Mainstream skrojony na miarę – wywiad z zespołem Bloo Crane
Obserwuj nas na instagramie:
Bloo Crane to nowi przedstawiciele gatunku electropop na polskiej scenie. W rozmowie z duetem rozmawiamy o przepisie na sukces i czynnikach, które o nim zadecydowały. Sprawdźcie!
Bloo Crane taneczny debiut, z duszą
Bloo Crane to świeżo upieczeni debiutanci wytwórni Kayax. Ich, wydany kilka tygodni temu album Bloo Feelings, to tytułowy mainstream skrojony na miarę. Przebojowy, ale nie kiczowaty electropop, z duszą i brzmieniem na najwyższym, światowym poziomie.
Jak z pozycji początkującego artysty wskakuje się na tak wysoki poziom? Tę kwestię rozpracował już po części Hubert Grupa w recenzji debiutanckiego krążka Bloo Crane, która ukazała się na muno.pl. My dopytaliśmy o kilka dodatkowych kwestii u źródła.
O debiutowaniu w czasach pandemii, koncertach dla kilku tysięcy osób, przepisie na sukces i tym, jak sytuacje społeczne mogą wpływać na twórców rozmawiamy z Michałem Polańskim oraz Krzysztofem Kołodziejczykiem z Bloo Crane.
Bloo Crane – wywiad
Weronika Szymańska: Jak Wam się debiutuje w takich dziwnych czasach i niezbyt sprzyjających okolicznościach? Ciężko pytać, czy odczuliście różnicę, bo debiutuje się raz i nie macie porównania, ale myślicie, że mogłoby to wyglądać inaczej w trochę lepszych czasach?
Krzysztof: Na pewno byłoby łatwiej pod tym względem, że dla zespołu, który debiutuje, główną siłą napędową w kontekście znajdowania nowych fanów są koncerty, a teraz tych koncertów nie możemy za bardzo grać, przynajmniej nie w takiej liczbie jak w “normalnych czasach”. To jest dla nas spore utrudnienie, ale też dla innych osób, które tworzą muzykę i siedzą w tym przemyśle. No i w ogóle dla wszystkich…
Bloo Crane: spełnianie marzeń o wielkich scenach
Zimą zdążyliście jeszcze zagrać parę supportów i to były dosyć duże koncerty. Czy konfrontacja materiału, który wtedy mieliście, z publicznością na żywo sprawiła, że coś się jeszcze zmieniło na tej ostatniej prostej domykania albumu?
Michał: To już był moment, w którym mieliśmy gotowy album i ja nagrywałem tylko wokale, więc na płycie nic się już potem nie zmieniało.
Krzysztof: Te koncerty też wypadły chyba dobrze i nie mieliśmy poczucia, że nie możemy się tym podzielić ze światem, bo będzie jakiś wielki niewypał. To, co graliśmy podczas tamtych koncertów, było już w zasadzie materiałem, który znalazł się na naszym debiucie.
Jak w ogóle wspominacie te koncerty? Debiutanci rzadko mają okazję zagrać dla tak dużej publiczności, w takich kultowych miejscach, jak Stodoła, Wytwórnia, czy Tama. Widzicie się też w takich miejscach solo z własnymi koncertami?
Krzysztof: Myślę, że to jest jednym z naszych marzeń, żeby znaleźć się w takim miejscu jak największe, polskie gwiazdy. Dla nas to było wielkie przeżycie, bo wcześniej zagraliśmy tylko kilka mniejszych koncertów w ramach projektu My Name Is New. Największym był w zasadzie nasz pierwszy koncert na Spring Breaku w zeszłym roku, gdzie było około stu osób. Jak się zestawia to z doświadczeniem grania na wielkiej scenie, przed wielkimi gwiazdami i przed dwoma tysiącami ludzi, to wydaje mi się, że wypuściliśmy się trochę na głęboką wodę i na pewno było po nas widać, że byliśmy zestresowani. Z drugiej strony sądzę, że w przyszłości to zaprocentuje. Już jak graliśmy w te wakacje na jedynym dotychczas, wakacyjnym koncercie w Stodole, to czuliśmy się o wiele bardziej swobodnie na scenie i chyba też o to chodzi.
Bloo Crane: o dwóch wrażliwościach muzycznych, które spotykają się na Bloo Feelings
To teraz powiedzcie mi, jak Wam się udało zebrać na jednym albumie 10 świetnych hitów? Dla mnie ta płyta nie ma słabych momentów, po prostu przebój za przebojem. I nie skipuję!
Krzysztof: To chyba jeden z największych komplementów, które można powiedzieć w tych czasach, że się nie skipuje. :D Nawet ja jak słucham muzyki w streamingu, to przez fakt, że wszystko jest tak łatwo dostępne, też się rozleniwiam i przyłapuję się na skipowaniu, więc dziękujemy!
Michał: Myślę, że my jesteśmy po prostu takim brzmieniem. Krzysiu ma w sobie jakieś brzmienie i ja mam w sobie jakieś. Ten album jest połączeniem i odzwierciedleniem tych dwóch wrażliwości muzycznych.
No właśnie, słuchacie na co dzień zupełnie odmiennej muzyki. Zastanawiam się jakiej, bo to może dać fajny rzut na to, co wyszło z połączenia tych Waszych różnych inspiracji.
Krzysztof: Ja słucham bardzo dużo różnej muzyki, ale jak ją tworzę, to nie myślę w ten sposób, że chciałbym stworzyć kawałek w takim, czy innym stylu. To dość naturalnie wychodzi. Dużo słuchałem wtedy undergroundowej, klubowej muzyki z wysp brytyjskich, sporo RÜFÜS DU SOL na przykład. Wydaje mi się, że to gdzieś tam słuchać, ale jakiejś konkretnej inspiracji nie miałem.
Michał: Ja słucham dużo popu, r&b i wychowywałem się na tej bardziej komercyjnej muzyce lat 90. i początku 2000. Patrzyłem godzinami w ekran telewizora, gdzie widziałem na przykład Ushera, Destiny’s Child, The Black Eyed Peas i tak dalej. Do dzisiaj mi to zostało, dalej tego wszystkiego słucham. Przez to, że otaczałem się tak bardzo muzyką anglojęzyczną, to łatwiej i bardziej naturalnie przychodzi mi pisanie swoich teksów i dodawanie tego mojego stylu do naszych numerów.
Dostajecie też dużo feedbacku ze skojarzeniami z tego co obserwuję i pewnie nie będę oryginalna jak powiem, że gdy usłyszałam Was po raz pierwszy to od razu pomyślałam “O rety, przecież to Olly Alexander!”, którego zresztą bardzo lubię. Ale zastanawiam się, które z tych porównań Wam najbardziej schlebiają. Może mieliście jakiś punkt muzyczny, do którego się odnosiliście, albo chcieliście go trochę doścignąć i słuchacze Wam teraz mówią, że to się udało?
Krzysztof: W zasadzie każde takie porównanie do wielkiej gwiazdy jest komplementem. To jest miłe, że ludzie słyszą jakieś podobieństwa, bo skoro porównuje się nas na przykład do Years & Years to możemy to potraktować tylko jako komplement. Widziałem też porównania do Odeszy, The Weeknd – to jest dla nas coś, co motywuje do dalszej pracy. Oczywiście wiadomo, że każdy artysta chce być unikalny i żeby to do niego ewentualnie się porównywało w przyszłości, ale te wszystkie dotychczasowe porównania, zwłaszcza dla debiutantów, to raczej miła sprawa.
Bloo Crane: przepis na sukces?
Co trzeba zrobić, żeby podpisać kontrakt z Kayaxem – największą polską wytwórnią? Pytam, bo startowaliście z projektu My Name Is New, gdzie takich, jak Wy, jest naprawdę wielu, a tylko kilku udaje się finalnie wydać album pod szyldem wytwórni.
Krzystof: Sami chcielibyśmy wiedzieć jaki jest na to przepis. W zasadzie można by to skrócić do tego, że tworzyliśmy swoją muzykę, kogoś tam chcieliśmy nią zainteresować, komuś się ona spodobała i tak wyszło. Oczywiście włożyliśmy też mnóstwo pracy w to, żeby ta muzyka brzmiała jak najlepiej, ale jeżeli ktoś oczekiwałby, żebyśmy podali teraz jakiś szybki przepis na kontrakt z wytwórnią, to, poza zawsze potrzebną, wielką dawką szczęścia i jakimś zrządzeniem losu, mogę tylko powiedzieć, że po prostu potrzeba dużo pracy.
Czasami słucham jakichś dużych artystów, którzy mówią – jeżeli coś kochasz, to to rób i na pewno Ci się uda. Wydaje mi się, że to jest trochę robienie krzywdy ludziom, bo jest mnóstwo rzeczy, które od nas nie zależą i chociaż możemy być świetni, z jakiegoś powodu to może nie wyjść i nie uda się nam na przykład podpisać takiego kontraktu. Sam fakt, że teraz wydajemy w takich czasach, w jakich wydajemy, jest też dobrym przykładem tego, że istnieje mnóstwo wypadkowych, które wpływają na to, czy komuś się uda, czy ktoś może mieć szanse na odniesienie sukcesu. Gdybyśmy wydali ten album rok temu, rozgłos mógłby być od razu ogromny z jakiegoś powodu, a że wydajemy w okresie pandemii, to mamy ograniczone możliwości promowania się. Nie chcę, żeby to zostało zrozumiane tak, że zabijam czyjeś marzenia, bo totalnie nie o to chodzi. Trzeba na pewno bardzo ciężko na to pracować, ale należy też mieć świadomość, że pomimo starań przebicie się do szerszego grona odbiorców może się nie udać.
Taka myśl z tyłu głowy nie działała jakoś ograniczająco?
Krzysztof: W moim przypadku, co by się nie działo, czy bym pracował w korporacji, czy robiłbym jakieś badania, czy cokolwiek innego, to i tak bym tą muzyką się zajmował, bo po prostu to kocham i jest to moja życiowa pasja. Więc w tym sensie ograniczająca nie jest. Być może jest to bardziej frustrujące, bo długo nad czymś pracujesz i nic z tego nie wynika.
Bloo Crane: brzmienia, których nam brakowało
To ja Wam powiem, co mi się wydaje, że trzeba zrobić, żeby taki kontrakt zdobyć w Waszym przypadku. Myślę, że takiego czegoś na polskiej scenie po prostu jeszcze nie było i brakowało. Hubert Grupa pisał o tym recenzji Waszego albumu na muno.pl, że zrobiła się pewna luka w polskim elektropopie, bo wszystkie te zespoły w pewnym momencie skręcały bardziej albo w pop, albo w alternatywę, albo jakiś totalny underground, a nie mamy wciąż takiego składu, który utrzymywałby się w mainstreamie, ale robił to ciekawie i z produkcją na wysokim poziomie. Mam też wrażenie, że mimo tych wszystkich beznadziejnych okoliczności, to też może być dla Was dobry moment, bo ludzie właśnie takich brzmień dziś potrzebują. Wystarczy zerknąć jak dobrze radzą sobie nowe albumy Dua Lipy, czy Jessie Ware, utrzymane w podobnych, klubowych klimatach. Czujecie się trochę prekursorami takich tanecznych, przebojowych i międzynarodowych brzmień w Polsce?
Krzysztof: Szczerze mówiąc, jak już usiadłem na spokojnie w domu nad tą płytą, gdy już była gotowa i jej posłuchałem, to też miałem wrażenie, że być może wciśniemy się w jakąś lukę. Ale potrzebujemy chyba jeszcze czasu, żeby zobaczyć, czy tak faktycznie będzie, bo minęło dopiero kilka tygodni od premiery, więc jeszcze sporo pracy przed nami.
Album jest nagrany w całości po angielsku – są plany, żeby uderzyć z nim też za granicę?
Michał: Fajnie by było, ale teraz jest jeszcze ciężej, żeby coś zrobić w tym kierunku, więc czas pokaże pewnie.
Krzysztof: Oczywiście, chcielibyśmy. Plus tego, że piszemy po angielsku jest taki, że możemy faktycznie próbować dotrzeć też do słuchaczy i słuchaczek za granicą, ale zdajemy sobie sprawę, że jest to bardzo trudne i potrzeba pewnie jeszcze więcej szczęścia niż przy podpisywaniu kontraktu. Długa droga jeszcze przed nami z tym tematem.
Chciałam się też na chwilę zatrzymać przy Waszych klipach. Wyszły na razie dwa i oba są nagrane w znanych, lubianych i chętnie uczęszczanych miejscówkach w Warszawie, związanych właśnie z rozrywką i dobrą zabawą, czyli Kosmos Muzeum i ISKRA Pole Mokotowskie. Mieliście jakąś koncepcję na te lokalizacje i chcecie to pociągnąć dalej?
Michał: To wyszło bardziej przypadkowo. Zazwyczaj jak pracowaliśmy, to dawaliśmy swoje pomysły, jak chcielibyśmy, żeby te klipy mniej więcej wyglądały. Potem szukaliśmy miejsc i innych rzeczy, żeby to ubrać w całość. To jak one finalnie wyglądają jest też sprawką naszego teamu. Za każdym razem pracowało nad tym trochę osób. Kosmos to był pomysł naszego teamu z wytwórni i fotografa, ISKRA też była pomysłem wytwórni i naszej managerki. Zawsze ktoś nam w tym pomaga i dodaje coś od siebie.
Bloo Crane: o wpływie sytuacji społecznej na twórczość
Chciałabym też porozmawiać o czymś istotnym, bo wydaje mi się, że znaleźliśmy się w czasie, kiedy takie tematy poruszać trzeba i należy o nich głośno mówić. Najpierw Wasz utwór Head in the sky trafił na składankę Kayaxu Music for queers and queens. Teraz poruszacie też temat odkrywania swojej seksualności na albumie Bloo Feelings. Domyślam się, że to, co się ostatnio dzieje wobec środowisk LGBT+ nie jest Wam obojętne. Jak się odnajdujecie w tych przykrych realiach i jak to na Was wpływa też muzycznie, bo podejrzewam, że Wasza wrażliwość artystyczna też jest w różny sposób przez takie sytuacje poruszana?
Michał: To jest trudna sytuacja. Staramy się myśleć pozytywnie. Krzysiu jest w tym zdecydowanie lepszy, ja jestem typową panikarą.
Krzysztof: Potwierdzam. Ciężko nie być wkurzonym i nie mieć poczucia niesprawiedliwości w związku z wydarzeniami, które się dzieją w kontekście osób nieheteronormatywnych. To jest sytuacja, która jest bardzo ciężka, bo mam wielu znajomych, którzy na co dzień muszą się zmagać z trudnymi dla nich, polskimi realiami i jest mi po prostu, po ludzku bardzo przykro. Niektórzy politycy używają takich narzędzi, które odmawiają części społeczeństwa człowieczeństwa i godności. Jeżeli ktoś mówi, że LGBT to ideologia a nie ludzie, to po pierwsze chyba nie do końca rozumie czym w ogóle jest “ideologia”, a po drugie – nie można siedzieć cicho, bo jest to paskudne i nie ma zgody na zbijanie kapitału politycznego kosztem mniejszości.
Macie jakieś utwory, które powstały właśnie w wyniku jakiegoś poruszenia zewnętrznymi, społecznymi kwestiami?
Krzyś: Fallin. Brzmienie tego kawałka jest w dużym stopniu pokłosiem tego, że oglądałem dokument o zmianach klimatycznych. W ogóle żyjemy w czasach dużej niepewności o to, co będzie w niedalekiej przyszłości. Z jednej strony jest to związane właśnie z klimatem, z drugiej z kwestiami ekonomicznymi, społecznymi. Całe Bloo Feelings jest jednocześnie perspektywą bardzo osobistą, ale też trochę odpowiedzią na to, co się aktualnie dzieje na świecie.
Michał: Chcieliśmy, aby słuchacz mógł się trochę utożsamić z naszą muzyką. Fallin każdy może interpretować na własny sposób, ale też na całej płycie każdy znajdzie coś dla siebie.
Bloo Crane w formacie setu DJskiego i dobrej imprezy
Wrócę jeszcze na chwilę do wspominanej już recenzji Huberta, w której napisał również, że Wasza muzyka dobrze odnalazłaby się nawet na takim festiwalu jak Audioriver. Co Wy na to? Stawialiście się w myślach na takich festiwalowych scenach?
Krzyś: Pewnie, że tak! Ja jestem w ogóle festiwalowym wyjadaczem, trochę ich już zwiedziłem. Docelowo bardzo bym chciał, żeby nasze koncerty promujące ten album miały właśnie w jakimś stopniu taką specyfikę setu DJskiego i format fajnej imprezy. Żeby ludzie mogli przyjść i się pobawić. Wydaje mi się, że taka forma na festiwalu się sprawdza, więcc taka wizja jest dla mnie bardzo atrakcyjna. My też nie gramy zwykle tych piosenek tylko tak, że utwór się kończy, przerwa, zaczyna się kolejny, bo robimy też przejścia i ta ciągłość w muzyce pewnie fajnie by się sprawdziła na festiwalu.
Zaliczyliście mocny start z albumem Bloo Feelings, choć mam wrażenie, że trzymacie w zanadrzu jeszcze sporo potencjału. Co dalej? Planujecie stopniowo odkrywać swoje kolejne karty?
Michał: Pracujemy obecnie nad nowym materiałem, ale potrzymamy słuchaczy jeszcze trochę w niepewności!
Krzysztof: Z tego co już słyszę, to te nowe kawałki będą brzmiały trochę inaczej. Mniej będzie house’owego grania, trochę więcej innego, ale to jeszcze jest dosyć wczesne stadium, więc ciężko mi w 100% określić jak to będzie brzmiało. Ale faktycznie działamy już nad nowościami!
Bloo Crane – Bloo Feelings, odsłuch albumu
Bloo Crane to nowi przedstawiciele gatunku electropop na polskiej scenie. W rozmowie z duetem rozmawiamy o przepisie na sukces i czynnikach, które o nim zadecydowały. Sprawdźcie! Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i […]
Obserwuj nas na instagramie: