10 filmów, w których nic się nie dzieje, a nie można się od nich oderwać
Obserwuj nas na instagramie:
Jesteście zmęczeni dynamicznym, teledyskowym montażem i czterdziestominutowymi scenami akcji? Czas sięgnąć w filmowe głębiny i trochę się ponudzić.
Nuda nie musi być czymś negatywnym. Nie musi nawet być nudna. Proponujemy Wam dziesięć filmów bez pośpiechu, wybuchów i tanich rozwiązań fabularnych. Gwarantujemy odkrycie swojego JA i hipnotyczne zapatrzenie w ekran.
84 Charing Cross Road (1987, reż. David Hugh Jones)
Bardzo łatwo się zniechęcić do tego filmu. Główni bohaterowie nawet się nie spotykają, nie ma romansu, czy ognistych dyskusji, jest jedynie miłość do książek oraz bardzo uprzejma i owocna w wieloletnią przyjaźń wymiana listów. Brytyjska powściągliwość doprowadzona jest przez Hopkinsa do granic możliwości. Na drugim końcu oceanu bardzo bezpośrednia Amerykanka uczy się wreszcie w imieniu wszystkich Amerykanów, że cierpliwość czyni cuda. Nie ma już takich filmów o przyjaźni, a powinny pojawiać się regularnie.
The Trip (2010, reż. Michael Winterbottom)
Bycie celebrytą jest trudne, zwłaszcza kiedy mało kto rozpoznaje cię na ulicy. Film-dyskusja o dwóch komikach grających samych siebie w trakcie podróży w poszukiwaniach najlepszych północno-angielskich restauracji. Steve Coogan i Rob Brydon są przezabawni, gdy walczą w dziwny sposób o to, kto jest sławniejszy. Kończy się na wiecznym zażenowaniu, śmiechu przez zakłopotanie i niewygodnej prawdzie o samym sobie.
Piknik pod wiszącą skałą (1975, reż. Peter Weir)
Ktoś niczego nie zrobił i przez to inni też niczego nie zrobili, ale ktoś najprawdopodobniej umarł i nie wiemy w jakich okolicznościach. Wiktoriański klimat, Australia, psychotyczni nauczyciele i „niewinne” dziewczęta żeńskiej szkoły to zaskakujący, ale działający przepis na trzymający w niepewności psychologiczny thriller. Niedopowiedzenia i niewiadome są najlepszym sposobem budowania napięcia.
Rozmowy z innymi kobietami (2005, rez. Hans Canosa)
Czy jesteśmy aż tak zblazowani i znieczuleni przez Hollywood, że rozmawianie na ekranie kojarzy się jedynie z nudą albo niewygodnym wysiłkiem intelektualnym? Żeby przełamać nieustającą pogoń za nagłymi zwrotami akcji, wybuchami i spektakularnością, trzeba obejrzeć Helenę Bohnam Carter współdzielącą ekran z Aaronem Eckhartem. Komedia romantyczna nie musi być głupia. Co więcej, może być nawet innowacyjna.
The Song of Lunch (2010, reż. Niall MacCormick)
Naprawdę? Ekranizacja poezji? Tak. Oglądanie starzenia się i młodości, której już nie ma, to w kinie pewien (na szczęście nie zawsze przestrzegany) temat tabu. Ten wizualnie, formalnie i aktorsko zdumiewający „film” w tylko 50 minutach pokazuje to, czego często nie udaje się zawrzeć w pełnometrażowych produkcjach.
Trzy kobiety (1977, reż. Robert Altman)
Reżyser przyznał, że coś mu się przyśniło i zdecydował się to nakręcić. Tylko dzięki swojej reputacji udało mu się bez problemu uzyskać pieniądze od wytwórni. Bez zaawansowanego scenariusza, czy przygotowań. To, że jego eksperyment się powiódł, jest zasługą nie tylko hipnotyzującej wizji, ale też znakomitych aktorek.
Mąż fryzjerki (1990, reż. Patrice Leconte)
Fetysze bywają urocze, zwłaszcza te niewinne. Główny bohater od dziecka uwielbiał mieć ścinane włosy i wcale nie przez przypadek zakochał się w pięknej fryzjerce. Wielka (ale mała) spełniona miłość, kuriozalni bohaterowie i na koniec zwrot akcji, który zakwestionuje wasz sposób na życie – zaskakujące, że tak dużo emocji może zmieścić się w tak niewielkim filmie.
Okruchy dnia (1993, reż. James Ivory)
James Ivory to mistrz filmów, w których nic się nie dzieje. Jest coś niesamowicie hipnotyzującego w obserwowaniu angielskiej powściągliwości i dystansu, zwłaszcza w świecie służby i staromodnych bogatych domów. W rzeczywistości, w której nie ma miejsca na miłość i przywiązanie, każdy najmniejszy gest chłoniemy z ekranu jak gąbki.
Sekrety i kłamstwa (1996, reż. Mike Leigh)
Okazuje się, że melodramat nie musi być czwartkowym filmem z jedynką. Mike Leigh zrobił coś niesamowitego i pokazał bez cienia pretensjonalności, banału i tanich chwytów emocjonalnych film o życiu najzwyklejszych ze zwykłych ludzi. Niekończące się rozmowy, zakłopotanie i brytyjski gorzki humor w najlepszym wydaniu.
Broken Flowers (2005, reż. Jim Jarmusch)
Film bez odpowiedzi na pytanie: jak żyć? Jest coś niesamowicie przygnębiającego w Billu Murrayu, ale nie da się usunąć z niego elementu komediowego. Błądzimy razem z nim w poszukiwaniu straconej młodości i odnajdujemy, jak i on, niewiele. Nie ma nadziei, wszyscy umrzemy nieszczęśliwi i samotni, ale przynajmniej trochę się pośmiejemy po drodze.
Sprawdź także:
Dorzynanie nostalgii. Najlepsze i najgorsze seriale 2016 (jak dotąd)
Jesteście zmęczeni dynamicznym, teledyskowym montażem i czterdziestominutowymi scenami akcji? Czas sięgnąć w filmowe głębiny i trochę się ponudzić. Nuda nie musi być czymś negatywnym. Nie musi nawet być nudna. Proponujemy Wam dziesięć filmów bez pośpiechu, wybuchów i tanich rozwiązań fabularnych. Gwarantujemy odkrycie swojego JA i hipnotyczne zapatrzenie w ekran. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? […]
Obserwuj nas na instagramie: