3 Doors Down świętuje 20-lecie debiutanckiej płyty. Poznaj fakty dotyczące “The Better Life”


17 lutego 2020

Obserwuj nas na instagramie:

Dla pokolenia dzisiejszych 30-latków 3 Doors Down to zespół formatywny. Przy ich przebojach rodziły się pierwsze miłości, przy nich też znosiło się znoje codzienności.

Podobnie jak wiele zespołów z przełomu wieków, tak też kwartet z Mississippi, silnie czerpał od swoich protoplastów z ery grunge’u, płynnie przenosząc gatunek w nową erę. Udało się to na tyle sprawnie, że kapela odniosła światowy sukces i ze świecą szukać tych, którzy nie zdzieraliby gardeł przy Kryptonite czy When I’m Gone.

Powód wspominania 3 Doors Down w 2020 roku jest jeden. Zespół celebruje 20-lecie swojej debiutanckiej płyty wyruszając w trasę koncertową, na której odegra zawartość albumu w całości. Jedna z dat na tym tournée obejmuje Polskę, a dokładniej warszawski klub Progresja, gdzie Brad Arnold wraz z kolegami zawita 23 czerwca. Z tej okazji rozebraliśmy sześciokrotnie pokrytą platyną płytę The Better Life na czynniki pierwsze i zdradzamy wszystkie ciekawostki na temat wydawnictwa.

Formowanie się 3 Doors Down

Rok 1994 był szczególny dla muzyki i wyznaczał koniec pewnej ery. To właśnie w kwietniu tego roku samobójczą śmiercią zginął Kurt Cobain, głos pokolenia. Był to cios dla muzyki rockowej, jak i dla muzyki w ogóle. Jednak wpływ Nirvany na powstające w kolejnych latach zespoły był ogromny. Tak zresztą Chris Henderson, gitarzysta 3 Doors Down, wspominał czas, kiedy po raz pierwszy usłyszał Nevermind, które wyszło spod rąk tria z Seattle:

Nie mogłem uwierzyć w to, jak świetnie brzmi ta płyta. Będąc fanem muzyki i producentem, uderzyło mnie, jak dobre są to piosenki, a kiedy usłyszałem je po raz pierwszy, całkowicie mnie to zdmuchnęło. Nie chodziło tylko o to, że utwory były doskonałe, ale o to, jak wszystko brzmiało. Czułem, że to album, który w swoim czasie stworzył nową generację i epokę muzyki w Ameryce i na świecie.

I tak oto w roku, w którym straciliśmy Cobaina zyskaliśmy jednocześnie grono jego muzycznych spadkobierców. To właśnie w 1994 roku trójka kumpli z miasteczka Escatawpa w stanie Mississippi zaczęła ze sobą grywać i zadebiutowała koncertowo na… podwórku kolegi, który urządzał przyjęcie dla znajomych. Tą trójką kumpli byli wokalista i perkusista, Brad Arnold, gitarzysta Matt Roberts oraz basista Todd Harrell. Nazwę dla swojej kapeli zaczerpnęli z zauważonego w Alabamie znaku mówiącego Doors Down, a że akurat było ich trzech należało już tylko skleić to w całość. Wtedy oczywiście jeszcze nie wiedzieli, że za sześć lat usłyszy o nich cały świat.

Od lokalnej rozgłośni do wielkiej wytwórni

Nim The Better Life ujrzało światło dzienne i nim faktycznie zapoczątkowało lepsze życie dla członków 3 Doors Down, musiał nastać okres przejściowy. Zespół początkowo mógł się pochwalić nagraniem piosenki Kryptonite, która wywołała spore emocje w lokalnej stacji radiowej Biloxi WCPR. To właśnie promocyjne wsparcie na jej falach wywindowało grupę do miana regionalnej supergwiazdy. Stąd już był tylko krok do wspięcia się na kolejne szczeble i sięgnięcia samego szczytu.

Do zespołu dołączył gitarzysta Chris Henderson (było to w 1997 roku), a trio przekształciło się w kwartet. Skład wkroczył do studia, a Arnold po raz pierwszy i ostatni pełnił na płytach 3 Doors Down podwójną rolę wokalisty i perkusisty. Kapela zaczęła przyciągać coraz to większe tłumy na swoich lokalnych występach i stopniowo rozszerzała swój zasięg poza Południe Stanów Zjednoczonych mając zabookowane koncerty w słynnych klubach w Nowym Jorku, takich jak CBGB. Tam też 3 Doors Down przyciągnęło uwagę Republic Records, spółki należącej do wytwórni Universal. Pod ich banderą muzycy na początku 2000 roku wydali swój debiutancki album The Better Life. Machina rozkręciła się na dobre.

Do dziś krążek pokrył się sześciokrotną platyną – czterokrotna platyna przyszła już w pierwszym roku od premiery. Pozostaje zatem najlepiej sprzedającym się wydawnictwem w dorobku grupy. Album promowały single Kryptonite, Loser, Duck and Run oraz Be Like That. Producentem całości był Paul Ebersold (Sister Hazel), zaś miksem zajął się Toby Wright (Alice In Chains, Metallica, Korn).

Hit 3 Doors Down powstały w głowie nastolatka

Przywoływany już tu utwór Kryptonite był kluczem do sukcesu grupy. Co ciekawe szkic kompozycji powstał w głowie Brada Arnolda, gdy ten miał zaledwie 15 lat. Nie miało to wcale miejsca w sali prób, a… na zajęciach z matematyki. Znudzony nastolatek siedział w ławce i wystukiwał palcami charakterystyczny rytm, który rozpoczyna numer. Po latach Arnold z uśmiechem wspomina tamten czas:

Bogu dzięki za gościa, który siedział przede mną. Zasługuje na osobne podziękowania na płycie. Byłem do niczego w matematyce. Mój nauczyciel o tym wiedział i nie zwracał sobie mną głowy. Wydaje mi się, że na lekcjach matematyki napisałem kilka tekstów do piosenek. W tej sali napisałem pewnie jakąś połowę The Better Life.

Tytuł kompozycji jest niczym innym, jak odniesieniem się do pięty achillesowej Supermana. Słynny heros z powieści obrazkowych miał tylko jeden słaby punkt. Jego nadprzyrodzone zdolności znikały, gdy ten miał styczność z kryptonitem, fluorescencyjnym kamieniem z jego rodzimej planety. Jednak samo znaczenie utworu nie jest wyrazem fascynacji przygodami trykociarza z komiksów wydawnictwa DC. Sam Brad Arnold przyznaje, że utwór opowiada o wsparciu:

Łatwo jest być przy kimś, kiedy ten ktoś jest dnie. Czy jednak kiedy jest dobrze czy ktoś też będzie przy mnie? To jest podstawowe pytanie, które zadaje ta piosenka.

Walka z uzależnieniem i utracone marzenia

Według portalu Setlist.fm, w którym można śledzić listy wykonywanych na żywo utworów danego artysty, Loser jest drugą najczęściej graną kompozycją na koncertach 3 Doors Down. Do teraz (luty 2020) zagrano ją 485 razy.

Utwór opowiada o koledze Arnolda z czasów, gdy był jeszcze nastolatkiem. Obaj wywodzili się z dobrych rodzin, ale wspomniany kumpel wpadł ostatecznie w sidła narkotyków. Zdaniem Arnolda bohater utworu przez pryzmat popadnięcia w uzależnienie postrzega siebie właśnie jako tytułowego przegrańca. To słowo ma wyrażać zwątpienie w samego siebie:

Na szczęście teraz radzi sobie o wiele lepiej. Znam wielu ludzi, którzy w jakiś sposób identyfikują tę piosenkę ze swoim życiem. Myślę, że każdy od czasu do czasu czuje się właśnie w ten sposób.

Z kolei z numerem Be Like That wiąże się inna historia. Brad Arnold napisał partie pod refren i zwrotki w zupełnie różnym czasie. Wokalista ostatecznie złożył je w całość. Jednak z racji tego, że umiejętność gry na gitarze jest mu niemal zupełnie obca, postanowił oddać liczącą zaledwie trzy akordy strukturę w ręce Chrisa Hendersona, by ją rozbudował i stworzył z niej faktyczny utwór. Tak też się stało. Tematyka piosenki może i nie jest szczególnie oryginalna, ale z pewnością bliska każdemu. Opowiada o podążaniu za swoimi marzeniami, a także o odkładaniu ich na bok i wiążącym się z tym żalem narastającym z każdą kolejną pajęczyną, którą stają się one okryte po latach.

Trudy i stres na planie

Jak już zostało wspomniane album promowały cztery single. Do każdego z nich powstał teledysk. Zespół po latach opowiedział przed kamerą jakie historie kryły się za powstaniem każdego z nich.

W klipie do Be Like That mamy do czynienia z sielskim obrazkiem. Scena w lesie, lato, czas beztroski. Okazuje się, że tworzenie teledysku nie było już wcale tak przyjemnym doświadczeniem. Zdjęcia kręcono pod Londynem, a na dworze było zwyczajnie zimno, choć aktorzy, jak i muzycy są ubrani na krótki rękaw. Słońce przedzierające się zza gałęzi drzew? To tylko wysoko ustawione lampy imitujące ciepłe promienie słoneczne.

Wideo do Kryptonite było pierwszym, jakie nakręcił zespół. W relacji Brada Arnolda z planu przewija się przede wszystkim jedno słowo – stres. Zdaniem wokalisty świetnie to widać w scenie kręconej na dachu budynku z początku teledysku. Muzyk dodaje, że sposobem na oswojenie nerwów były sekwencje kręcone w barze wypełnionym starszymi ludźmi przebranymi za superherosów. Bo skoro oni czują się swobodnie w takich kreacjach, to czemu on miałby się przejmować tym czy dobrze wygląda przed kamerą? O stresie wspomina także Chris Henderson wspominając klip do Loser, w którym każdy członek zespołu dostał swoje 5 minut, a oko kamery było skierowane tylko na niego. Dla gitarzysty 3 Doors Down było to wręcz paraliżujące doświadczenie. Jego zdaniem, doskonale oddaje to jego wyraz twarzy uwieczniony w tym właśnie teledysku.

W innym tonie utrzymane są wypowiedzi dotyczące obrazka do Duck and Run. Muzycy pracę nad nim wspominają jako miłą zabawę. To o tyle zrozumiałe, że sprowadza się on do zarejestrowania występu 3 Doors Down na scenie i poprzetykania całości urywkami z trasy koncertowej zespołu. Henderson wyznał, że z częścią ludzi, których poznał w tamtym okresie za kulisami ma kontakt po dziś dzień.

Śmierć Matta Robertsa

Nie sposób nie wspomnieć o tym smutnym fakcie. Współzałożyciel i gitarzysta zespołu odszedł z tego świata w wieku 38 lat w sierpniu 2016 roku. Wcześniej opuścił szeregi grupy w 2012 przez problemy zdrowotne. Wraz z 3 Doors Down zdołał nagrać pięć studyjnych albumów.

W dniu śmierci znajdował się w hotelu West Bend w stanie Wisconsin wraz ze swoim ojcem. To właśnie on jako pierwszy otrzymał tę druzgocącą wiadomość. Gitarzysta przygotowywał się do charytatywnego występu na rzecz weteranów. Matt ćwiczył na gitarze do ok. godziny 1 w nocy – wtedy widziano go żywego po raz ostatni.

Przyczyna zgonu? Przedawkowanie. Matt Roberts zmagał się z napadami niepokoju oraz uzależnieniem od leków przepisanych przez lekarza. Tym lekarzem był Richard Snellgrove, który został postawiony w stan oskarżenia za przepisanie muzykowi tabletek bez uzasadnionych celów medycznych. Roberts był pacjentem Snellgrove’a co najmniej od 2004 roku.

3 Doors Down w Polsce

Przypominamy, że zespół po siedmiu latach nieobecności w kraju nad Wisłą odwiedzi warszawski klub Progresja. Będzie to zarazem pierwszy od 17 lat klubowy koncert Amerykanów w Polsce. Wydarzenie zostało zaplanowane na 23 czerwca 2020 roku. Bilety na koncert można nabyć na stronie Biletomat.pl.

Dla pokolenia dzisiejszych 30-latków 3 Doors Down to zespół formatywny. Przy ich przebojach rodziły się pierwsze miłości, przy nich też znosiło się znoje codzienności. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery Spolsky […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →