fot. materiały prasowe

Osłodź sobie gorycz życia razem z Marie – recenzja płyty „Babyhands”


01 marca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Babyhands to debiutancki album, w którym Marie zaprasza do wyjątkowego świata zabawy, wina i tańca, rozpoczynającego się wraz ze zmierzchem i kończącego z nadejściem świtu. Artystka przygotowała dziesięć nowych utworów, opowiadających historię o zauroczeniu, zagubieniu, szaleństwie i wolności.

Gotowi, do biegu – start!

Babyhands to pierwsze pełnowymiarowe wydawnictwo Julity Marii Kusy skrywającej się pod pseudonimem Marie. Album jest prawdziwym filmem pełnym niespodziewanych zwrotów akcji, czyhających na słuchaczy niespodzianek i emocji, które zabiorą nas w podróż po zagubieniu i szaleństwie. Ale po kolei…

Babyhands
Okładka albumu Babyhands/ fot. materiały prasowe

Kobiecość w słodko-różowych odcieniach

Przepiękne kryształowe żyrandole, świecące kandelabry i pary w dopasowanych do siebie strojach. Tak właśnie otwiera się przed nami album, który zaprasza nas do majestatycznego tańca. Walc (Amen, Papa) to dopiero pierwszy przystanek muzycznej podróży, jaki zaplanowała nam artystka. Nie stoimy na nim jednak sami, ponieważ w pewnym momencie ktoś zaburza nam nieco odbiór płyty. Podchodzi do nas bowiem nieznajomy jegomość, który wyrywa nas z letargu i brutalnie wywraca nasze życie do góry nogami za pomocą jednego spojrzenia. Od teraz albumu nie słuchamy już w samotności – obok nas siedzi bardzo dziwny i podejrzany typ, który buduje w nas coraz to większe napięcie.

Marie – Walc (Amen, Papa), posłuchaj!

Tę bardzo dziwną atmosferę podkreśla nam kolejny utwór Racuchy, który w popowych podskokach przenosi nas do kuchni. Ta cała egzystencja sprawiła, że trochę zgłodnieliśmy, ale bez obaw! W szufladzie mamy przecież idealny przepis na poradzenie sobie z takimi problemami. Odrobina alternatywnych brzmień połączona ze szczyptą metaforycznych zwrotów serwują nam prawdziwą ucztę. Niestety nie jest to jednak walka wyrównana, ponieważ z biegiem utworu poddajemy się słodyczy coraz bardziej i tak z każdym słowem jest jej coraz więcej, więcej i więcej i więcej i więcej…

Marie – Racuchy, posłuchaj!

Nagle ktoś z impetem puka do naszych drzwi. No nic, pora trochę otrzepać okruchy zjedzonych wcześniej ciastek, pączków i racuchów. Wchodząca nam do mieszkania LUNA z miejsca wprowadza lekki dreszczyk niepewności, która oddziałuje na nas coraz bardziej. Jedyne stwierdzenie, które pada z jej ust, to „zagrajmy w ciepło-zimno”. Kurde, myślę sobie – zebrało jej się na jakieś gry dla dzieci, kiedy to mam jeszcze cały słoik cukierków do zjedzenia. No ale nic – jest moją przyjaciółką, także pójdę jej ten jeden raz na rękę.

Nagle dziwna zabawa przeradza się w wulkan emocji i niepewności, które krążą wokół tematu dziwnego jegomościa. Ten nie jest już dla mnie przecież wielką niewiadomą – znam go. To on podszedł do mnie wczoraj na przystanku. Robi mi się coraz cieplej i cieplej, aż w końcu jest tak gorąco, że zaczyna mnie to parzyć. Czy ucieknę przed jego płomieniami? W sumie to phi, niezły wybór – wskoczyć w paszczę wilka, czy może spopielić się w trymiga?

Marie – Ciepło-Zimno (feat. LUNA), posłuchaj!

Dziewczyny poznały się i nagrały tę piosenkę jeszcze w ubiegłym roku. Śpiewają o sobie samych – o dwóch dziewczynach mających swoje własne, bardzo różne od siebie światy. Niby tak wiele ich różni, ale wystarczy jeden gest, aby zrodziło się coś pięknego. Wbrew temu, że stawia się je naprzeciwko siebie jako konkurentki – Luna i Marie stają ramię w ramię i łączą talenty.

– informują przedstawiciele Universal Music Polska.

Chyba wolę jednak trochę pożyć – wilki nie są przecież takie złe, prawda? W mojej głowie zaczyna się nagle tworzyć prawdziwy kolorowy teledysk z odrobiną brutalności, wyrzutów sumienia i ogromu kreatywności, który znowu myślami wraca do nieznajomego mi Pana. Trochę zajebiście, chociaż coś mi ciąży na umyśle. Nie wiem, czy to on, czy może to te zjedzone słodkości, ale coraz bardziej widzę, że coś tu nie gra. Czy ten bezbarwny Pan naprawdę wkradł mi się aż tak głęboko do moich uczuć?

Marie – Haribo, posłuchaj!

Haribo to jeden z moich ulubionych numerów na albumie. W pewnym momencie swojego życia bohaterka Babyhands poznała Pana Bezbarwnego, o którym jest ten utwór. To taki wyjątkowo nijaki typ. Chcieliśmy stworzyć coś, co będzie mogło przysłowiowo bujać. Od początku chciałam, żeby przy mojej muzyce można się było bawić i Haribo definitywnie robi robotę. Tempo jest zabójcze i przy nagrywaniu złamałam sobie język milion razy, ale było warto

– komentuje Marie.

Chociaż w sumie czemu ja się nim przejmuje? Co ja – jestem jakiś mebel, którym można pogrywać i przesuwać w dowolne miejsce? Jeśli już, to najpiękniejszy mebel, jaki świat widział. Co i tak nie zmienia faktu, że nie dam sobą pogrywać. Nie wystarczy jedno spojrzenie, by skraść mi serce. Tak łatwo to nie ma! Jeśli ktoś jeszcze raz spróbuje się dobrać do moich uczuć, to nie ukrywam, że z łatwością połamię mu nogi, zrobię pif paf puf, gleba gleba i bum, jep jep jep! Czy to jest dobry ruch? No ba! Z Marie się nie zadziera!

Marie – Najpiękniejszy mebel, posłuchaj!

Zasady i reguły nie powinny ograniczać tego co się czuje i myśli. Emocje to jedno, ale każde doświadczenie uczy nas przecież czegoś nowego i każdą słabość można przekuć w niebywałą siłę! Właśnie tak trzeba myśleć – wypijmy Do Dna za każdy najmniejszy błąd!

Marie – Do Dna, posłuchaj!

W narracji całego albumu Do Dna jest jedną z najważniejszych piosenek – opowiada o radzeniu (i nieradzeniu) sobie ze złamanym sercem. Właśnie dlatego poszliśmy w nieco mroczniejszy koncept – mamy kontrast pomiędzy dziewczyną, jaką jest główna bohaterka, a jaką chciałaby się stać i (koniec końców) się staje.

– pisze wokalistka.
Babyhands

Babyhands czystym fenomenem

I szczerze przyznam się tu Wam do jednego – po raz pierwszy w swoim życiu nie wiem tak naprawdę, co stworzyłem w tej recenzji. Jest to pierwszy album, który w swoim przekazie, uroczym flircie ze słuchaczem i wybuchową zawartością przesłodzonych metafor zabrał mnie w tak dziwną (naprawdę) podróż. Przy dosłownie każdej piosence tworzyłem sobie swój własny scenariusz, który był niczym serialowe ploty, które jak na szpilkach wyczekiwały kolejnych piosenek, by zobaczyć, co się stanie w następnych poczynaniach charakteru, który sami kontrolujemy. Dlatego też ta recenzja jest pomieszanym fikcyjno-życiowym materiałem, który utworzył się w mojej głowie od razu po pierwszym przesłuchaniu albumu. Oczywiście, nie spojleruje wam tutaj końcówki, ponieważ każdy z was dobierze do niej swoją własną paletę barw!

Nie wiem, czy o to Marie chodziło, ale uwierzcie mi, że przy okazji przesłuchania tego wydawnictwa na ponad 30 minut każdy z was obudzi w sobie słodko-gorzką Marie, która wpoi wam do głowy bardzo, bardzo wiele rzeczy. Z początku pomyślałem, że to, co właśnie usłyszałem, mogę porównać do kompilacji niesamowitej charakterności Mery Spolsky połączonej z cukrową delikatnością Sanah. Jednak powiem tutaj jedno – Marie jest jedyna w swoim rodzaju. To zupełny powiew świeżości na polskim rynku muzycznym, którego naprawdę jeszcze nie mieliśmy.

Ktoś z was pewnie powie – infantylne, ktoś odpowie przesłodzone, a ktoś doda – urocze. I tak, po części się zgodzę, ale dodam od siebie jeszcze – bardzo autentyczne. Tak, jako całokształt ocenić można samą Marie, a także jej nowy album. Mam jednak wrażenie, że dla każdego będzie to po prostu inna marka ulubionych słodkości. Oczywiście nie ma różnicy, czy wybór padnie na czekoladę, cukierki, a może wafelki – krążek, jak i sama Marie są fenomenem, który otwiera nam zupełnie nowe drzwi w przemyśle muzycznym. Brawo Marie! Naprawdę świetna robota i znakomite wydawnictwo!

Marie wyrusza w trasę koncertową

Słodka, ale ze szczyptą pieprzu. Taką porządną. Marie, jedna z najciekawszych wokalistek na polskiej scenie muzyki popularnej, stała się postacią coraz odważniej pukającą do drzwi polskiego mainstreamu. Jej koncerty to okazja aby usłyszeć zarówno nowe kawałki jak i te z dwóch wcześniejszych płyt. Niewątpliwie będzie to muzyczna uczta pełna słodkości! Bilety można zakupić za pośrednictwem Biletomat.pl.


Marie – Babyhands, posłuchaj albumu!

Babyhands to debiutancki album, w którym Marie zaprasza do wyjątkowego świata zabawy, wina i tańca, rozpoczynającego się wraz ze zmierzchem i kończącego z nadejściem świtu. Artystka przygotowała dziesięć nowych utworów, opowiadających historię o zauroczeniu, zagubieniu, szaleństwie i wolności. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →