Ta piątka artystów to nowa jakość w polskim popie
Obserwuj nas na instagramie:
Podobno polska muzyka nigdy nie miała się lepiej. Sam nie jestem takim optymistą, bo… lubię pop.
Kiedy inni przekonują mnie, że jest super, odpowiadam, że polska muzyka, odkąd pamiętam, a chyba zwłaszcza ostatnio, cierpi na brak dobrych refrenów i solidnych hooków. Tego nie da się ukryć najfajniejszym brzmieniem wykręconym z wtyczki w Abletonie, czy jak śpiewał artysta Afrojax, nagrywaniem vintage’owo w mono.
Ale akurat ta piątka robi pop dzisiaj lepiej, niż ktokolwiek na polskim rynku. Na dodatek każdy z nich na swój własny sposób, mimo że wszyscy garściami czerpią z r&b. Niezależnie od tego, czy przyjmują podejście producenckie, czy autorsko-songwriterskie, czy walczą o znalezienie się w centrum głównego nurtu, czy wolą pozostawać na jego dalekich obrzeżach – efekty są tak samo obiecujące, więc warto śledzić każdy ich ruch.
Chloe Martini
Następca Private Joy nie będzie miał łatwego zadania, skoro już na debiutanckiej, ubiegłorocznej EP-ce Chloe Martini weszła na poziom światowy. Nie tylko sprawnie operuje arsenałem środków współczesnego r&b, łącznie z jego tendencją do powrotów do przełomu lat 90. i 00., jak i brzmieniami nu-disco i boogie-funkowymi, ale też zaskakuje w pełni rozwiniętym talentem kompozytorskim. Nie wiem, co robiła wcześniej Chloe Martini (choć wiem, że ma za sobą muzyczną edukację), ale rzadko zdarza się tak młody artysta, o którym nie trzeba mówić, że jeszcze się wyrobi. W muzyce Chloe czuć zamiłowanie do szlachetniejszych odmian mainstreamu i zdolność do przekładania go w swoją twórczość. Poza tym gra rewelacyjne sety.
Rosalie.
Kibicuję Rosalie. nie tylko dlatego, że jest z Poznania. Myślę, że to najbardziej obiecujący głos polskiego r&b, nawet jeśli wymaga kilku szlifów w repertuarze. Na razie nie ma go zresztą zbyt wiele, a ze znanych jej utworów zwłaszcza „Watching You” i nieco słabsze „This Thing Called Love” pokazują już, że stać ją na wiele. Zakochałem się w Rosalie. po perfekcyjnym, hipnotyzującym występie na Spring Break, na którym brzmiała i wyglądała, jakby urodziła się na scenie. Trzymam kciuki i czekam na pierwszą EP-kę.
Agi Brine
Test pierwszej EP-ki zaliczyła już, również związana z Poznaniem, Aga Bigaj, czyli Agi Brine – na piątkę z plusem. Największe wrażenie robi na mnie tym, że nie da się jej łatwo zakwalifikować jako jakiejś naśladowczyni, „polskiej odpowiedzi na”. To najwyraźniej dlatego, że – jak informuje na swoim Facebooku – „jest zaprawionym w bojach muzykiem, który dzięki doświadczeniu z gry w wielu projektach, zapoczątkował własny styl”. Ten styl pozwala łączyć jej środki singer-songwriterskiego popu z narzędziami współczesnego r&b, co samo w sobie jest świeżym rozwiązaniem. Promowane w materiałach prasowych określenie Tori Amos meets Aaliyah wydaje się całkiem trafne, choć myślę, że w muzyce Agi jest jeszcze miejsce na trochę więcej konkretów i bardziej zaskakujących brzmień.
Smolasty
Nie wspominam miło robienia arenbi po polsku, zwłaszcza męskiego, ale jeżeli twórczość Smolastego skojarzy wam się z Mrozu, to w sumie skumam, jeśli chodzi o pierwsze wrażenie. Wydany w tym roku Mr Hennessy Mixtape zdradza aspiracje do trzęsienia polskim mainstreamem i są one poparte znakomitym materiałem, który raczej plasuje jego autora bliżej Drake’a, niż jego poprzedników z Polski. Zatopione w pogłosach ambientowe beaty ze szkoły DJ-a Mustarda (choć Ryan Leslie też by się ich nie powstydził), zrobione przez samego Smolastego, jak i chwytliwe refreny, to coś, czego nie było w polskim popie (LSO to zjawisko, które jednak umyka takim klasyfikacjom). Mógłby tylko sobie odpuścić śmieszne wstawki o dupach i sukach, które jako dosłowne tłumaczenie bitches zza Oceanu, brzmią jak parodia takich tekstów. Z drugiej strony właśnie z tego powodu już czekam na reakcje z gatunku “Serio ci się to podoba?”, a tych już dawno nie słyszałem i to może być całkiem zabawne. Płyta z Warnera w drodze.
XXANAXX
W porównaniu do pozostałej czwórki, XXANAXX to już właściwie weterani polskiego popu, ale lansuję tezę, że ich drugi album FWRD to drugie otwarcie w karierze zespołu. Po mdłej, niezdecydowanej między h&m-owym popem, a chilloutowym nudziarstwem, debiutanckiej płycie, XXANAXX odnaleźli wreszcie idealną dla siebie, przebojową i ambitną jednocześnie formułę. Stąd na FWRD znalazły się numery, które mogą spodobać się miłośnikom barokowego r&b Hiatus Kaiyote (rozkoszna druga część refrenu „Meltdown”), bondaxowego uk-popu („Give U The World”, „Pseudoephedryne”), słuchaczom polskich stacji radiowych („Nie znajdziesz mnie”), a nawet tym, którzy jak autor tego artykułu, pamiętają i uwielbiają taki zespół jak Furia Futrzaków („Pod paznokciami”). Nie przypominam sobie od lat albumu o takich ambicjach, który na dodatek przez całą swoją długość trzymałby równie wysoki poziom.
“Pop to dla nas progres”. Wywiad z XXANAXX dla Rytmy.pl
Podoba Ci się ten artykuł? Polub Rytmy.pl na Facebooku
Podobno polska muzyka nigdy nie miała się lepiej. Sam nie jestem takim optymistą, bo… lubię pop. Kiedy inni przekonują mnie, że jest super, odpowiadam, że polska muzyka, odkąd pamiętam, a chyba zwłaszcza ostatnio, cierpi na brak dobrych refrenów i solidnych hooków. Tego nie da się ukryć najfajniejszym brzmieniem wykręconym z wtyczki w Abletonie, czy jak […]
Obserwuj nas na instagramie: