„Biały Lotos” wrócił z 2. sezonem. Dlaczego to jeden z najlepszych seriali ostatnich lat?
Obserwuj nas na instagramie:
Drugi sezon serialu Mike’a White’a to nowi bohaterowie, świeże wątki, a zamiast Hawajów – włoskie widoczki. Formuła jest jednak podobna – znów wrzuceni zostajemy w wir „problemów pierwszego świata” i zastanawiamy się, komu (nie)kibicować.
Biały Lotos, czyli hit znikąd
Biały Lotos pojawił się w zasadzie znikąd. W lipcu 2021 roku idealnie wstrzelił się w oczekiwania widzów HBO z utęsknieniem wypatrujących drugiego sezonu Sukcesji. Był prawdziwym objawieniem, mówili o nim wszyscy i chwalili – zarówno za mocne aktorstwo, jak i czarny humor oraz satyryczne spojrzenie na uprzywilejowanych bogaczy. Ale antologiczny serial Mike’a White’a, sprawnego komediowego scenarzysty i okazjonalnie reżysera, niewiele ustępował Sukcesji. Co więcej, uderzał w te same tony, w podobny sposób drwił, szydził i bawił. Świetnie napisany, zagrany, mistrzowsko zbalansowany szybko zdobył publikę, która polecała go kolejnym osobom.
Premiera pierwszego odcinka drugiego sezonu Białego Lotosu pt. Ciao już za nami. Jeśli jeszcze go nie widzieliście, zróbcie to. Jeśli nie mieliście okazji obcować z Białym Lotosem w ogóle, koniecznie nadróbcie pierwszy sezon. Na naszą odpowiedzialność. Dlaczego? Co jest siłą napędową serialu Mike’a White’a? Zebraliśmy to w kilku punktach:
Czytaj też: Najlepsze seriale poniżej 30 minut
Konwencja
Biały Lotos to niby klasyczny fabularny komediodramat, ale rządzący się swoimi prawami. Zamknięta, krótka i antologiczna całość (każdy sezon skupia się na nowej historii) na pewnym poziomie oparta jest bowiem na kryminalnym gatunku typu whodunit. Serial (oba sezony) otwiera informacja o tym, że doszło do morderstwa. Potem jednak następuje retrospekcja, a tego, kto zabił, a także kogo zabito, dowiadujemy się dopiero na końcu. Nie ma tu jednak klasycznego śledztwa w stylu Agathy Christie i bohatera-detektywa – dochodzenie przeprowadzane jest jedynie z poziomu naszej kanapy. Oczywiście w Białym Lotosie to nie zagadka jest najważniejsza, a interakcje bohaterów i światopoglądowe smaczki. Jednak wprowadzenie gatunkowej zabawy dodaje serialowi dodatkowych emocji i zdecydowanie poszerza grupę odbiorców.
Bohaterowie
Przy okazji premiery pierwszego sezonu serialu wśród widzów pojawiła się ciekawa zabawa. Polegała ona na uszeregowaniu bohaterów od tych najmniej do najbardziej negatywnych (względnie: od najmniej do najbardziej irytujących). Dlaczego nie skupić się na pozytywach? Spójrzmy prawdzie w oczy: tu każdy ma coś „za pazurami”. Barwne, często dynamiczne postacie budzą sympatię i możemy się w nich przeglądać jak w lustrze. Nie da się jednak zaprzeczyć, że wszyscy postępują tu nieetycznie. Jak czarujący konsjerż Armond, prawdziwa dusza hawajskiego hotelu, uśmiechnięty, ale pełen jadu i zapału, żeby wbić komuś nóż w plecy. Albo Tanya – nieobliczalna i szalona, budząca współczucie i wywołująca salwy śmiechu, a przy okazji okrutna dla osób nie tak zamożnych jak ona. Nie wspominając już o nowożeńcu Shanie, bohaterze awanturującym się, nieznośnym, uprzywilejowanym do granic możliwości, ale też poniekąd – jako oszukany klient – mającym rację. Podobnie jest w drugim sezonie – pierwszy odcinek dostatecznie już zarysował nowe postaci i zrobił apetyt na więcej. Można się spodziewać, że ci, którzy wydają się najgorsi, na jakimś poziomie odkupią swoje winy, a złote serca tych zachowujących się (na razie) w porządku zamienią się wkrótce w kamień. Świadoma ekologicznie i społecznie para nie robi przecież nic złego, prawda? Albo korzystający z życia, odrobinę rubaszny 80-latek, który szuka we Włoszech swoich korzeni? I czym jeszcze może zaskoczyć nas Tanya, jedna z nielicznych osób, które wracają w drugim sezonie? Dla Mike’a White’a nie ma świętości, więc radzilibyśmy przygotować się na najgorsze (czyt. najlepsze).
Obsada
Fascynujących i wielowymiarowych bohaterów nie byłoby oczywiście bez genialnego showrunnera i scenarzysty, wspomnianego Mike’a White’a. Na naszych ekranach zmaterializowali się oni jednak dzięki kreacjom wybitnych aktorów. Mówimy tu zarówno o tych bardziej rozpoznawanych, jak Jennifer „matka Stiflera” Coolidge, Steve Zahn, Alexandra Daddario i Sydney Sweeney (sezon 1.) oraz F. Murray Abraham, Michael Imperioli, Theo James i Aubrey Plaza (sezon 2.), jak i mniej znanych, których dzięki Białemu Lotosowi zapamiętamy na dłużej. Murray Bartlett (Armand), Fred Hechinger (Quinn) czy Natasha Rothwell (Belinda) już skradli wiele serc (i nagród). Podobnie może być z obsadą drugiego sezonu – o Haley Lu Richardson, Willu Sharpe czy Adamie DiMarco będzie jeszcze głośno w mainstreamie.
Tematyka
Biały Lotos wbija kij w mrowisko przy każdej możliwej okazji. Dostaje się absolutnie wszystkim. Szczególnie tym, którzy są często oszczędzani pod pozorem „nieszkodzenia sprawie”, a więc zaangażowanym, liberalnym, wykształconym i pozornie nierobiącym nic złego. Biały, uprzywilejowany i bogaty człowiek to główny cel Mike’a White’a, a tacy właśnie są typowymi bywalcami luksusowych wakacyjnych resortów. Na tapecie są pozorowana tolerancja, intelektualizm pod publiczkę, niewrażliwość na biedę, kapitalistyczne przekonania, kolonialne zapędy, uzależnienia, zakłamanie i wszelkiej maści negatywne -izmy, które puszcza się mimo uszu – ale tylko wtedy, kiedy ma się pozycję i gruby portfel. W Białym Lotosie można się przeglądać i zdecydowanie warto to robić, aby uświadomić sobie własne przywary. Odcinek serialu to jak godzinna sesja terapeutyczna lub kubeł zimnej wody. Czy naprawdę ludzkość jest taka, jak widzi ją White? Nie, jesteśmy gorsi.
Otoczka i produkcja
Serial White’a to nie tylko dawka mądrych spostrzeżeń, która może wywołać przykre (acz potrzebne) wyrzuty sumienia, ale i doskonała, estetyczna rozrywka. Począwszy od miejsca akcji, najpierw egzotycznych Hawajów, a teraz przepięknej, „instagramowalnej” Sycylii, przez skupienie na detalu, scenografii i kostiumach Biały Lotos ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Wysmakowane są zdjęcia Bena Kutchinsa (1. sezon) i Xaviera Grobeta (2. sezon) oraz muzyka Cristobala Tapia de Veery, której towarzyszy hipnotyzująca czołówka (zupełnie nowa w 2. sezonie!). Nie oszukujmy się, na poziomie treści Biały Lotos jest tak dobry, że obroniłby się nawet jako podcast. Jednak bez chwytliwych dodatków i producenckich sztuczek, które uzupełniają scenariusz White’a, nigdy nie dotarłby do tak szerokiej publiczności. Bo zapewne też nie wszyscy tak szczegółowo analizują poruszane w tej historii wątki – dla wielu Biały Lotos jest po prostu zabawnym serialem o wakacjach z plejadą irytujących bohaterów. Czy to źle? Absolutnie nie.
Drugi sezon serialu Mike’a White’a to nowi bohaterowie, świeże wątki, a zamiast Hawajów – włoskie widoczki. Formuła jest jednak podobna – znów wrzuceni zostajemy w wir „problemów pierwszego świata” i zastanawiamy się, komu (nie)kibicować. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka […]
Obserwuj nas na instagramie: