The Libertines zapowiadają nowy album. Ma mieć „zupełnie inną energię”
Obserwuj nas na instagramie:
Co ciekawe, wydawnictwo powstaje na Jamajce. Niedawno zespół dowodzony przez Pete’a Doherty’ego i Carla Barâta można było zobaczyć w Polsce.
Początek gitarowej rewolucji
Do tej pory założony w 1997 roku brytyjski zespół nagrał trzy płyty. W październiku minęło równo 20 lat od wydania debiutanckiego Up the Bracket. Wyprodukowany przez Micka Jonesa z The Clash album sprawił, że The Libertines stali się jednym z najważniejszych młodych zespołów początku XXI wieku. Idealnie wstrzelili się też w muzyczną gitarową rewolucję, która wybuchła prawie równocześnie na Wyspach i po drugiej stronie Oceanu (choć wielu jako miejsce „podłożenia ognia” wskazuje Nowy Jork końca lat 90.). Drugi album The Libs, zatytułowany po prostu The Libertines z 2004 roku, był jedną z najbardziej oczekiwanych płyt tamtych czasów. Szczególnie gdy weźmie się pod uwagę ówczesne wybryki zespołu, głównie Pete’a Doherty’ego, nieobliczalnego i nadużywającego narkotyków współlidera formacji.
Koniec zespołu (i rewolucji)
Po wydaniu drugiej płyty i licznych konfliktach The Libertines zakończyli działalność, a muzycy kontynuowali muzyczne kariery w innych projektach. Skupiając się na tych najważniejszych, Pete stworzył Babyshambles, a Carl Dirty Pretty Things. Oba zespoły radziły sobie nieźle, ale muzyczna rewolucja zaczynała powoli dogasać. Nowa dekada szła mocniej w stronę hip-hopu, popu i powracającego r’n’b, a chłopcy z gitarami przestawali rozgrzewać publiczność. Zespoły rozpadały się jeden po drugim albo poszerzały pole gatunkowe.
Trzecia płyta
Sentyment do The Libertines jednak w ludziach pozostał. Pierwszy raz Pete i Carl połączyli ponownie siły w 2010 roku, grając, ku uciesze fanów, serię koncertów. W 2014 weszli do sali prób na nowo, co zaowocowało koncertem w londyńskim Hyde Parku, a potem kontraktem płytowym. Trzeci album, ten najmniej znany pt. Anthems for Doomed Youth, ujrzał światło dzienne we wrześniu 2015 roku. Od tego czasu The Libertines grali pojedyncze koncerty. W tym roku, przy okazji 20-lecia Up the Bracket, wrócili jednak na większą trasę. Zagrali też w Polsce – 4 listopada wystąpili w warszawskiej Progresji.
The Libertines w Warszawie
Kto widział Pete’a i spółkę na koncercie w Warszawie, ten wie, w jakiej są teraz formie. Dziś The Libertines ogląda się przede wszystkim na fali nostalgii – dla wielu to w końcu muzyczna duchologia i powrót do indie młodości. Widać też, że występowanie na scenie wciąż sprawia zespołowi frajdę. A sądząc po frekwencji w Progresji – wciąż się opłaca.
Pisanie i nauka piosenek
Pierwsze doniesienia o 4. albumie The Libertines pojawiły się w lipcu, kiedy Pete uchylił rąbka tajemnicy podczas festiwalu Glastonbury. Muzycy weszli do studia na Jamajce jeszcze przed europejską częścią trasy koncertowej. Doherty określił ten czas jako „produktywny”. Dodał, że wraz z Barâtem próbują pisać. Jak będzie brzmiał nowy materiał? Muzycy opowiedzieli o tym właśnie w nowym materiale wideo wypuszczonym przez portal NME:
Stworzyliśmy kilka nowych piosenek. Teraz cała nasza czwórka musi nauczyć się je grać, a potem napisać kolejne. Jeśli chodzi o brzmienie, chcemy pójść w zupełnie nową stronę. Zrobić coś, czego wcześniej nie próbowaliśmy. Szukamy czegoś z zupełnie inną energią niż wcześniej. Ale jeszcze nie dotarliśmy na satysfakcjonujący poziom.
The Libertines jak The Clash?
Na to, czy warto czekać na nowe wydawnictwo zespołu, trzeba odpowiedzieć sobie samemu. Jeśli zespół przed europejskimi koncertami spędził czas w studiu i zobaczyliśmy go już w Warszawie w wersji „rozgrzanej”, czeka go jeszcze sporo pracy. Także, co można wyczuć z powyższych wypowiedzi członków, nad nowym, sensownym materiałem. Pytanie tylko, co oznacza planowana „zmiana energii”. Czy zespół, podobnie jak ich idole z The Clash na płycie Combat Rock, zacznie wplatać do swojej punkowo-gitarowej muzyki elementy funku i reggae? To właśnie sugeruje lokacja nagrań. I jeśli pójdziemy takim tokiem rozumowania, cała sprawa brzmi intrygująco.
Co ciekawe, wydawnictwo powstaje na Jamajce. Niedawno zespół dowodzony przez Pete’a Doherty’ego i Carla Barâta można było zobaczyć w Polsce. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Początek gitarowej rewolucji Do […]
Obserwuj nas na instagramie: