kadr z klipu do utworu „WOAH!”

10 płyt z rapowego podziemia z marca i kwietnia, których nie słyszeliście (a powinniście)

Obserwuj nas na instagramie:

Orientujcie się! Oto nowy Orient, który zbiera najlepsze albumy z polskiego rapowego podziemia. Tym razem płyty z marca i kwietnia, których prawdopodobnie nie słyszeliście.

Orient 2023 – kulisy wyboru

Polski rap w 2023 roku, delikatnie mówiąc, nie rozpieszcza nas w mainstreamie. Podziemie jednak po raz kolejny nie zawodzi! W drugim tegorocznym wydaniu Orientu znajdziecie zarówno młodych, obiecujących twórców, szukających wciąż swojego stylu, jak i weteranów sceny z nowymi projektami, dźwigających polski underground na barkach. Pośród wyselekcjonowanych przeze mnie dziesięciu albumów z marca i kwietnia 2023 roku znajdziecie dużo oldschoolowych brzmień. Są tu także trapowe klimaty oraz projekty, na których dzieje się tak dużo, że ciężko jednoznacznie je sklasyfikować i przybliżyć ich stylistykę słuchaczowi. Jest na to prosta rada – trzeba je po prostu sprawdzić. Zapraszam więc do lektury i sprawdzania poprzednich odsłon Orientu.

PS. Czytelniku! Jeśli tworzysz rap lub tworzy go ktoś z Twoich znajomych, pisz śmiało na adres mailowy jakubwojakowicz@rytmy.pl. Chętnie sprawdzę, o ile już tego nie zrobiłem. Być może trafisz do następnego Orientu?

Alos x Doman – Ene, due, rike, fuck it

Doman był już bohaterem Orientu z albumem Furadiany, na którym dał się poznać z zupełnie innej strony, wchodząc bardzo osobiście w clout rapowej stylistyce. Na Ene, due, rike, fuck it razem z Alosem zdecydowanie postawili na zabawę. Ich muzyka jest bardzo energiczna, dobrze wyprodukowana, skillowa i.. trochę głupawa. Chłopaki balansują na cienkiej granicy humoru i cringe’u, którą zdarza im się niestety przekroczyć (np. na Rosół z kur wielu). Nie można jednak Alosowi i Domanowi odmówić dużych umiejętności, które sprawiają, że Ene, due, rike, fuck it słucha się po prostu dobrze. Kolejny krok na drodze rozwoju, który już dziś może dostarczyć frajdy.

Baron x Voskovy – Chimera

Widząc ksywkę duetu producenckiego Voskovy, ciężko nie wrócić myślami do okolic 2016-17 roku, kiedy to robili rzeczy między innymi z Sariusem. I trochę takim albumem jest Chimera. Nie oznacza to, że brzmienie na nim się zestarzało, ale podejmowane przez Barona tematy oraz braggowy, ciężki charakter, wymieszane z osobistymi rozkminami, przypominają rap z tamtych lat. Ciężko się dziwić, ekipa Palewave, do której należał, czasy największej świetności przechodziła właśnie w tamtym okresie. To rap, którego wielu osobom brakuje. I nawet jeśli czasem chciałoby się trochę więcej konkretu w tekstach, to pewność siebie i charyzma Barona rekompensują drobne braki Chimery.

Igorilla/Peepz – Anomalie

Trochę boomerska? Być może. Aktualna? Jak najbardziej. Wspólna płyta Igorilli i Peepza wpisuje się w dość popularny w podziemiu w ostatnich miesiącach nurt wbijania szpil w otaczającą nas rzeczywistość. I choć może nie są aż tak antysystemowi jak Hedora (choć jeden utwór z Pryksonem mocno nawiązuje do ich twórczości), to zdecydowanie Peepz i Igorilla na Anomaliach nie biorą jeńców. Bity, wyjątkowe jak na naszą scenę, które najprościej określić mianem futurystycznych, pozwalają autorem na dużo zabaw stylistyką, zahaczając delikatnie nawet o punk. A i wykonanie nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z naprawdę dobrymi artystami, którzy na naprawdę dobrych bitach nagrali naprawdę dobrą płytę.

Kot Kuler/Qzyn – Zbieraj aretefakty ignorując kamery przemysłowe

Kot Kuler to przedziwny typ rapera, który rapuje w sposób wyjęty rodem z podziemia sprzed 15-20 lat, zapewniając swoim nagraniom specyficzne retro brzmienie. Tak było w przypadku zeszłorocznego Dju i raperze kochajcie się, tak jest też ze Zbieraj aretefakty ignorując kamery przemysłowe. Luz, humor (spróbujcie chociaż nie parsknąć słuchając Krwi), zawadiackość i zakurzone brzmienie sprawiają, że zarówno Kuler jak i Qzyn wybijają się na tle naszego podziemia. Dużo tu jednocześnie osobistych rozterek i problemów, które, choć kryte pod warstwą ironii i humoru, skutecznie trafiają w słuchacza. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich truskulowych głów.

Krenz – Boże daj mi break

Eksperymentalny hip-hop przez duże E. Boże daj mi break potwierdza niezwykle wysokie umiejętności Krenza, kojarzonego głównie ze współpracy z ekipą Tonfa. Dużo tu UK bassu, ale też wchodzenia w odważniejsze rejony ambientu i dubstepu. Doceniają to także coraz bardziej rozpoznawalni raperzy. Obecni na płycie Kosi czy Hades pokazali się z bardzo dobrej strony, a ich gościnki przywołały mi na myśl Ruletę od 88. I choć stylistycznie członek nieistniejących już Synów i Krenz bardzo się różnią, to nie musi to być skojarzenie zupełnie chybione. Wróżę bowiem podobny status autorowi Boże daj mi brejk i wypracowanie podobnego statusu.

Loot Eskapistów – Epizod 1

Funku w tym kraju nigdy za dużo. Dość sporą jego dawkę dostarcza ekipa Loot Eskapistów, której album Epizod 1 jest dla mnie w zasadzie wszystkim, czego niedobór obserwujemy na naszej scenie. Oprócz funku znajdziemy tutaj jazz, ciekawą historię, fantastyczny groove i dużą dozę humoru. Epizod 1 rozkręca się w zasadzie z każdym numerem. Dość tajemniczą formację, której istnienie ciężko wyjaśnić, zdaniem TEGO dochodzenia, spaja jedna ksywka, dobrze znana obserwatorom polskiego podziemia – Roszja. Tak czy siak, jest to jeden z najlepszych materiałów, jakie ukazały się w tym roku. Niestety jak do tej pory jedynie na SoundCloudzie.

Lulu x Uaziuk – Dolce Vita

Fakt, że Lulu jest bardzo ciekawą postacią jak na nasze, polskie warunki, czuć zarówno w tym jak rapuje, ale i o czym rapuje. Jak na dłoni bowiem słuchać jej doświadczenia z alt-popowego zespołu Divines (w tym samym zresztą składzie byli Lulu i Uaziuk). Działa to momentami na plus, a momentami niestety na minus. Dolce Vita, nagrane wspólnie z producentem Uaziukiem, jest bardzo ciekawym projektem. Pod kątem jednak miksu gatunkowego rap niekiedy mocno w tym wszystkim kuleje. Podobnie jest zresztą w warstwie tekstowej. Choć czuć tu ciekawe pomysły i przemyślenia (jak np. S3X EDUCATION), czasem bije po twarzy zbyt truistycznym i prostym wykonaniem. I choć nie będzie to mój ulubiony projekt tego roku, jest na tyle ciekawy, by go wyróżnić. Czuć tu zalążek pop-alt-rapu, jakiego nasza scena potrzebuje.

Polskie Pidżeony – Polskie Pidżeony

Pamięta ktoś jeszcze ekipę Futuryje? W 2015 roku wydali oni swój jedyny album Fresher than a mutherfucker, po którym zostali zakontraktowani przez QueQuality. I choć ich kariera w zasadzie zakończyła się w tamtym momencie, wiele osób do dziś wspomina ekipę jako wyprzedzającą swoje czasy. Teraz Fredro, 1/2 tego duetu powraca w ramach formacji Polskie Pidżeony tworzonej z Yeah-T. Ich muzyka, również wykręcona, jednak nieco bardziej okiełznana niż Futuryje, nie jest już tak świeża. Wciąż jednak bardzo ciekawa nie tylko ze względu na gołębi koncept. I nawet jeśli nie wszystko chłopakom wychodzi, warto docenić ich kombinatorstwo. No i tańczenie kaczuszek na grobach wrogów.

saburrakap – Powody przez które nienawidzę robić co kocham

Ekipa Natura2000 wielokrotnie pokazała już, że nie ma u nich miejsca na nudę. Nie ma jej miejsca także na solowym albumie jednego z jej członków, saburrakapa. Powody przez które nienawidzę robić co kocham, to jedna z najciekawszych rzeczy, jakie słyszałem w tym roku. Głównie za sprawą produkcji, która niekiedy mocno wykręcona, innym razem bardziej klasyczna sprawia, że każdego numeru słucha się z zaciekawieniem. Pierwsza część płyty z pewnością wielu osobom wyda się nieco przekombinowana, ale uwierzcie mi, warto dać płycie szansę. Druga, nieco bardziej klasyczna, udowadnia, że saburrakap ma do zaoferowania dużo nie tylko jako producent, ale jako raper. Z mojej perspektywy najważniejsze jest to, że nie bał się eksperymentów i wyszedł z nich całkowicie zwycięsko.

Symptom – Otello

W 2023 roku na polskiej scenie rapowej boom bap jest nie tylko żywy, a wręcz wraca do łask. O wkupienie się w nie nie zabiega się jednak duet Symptom, który tworzą Bartek Koko (którego możecie kojarzyć z poprzednich części Orientu) i FAV Fillomatic. Przy akompaniamencie perkusji tak ciężkiej, że wgniata w fotel, Bartek nie gryzie się w język. Choć dał się już poznać od tej strony na poprzednich swoich projektach (m.in. Rudera czy Truskurwiels) na Otello przekracza kolejne granice. I wychodzi na tym bardzo dobrze. Projekt Symptomu to bardzo spójny i konkretny materiał, idealny, którzy narzekają na za grzeczną scenę. Charakterny MC, ciężkie bębny i język ostry jak brzytwa. Czego tu nie lubić?

Orientujcie się! Oto nowy Orient, który zbiera najlepsze albumy z polskiego rapowego podziemia. Tym razem płyty z marca i kwietnia, których prawdopodobnie nie słyszeliście. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery Spolsky […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →