“Stranger Things”: jeszcze nigdy nie było tak strasznie i tak wciągająco [recenzja]
Obserwuj nas na instagramie:
W Hawkins nie ma nudy. Podobnie w fabule czwartego sezonu Stranger Things, wbrew temu, co można było sobie pomyśleć, patrząc na długość odcinków. Akcja jest tak gęsta i tak dobrze zgrana, że podczas seansu wielokrotnie zdarza się podskoczyć z ekscytacji. A przecież o to chodzi, prawda?
Chodzi też o to, żeby przestraszyć, nawet bardziej niż do tej pory, na czym ewidentnie bardzo zależało twórcom serialu, braciom Duffer, w najnowszej odsłonie. To najbardziej posępny i najbardziej intensywny ze wszystkich dotychczasowych sezonów Stranger Things. Nie tylko w Hawkins nie ma nudy – dzieje się też w Kalifornii. Tam twórcy serialu przenieśli część akcji razem z Jedenastką i rodziną Byersów.
Rozdzieloną ekipę spotykamy sześć miesięcy po bitwie o Starcourt. Zmiana miejsca zamieszkania miała być nowym startem. Tymczasem Jedenastka zdaje się nie do końca odnajdywać w nowym miejscu. Na początku, niczym w Carrie, twórcy serwują nam szkolną dramę z Jedenastką. Ale nie, nie chodzi o szkolny bal, to nie ten czas w roku. Akcja przypada na przerwę wiosenną, która dla bohaterów i bohaterek ma być wytchnieniem, a staje się kolejnym w ich życiu koszmarem.
Stranger Things 4 – zwiastun
Akcja prowadzona jest wielotorowo z racji kilku miejsc wydarzeń. Oprócz losów nastolatków śledzimy też oczywiście choćby Joyce Byers, która dostaje informację o tym, że Jim Hopper żyje.
Stranger Things 4 – zło większe niż wcześniej
W tym czasie młodzi muszą stawić czoła złoczyńcy potężniejszemu niż zło, z którym mieli do czynienia do tej pory. Tajemniczy Vecna objawia się w podświadomości swoich ofiar – najpierw manipuluje ich umysłami, by potem zabić je w bardzo makabryczny sposób. Bohaterowie muszą znaleźć sposób na ochronienie nie tylko siebie, ale i całego miasta. Znowu zatem jesteśmy w podobnym punkcie, co w poprzednich sezonach, ale to się nadal nie nudzi. Tym bardziej że akcja jest zagęszczona do granic, nie przekraczając ich jednak i nie powodując poczucia przesytu. Bracia Duffer są tak dobrzy, że do tego całego zbiorowiska wielu wątków wcisnęli jeszcze motyw odwiecznej szkolnej walki mięśniaków z nerdami, i to bez żadnego zgrzytu. A do tego w dialogach nadal nie brakuje humoru i autoironii podkreślającej to, jak sprawnie twórcy posługują się gatunkowymi kliszami.
Poza tym jest mroczniej i bardziej brutalnie niż wcześniej. To najbardziej horrorowaty ze wszystkich sezonów Stranger Things.
Nastoletnie rozterki
Podobnie jak w poprzednich odsłonach, jest i miejsce na życie uczuciowe bohaterów i bohaterek. Choć akurat wątki z tym związane, z racji pędzącej akcji, muszą być odstawione na bok. Ich rozterki, rzecz jasna, są nieco inne – w końcu to już nastolatkowie, a nie dzieciaki, które poznaliśmy w 2016 roku. Randkują, zakochują się, szukają swojego miejsca na świecie.
Nie mam wątpliwości, że Stranger Things będzie największym hitem tego sezonu na Netflixie. Co więcej, to nadal najlepszy serial platformy. Widać, że serwis nie szczędzi funduszy na dopieszczanie swojej flagowej produkcji, która na każdym poziomie zachwyca wysoką jakością. Od strony wizualnej, po, co nie jest niespodzianką, ścieżkę dźwiękową.
W Hawkins nie ma nudy. Podobnie w fabule czwartego sezonu Stranger Things, wbrew temu, co można było sobie pomyśleć, patrząc na długość odcinków. Akcja jest tak gęsta i tak dobrze zgrana, że podczas seansu wielokrotnie zdarza się podskoczyć z ekscytacji. A przecież o to chodzi, prawda? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny […]
Obserwuj nas na instagramie: