fot. materiały prasowe

“Jurassic World: Dominion” – upadek ukochanej franczyzy [recenzja]


08 lipca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Jurassic World: Dominion udowadnia, że ukochana niegdyś franczyza jest gotowa na zagładę. Reżyser Colin Trevorrow niestety powtarza błędy poprzednich filmów jurajskich w głęboko niesatysfakcjonującym finale. Sprawdź naszą recenzję.

Jurassic World: Dominion – nieodczuwalna groza

Po trzech dekadach i sześciu filmach o Parku Jurajskim widzowie zostali uraczeni wszelkimi rodzajami przygód. Dobrymi, złymi, wartkimi, powtarzalnymi. Do czasu Jurassic World: Dominion nie przypuszczałem, że słynna seria filmów o dinozaurach może być zwyczajnie nudna. Jurassic World z 2015 roku już wtedy zadał jedno pytanie. Co by się wydarzyło, gdyby dinozaury stały się tak powszechne w świadomości widzów, że straciłyby na jakiejkolwiek fascynacji tychże? Dominion idzie krok dalej. Film Trevorrowa sprawia, że nawet najbardziej ekscytujące spotkania z dinozaurami są tak rutynowe i nieinspirujące, że nie sposób się nimi w jakikolwiek sposób przestraszyć. Problem dotyczy nawet najbardziej zaangażowanych widzów.

"Jurassic World: Dominion" - upadek ukochanej franczyzy [recenzja]
Jurassic World: Dominion, materiały promocyjne

Colin Trevorrow powraca na fotel reżysera w finale trylogii Jurassic World i wydaje się, że nie nauczył się niczego. Ani z porażek, ani z wielu rażących i uzasadnionych krytyk dwóch pierwszych części. W rezultacie przyzwyczajeni od dawna fani franczyzy zostają uraczeni meandryczną powtórką z największych hitów wcześniejszych części. Naturalnie z garścią hołdów dla Spielberga, które stanowią żywe przypomnienie tego, kim Trevorrow nigdy nie będzie jako filmowiec. Tymczasem obsada obu trylogii jednoczy się tutaj, by przerobić te same lekcje o nauce i niestrudzonej korporacyjnej chciwości, które zapoczątkowały serię w 1993 roku.

Jurassic World: Dominion – film straszniejszy od dinozaurów

Dominion to opowieść o ludziach, którzy jadą do rezerwatu zwierząt. A w zasadzie do innego parku, gdzie na każdym kroku natrafiają na dinozaury. Może się to wydawać znajome widzom poprzednich filmów o Jurassic. Ustalenie, w jaki sposób Trevorrow i współautorka scenariusza Emily Carmichael nie pociągnęli tego tematu, mogąc nakręcić współczesny hit kinowy, jest tajemnicą. I to taką, która być może nigdy nie zostanie rozwiązana. Fakt, że im nie wyszło, nie jest zaskoczeniem w kontekście dwóch w większości okropnych poprzedników. Dosłownie wszystko, co musieli zrobić, to umieścić dinozaury w środowisku miejskim, a następnie sfilmować następujące po tym wydarzenia.

Bywają też interesujące momenty. Jak na przykład ten, gdy stado Brachiozaurów przerywa pracę tartaku, a pracownicy muszą wymyślić sposób, jak je zwabić bez ranienia. Naprawdę angażujących momentów jest tu jednak jak na lekarstwo. Zamiast tego mamy solidną godzinę o przerośniętej szarańczy, która nieuchronnie prowadzi do (ponownego) odkrycia, że korporacje są złe.

Jurassic World: Dominion – trailer

Czytaj także: Men: współczesne arcydzieło horroru [recenzja]

Największym, a zarazem najbardziej zaskakującym osiągnięciem Trevorrowa jest wyrażenie zerowego zaufania do widzów w kwestii docenienia budzącego respekt majestatu i grozy dinozaurów. Do tego dochodzi brak napięcia lub ekscytacji czymkolwiek, co obserwujemy na ekranie. Plotka głosi, że Spielberg miał marzenie, aby w filmie jurajskim znalazły się sceny z rakietami przypiętymi do dinozaurów biegnących na bitwę. Trevorrow nie wybiera tej (szczerze mówiąc głupiej) opcji. Obserwujemy natomiast dinozaury przypominające ptaki, które pływają w wodzie czy Welociraptory, którymi można kierować za pomocą wskaźnika laserowego. Nie mogło zabraknąć Giganotosaurusa, który jest jeszcze bardziej potężny i groźny niż stary, osobliwy T-Rex, tak bardzo działający na wyobraźnię w 1993 roku.

"Jurassic World: Dominion" - upadek ukochanej franczyzy [recenzja]
Jurassic World: Dominion, materiały promocyjne

Jurassic World: Dominion. Miliony dolarów w kubeł

Trevorrow stara się odtworzyć scenę z T-Rexem z Parku Jurajskiego z Giganotosaurusem dzięki większej liczbie potencjalnych ofiar i bardziej bezpośredniemu zagrożeniu. Ale nawet gdy szczęki bestii dosłownie ściskają kogoś, nie ma ani sekundy strachu czy obawy, że którąkolwiek z tych osób spotka śmiertelny los. Nigdy bym nie przypuszczał, że zmęczę się oglądaniem najbardziej realistycznych starć dinozaurów w historii kina. Pieniądze to nie wszystko.

Jeśli sceny z dinozaurami w filmie o nich nie działają, to czy w ogóle można myśleć o jakichkolwiek pozytywach? Mnogość żartów pojawiających się w filmie przypominają te “wujkowe”, sceny pościgów są absurdalne, zaś postaci tak bardzo przerysowane, że chyba bardziej się nie da. Szkoda mi tej wspaniałej obsady. Zwłaszcza Laury Dern i Jeffa Goldbluma, których aktorsko cenię bardzo wysoko. Starali się, jak mogli, ale z tak słabym scenariuszem nawet mistrzowie aktorstwa nie mają zbyt wiele do powiedzenia.

I tak oto Jurassic World: Dominion (miejmy nadzieję) kończy serię Parku Jurajskiego. Korzystniej byłoby wyjść na zewnątrz i użyć wyobraźni, by zbadać pomysły związane z dinozaurami. Lepsze to niż oglądać, jak twórcy wydali setki milionów dolarów, które mieli do dyspozycji, by wykorzystać swoje rozwiązania w tym filmie. Rozczarowanie roku.

Ocena: 3/10

Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.

cinema city

Jurassic World: Dominion udowadnia, że ukochana niegdyś franczyza jest gotowa na zagładę. Reżyser Colin Trevorrow niestety powtarza błędy poprzednich filmów jurajskich w głęboko niesatysfakcjonującym finale. Sprawdź naszą recenzję. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →