Kadr z filmu

Nie mogę rozmawiać, ktoś mnie porwał – recenzja filmu “Winni”


13 października 2021

Obserwuj nas na instagramie:

Nie wszyscy widzowie wiedzą, że jedna z ważniejszych premier Netflixa w tym miesiącu to remake. Duński pierwowzór ma też dużo lepsze oceny na branżowych portalach, ale Winni to przede wszystkim pokaz aktorskiego kunsztu Jake’a Gyllenhaala i Riley Keough.

Winni – to już wszystko było?

Wiele razy serwowano nam już nietypowe rozwiązania filmowe, jakimi jest ograniczona ilość aktorów, pomieszczeń, czy montażu. Nie wszystkie też zdały swój egzamin, choć jest kilka, które zasługują na swoją uwagę. W 2002 roku Joel Schumacher i Colin Farrell zaprezentowali nam mrożącą krew w żyłach przejażdżkę w filmie Telefon, a osiem lat później Ryan Reynolds zagrał swoją życiówkę w obrazie Pogrzebany, gdzie przez półtorej godziny oglądamy go zakopanego żywcem. Czy takie zabiegi wzmacniają przekaz? Oczywiście! Ale nie gwarantują, że opowiedziana przez reżysera historia nabierze zawsze mocniejszego wyrazu. W przypadku Winnych powstał “prefect storm”, który sprawia, że nie możemy odejść od urządzenia, na którym oglądamy nową premierę Netflixa.

Winni kadr z filmu
Film Winni, fot. materiały prasowe

Film Winni to emocjonalny “rollercoaster”

Film Winni zawdzięcza głównie swoją siłę obsadzie, która niesie historię na swoich plecach tak naprawdę od początku do końca. I choć Gyllenhaal standardowo nie zawodzi, to jego zadanie jest o tyle łatwiejsze, że cały czas możemy go oglądać. Dużo większe wyzwanie postawiono przed Riley Keough (znakomita rola w horrorze Domek w górach), która nie tylko potrafi wyprowadzić nawet uważnego widza w pole, ale robi to wyłącznie za pomocą głosu. To właśnie ona dzwoni do głównego bohatera, który jak się okazuje ma sam wiele za uszami, stara się telefonicznie pomóc porwanej kobiecie. W Winnych nic nie jest takie, jak się wydaje, a perspektywa ciągle wrzeszczącego przez słuchawkę głównego bohatera jest męcząca i jednocześnie uzależniająca. Całość trzyma nas w jednym miejscu i prostym mechanizmem skupia naszą uwagę. Próbowanie rozwiązania postawionej przed nami zagadki też ma właściwości magnetyczne, bo zwyczajnie chcemy wiedzieć, jaki ta zagmatwana sytuacja będzie miała finał, a wszystko wskazuje na to, że niezbyt przyjemny.

Winni kadr z filmu
Film Winni, fot. materiały prasowe

Winni na czwartym miejscu najchętniej oglądanych filmów w Polsce na Netflixie

W momencie pisania tej recenzji obraz Antoine’a Fuqua wylądował na czwartej pozycji najchętniej oglądanych filmów w Polsce na Netflixie. Choć nowy thriller twórcy Equalizera nie zasługuje na wyższe noty (choćby dlatego, że jest “zerżnięty” z bardzo dobrej wersji duńskiej) to na pewno jest jedną z najciekawszych propozycji streamingowych na jesień. Sprawdzi się zarówno jako propozycja dla fanów thrillerów, jak i miłośników Jake’a Gyllenhaala, który przecież jest solidnym i utalentowanym aktorem, co zresztą tutaj udowadnia. Produkcja spodoba się szczególnie tym, którzy nie widzieli jeszcze oryginału. 

Ocena: 6,5/10

Film można już obejrzeć na platformie streamingowej Netflix.

Nie wszyscy widzowie wiedzą, że jedna z ważniejszych premier Netflixa w tym miesiącu to remake. Duński pierwowzór ma też dużo lepsze oceny na branżowych portalach, ale Winni to przede wszystkim pokaz aktorskiego kunsztu Jake’a Gyllenhaala i Riley Keough. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →