“Początek nocy” – album o miłości w zwykłej codzienności. Wywiad z Marią Sadowską
Obserwuj nas na instagramie:
Maria Sadowska wydała niedawno swój nowy, taneczny i pełen miłości album Początek nocy, o którym opowiedziała nam nieco więcej.
Maria Sadowska na polskiej scenie jest już od wielu lat, w różnych odsłonach i tak długo, jak na niej działa, tak długo zaskakuje swoich odbiorców. Nie inaczej jest tym razem.
Kilka lat temu udało jej się zatrząść polskim kinem, za sprawą filmu Sztuka kochania. Dziś, dzięki swojemu najnowszemu albumowi Początek nocy wstrząsnęła pakietami. Na razie co prawda tylko tymi domowymi, ale nie jeden kawałek z tego krążka świetnie sprawdzi się również w klubowej przestrzeni, z którą zresztą Maria od dawna jest za pan brat.
Maria Sadowska – wywiad
O swojej klubowej odsłonie, prostocie miłości, kobietach w kinie, rewolucyjnej duszy i oczywiście – albumie Początek nocy, Maria Sadowska opowiedziała mi nieco więcej.
Weronika Szymańska: Maria, masz na swoim koncie wiele – powiedzmy – bardziej ambitnych projektów, jak Tribute to Komeda, czy Twoje jazzowe rzeczy. Początek nocy to zdecydowanie Twój najbardziej popowy album z widocznym, mainstreamowym zacięciem, mam na myśli te wszystkie klubowo-elektroniczne brzmienia. Nie bałaś się w związku z tym pewnej degradacji ze strony odbiorców, którzy mogli oczekiwać od Ciebie podobnych rzeczy, które robiłaś do tej pory?
Maria Sadowska: Zupełnie nie, bo czułam, że muszę po prostu zrobić coś innego. Ostatnie płyty rzeczywiście były jazzowe i miałam takie poczucie, że trochę się zamknęłam w robieniu cały czas tego samego. Graliśmy bardzo dużo koncertów jazzowych i było bardzo fajnie. Jazz na ulicach jest w ogóle jedną z moich ulubionych płyt i super nam się grało ten materiał, aż ciężko było się z nim rozstać, ale miałam takie poczucie, że muszę już spróbować czegoś innego. Poza tym, kiedy pracuję nad płytą, to nie zastanawiam się specjalnie nad tym, co pomyślą odbiorcy. Ona jest wynikiem jakiegoś naturalnego procesu życiowego. Ta płyta wyniknęła z zupełnie innych pobudek, też ze zmiany instrumentu, bo w większości komponowałam ją na ukulele, co zupełnie zmieniło moje podejście. Wróciłam do takiego prostego songwritingu, czyli pisania piosenek, które możesz zagrać w zasadzie na czterech akordach. W związku z tym od początku zaczęły powstawać innego typu piosenki. Po drugie myślę, że na tej płycie ważne są teksty i chciałam, żeby ten przekaz był silny i mocny. Po trzecie, rzeczywiście ta płyta jest w połowie hołdem dla muzyki, którą robię w zasadzie pół życia, czyli śpiewam z DJami. Bardzo kocham muzykę klubową i taneczną, ale jakoś tak wyszło, że przez lata nie wydałam płyty poświęconej tym brzmieniom. Tutaj poczułam, że muszę wreszcie nagrać piosenki właśnie w takiej oprawie.
Maria Sadowska o mistycyzmie klubowego klimatu
Powiedziałaś w jednym z wywiadów, że zawsze Ci się wydawało, że ten klubowy klimat to jest coś unikalnego i nie da się go przenieść na płytę. A jednak spróbowałaś. Jakie masz teraz przemyślenia i wrażenia po tym nowym dla Ciebie eksperymencie?
Maria Sadowska: Tak naprawdę to nie jest pierwsza taka moja płyta, bo już nagrałam podobny album z muzyką do filmu Demakijaż. Ale rzeczywiście to śpiewanie w klubach jest dla mnie pewną mandalą, bo w dużej mierze polega na improwizacji, dzieje się tu i teraz i w zasadzie tworzy się coś, co potem jest tylko momentem i chwilą. Ale myślę, że chociażby w piosence Początek nocy udało mi się tę chwilę zachować na dłużej.
Początek nocy – poszukiwanie prostoty w miłości
Ta płyta jest też bardzo o miłości. Czy śpiewanie o seksualności jest dla Ciebie przejawem pewnej dojrzałości? Bo wiesz… Można to zrobić trochę dwojako, na przykład tak, jak robią to często raperzy, przechwalający się swoimi imprezowymi podbojami, a można to zrobić tak jak Ty, gdzie słuchacz w zasadzie ma możliwość interpretacji tych fragmentów w bardzo indywidualny sposób.
Maria Sadowska: To jest bardzo zabawne, bo wcześniej mówiłam, że nie będę pisać piosenek o miłości i nie miałam nigdy dużo takich utworów na swoich płytach. Wydawało mi się to trochę banalne, że wszyscy piszą o miłości i tych piosenek jest już zdecydowanie za dużo. Co się zmieniło? Na pewno wpłynęło na mnie robienie filmu Sztuka kochania, który dał mi dużo do zastanowienia się nad swoją seksualnością i miłością w wymiarze zarówno duchowym, jak i czysto fizycznym. Druga rzecz to fakt, że wzięłam ślub po dosyć długim związku. Wiele piosenek powstało w wyniku tych uczuć, które wtedy miałam. Tak chyba jest, że na „starość” wraca się do takich podstawowych tematów i próbuje znaleźć gdzieś tę prostotę. Żeby to osiągnąć i zacząć o tym opowiadać trzeba jednak zrobić taką drogę na około. Tak naprawdę to wygląda tak, że się nad tym nie zastanawiasz. Po prostu to czujesz. Te piosenki przychodzą i nagle okazuje się, że ni stąd ni zowąd napisałaś dziesięć piosenek o miłości.
Początek Nocy, czyli miłość bez patosu
To ciekawe, co powiedziałaś o tym pisaniu o miłości. Ostatnio rozmawiałam z Conorem Masonem z zespołu Nothing But Thieves, który powiedział, że ma już dosyć takiej hollywoodzkiej, utopijnej wizji miłości, która jest zawsze piękna i nieskazitelna. On się trochę na to wkurzył i napisał piosenkę o tym, jaka miłość potrafi być brzydka i bolesna, bo tak właśnie często wygląda w prawdziwym życiu.
Maria Sadowska: Takich piosenek o cierpieniu z miłości też jest właśnie bardzo dużo.
Oczywiście, ale znalazłam w tym pewien wspólny mianownik z Twoją płytą. Mianowicie wydaje mi się, że ta miłość u Ciebie jest bardzo szczera i taka codzienna. Śpiewasz o tej seksualności, ale mamy też bardzo proste, szczere i poruszające wyznanie miłości w Kocham Cię, jest piosenka o sprzątaniu, która też jest z pewnością jakimś przejawem tej domowej miłości. To wszystko jest pozbawione takiego sztucznego nadmuchania i poetyckości. Zamiast tego mamy prostą opowieść o miłości, która dokładnie tak wygląda w rzeczywistości.
Maria Sadowska: Cieszę się, że mówisz o tej codzienności, bo ona jest ważna i ja ją właśnie tak doświadczam. Doświadczam miłości w tej zwykłej codzienności i lubię o tym pisać, ale to właśnie wymagało trochę innej formy, o której mówiłam. Czułam, że to nie powinien być jazz, czy jakieś inne skomplikowane utwory, tylko właśnie proste piosenki. Chociaż jest na tym albumie kilka niespodzianek. Na przykład utwór Niezgoda, który niby jest piosenką o miłości, a tak naprawdę traktuje o czymś zupełnie innym.
Maria Sadowska o przesuwaniu własnych granic
Stracić nadzieję to tak, jak utracić wolność, stracić nadzieję to tak, jak utracić własne ja – to słowa rabina Nachmana i jedocześnie jeden z ciekawszych, bardziej intrygujących i moich ulubionych cytatów z Twojego nowego albumu. Jak Ty je interpretujesz?
Maria Sadowska: Nie chciałabym stawiać tu jakiejś kropki nad “i”. Właśnie to jest piękne, że każdy może sobie to zinterpretować dokładnie tak, jak chce. Z drugiej strony te słowa są bardzo w punkt i myślę, że dotyczą każdego. W moim rozumieniu to oznacza pewne wyjście z własnej strefy komfortu, to znaczy, żeby się nie zatrzymywać i nauczyć przesuwać granice w sobie i w świecie dookoła.
Filmowa odsłona Marii Sadowskiej. O pozycji kobiet w kinie
Chciałam jeszcze zahaczyć o filmową stronę Twojej twórczości. Na tegorocznym Tofifeście w Toruniu otrzymałaś złotego Anioła, którego argumentacja brzmiała: “MFF Tofifest skupia się na sile kobiet rozumianej jako odwaga i chęć walki o własną wizję kina, znajdowanie własnych środków wyrazu i sposobu ekspresji.” Chciałam się od tego odbić, aby zapytać Cię właśnie o sytuację kobiet w kinie, zarówno tym polskim, jak i światowym. Jak to wygląda?
Maria Sadowska: Kino było zawsze bardzo zmaskulinizowaną gałęzią rozrywki i z całą pewnością istnieje dla kobiet coś takiego, jak szklany sufit w tym zawodzie. Patrząc światowo to się ostatnio bardzo poprawia. Chociażby na Netflixie jest bardzo dużo produkcji reżyserowanych przez kobiety. Natomiast u nas to jeszcze nie wygląda tak różowo. Myślę, że kobiety wciąż muszą walczyć o to, żeby być traktowane przez biznes podobnie jak mężczyźni. Jeżeli spojrzy się na statystyki ile kobiet reżyseruje na przykład seriale telewizyjne w różnych stacjach, no to nie są one jeszcze bardzo pokrzepiające. Walczymy o to, żebyśmy były traktowane po prostu jako dobrzy rzemieślnicy, bo jest przecież mnóstwo świetnych kobiet reżyserek. Wciąż jednak istnieje takie myślenie, że kobieta w kinie w porządku, ale niech robi sobie jakiś mały, kameralny film, jakieś kino psychologiczne, albo właśnie niech robi po prostu film o kobietach, a już na przykład jakiś kryminał lepiej, żeby wyreżyserował mężczyzna. Wszędzie tam, gdzie są duże pieniądze i duże budżety – nie ma kobiet. Wydaje mi się, że ja jestem wyjątkiem i gdzieś ten stereotyp łamię, bo miałam to szczęście, żeby zrobić dwa wysoko budżetowe (jak na polskie warunki) filmy, czyli właśnie Sztukę kochania i Dziewczyny z Dubaju. Nie można narzekać, bo na pewno jest jakaś poprawa, ale jest jeszcze dużo do zrobienia. To jest tak, jak ze szklanym sufitem w korporacjach, to znaczy, że gdy debiutujesz i do pewnego momentu robisz mniejsze filmy to jest okej. Kiedy byłam w jury konkursu filmów krótkometrażowych na jednym festiwali, to widziałam mnóstwo filmów zrobionych przez kobiety, bardzo ciekawych, na tematy społeczne. Myślisz sobie wtedy – super, że jest tyle zdolnych ludzi. Tylko później, na etapie przejścia do bardziej profesjonalnego świata, gdzie są właśnie większe pieniądze, większe budżety i większe projekty – bardzo wielu z nich, ma problem. To wciąż nie jest takie proste i z pewnością kobietom jest o wiele trudniej.
Maria Sadowska – życiowa rewolucjonistka, aktywistka i feministka. O sile kobiet na ulicach
Skoro jesteśmy przy sytuacji kobiet, nie mogę nie poprosić Ciebie jako zdeklarowaną, życiową rewolucjonistkę i feministkę, o komentarz dotyczący ostatnich wydarzeń, które rozgrywają się na naszych ulicach i jakieś słowo od kobiety do kobiet.
Maria Sadowska: Wiesz co, jest to piękne i smutne zarazem. Smutne ponieważ ja już tyle lat o tym mówię… Chociażby siedem lat temu nagrałam utwór Pole Walki i całą płytę Dzień Kobiet dotyczącą praw kobiet, ale wtedy jeszcze mało kto był tym tematem zainteresowany. To był taki głos, który mam wrażenie, że nie był słyszany. Byłyśmy zawsze w mniejszości. Dzisiaj, kiedy obserwuję to wszystko, co się dzieje, tę niesamowitą siłę przede wszystkim młodych dziewczyn i to jak one już inaczej myślą – to jest coś wspaniałego. Daje mi to wielką nadzieję na zmianę i na to, że wszystko, co robiłyśmy przez tyle lat w końcu się uda i zostaniemy usłyszane. Niestety, na razie konkretnych efektów tych działań nie widać, ale jestem dobrej myśli. Mam wrażenie, że taka fala, która teraz wybuchła, nie może już zniknąć. Ona może na chwilę przygasnąć ze względu na pandemię i tak dalej, ale myślę, że ta świadomość, którą pokazały kobiety i ten gniew jest czymś absolutnie nie do zatrzymania i to jest piękne. Śpiewam też trochę o tym w piosence Zanim, że nie trzeba przekonywać przekonanych tylko trzeba przekonać ludzi zza ściany, a ulica i tak pokaże nam swoje plany.
Maria Sadowska – Początek Nocy, posłuchaj albumu
Maria Sadowska wydała niedawno swój nowy, taneczny i pełen miłości album Początek nocy, o którym opowiedziała nam nieco więcej. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Maria Sadowska na polskiej scenie […]
Obserwuj nas na instagramie: