„Silent Twins”: Milczące wołanie o pomoc [recenzja]
Obserwuj nas na instagramie:
Nowy film Agnieszki Smoczyńskiej to zaproszenie do niepokojącego świata fantazji, w którym fabuła zanurzona jest w tajemnicy, a emocje – budowane na autodestrukcyjnej siostrzanej relacji.
Twórcza śmiałość
To, że nie będziemy mieć do czynienia z typowym filmem opartym na faktach, można odczuć już na poziomie przełamującej czwartą ścianę czołówki. Do świata Silent Twins zapraszają nas bowiem odtwórczynie głównych ról (w wersji dziecięcej) – Leah Mondesir-Simmonds i Eva-Arianna Baxter, które przedstawiają nam po kolei obsadę. Robią to w sposób przywodzący na myśl słynne otwarcia filmów Wesa Andersona czy początek Napoleona Dynamite – charakterystyczne dla tych produkcji, które już od pierwszych minut walczą o naszą uwagę i chcą przy okazji zaskoczyć czymś odważnym i oryginalnym. Pamiętając poprzednie dzieła Agnieszki Smoczyńskiej, szczególnie jej uznane na całym świecie Córki dancingu, nie powinna nas dziwić taka twórcza śmiałość. Reżyserka po raz kolejny pokazuje, że ma swój własny styl, z którego czerpie przy opowiadaniu bardzo różnych historii. Jej filmy, bawiące się gatunkami, barwami i zahaczające momentami o kampową estetykę czy horror, można poznać na kilometr – obojętnie, czy kręci je w Polsce, czy za granicą.
Zamknięte we własnym świecie
Historia przedstawiona w Silent Twins, choć może wydawać się zupełnie niewiarygodna, wydarzyła się naprawdę. Dobrze opisuje ją zaprezentowana pod koniec września w Wydawnictwie Czarne książka Milczące bliźniaczki autorstwa Marjorie Wallace. Tytułowe bohaterki, June i Jennifer Gibbons, były pełnymi życia, zdrowymi i otwartymi na świat dziewczynkami, które urodziły się w latach 60. w Walii w rodzinie karaibskich imigrantów. Kiedy jednak miały kilka lat, zawarły rodzaj paktu, w wyniku którego przestały odzywać się do rodziców, rodzeństwa, a później też rówieśników i nauczycieli. Zamknęły się w swoim własnym świecie, w którym liczyło się tylko rozwijanie niesamowicie bujnej wyobraźni. Otoczenie stało się dla June i Jennifer utrapieniem, a mówienie szyfrem i wzajemne rzucanie sobie literacko-artystycznych wyzwań podstawowym sensem istnienia.
Przerażające szmacianki
W filmie Smoczyńskiej, który bogato cytuje autentyczne fragmenty z twórczości sióstr, te momenty ucieczki w świat fantazji przedstawione są za pomocą animacji. Nie tak symbolicznej, jak w Córkach dancingu, gdzie wplecione były zanimowane fragmenty twórczości Aleksandry Waliszewskiej. Raczej pojawiającej się na zmianę z główną akcją, bardziej pokracznej, poklatkowej, szmacianej; przyjemnej dla oka, ale zdecydowanie bardziej niepokojącej i przerażającej. Zaglądamy w końcu do dziecięcego, a potem młodzieńczego umysłu, a ten kocha przecież mrok, okrucieństwo i balansowanie na granicy szoku. Ukochany rodzinny pies jako dawca serca dla noworodka czy utonięcie w pepsi-coli to tylko początek pomysłów bliźniaczek. Trup ściele się gęsto.
Czytaj też: Kultowe thrillery z lat 90.
Milczenie oznacza zgodę
Choć film Silent Twins zbudowany jest na wielkiej tajemnicy, nie jest tylko chwytliwym thrillerem, ale też opowieścią o niesamowitej tragedii. To, co robią siostry Gibbons, nie jest uroczo-niewinne. To przykład toksycznej, uzależniającej więzi, której nie sposób przerwać; drogi do autodestrukcji, bazującej na sadyzmie i masochizmie. Równia pochyła zaczyna się już w momencie, kiedy jako nastolatki June i Jennifer skazane zostają na praktycznie dożywotni pobyt w mrocznym szpitalu psychiatrycznym Broadmoor. To miejsce, gdzie trafiają ludzie mający na koncie znacznie poważniejsze przestępstwa niż tylko kradzież czy podpalenie. Czy dziewczyny mogłyby się wybronić od wyroku sądu? Zapewne. One jednak nic nie mówią, a milczenie oznacza zgodę. Przysięga dana siostrze jest dużo silniejsza niż wszelkie ziemskie wyroki. Nawet te, które doprowadzić mogą finalnie do śmierci.
Niewinne istnienia
Akt milczenia w Silent Twins to w pewnym sensie pułapka, którą zastawiają na siebie siostry. Ale sam film to też zasadzka na widza, który ma być podczas seansu zdezorientowany opowieścią. To nie jest w końcu jednowymiarowa historia, tak samo jak niestandardowe są bohaterki. To, na co zdecydowały się bliźniaczki, na początku dociera do nas na poziomie nieszkodliwej ciekawostki, a dopiero później dramatu. Szaleństwa sióstr czasami wydają się smutne, niezrozumiałe i rozdzierające serce – szczególnie kiedy patrzymy na nie oczami zatroskanej rodziny czy pedagogów chcących uratować dwa niewinne istnienia. Momentami jednak wszystko ociera się o nastoletnie wygłupy balansujące na granicy gry. Choć nieakceptowane, to podane w rozrywkowy sposób – jak w Bronsonie czy Mechanicznej Pomarańczy. Dwóm zagubionym dziewczynkom daleko jednak do bohaterów tych filmów – groźnych i nieobliczalnych psychopatów. June i Jennifer to raczej wrażliwe, psychicznie rozchwiane jednostki, które swoją innością rekompensują sobie coś, czego im w życiu brakuje. Gdyby sprawy potoczyły się odrobinę inaczej, gdyby zapewniono im stosowne leczenie, istnieje szansa, że zostałyby wielkimi pisarkami, artystkami czy przedstawicielkami branży kreatywnej. Być może pokonałyby swoje wielkie milczenie. Lecz finalnie to one zostały pokonane – zarówno przez własne szaleństwo, jak i prymitywny system oraz brak ludzkiej empatii.
Silent Twins zrealizowane zostało z dbałością o detale i jakość – zarówno jeśli chodzi o zdjęcia, jak i scenografię, montaż czy muzykę. To światowe kino, za którym stoi amerykańska firma producencka, a w głównych rolach pojawiają się wielkie nadzieje kina – brytyjskie aktorki Letitia Wright (Czarna Pantera, Śmierć na Nilu) i Tamara Lawrance (Inwazja, Mały topór). To jednak przede wszystkim film Agnieszki Smoczyńskiej, stuprocentowo polskiej reżyserki i jej w przeważającej liczbie polskiej ekipy – do tego kręcony w udającym Walię Wrocławiu. Z jednej więc strony Złote Lwy dla najlepszego filmu w Gdyni, z drugiej huczna premiera w Cannes i nominacja do nagrody Un Certain Regard. Historia niby zagraniczna, opowiedziana nie w naszych warunkach, ale totalnie skupiona na człowieku, uniwersalna, która mogłaby się wydarzyć w polskim bloku czy kamienicy. Pamiętacie siostry Woźniackie z książki Nie ma Mariusza Szczygła? To przecież bardzo podobna opowieść z pogranicza tajemnicy i szaleństwa. I choć Silent Twins być może czegoś brakuje, nie jest to film „dziesiątkowy”, to z pewnością ukazuje on idealny kierunek, w którym powinno podążać polskie kino – trzymać w napięciu, zachwycać wizualnie, szokować nieprzewidywalnością i wykorzystywać potencjał topowych aktorów. Jeśli dodamy do tego oryginalność, będziemy „w domu”. Agnieszka Smoczyńska korzysta z tego przepisu od dawna – i wszyscy jej zazdroszczą.
Nowy film Agnieszki Smoczyńskiej to zaproszenie do niepokojącego świata fantazji, w którym fabuła zanurzona jest w tajemnicy, a emocje – budowane na autodestrukcyjnej siostrzanej relacji. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia […]
Obserwuj nas na instagramie: