Umorzono śledztwo w sprawie Tilla Lindemanna. Brakowało dowodów

Till Lindemann nie zostanie oskarżony

W czerwcu prokuratura w Berlinie wszczęła śledztwo w sprawie lidera Rammsteina. Till Lindemanna miał wykorzystywać seksualnie swoje fanki. Według wypowiedzi wielu kobiet miał je najpierw odurzać, a następnie napastować seksualnie. Muzyk od samego początku zaprzeczał oskarżeniom. We wtorek 29 sierpnia niemiecka prokuratura oświadczyła, że zeznania świadków nie wystarczyły, więc umarza sprawę.

„Szybkie zakończenie postępowania dochodzeniowego przez berlińską prokuraturę pokazuje, że nie ma wystarczających dowodów na to, że nasz klient rzekomo dopuścił się przestępstw na tle seksualnym” – stwierdzili przedstawiciele Tilla Lindemanna, jak pisze „The Guardian”.

Powody braku dowodów

Śledztwo miało „nie dostarczyć żadnych dowodów” potwierdzających słowa kobiet. Prawnicy stwierdzili, że większość wyznań w mediach społecznościowych nie miała pokrycia w faktycznych zeznaniach, bo kobiety nie skontaktowały się z organami ścigania. Dziennikarze mediów, które pisały o liderze Rammsteina, chronili z kolei swoje źródła i nie zdradzali danych osób w śledztwie. Należy również pamiętać, że wiele kobiet nie chciało stawić się na przesłuchaniach z obawy przed ujawnieniem ich tożsamości. Tak było między innymi w przypadku doniesień o tym, że Lindemann miał wykorzystywać seksualnie 15-latkę. Świadkini chciała zachować anonimowość, więc nie mogła być przesłuchana, co uniemożliwiło dalsze postępowania.

Sprawy o zgwałcenie są trudne do udowodnienia. W samej Polsce umarza się niemal 70 proc. z nich (dane Fundacji STER) z powodu niewystarczających dowodów. Szczególne wyzwanie stanowią te przypadki, w których przed rzekomym zgwałceniem dochodzi do spożywania substancji psychoaktywnych, w tym alkoholu.