie jak wcześniej już podczas rejestracji materiału, w rolę producentów w studiu wcieliliśmy się my. Maciek ze swoim niewielkim, lecz istotnym wkładem, poprosił o dopisanie go we wkładce do płyty jako „producenta dodatkowego”.
Jeśli chodzi o nowe instrumenty to już pisząc konkretne utwory, mieliśmy w głowach myśli w stylu “tutaj powinny pojawić się jakieś dęciaki”, “tutaj smyczki”, itd. Jednak nie mieliśmy nic sprecyzowanego. Na szczęście pojawiający się na płycie instrumentaliści to nasi wspaniali znajomi, którzy wnieśli ogromną jakość.
Wymienię m.in. partie klawiszowe, za które odpowiada Szymon Burnos (m.in. Algorhythm). To także doskonały aranżer, któremu pozostawiliśmy wolną rękę co do tego, co chce dodać do naszych utworów. Szymon przyjechał na jeden dzień, sam rozpisał sobie partie Mooga czy Propheta, nagraliśmy to wszystko i moim zdaniem wyszło kapitalnie. Prócz Szymona, na płycie pojawiają się także Weronika Kulpa (wiolonczela) i Ola Szymańska (skrzypce), którym również zostawiliśmy pełną swobodę. Zagrał z nami też – uwaga, niespodzianka – Tomek Ziętek. (śmiech) Człowiek z samego topu polskich trębaczy, który prócz znakomitego wkładu w naszą płytę sprawił, że w creditsach jest dwóch Tomków Ziętków. (śmiech) Do tego również Michał Jan Ciesielski i Dawid Lipka. Im również oddaliśmy sprawy w ich ręce i byliśmy pewni, że się nie zawiedziemy.
Uważam, że taka otwartość na pierwiastek ludzki spoza zespołu oraz wzajemne zaufanie ożywiło ten materiał, który przez to, że leżakował od około trzech lat, a w naszych świadomościach jeszcze dłużej, potrzebował świeżej orzeźwiającej energii, którą na płytę wnieśli właśnie goście. W ostatecznym rozrachunku posunąłbym się nawet do nazwania tego albumu „najbardziej trójmiejską płytą roku”. Z uwagi na szereg wybitnych muzycznych postaci zaangażowanych w jej powstanie, związanych właśnie z trójmiejską sceną muzyczną, a także klimat i ogólny vibe piosenek.
The Fruitcakes. Grizzly Bear, Mac Demarco i support przed Wilco
Hubert Grupa: Na płycie wciąż możemy uświadczyć mnóstwa flashbacków do muzyki z przeszłości. Wpływy The Beatles, Beach Boys, a momentami też Pink Floyd są dość oczywiste. Jednak na początku wspomniałem m.in. o Grizzly Bear i Beach Fossils. Czego było więcej, jeśli chodzi o muzykę, której słuchaliście przez te ostatnie trzy lata?
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Wiesz, trudno powiedzieć, bo to jednak trzy lata. Przesłuchaliśmy mnóstwo materiału i nasze fascynacje szybko się zmieniały. Jednak nierozłącznie była z nami chicagowska kapela alt-country, a mianowicie Wilco. Wszyscy jesteśmy jej ogromnymi fanami.
Jednak to, co chcieliśmy oddać na Into The Sun, to przede wszystkim pewna patchworkowość muzyki. To, że w jednej piosence mogą pojawić się pozornie niepasujące do siebie elementy, które jednak w ostatecznym rozrachunku zbudują całość utworu. Tutaj oczywiście nawiązujemy do Franka Zappy, pierwszego humorysty świata muzyk. Jak nikt potrafił tworzyć numery, gdzie część punkowa przechodziła w jazz, a z jazzu w surf rocka. Jeśli chodzi o inspiracje z przeszłości to właśnie jego twórczość była nam najbliższa. Ze współczesnych twórców to pewnie słychać gdzieniegdzie echa tego, że namiętnie słuchaliśmy wspomnianych Wilco, Connana Mockasina, Real Estate, Ducktails czy Maca Demarco.
Hubert Grupa: To, co? Na support przed Wilco zgadzacie się w ciemno?
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Jasna sprawa!
The Fruitcakes. Papierosy, chórki i harmonie
Hubert Grupa: Na nowej płycie jest chyba jeszcze więcej chórków niż ostatnio. Czy wszyscy równomiernie pracujecie nad swoimi umiejętnościami wokalnymi? A może równomiernie nad nimi nie pracujecie?
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Dokładnie tak! Gdy rozmawiamy to właśnie palę papierosa. (śmiech)
Na wczesnym etapie naszego wspólnego grania, gdy jeszcze wszyscy mieszkaliśmy w Trójmieście i nie mieliśmy specjalnych zobowiązań, to uczyliśmy się głównie przez to, że braliśmy na warsztat numery autorstwa artystów, którymi się wówczas inspirowaliśmy. Śpiewaliśmy je sobie, pisaliśmy jakieś luźne, rock’n’rollowe czy bigbeatowe utwory, myśląc głównie o harmoniach. W ten sposób docieraliśmy się, zwłaszcza jeśli chodzi o harmonizowanie.
Jednak tutaj pojawia się najtrudniejsza kwestia. Nagrywamy płytę, mamy pomysł na harmonię, nagrywamy demo, przychodzimy do studia i okazuje się, że głosy się pokrywają. Siadamy do pianina, rozpisujemy harmonię na nowo… W przeciwieństwie do tego samo śpiewanie, właśnie przez to, że tyle czasu poświęciliśmy na wspólne ćwiczenie, przychodzi nam dość naturalnie.
The Fruitcakes. Miłość dla zmęczonych izolacją
Hubert Grupa: Zmierzając do końca naszej rozmowy. Siłą rzeczy muszę zahaczyć o kwestię trwającej pandemii, a co za nią idzie, odwoływaniem koncertów. Który z numerów z Into The Sun najchętniej chciałbyś już zagrać na żywo? Pytam o to, gdyż na poprzedniej płycie moim absolutnym faworytem był utwór Sleepless. Na nowej waham się między Wherever i She Loves The Rain.
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Wherever to na pewno piękna piosenka, która w pełni zasługuje na to, by zaprezentować ją publiczności. Zawsze mamy dużą przyjemność z grania takich numerów jak Tell You More. Długo nad nim pracowaliśmy, dostosowanie poszczególnych elementów zaowocowało niespodziankami, przez co utwór ten zmienia się i zaskakuje. Do tego oczywiście Lavender, bo chcielibyśmy wszystkim zmęczonym izolacją, zaśpiewać coś o bliskości, miłości. W zasadzie chcemy grać na żywo całą płytę. Taki był plan na trasę, która została odwołana. Oczywiście wierzymy, że wszystko wróci do normy. Na tę chwilę musimy jednak zostać w domu, co polecamy wszystkim, trzymać dystans i jeśli to się uda, to już niedługo zobaczymy się na koncertach.
Chcieliśmy wydać tę płytę na wiosnę i udało się to zrobić. To właśnie na wiosnę planowaliśmy trasę koncertową, bo wierzyliśmy, że utwory z Into The Sun sprawdzą się wtedy najlepiej. Nie wiemy jak zostaną odebrane jesienią czy zimą. To się oczywiście okaże, ale obiecujemy, że dołożymy najlepszych starań.
The Fruitcakes. Heroizm na scenie
Hubert Grupa: Na koniec pytanie być może trudne, ale chyba potrzebne. Myślę, że polska muzyka gitarowa jest obecnie w kiepskiej formie. Jeśli mówimy o zespołach gitarowych na wielkich scenach, to są to zespoły/artyści kojarzeni z Męskim Graniem. Moim zdaniem Męskie Granie nie ma w sobie nic innowacyjnego. To ładnie skrojona, prosta muzyka dla osób uważających Organka za polskie Kings of Leon. Dlaczego tak się stało, że 10-15 lat temu mieliśmy takie zespoły jak The Car Is On Fire czy Muchy, które były w stanie wygrywać najważniejsze nagrody i grać na dużych scenach krajowych festiwali, a dziś tego typu granie znalazło się w niszy? Czy po zakończeniu pandemii ludzie będą bardziej spragnieni grania, gdzie dominować będą żywe instrumenty? Niezależnie czy będzie to indie rock czy jazz, a nie muzyka z laptopa czy MC z hypemanem? Syntetycznej muzyki jest dziś pełno.
Kuba Zwolan, The Fruitcakes: Tak, dokładnie na to liczę. Śmiem twierdzić, że sytuacja, w której czterech gości z gitarami męczy się na scenie, jest w pewny sposób heroiczna i bohaterska. (śmiech) Liczymy na to, że wrócą czasy małych koncertów, gdzie gitarowe zespoły będą mogły walczyć dla 150-200 ludzi. Tyle mówi się o wspieraniu lokalnej sceny po przywróceniu jej do życia…
Nie mam nic przeciwko muzykom z laptopami na scenie. To przede wszystkim o wiele bardziej ekonomiczne podejście do tematu. (śmiech) Dużo łatwiej i taniej zapakować się do osobówki jako duet, z jedną gitarą i syntezatorem, niż wynajmować busa dla czterech gości z kilkunastoma case’ami. (śmiech)
Wiesz, wszyscy chcemy, by w Polsce dawały koncerty takie zespoły jak Grizzly Bear czy Real Estate. Wierzę, że mnóstwo młodych, rodzimych artystów inspiruje się teraz takimi twórcami i spróbuje swoich sił robiąc coś swojego. Mam nadzieję, że pójdzie za tym zainteresowanie słuchaczy i odwaga bookerów, by w czasach, gdy trudniej będzie o ściągnięcie zagranicznego artysty, dać szansę lokalnym zespołom. Tylko wówczas scena może rosnąć w siłę i powinniśmy wszyscy się w to zaangażować. Zarówno ci, którzy pragną powrotu koncertów, jak i ci, którzy chcą na nich grać lub je organizować. Wierzę, że to może się udać.
The Fruitcakes – Into The Sun
O ostatniej płycie, o wpływie pogody na muzykę, o obawach i nadziejach związanych z post-pandemiczną rzeczywistością. Przed Wami wywiad z The Fruitcakes. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins The Fruitcakes. […]
Obserwuj nas na instagramie: