R.O x Konoba: Nie ma znaczenia, skąd jesteśmy, wszyscy jakoś reagujemy na muzykę – wywiad

Obserwuj nas na instagramie:

Rewelacja ostatniego sezonu, czyli belgijski duet R.O x Konoba, już 4 lipca zagra na Firestone Stage w trakcie tegorocznego Open’er Festival.

W związku ze zbliżającym się wielkimi krokami koncertem R.O. x Konoba, postanowiliśmy zapytać ich o to, co uważają na temat muzyki elektronicznej: jej odbiorze w różnych krajach, trudności w tworzeniu czy relacji z innymi gatunkami.

R.O x Konoba – WYWIAD

Stanisław Bryś: Dużo Waszych piosenek ma nierozerwalny związek z elektroniką. Czy czujecie się przez to jak reprezentanci muzyki elektronicznej?

R.O x Konoba: Jeśli muzykę nazywamy elektroniczną wtedy, gdy zostaje stworzona z pomocą komputera, zdecydowanie tak. Korzystamy z sound designu, syntezatorów, nagranych wcześniej sampli, a do tego całej masy programów komputerowych, które zestawiają i łączą wszystkie ścieżki. Równocześnie używamy jednak dużo akustycznych dźwięków takich jak gitary, wokale, perkusje czy instrumenty na co dzień spotykane w orkiestrach. Słuchamy wielu różnych gatunków i jeśli wychwycimy w nich to, co lubimy, staramy się zaimplementować to w naszą twórczość. To dlatego, gdy posłuchasz naszego premierowego albumu, usłyszysz mnóstwo pomieszanych ze sobą stylów: pop, soul, trap, future, techno i wiele więcej. To pewnie taki miks czyni nas wyjątkowymi: niewielu innych artystów brzmi podobnie.

Z drugiej strony, to sprawia, że z marketingowego punktu widzenia jesteśmy twardym orzechem do zgryzienia. Przemysł, media i damy słuchacze lubią szufladkować artystów w znanych im kategoriach albo playlistach. Scena rapowa albo elektroniczna nie przyjmie nas do swojego grajdołka, bo nasza muzyka nie jest czystym rapem ani elektroniką. Z popem jest podobnie: nie podążamy utartą, mainstreamową ścieżką. Niekiedy faktycznie tworzymy popową piosenkę, ale uzupełniamy ją o tłusty drop, trapowy beat, a na sam koniec doprawiamy wszystko długim, instrumentalnym outro. Sprawdźcie piosenki I Need You With Me albo I Could Be, a sami się przekonacie.

W trakcie Waszego projektu 10 odwiedziliście wiele krajów, które – jak przypuszczam – mają różne podejście do muzyki elektronicznej. Jak taki styl jest postrzegany w odległych od siebie państwach pokroju Gruzji albo Japonii?

R.O x Konoba: Obecnie większość świata ma dostęp do platform streamingowych. Coraz to młodsze pokolenia same z siebie wybierają elektronikę i hip-hop. W Gruzji chociażby bardzo prężnie działa scena techno, którą ludzie pokochali z miejsca. Japonia kryje w sobie kulturalną różnorodność na wielu płaszczyznach i muzyka nie jest tu wyjątkiem. Wieczorem na ulicach Tokio znajdziesz kluby reprezentujące niemal wszystkie gatunki, także te, które dopiero co się krystalizują. W Kolumbii zauważyliśmy, że poza mainstreamowym EDM-em ludzie nie sięgają raczej po elektronikę, a słuchają mnóstwo reggaetonu z hip-hopem. W każdej piosence usłyszysz tam ten sam latynoski groove: my również wykorzystaliśmy go w utworze, który tam nagraliśmy.

A co z publicznością? Która z nich była najbardziej złakniona nowych brzmień?

R.O x Konoba: Niesamowita była publiczność w Gruzji, o której już wspomnieliśmy. Na każdym z koncertów słuchały nas tysiące, a do tego byliśmy headlinerami największego tamtejszego festiwalu. Zdaje się, że w Japonii ludzie byli na początku trochę nieśmiali: pewnie dlatego, że po prostu nas nie znali, ale na koniec setu wszyscy tańczyli jak szaleni. No i u Was, w Polsce, przyjęto nas równie ciepło. Kiedy na koncercie w Poznaniu zapowiedzieliśmy, że dziś są urodziny R.O., wszyscy zaczęli śpiewać piosenki typu 100 lat co najmniej przez trzy minuty, tak głośno, jak tylko umieli. To było super!

Wychodzi z tego prosty wniosek: muzyka elektroniczna ma swój własny, uniwersalny język.

R.O x Konoba: Muzyka sama w sobie jest uniwersalnym językiem. Możesz zasiąść z ludźmi z totalnie różnych krajów. Jeśli weźmiesz gitarę, zaczniesz grać i śpiewać, wszyscy mogą cię słuchać i kolejno – jeden po drugim – wciągną się w melodię. Podobna kwestia jest z muzyką elektroniczną: techno w każdym bicie ma jakiś kick. Tak szybko, jak usłyszysz jego powtarzalność, twoja głowa sama zacznie się kręcić. Repetycja wyzwala wewnątrz nas coś bardzo podstawowego. Nie ma znaczenia, skąd jesteśmy, wszyscy reagujemy jakoś na muzykę.

Biorąc pod uwagę techniczną stronę medalu, co sądzicie o tworzeniu muzyki elektronicznej w porównaniu do innych gatunków? Czy jest łatwiej, a może trudniej? Jak wpływało to na Waszą współpracę z zagranicznymi wykonawcami?

R.O x Konoba: Wracając do pierwszego pytania, możemy założyć, że każda muzyka stworzona przy pomocy komputera może być nazywana elektroniką. W tym rozumieniu łatwiej zaadaptować ją do różnych stylów i artystów. Skrzypek może przyjść do studia i zagrać kilka dłuższych dźwięków, które my możemy z całkowitą wolnością zmodyfikować, rozciągać i uplastycznić do pożądanej przez nas formy. Zdecydowanie łatwiej grać, mając oręże elektroniczne.

Za moment zagracie na Open’erze. Jakie show tym razem przygotujecie dla Polaków?

R.O x Konoba: Zmieniamy naszą setlistę każdorazowo w zależności od tego, gdzie i kiedy akurat gramy. Na Open’erze wystąpimy całkiem późnym wieczorem, dlatego chcielibyśmy postawić na coś bardziej tanecznego. W związku z tym te chilloutowe, akustyczne i łagodne piosenki zastąpimy żywszymi, elektronicznymi trackami. Zasadniczo przygotowujemy bardzo intensywne i energetyczne show, w którym muzyka będzie korespondować z widowiskiem świetlnym. Nie możemy się tego doczekać!

Rozmawiał: Stanisław Bryś

Rewelacja ostatniego sezonu, czyli belgijski duet R.O x Konoba, już 4 lipca zagra na Firestone Stage w trakcie tegorocznego Open’er Festival. Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery Spolsky połączeni w remiksie […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →