Moje Rytmy #35: Black Radio
Obserwuj nas na instagramie:
Bohaterami kolejnej odsłony cyklu #MojeRytmy, jest indie rockowa grupa Black Radio. Jej członkowie podzielili się z nami swoimi wyjątkowymi inspiracjami. Sprawdźcie!
Zespół Black Radio tworzy pięcioro młodych chłopaków z Łodzi – Dawid Wajszczyk na wokalu i gitarze, Szymon Płaska na bębnach, Kamil Biadała na basie, Piotr Kłos na gitarze i Franciszek Stępień na instrumentach klawiszowych i gitarach. Na swoim koncie mają debiutancki album Gasoline Planet z 2016 roku i wiele innych sukcesów, a wśród nich między innymi występy na głównych scenach festiwalu w Jarocinie czy ówczesnego Przystanku Woodstock (dziś Pol’and’Rock).
Black Radio dementują plotki jakoby w Polsce miało brakować dobrej muzyki gitarowej. Nie brakuje i oni są tego żywym przykładem! Ich granie to indie rockowa liga światowa. Jeśli jeszcze ich nie znacie – koniecznie nadrabiajcie zaległości!
Tymczasem, sprawdźcie nasz wywiad z Black Radio w ramach cyklu #MojeRytmy w którym podzielili się swoimi inspiracjami!
#MojeRytmy: Black Radio – wywiad
Utwór, od którego wszystko się zaczęło
Piotrek: Ja wziąłem gitarę do ręki po usłyszeniu Cochise Audioslave. Tak mi się spodobało że postanowiłem nauczyć się grać. To był najsilniejszy, prowokujący do działania impuls w moim życiu. Stwierdziłem, że muszę nauczyć się grać za wszelką cenę.
Kamil: Green Day – American Idiot, ogólnie cała płyta. Wtedy zacząłem przygodę z basem i chciałem grać rocka na dużych scenach. Mimo upływu wielu lat, powstała wtedy chęć jest silna do dziś.
Szymon: Why don’t you get a job (The Offspring – przyp. red.) W ogóle cała Americana to jest pierwsza płyta, przy której biłem się z bratem. Byłem w niej turbo zakochany.
Franciszek: Już nie pamiętam, ale coś z Nirvana – Nevermind.
Dawid: Mi też ciężko powiedzieć. Muzyka była obecna w moim życiu od zawsze. Całe dzieciństwo słuchałem Elvisa (bo chciałem) i Mozarta (bo mama mi puszczała). Miałem film Amadeusz na VHS, który oglądałem codziennie, a do dziś nie powstał taki obraz o życiu Elvisa. Totalny nonsens, no nie? Jak mógł nie powstać taki film o Elvisie?!?!?
Album, który zmienił moje życie
Dawid: Dead Weather – Horehound, to taki album który mnie, jako czternastolatkowi ze szkoły muzycznej, otworzył oczy na wiele spraw. Nie ma w tym graniu żadnej poprawności, tylko dziki instynkt, wspaniałe zwierzęta. Wspaniali muzycy. Doznałem wtedy, że muzyka jest organicznie zrośnięta z każdą sferą życia. Nie chodzi w niej wyłącznie o uznanie filharmonijnych koneserów, ale ma towarzyszyć wszystkim ludziom i poruszać skrywane głęboko emocje, gniew, pożądania, obsesje… To, czego nie zdradzamy o sobie podczas „biurowych pogawędek”. Ma mówić o nas muzyka, z którą obcujemy. To jest jej misja, jedna z wielu.
Kamil: Pink Floyd – Dark Side of The Moon. Ta muzyka, w swoim wymiarze bardzo eksperymentalna, niecodzienna, dość intymna, zmieniła moje postrzeganie sztuki i świata. Floydzi zmotywowali moją wyobraźnię do wrzucenia piątego biegu. Kiedy słucham tej płyty, nasuwa mi się wniosek o absolutnej nieuniwersalności w odbiorze sztuki. Immanentną częścią dzieła, jego składnikiem jest obraz wykreowany przez odbiorcę. Ładunek dany przez artystę łączy się z interpretacją adresata, stymulowaną nierzadko osobistymi przeżyciami, w wyniku tej magicznej syntezy powstaje coś indywidualnego, osobliwego. Chyba dlatego kochamy muzykę, a ogólniej sztukę.
Franciszek: Jest niewiele albumów, które jako całość zrobiły na mnie takie wrażenie jak QOTSA – …Like Clockwork czy Glass Animals – ZABA. Nie wiem czy jakieś albumy w znaczący sposób zmieniły moje życie, ale jeśli tak to pewnie wśród nich znajdują się te płyty.
Piotrek: Pamiętam jak bardzo męczyłem pierwszą płytę Rage Against The Machine, będąc zachwyconym pokręconymi brzmieniami i agresywnymi riffami. Później mój gust powędrował w kierunku grania bardziej melodyjnego, lecz wciąż opartego na wyrazistym groovie. Zatrzymałem się przy albumach Soundgarden (zwłaszcza Superunknown), które zafascynowały mnie daleko- i blisko-wschodnimi akcentami idealnie oprawionymi w grunge. Uważam, że te właśnie płyty były dla mnie najważniejsze.
Szymon: Led Zeppelin II. Płyta ta zmieniła sposób w jaki postrzegałem grę na bębnach. Był to przełomowy dla mnie moment. Zrozumiałem, jak istotne w muzyce rock n’ rollowej jest granie triolowe, które Bonham tak gęsto wciskał w swoich zagrywkach. Poza tym to płyta-killer. Same kozackie numery.
Płyta, której kiedyś nie lubiłem, ale doceniłem ją po latach
Dawid: Uwaga, skandal! Pink Floyd The Wall. Słowo daję, nie lubiłem tej płyty, a to dlatego ,że poznałem ją po prostu za wcześnie, mając chyba 11 lat. Wówczas ta muzyka wydała mi się złowieszcza i mroczna, dużo mroczniejsza niż black metalowi przebierańcy z kolcami na głowach, złowrogo spoglądający z okładek prasy okołorockowej na wystawkach kiosków. W połączeniu z filmem The Wall przerosło mnie to wówczas emocjonalnie, w efekcie czego długo nie sięgnąłem po Floydów…
Kiedy parę lat później ja i The Wall spróbowaliśmy jeszcze raz, oprócz wspaniałej muzyki dostałem również możliwość lepszego poznania siebie, bo mogłem z perspektywy czasu dostrzec co mnie tak przerażało w tych utworach. Z tej płyty emanuje głęboka i nieukojona rozpacz, jakaś osobista tragedia i przerażenie samotnej istoty. Miałem tego wtedy wystarczająco w domu, jak się później dowiedziałem, u Rogera Watersa było podobnie.
Franciszek: Album, który na początku nie przypadł mi do gustu to Slipknot – IOWA. Mimo to, co jakiś czas próbowałem do niego wracać. Za każdym razem odkrywałem w nim wartości, których wcześniej nie umiałem docenić.
Szymon: O.S.T.R. – Jazzurekcja. Klimatycznie trochę odbiegam tutaj od rocka, ale słucham również hip-hopu. Nic nie poradzę. :P Będąc trochę młodszym, nie podobały mi się sample z tej płyty, ale z perspektywy czasu myślę że wtedy nie byłem wystarczająco dojrzały. Teraz osłuchałem się z masą gatunków, w tym również jazzem, co pozwoliło mi docenić kunszt tego krążka.
Piotrek: Tore Down House. Album Scotta Hendersona, niegdyś nazbyt często słuchany przez mojego tatę-miłośnika bluesa. Chyba musiałem dojrzeć i przede wszystkim nauczyć się grać na gitarze, żeby zrozumieć z jakim złotem miałem do czynienia. Dzisiaj jest to dla mnie wyznacznik funkowo-bluesowego czadu. Jeden z najlepiej brzmiących Stratocasterów i wspaniała Thelma Huston, która zaśpiewała do kilku piosenek na tym albumie (polecam Xanax), to tylko niektóre z powodów, dla których obecnie umieszczam tę płytę w swoim top 10.
Kamil: The Doors – The Doors. Kiedyś tej płyty naprawdę, szczerze nie mogłem najnormalniej w świecie znieść, co najwyżej mogłem znieść ją do piwnicy. Piwnicy nie miałem i… i bardzo dobrze, bo po wielu latach spojrzałem na półkę i postanowiłem przejść przez te drzwi ponownie. Nie potrafię powiedzieć dlaczego kiedyś w ogóle nie, a dziś już bardzo tak. Cieszę się jednak z własnego oprzytomnienia. Dziś Doorsi jeżą mi włosy wszędzie i wszędzie, i zawsze.
Utwór, którego nie chcę już więcej słyszeć
Dawid: Całe disco polo, w sumie to jeden utwór, wciąż ten sam.
Piotrek: Disco polo. Nie chcę. Nie mogę. Szkodzi mi.
Szymon: Metallica – Fuel. Przez dość długi czas był ustawiony jako mój budzik… Nie muszę chyba tłumaczyć czemu go nie znoszę.
Album, którego słucham najczęściej
Dawid: Ja mam takie fazy na płyty, że jak już się w jakiejś zanurzę to zazwyczaj po uszy i nic innego dla mnie wtedy nie istnieje. Miałem wiele takich zamkniętych związków, ale najdłuższe to Elephant White Stripes, Alladin Sane Bowiego, Consolers of The Lonely Raconteurs’ów, niedawno było Arctic Monkeys i Tranquility Base Hotel and Casino, ale teraz już Boarding House Reach Jacka White’a– cykl trzeci. Wbrew zasadom dzisiejszego rynku, kocham albumy i uważam je za potrzebne, żeby te nasze ukochane single miały jakiekolwiek zaplecze, bo ile można nakłamać, kiedy się cytat pozbawi kontekstu? W dzisiejszej Polsce sporo się można o tym dowiedzieć.
Szymon: QOTSA – …Like Clockwork. Mogę słuchać tej płyty bez względu na nastrój. Czy jestem smutny, czy wesoły. Jeśli akurat nie mam pomysłu czego mógłbym posłuchać, …Like Clockwork jest zawsze trafnym wyborem. Wyjątkiem jest tylko moment kiedy jestem wku***ny. Wtedy słuchać mogę tylko ciszy.
Franciszek: Zwykle słucham płytę tyle razy, ile potrzebuję i rzadko do niej wracam, nie odtwarzam tym samych albumów w kółko, wolę odkrywać i szukać nowych rzeczy. Płyty wspomniane w poprzednich odpowiedziach, są pewnie jednymi z tych, które przesłuchałem najwięcej razy.
Piotrek: Co jakiś czas zatrzymuję się na dłużej przy jednej płycie i puszczam ją w kółko, a czasem ograniczam się do jednej piosenki. Bywa, że ciężko jest mi się wyrwać z takiego amoku i dopuścić do siebie coś nowego, ale wiem, że muszę to robić, bo rutyna jest wrogiem kreatywności. Są jednak pozycje do których nigdy nie przestanę wracać. Wspomniane Superunknown, Tore Down House Scotta Hendersona, Era Vulgaris Queens of the Stone Age, czy Great Western Valkyrie Rival Sons, to tylko niektóre z nich.
Moje muzyczne guilty pleasures
Dawid: Wszystko to, co włączamy sobie w busie wracając z trasy. Wiesz, jest taki moment kiedy siadamy wszyscy i puszczają nam totalnie hamulce, robimy sobie jaja, bo potrzebujemy pewnego rozprężenia. Takie szlagiery, które nam towarzyszą to na przykład Toxic Britney Spears, Maneater Nelly Furtado, albo kawałki Chrisa Cornella z Timbalandem. Chociaż nie mogę tutaj wymuszać odpowiedzialności zbiorowej, bo kiedy wdrażamy kusturicowską rubaszność przy Śpij Kochanie Śpij, Franciszek najczęściej udaje, że nas nie zna. Ale czy można o płycie Kayah & Bregovica powiedzieć, że to jest guilty pleasure?
Szymon: Bawi mnie Pisarz Miłości braci Figo Fagot. :P
Franciszek: Komercyjny pop. Staram się na bieżąco obserwować produkcje topowych producentów, przydaje się to też w mojej pracy. Nie uważam tego za „guilty pleasure”, ale najbardziej pasuje do pytania.
Kamil: Chłopcy będą się ze mnie śmiali, ale czasami lubię dżez i około dżez, poza tym dziewczyny lubią jak do wina puszcza się dżez. Konieczne muszę wspomnieć o Łąki Łan. Uwielbiam także klimaty latynoamerykańskie, najchętniej rodem z Kuby. Do kompletu dorzucam także nie małą dawkę muzyki poważnej (klasycznej). Znakomitą cechą muzyki jest jej stylistyczna różnorodność, nie oznacza to oczywiście, że każdy funkcjonujący dziś lub wcześniej styl powinien być dopuszczony do obiegu…
Najlepszy koncert, na którym byłem
Franciszek: Jeszcze na taki czekam. Ciągle nie miałem okazji zobaczyć QOTSA na żywo.
Piotrek: Nie byłem na wielu, ale wspaniale wspominam Life Festiwal Oświęcim z 2014 roku, gdzie miałem okazję na żywo zobaczyć nieodżałowanego Chrisa Cornella wraz z Soundgarden.
Szymon: Royal Republic w Stodole. Ci goście wiedzą jak obchodzić się ze sceną. Rzetelne rockowe granie i właściwy kontakt z publiką. Jak prawie nigdy nie tańczę, tak będąc na nich bujałem się przez cały koncert.
Kamil: Wiem, to pewnie narcystyczne i w ogóle nie o to chodziło, ale moje ulubione koncerty – to nasze koncerty. Zawsze wolę być na scenie, niż pod sceną. Kiedy jestem na koncercie w roli słuchacza, zazdroszczę tym którzy właśnie dają czadu. Chyba takie zawodowe zboczenie.
Film, który każę obejrzeć moim dzieciom
Dawid: Bez obaw, zaczniemy od Home Alone, ale potem to już Kubrick, Scorsese, Lynch i Ford Coppola, Milos Forman i Polański… Jest masa wspaniałej sztuki na świecie, nie da się wytypować jednego obowiązkowego filmu, tak jak nie można w kółko karmić się tym samym. Dieta musi być zbalansowana, ta dla duszy i ta dla ciała, tego przede wszystkim chciałbym nauczyć jakiekolwiek dzieci.
Franciszek: Nie potrafiłbym wybrać. Zamiast tego, każdemu zainteresowanemu mógłbym polecić film, który pod wieloma względami jest dla mnie wyjątkowy: Stanley Kubrick – 2001: A Space Odyssey.
Piotrek: Bez wątpienia Forrest Gump. To bardzo pouczająca historia, o tym, że nie ma rzeczy niemożliwych. To właśnie chciałbym przekazać moim dzieciom.
Kamil: Zdecydowanie Lot Nad Kukułczym Gniazdem z Jackiem Nicholsonem, świetne kino Milosa Formana. Zakręcona, inteligenta, zaskakująca, wciągająca, ale też momentami wzruszająca historia kilku wariatów z oryginalnego psychiatryka. Po seansie czułem, jakbym chciał być częścią tej załogi, myślę, że wielu może mieć podobnie.
Szymon: Gran Torino z Clintem Eastwoodem w roli głównej. Film pokazuje jakie wartości są naprawdę ważne w życiu. Polecam obejrzeć go każdemu. Top 3 moich ulubionych filmów wszech czasów.
Film, w którym chciałbym wystąpić jako postać
Szymon: Rambo. Chciałbym zagrać Rambo.
Dawid: Jeśli byłbym aktorem, chciałbym zagrać Jokera. Każdy kto mnie zna, powie Ci, że nie ma dla mnie lepszej roli i że to fatalny pomysł.
Franciszek: Serial animowany BoJack Horseman.
Piotrek: Królestwo niebieskie. Wspaniały film z pięknymi kadrami i ważnym przesłaniem, który zawsze oglądam z zapartym tchem.
Popkulturowe zjawisko, które lubię trochę za bardzo
Dawid: Gwiezdne Wojny, chociaż uznaję tylko 6 epizodów. Gdybym nie poświęcił się muzyce, zostałbym rycerzem Jedi. W wielu aspektach dostrzegam podobieństwa. Mówiąc już całkiem poważnie, choć na co dzień powoduje mną potrzeba obcowania z dziełami, powiedzmy, innego pułapu, źle znoszę długą nieobecność w teatrze czy literacką abstynencję, a Kwiaty Zła dawkuję sobie zamiast Gry o Tron, to zdarza mi się biegać po domu wydając odgłosy miecza świetlnego i co jakiś czas oglądam całą sagę. To samo mam z komiksami Marvela i DC.
Franciszek: Star Wars.
Piotrek: Alien! We wszystkich odsłonach (filmy, komiksy, gry). Tajemnicza i przerażająca postać Obcego to coś, co zawsze przyprawiało mnie o gęsią skórkę. H.R. Giger, twórca Aliena, doskonale zespolił ze sobą wiele elementów wywołujących pierwotny lęk u odbiorcy, jednocześnie sprawiając, że całość intryguje stając się w rezultacie niezwykle interesującą. Gdy wspominam swój pierwszy seans Ósmego pasażera Nostromo, to odruchowo wstrzymuję oddech i sprawdzam położenie mostka.
Bohaterami kolejnej odsłony cyklu #MojeRytmy, jest indie rockowa grupa Black Radio. Jej członkowie podzielili się z nami swoimi wyjątkowymi inspiracjami. Sprawdźcie! Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Zespół Black Radio […]
Obserwuj nas na instagramie: