“Nie!”: Jordan Peele to geniusz [recenzja]
Obserwuj nas na instagramie:
Do kina właśnie trafiła najnowsza część trylogii Peele’a, który już od momentu premiery swojego pierwszego filmu (Uciekaj!) zaznaczył swoje miejsce w uniwersum kina grozy. Nietypowa stylistyka, wielopoziomowa fabuła i liczne nawiązania do kultury powodują, że dreszczowce w wykonaniu byłego komika Comedy Central to zupełnie nowe doświadczenie filmowe. Podobnie jest i tym razem, kiedy na warsztat laureata Oscara trafił temat inwazji obcych.
Ambitne kino grozy
Jordan Peele stworzył swój własny “blueprint” horrorów i jak mistrzowie tego gatunku, tacy jak Lucio Fulci, Wes Craven czy John Carpenter, pokazał światu, że kino grozy można robić trochę inaczej. Bohaterami reżysera są zawsze osoby czarnoskóre, osadzone w absurdalnej, brutalnej i jednocześnie przerażającej historii, która często opiera się o teorie spiskowe lub elementy popkultury obecnie krążące w otaczających nas mediach. Uciekaj! to przerysowane miejskie legendy, opowiadające o elitach wykorzystujących swoje wpływy (bez spoilerów!), aby w makabryczny sposób włączać Afroamerykanów do swoich dziwnych “rytuałów”. To my jest analogią do teorii spiskowych związanych z rządowymi eksperymentami, takimi jak MKUltra, a także brutalizacją ikon afroamerykańskiej kultury. Z kolei Nie! to zupełnie nowe spojrzenie na pozaziemskie formy życia i kosmiczną inwazję, przeplecione ze złym traktowaniem zwierząt i ludzi w hollywoodzkim show-biznesie. Peele w każdej ze swoich produkcji popisuje się zrobieniem świetnego mediowego i kulturowego backgroundu, który pozwala mu budować zaskakujące filmowe światy. Każda z jego trzech historii to przerażająca wizja społecznych różnic, przeinaczonych trendów i zmutowanych “darkwebowych” opowieści, szczególnie w trzeciej odsłonie jego trylogii.
Makabryczne spotkanie trzeciego stopnia
Zanim zacząłem pisać recenzję Nie!, obejrzałem jeszcze raz Znaki M. Night Shyamalana, aby sprawdzić, czy dalej ten film znajduje się w mojej topce najstraszniejszych produkcji o inwazji kosmitów. Choć efekty specjalne horroru z Melem Gibsonem się zestarzały, to produkcja Shyamalana dalej jest przerażającą, surową i niezwykle świeżą wizją tego, jak wizyta obcej cywilizacji może wyglądać z perspektywy zwykłego człowieka, a w tym akurat przypadku – pastora i samotnego ojca. Obok Znaków w moim subiektywnym zestawieniu na pewno na znajdzie się Obcy (fatalnie przetłumaczony na polski tytuł, gdyż statek Nostromo miał 9 pasażerów, a nie 8, jeśli policzymy kota) i uwielbiany przeze mnie do dzisiaj Predator. Co łączy te wszystkie produkcje z najnowszym filmem Peele’a? Niezrozumiałe i nieznane zagrożenie. Zarówno w Obcym Ridleya Scotta, jak i Predatorze bohaterowie i widzowie boją się czegoś, czego nie widzą i nie pojmują. Stwora, kosmity, ducha czy innej formy życia, która czyha na nich w ciemnych zakamarkach, bo już od początku wiemy, że gość/goście z innej galaktyki nie mają przyjaznych zamiarów. Peele kapitalnie korzysta z takiej możliwości budowania suspensu, gdzie właściwie do końca filmu nie wiemy czym lub kim przerażający obcy tak naprawdę są. Nie zamierzam tutaj pisać o spoilerach, bo nie w tym rzecz, ale Nie! to produkcja, która od samego początku trzyma widza za gardło, potęgując uczucie lęku przed nieznanym najeźdźcą. Oczywiście, jak to w przypadku produkcji Peele’a bywa, nic nie jest jednowymiarowe. Znajdziemy tam odniesienia do wykorzystywania zwierząt w Hollywood (jedna z najbardziej przerażających scen w kinie grozy, jaką widziałem!), luźno oparte na incydencie związanym z szympansem Travisem i jego ofiarą Charlą Nash, a także historii filmu pt. The Horse in Motion (z ang. Koń w ruchu) z występującym w nim czarnoskórym jockeyem. Każdy moment jest ważny, każdy dialog perfekcyjnie przemyślany, a całość to również genialny popis aktorski tak naprawdę całej obsady.
Nowy rodzaj westernu
Daniel Kaluuya (Uciekaj!, Czarna Pantera) prawdopodobnie odegrał w Nie! rolę życia. Jest minimalnym, introwertycznym bohaterem, którego każdy pomruk, gest czy krótka wypowiedź mają znaczenie. Nic dziwnego, że po sukcesie Uciekaj! Peele jeszcze raz sięgnął po tego aktora. Zresztą nie zaniżają poziomu także mniejsze nazwiska w obsadzie: Keke Palmer (Alice), Steven Yeun (The Humans), Brandon Perea (Doom Patrol) czy zapomniany już dzisiaj Michael Wincott (Westworld). Cała ekipa idealnie wpasowuje się w westernową stylistykę, która z jednej strony trzyma się klimatu z uwielbianych przez Tarantino “spaghetti westerns”, a z drugiej – opowiada przecież kompletnie surrealistyczną historię inwazji kosmitów na rozpoznawalną w Hollywood rodzinę koniarzy. Zresztą tak jak w poprzednich produkcjach Peele’a, w Nie! ogromną rolę odgrywają zdjęcia, kolory i efekty, które powodują, że w sposób absolutnie przerażający porusza się np. statek obcych.
Nie patrz w górę!
Nie! to mieszanka wszystkich lęków i obaw, jakie powiązane są z obcymi cywilizacjami, kosmosem i wszystkim tym, czego nie wiemy o otaczającym nas świecie. Jordan Peele w charakterystycznym dla siebie stylu nadaje pozornie prostemu gatunkowi, jakim jest kino grozy świeżego odcienia, budując skomplikowane historie, które można interpretować zawsze na własny sposób. Mimo że moim ulubionym filmem reżysera ciągle jest To my, Nie! zajmie na pewno specjalne miejsce w osobistym zestawieniu najlepszych reprezentantów kina grozy i produkcji science-fiction w historii.
Ocena: 9/10
Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.
Do kina właśnie trafiła najnowsza część trylogii Peele’a, który już od momentu premiery swojego pierwszego filmu (Uciekaj!) zaznaczył swoje miejsce w uniwersum kina grozy. Nietypowa stylistyka, wielopoziomowa fabuła i liczne nawiązania do kultury powodują, że dreszczowce w wykonaniu byłego komika Comedy Central to zupełnie nowe doświadczenie filmowe. Podobnie jest i tym razem, kiedy na warsztat […]
Obserwuj nas na instagramie: