“Jujutsu Kaisen 0: The Movie”: Multikino robi to dobrze! [recenzja]
Obserwuj nas na instagramie:
Niedawno pisaliśmy o sukcesie anime Belle, gdzie w główną rolę wcieliła się Daria Zawiałow. Jujutsu Kaisen 0 to jednak zupełnie inny temat, bo ekranizacji „shōnena” w polskich kinach nie mieliśmy chyba nigdy. Wydarzenie wyjątkowe, które promocyjnie wspierała tylko jedna sieć kin w naszym kraju. Czy była to dobra decyzja? W drugi dzień premiery nie było żadnego wolnego miejsca podczas projekcji.
To nie są “chińskie bajki”!
W latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych zachwycaliśmy się japońską animacją, która dotarła do nas wraz z satelitarnymi kanałami. Było nam wszystko jedno, czy były przeznaczone dla dziewczynek, czy dla chłopców. Czy były o sztukach walki, czy po prostu o sporcie. Nie przeszkadzał nam też włoski lub francuski dubbing, który zostawał w serialach po tym, jak nasi sąsiedzi wcześniej otworzyli się na mangę (japoński komiks). Anime, czyli japońska animacja, przebojem wdarło się do naszego kraju! Czarodziejka z Księżyca, Kapitan Tsubasa i Dragon Ball przerażały naszych rodziców. Zupełnie inna estetyka, dziwny humor, krzykliwe dialogi i ostrzejsza tematyka charakteryzowały seriale, które trafiały do polskich kanałów na innych europejskich licencjach. Nie wszyscy załapali się na takie klasyki jak Generał Daimos czy Tygrysia Maska i nie zawsze zarażali się na tyle mocno, aby doczekać Magic Knight Rayearth, Houshin Engi, czy Rycerzy Zodiaku. Kiedy w Polsce można było obejrzeć w sposób mniej lub bardziej legalny japońskie hity pt. Naruto, Bleach i Full Metal Alchemist, świetność anime dawno przeminęła, choć globalnie świetnie się trzymała szczególnie za sprawą gier nowej generacji, odradzającego się rynku w Japonii i platform streamingowych. Bo to właśnie dzięki startupowi Crunchyroll po niespełna dwudziestu paru latach mogę recenzować prawdziwą “shōnen anime” w polskich kinach.
Jak kupować to od razu “anime roku”
“Shōnen” manga to nic innego jak japońskie komiksy, które przeznaczone są dla męskiej części publiki, a bardziej precyzując – dla młodych chłopców. Charakteryzuje je zazwyczaj “supernaturalna” lub “paranormalna” fabuła i nieprawdopodobne sceny walk. Oczywiście to samo dotyczy ekranizacji telewizyjnych czy kinowych. W ostatnich latach nawet Netflix zaczął się specjalizować w tym gatunku animacji, wypuszczając m.in. Kengan Ashurę, Bakiego, Castlevanię, czy kupując prawa do bijącej rekordy w Japonii serii Demon Slayer. Właśnie ten ostatni tytuł został zmieciony we wszystkich możliwych kategoriach mainstreamu Kraju Kwitnącej Wiśni przez komiks Gege Akutamiego. Warto zauważyć, że kiedy w Japonii mówi się o sukcesie komiksu, to podaje się wyłącznie jedno nazwisko autora, nie tak jak w przypadku zachodnich wydawnictw. Jest to spowodowane tym, że twórca mangi przygotowuje całą serię sam. Od scenariusza, przez pierwsze rysunku, po szkice i wykończenie. Kiedy np. twórca słynnego Bleacha, Kubo Tite, miał problemy ze zdrowiem, pisał o tym w wydawanych przez siebie tomach i przepraszał widzów za urlop, który musi wziąć, aby np. po roku wrócić z kontynuacją komiksu. Zastępstwo w tym rzemiośle nie wchodzi w grę. Jujutsu Kaisen jest na tyle dobrym komiksem, że animacji doczekało się niecałe dwa lata po wydawaniu mangi. Tytułem szybko zainteresowała się platforma streamingowa Crunchyroll i nie trzeba było długo czekać, aby nie tylko dostał nagrodę za “anime roku”, ale także zakontraktował produkcyjnie kinowy prequel.
Crunchyroll “rzuca klątwę” na Europę
Właśnie dzięki amerykańskiej platformie streamingowej, która oczywiście specjalizuje się w japońskiej animacji, Jujutsu Kaisen trafił do Europy. Na rynku brytyjskim zarobił ponad 500 milionów funtów w tydzień, co jest 5. wynikiem po premierze Batmana Matta Reevesa. Już ta kwota powinna informować nas, że europejskie kina były głodne anime, szczególnie tak jakościowych jak premiera Multikina. Jujutsu Kaisen 0: The Movie bazuje na mandze o tym samym tytule, która pokazuje historie sprzed głównego zarysu fabuły. W pierwszym sezonie serialu poznajemy Yuji Itadoriego – ucznia liceum, który zostaje (oczywiście przypadkiem) zamieszany w wojnę “przeklętych”. Studiuje w specjalnej szkole czarowników Jujutsu, żeby nauczyć się stosować “klątwy” i walczyć za pomocą jednego z najsilniejszych demonów na Ziemi, który zamieszkał jego ciało. W drugim sezonie Itadori pozna Yutę Okkotsu, który z kolei jest głównym bohaterem kinowego prequela. W serialu jest tylko wspomniany jako jeden z 4 największych i najpotężniejszych czarowników Jujutsu.
To nie jest tak naprawdę recenzja…
To list pochwalny do władz Multikina, które odważyły się na kupienie anime Jujutsu Kaisen 0: The Movie. Sam tytuł nie wymaga praktycznie żadnej rekomendacji, bo to wybuchowe widowisko, które ma wszystkie zalety japońskiej animacji i żadnych minusów. Tak samo jak w serialu, soundtrack tworzy j-rockowa śmietanka, a animacje (szczególnie starć czarodziejów) to istny majstersztyk! Trup ściele się gęsto, zaklęcia rzucane są na lewo i prawo, a w rytm japońskiego grunge’u leją się litry krwi. Szczerze mówiąc, nigdy nie przypuszczałbym, że któraś z komercyjnych sieci w Polsce sięgnie po tak mocny tytuł, bo do tej pory dystrybutorzy delikatnie dobierali japońskie tytuły, a były to głównie produkcje studia Ghibli. Problem z Jujutsu Kaisen 0: The Movie jest jednak taki sam jak z całym gatunkiem. Jeśli nie jest się fanem anime, nie obejrzało się serialu, to bardzo trudno zrozumieć konwencję, a po seansie zachwyt całej widowni. Niemniej fanów takich produkcji jest masa, bo sala była w sobotnie popołudnie wypełniona po brzegi. Multikino, to był strzał w dziesiątkę i czekamy na więcej!
Ocena: 10/10 (+1 za odwagę)
Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Multikino, która umożliwiła udział w seansie.
Niedawno pisaliśmy o sukcesie anime Belle, gdzie w główną rolę wcieliła się Daria Zawiałow. Jujutsu Kaisen 0 to jednak zupełnie inny temat, bo ekranizacji „shōnena” w polskich kinach nie mieliśmy chyba nigdy. Wydarzenie wyjątkowe, które promocyjnie wspierała tylko jedna sieć kin w naszym kraju. Czy była to dobra decyzja? W drugi dzień premiery nie było […]
Obserwuj nas na instagramie: