„Wstrzymujemy kręcenie, dopóki ich nie zdejmiesz”

W czwartek miała miejsce premiera pierwszej części drugiego sezonu Wiedźmina od Netfliksa. To ostatni raz kiedy w rolę Geralta z Rivii wciela się Henry Cavill. W związku z tym aktor bardzo często jest pytany o powody swojej decyzji, a także wrażenia z pracy nad adaptacją sagi Andrzeja Sapkowskiego. Dość ciekawy wątek aktor poruszył w rozmowie z portalem „Metro”. Zapytano go tam bowiem o złote soczewki, które nosił na planie. W książkach Sapkowskiego był to efekt, przebytych przez Geralta mutacji (tzw. próby traw), a jego oczy przypominały nieco kocie. Serialowy zabójca potworów również miał kocie oczy, jednak noszenie soczewek mających je imitować było dla Henry’ego Cavilla dość niebezpieczne:

Pozwolono mi je nosić maksymalnie przez trzy godziny. Wysychanie nie było problemem. Raczej to, że zakrywały część oka, która jako jedyna część ciała otrzymuje tlen z powietrza, a nie z krwi. Więc jeśli ją zakrywasz, nie dostarczasz do oczu tlenu, co na dłuższą metę prowadzi do ich uszkodzenia.

Sprawdź także: Wymiana Cavilla na Hemswortha osadzona w fabule „Wiedźmina”? Zaskakujące słowa Tomasza Bagińskiego

Aktor sam jednak przyznaje, że był nieodpowiedzialny i próbował kręcić w soczewkach dłużej niż mu zalecano. Sprzeciwiła się jednak temu techniczka na planie:

Byłem pewien, że techniczka przesadza, dlatego chciałem kręcić kilka godzin dłużej, czemu ona zdecydowanie się sprzeciwiła. Poprosiłem, żeby dała mi krople do oczu – czułem, że nic złego się nie dzieje. Ale usłyszałem, że dopóki ich nie zdejmę, nie zaczniemy kręcić.

Ostatecznie Henry Cavill przyznał, że to, że był tak uparty, było z jego strony zwyczajnie głupie, a żadna rola nie jest warta niszczenia sobie zdrowia.

Trailer 3 sezonu Wiedźmina