Olga Polikowska: “Muzyka elektroniczna to nie tylko wciskanie guzików” [wywiad]
Obserwuj nas na instagramie:
Olgę Polikowską mieliście już okazję poznać. Jakiś czas temu pojawiła się w naszej serii #MojeRytmy. Przed Wami wywiad, z którego dowiecie się, jak wyglądała jej droga do miejsca, w którym jest teraz, czy żałuje pewnych decyzji i jakie ma plany na najbliższą przyszłość. Zapraszamy do lektury!
Olga Polikowska zadebiutowała rok temu singlem Ulatuje. Jej pierwsza EPka Blask ukazała się na początku tego roku, a wokalistka wciąż pnie się do góry i zapowiada, w całkiem niedalekiej przyszłości, premierę długogrającego albumu.
Stylistyka, którą reprezentuje Olga to elektroniczne dźwięki połączone z mocnym wokalem. Jednak artystka wraz ze swoimi muzykami nie boi się eksperymentować również z żywymi instrumentami.
Olga Polikowska – wywiad
Weronika Szymańska: Pierwsze, o co muszę Cię zapytać, to jak Ci się podoba nowy singiel Bonobo?
Olga Polikowska: Jest już na mojej playliście! Za każdym razem, jak wychodzi jakiś singiel Bonobo, uświadamiam sobie, że kręci mnie ten minimalizm. Lubię to, że u niego pojawia się pewna transowość w muzie. Dlatego nowy singiel trafił już do ulubionych.
Nieprzypadkowo o to pytam. Widzę jak bardzo lubisz to, co tworzy Bonobo i mam ważenie, że cokolwiek by nie zrobił – będziesz w tym zakochana.
Olga Polikowska: Bo tu nie chodzi tylko o to, że bardzo mi to siada klimatycznie i jest dokładnie w tym vibe’ie, który lubię. Rozkładając to na części pierwsze, tak stricte muzycznie, to jest naprawdę świetne. Ten gość jest mózgiem. Wydał już tyle płyt, gra na wielu instrumentach, jest DJem, kompozytorem, producentem i ogarnia piano. Niesamowite. To nie jest tak, że muzyka elektroniczna to tylko wciskanie guzików. Jest też taki gość z Francji – FKJ. Według mnie to taki młodszy odpowiednik Bonobo. Działa podobnie, tylko że gra jeszcze na saksofonie. To jest mega.
Nawiązując do Bonobo, zdałam sobie niedawno sprawę, że jesteś przecież w wytwórni Fonobo. To chyba nieprzypadkowy wybór.
Olga Polikowska: Też sobie pomyślałam, że to się jakoś łączy. Współpracowałam też kiedyś z Wojtkiem Urbańskim przy singlu Od Nowa. Spędziliśmy trochę czasu na rozmowach i powiedział mi, że jego pierwsza EPka została wydana w wytwórni Ninja Tune, w której wydawał właśnie Bonobo. Padłam wtedy z wrażenia.
Olga Polikowska – Od nowa
Wytłumacz mi jak to się stało, że dzisiaj jesteś w elektronice? Po tym wszystkim, co wcześniej robiłaś, czyli skrzypce, taniec, aktorstwo i romanistyka. Pytam też w kontekście tego, jak brzmicie na żywo, bo gracie z żywym bandem i trochę to odbiega od wersji, które słyszymy na płycie, nie jest aż tak elektronicznie.
Olga Polikowska: Podczas koncertów chcę zaprezentować m.in. kunszt instrumentalny muzyków, z którymi gram. Uważam, że nie muszę zaśpiewywać swoich utworów. Jak muza jest fajna, to wydaję mi się to uczciwe, żeby dać jej pole do popisu. Nic nie zastąpi żywego instrumentu. A skąd w ogóle elektronika? Stąd, że taki właśnie jest mój gust muzyczny. Z tym, że ja tę elektronikę rozpatruję trochę inaczej i cały czas chcę przemycać do niej autentyczne brzmienie instrumentów. Dążę do tego, aby w mojej muzyce był wyczuwalny puls. Mój klimat to zdecydowanie downtempo. Zresztą mam bardzo niskie ciśnienie, więc może to i lepiej.
To ciekawe, bo jednak większość wokalistów elektronicznych wychodzi na żywo z producentem/DJem i robią show. Takie granie na żywych instrumentach nie jest często spotykane. Widać w tym nawiązania do artystów, o których wcześniej mówiłyśmy, jest ten multiinstrumentalizm. W najnowszym singlu słychać nawet trąbkę.
Olga Polikowska: Trąbka regularnie pojawia się na moich koncertach. W wersji live można ją usłyszeć prawie we wszystkich utworach, w których nie słychać jej na EPce. Jestem absolutnie zakochana w tym instrumencie. Jego brzmienie robi mi dobrze, kiedy je słyszę. No i oczywiście uwielbiam Kubę, czyli trębacza, który towarzyszy mi na scenie. Poznaliśmy się przypadkowo. Występowałam w knajpie, a on wtedy stał za barem. W pewnym momencie wyciągnął trąbkę i zaczęliśmy razem jammować. Od razu pomyślałam, że musimy zacząć razem pracować.
Zanim jednak zajęłaś się muzyką, całkiem poważnie celowałaś w aktorstwo. Poświęciłaś na to dużo czasu. Nie żałujesz, że wtedy Ci się nie udało?
Olga Polikowska: Nie. Już to trochę przerobiłam. Pewnie jakbyś mnie spytała kilka lat temu, to mogłabym żałować. Bardzo dużo czasu na to poświęciłam i dostałam mocno po swoich ambicjach, po swoim ego, dostałam po wszystkim. W sumie trochę mnie to przybiło. Na tyle, że przez rok albo dwa lata nie chciało mi się nic robić. Poszłam na studia, ale od razu wiedziałam, że to nie mój świat. Przez jakiś czas nawet pracowałam w zawodzie, czyli uczyłam francuskiego, ale na szczęście otrząsnęłam się i znalazłam swoją życiową drogę, czyli muzykę. Wierzę, że poszłam w dobrą stronę.
Śledzisz wciąż ten świat aktorski? Inspiruje Cię on może w jakiś sposób? Tworzenie muzyki chyba się dość mocno z tym pokrywa, bo jednak stoisz na scenie i występujesz też w teledyskach.
Olga Polikowska: Jeśli chodzi o śledzenie, to zaliczam do tego oglądanie filmów i seriali. Jestem tego typu widzem, który bardzo się wczuwa i równie szybko podłapuje konteksty. Jak sobie coś wkręcę, to potem często wykorzystuję ulubione żarty lub powiedzonka. Nikt tego oczywiście nie łapie, ale ja mam swój świat. To wynika z tego, że jako widz bardzo się angażuję. Utożsamiam się z postacią, wczuwam się w sytuację, w jakiej się znalazła, po części odgrywam jej rolę. To jest moje śledzenie świata aktorskiego. I jest jeszcze takie, w którym śledzę poczynania moich znajomych, których poznałam na egzaminach do szkoły aktorskiej. Mi się nie udało, ale oni radzą sobie teraz bardzo dobrze. Są tym tzw. młodym pokoleniem aktorskim. Ale nie zazdroszczę im. Dostrzegłam jak fantastyczne w muzie jest to, że mogę być sobą.
Właśnie, chciałam Cię też zapytać co sądzisz o widocznym ostatnio fenomenie śpiewających aktorów. Ja mam taką teorię, że w aktorstwie wcielasz się wciąż w jakieś role i cały czas masz jakieś określone ramy. W muzyce oczywiście możesz grać rolę, jeśli chcesz, ale w tym wszystkim masz zupełną wolność.
Olga Polikowska: Tak, i to jest coś, co jest totalnie nie do porównania. Dla mnie jest to dużo ciekawsze i czuję się z tym komfortowo. Wszystko, co pokazuję światu, jest w stu procentach zgodne ze mną, z moim gustem i z moją estetyką. Nie muszę robić nic przeciwko sobie i zdecydowanie wolę tę stronę sztuki. Chociaż wcielanie się w jakąś postać i szukanie jej jest niewątpliwie ciekawym procesem. Na pewnym poziomie przechodzę go w moich teledyskach.
Czemu właściwie Twój debiut muzyczny następuje dopiero teraz? Słuchając Cię odnoszę wrażenie, jakbyś w tym świecie muzycznym była już od bardzo dawna.
Olga Polikowska: Jak zaczęłam śpiewać, to na początku były to występy solowe, akustyczne. Nie chwaliłam się tym szerzej.
Kiedy to było?
Olga Polikowska: Pięć, sześć lat temu. Dwa, może trzy lata spędziłam na tych solowych występach. Bardzo się cieszę, że tak się stało, bo wiele się wtedy nauczyłam. Obyłam się ze sceną i z ludźmi, zdobyłam konkretną wiedzę i nabrałam doświadczenia. Śpiewałam też na weselach. I upewniłam się, że nie chcę tego robić. Ten etap nie trwał długo i nie zrobił mi krzywdy, ale na dłuższą metę takie granie mogło mnie wypruć z kreatywności. Chciałam po prostu śpiewać po swojemu i nigdy nie czerpałam satysfakcji z wykonywania cudzych utworów jeden do jednego. Kiedy przychodziło mi zaśpiewać czyjąś piosenkę, to kombinowałam na różne sposoby, wymyślałam, zależało mi na tym, żeby było inaczej. Chyba właśnie o to chodzi. Jak już chce się robić coś w muzyce, to moim zdaniem najlepiej szukać swojej drogi, a nie cudzej. Na mojej był jeszcze jeden zespół, z którym coś tam robiliśmy, i z założenia mieliśmy być bandem popowo-funkowym. Śpiewałam tam chórki. Okazało się, że doskonale się razem bawiliśmy i mieliśmy takie plany muzyczne, że oj, oj. Zaczęłam się tam trochę bardziej angażować. Dużo podpowiadałam, ingerowałam w różne rzeczy, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że nie powinnam. Skoro jest wokalista, to trzeba mu zostawić jego przestrzeń. Wtedy kilka osób pchnęło mnie do tego, żebym pomyślała o karierze solowej. Na samym początku to były jedynie jakieś tropy. Spotykaliśmy się wtedy w składzie klawisz, gitara, bas, perkusja i ja, i po jakimś czasie dotarło do mnie, że tej muzy, która mi się wymarzyła, nie da się zrobić wyłącznie z samymi instrumentalistami. Jak graliśmy na żywo, to nie było w tym brzmieniu żadnej elektroniki. Próbowaliśmy ją potem tworzyć metodą prób i błędów, aż w końcu doszłam do prostego wniosku – elektronika musi być robiona elektronicznie.
Jak tworzycie, to długo grzebiecie w tych utworach zanim je pokażecie, czy raczej macie tak, że zarządzacie definitywny koniec i wypuszczacie to tak, jak wyszło pierwotnie?
Olga Polikowska: Nie wiem z czego to wynika, ale jeszcze ten przesadny perfekcjonizm mnie nie dotknął. Nawet myśląc o tym, że to już pół roku od wydania EPki, to, o dziwo, nic mi jeszcze nie przeszkadza.
To dobrze. To znaczy, że płyta będzie szybko.
Olga Polikowska: Taki jest plan.
Szum to Twój najnowszy, wakacyjny singiel. Opowiedz jak powstawał i o czym jest.
Olga Polikowska: Historia tego utworu jest bardzo prosta. Powstał w momencie, kiedy prace nad EPką były na ukończeniu. Mieliśmy muzę i jakieś suahili, które śpiewałam w tle. Utwór miał już swój szkic i wtedy narodził się pomysł, żeby na koncercie premierowym zrobić wstęp, który będzie się łączył z Szumem. Dwa dni przed występem napisałam tekst, ale nie chciałam go nikomu pokazać. Na próbie generalnej pojawiły się osoby z FONOBO oraz moja menadżerka. Nie było wyjścia, musieliśmy zagrać ten numer. Wtedy wszyscy powiedzieli: Wow, serio?! Dlaczego nigdy wcześniej nie słyszeliśmy tego numeru?!. Potem, po koncercie wszyscy pytali o niego i o to, dlaczego nie ma go na EPce. Zachowaliśmy go na specjalną okazję, żeby ukazał się w ciepłe dni.
Olga Polikowska – Szum
Czy tą specjalną okazję możemy traktować już jako zapowiedź Twojej długogrającej płyty?
Olga Polikowska: Specjalna okazja była taka, że nowy utwór pojawił się w rok po premierze pierwszego singla. Mam nadzieję, że udało się w ten sposób pokazać, że od czasu Ulatuje przeszłam pewną drogę i ewoluowałam jako artystka. Teraz na pewno chcę iść w kierunku, który wyznaczyłam sobie tworząc Szum. Przed płytą ukaże się co najmniej jeszcze jeden singiel, żeby jesienią nikomu się nie nudziło. Więcej szczegółów zdradzę następnym razem.
Gdzieś Cię będzie można posłuchać jesienią, czy zamykasz się w studiu i tworzysz?
Olga Polikowska: Na pewno będzie można mnie gdzieś posłuchać. Materiał z EPki nie został jeszcze na dobre ograny, więc zapraszam na jesienne koncerty, które zostaną ogłoszone już niebawem. Będę dawała znać na Facebooku i Instagramie.
Olgę Polikowską mieliście już okazję poznać. Jakiś czas temu pojawiła się w naszej serii #MojeRytmy. Przed Wami wywiad, z którego dowiecie się, jak wyglądała jej droga do miejsca, w którym jest teraz, czy żałuje pewnych decyzji i jakie ma plany na najbliższą przyszłość. Zapraszamy do lektury! Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny […]
Obserwuj nas na instagramie: