“Legion samobójców” – czy DC wystarczy Joker w rękawie?
Obserwuj nas na instagramie:
Po latach dominacji Marvela, rok 2016 miał wreszcie należeć do DC. Na razie plan nie wypalił. Czy Legion samobójców zmieni rozkład sił?
Kiedy przed ośmioma laty Marvel Studios inicjowało swoje kinowe uniwersum świetnie przyjętym Iron Manem, konkurencyjne DC pozostawało niewzruszone. Kilka miesięcy później komiksowy gigant pokazał światu Mrocznego Rycerza. Film wyciągnął z portfeli widzów miliard dolarów i zgarnął osiem nominacji do Oscara, z czego dwie zamienił na statuetki. DC triumfowało.
Szybko okazało się jednak, że w życiu, podobnie jak w samych filmach o herosach w trykotach i spandeksach, nigdy nie należy lekceważyć przeciwnika. DC tak się zachłysnęło sukcesem trylogii Nolana, że zapomniało postawić sobie podstawowego pytania w branży rozrywkowej: co dalej? Marvel tymczasem nie próżnował. Wzorem swojego ukochanego Pajęczaka oplótł kina siecią wzajemnie powiązanych filmów. Równolegle rozwijał przy tym dwa uniwersa: z Disneyem – MCU (Marvel Cinematic Universe) poświęcone głównie Avengerom, z Foxem – serię X-Men. DC przystąpiło w końcu do kontrofensywy.
Obsceniczy Deadpool i smutny Affleck
Jeszcze w styczniu wydawało się, że tym razem ze starcia tytanów zwycięsko wyjdą DC i Warner. Co prawda Marvel przygotował więcej premier, ale w mediach społecznościowych dwie produkcje DC – kładący podwaliny pod zapowiedziane multiwersum Batman v Superman: Świt sprawiedliwości oraz poświęcony arcyłotrom Legion samobójców – cieszyły się pięciokrotnie (!) większym zainteresowaniem niż pięć filmów Marvela razem wziętych.
A jednak pierwszy bank w sezonie rozbił Marvel, kiedy w lutym wpuścił na ekrany ósmą odsłonę franczyzy X-Men. Zupełnie inny od dotychczasowych familijnych dokonań studia, krwawy i obsceniczny Deadpool długo przed premierą generował spory hype, niemniej przez producentów był traktowany w kategoriach eksperymentu. Był relatywnie niedrogi (w przypadku Avengers 60 mln zielonych ledwie starczało na gaże aktorów) i nikt się nie spodziewał, że skończy jako najbardziej dochodowy w dziejach film z ograniczeniem wiekowym do lat 17 – w dodatku doceniony także przez krytykę.
Odpowiedź DC miała być spektakularna. Dwie największe ikony świata komiksu za jednym zamachem, a na dokładkę Wonder Woman, Aquaman czy Cyborg, z których każde miało wkrótce dostać własny film. Niestety, recenzje ambitnego projektu Snydera okazały się druzgocące. Nawet przychylny dotąd superbohaterom wielki rynek azjatycki pozostał obojętny. Batman v Superman się zwrócił, bo nie mógł się nie zwrócić, ale w pewnym momencie pod znakiem zapytania stanęły nawet przyszłe produkcje z planowanego uniwersum. Symbolem klęski stał się mem z Sadfleckiem – smutnym, zdezorientowanym Benem Affleckiem. Choć akurat o jego interpretacji Batmana mówiono w superlatywach.
Jeszcze bardziej chwalono jednak kolejny film MCU, trzecią odsłonę Kapitana Ameryki – Wojnę bohaterów. Podobały się analogie do obecnej sytuacji geopolitycznej na świecie, entuzjazm wzbudzili też nowi herosi, jak Black Panther czy odmłodzony Spider-Man, dokooptowany wreszcie do makrokosmosu Avengers po latach walki o prawa autorskie.
Za to X-Men: Apocalypse, z wrogiem “większym niż życie”, ufundowanym na filozofii Kryszny, nie wywołał już takiego zachwytu. Zmęczenie widowni konwencją było wyczuwalne – co działa na korzyść drugiej w tym roku szarży DC.
Misja niekoniecznie samobójcza
Porażka Świtu sprawiedliwości – a wcześniej rebootu Fantastycznej czwórki – pokazała, że widzowie wcale nie tęsknią za nolanowskim mrokiem w ujęciu innym niż samego Nolana. Sukces Deadpoola uzmysłowił z kolei, że jest zapotrzebowanie na bohaterów w bardziej niegrzecznym wydaniu – choć wciąż kolorowych i nieprzesadnie poważnych.
To komfortowa sytuacja dla Legionu samobójców Davida Ayera, który wykorzystuje schemat znany z Parszywej dwunastki: mamy kibicować wykolejeńcom zwierającym szyki przeciw komuś jeszcze gorszemu od nich. Jednocześnie, zaraz po klęsce pompatycznego eposu Snydera, Warner zlecił dokrętki “dośmieszające” Legion….
Spodziewano się także, że imponujące osiągnięcia “dorosłego” Deadpoola skłonią twórców ku kategorii R, ostatecznie jednak film wejdzie na ekrany z bezpieczniejszą etykietką PG-13. Mimo to producenci zapewniają, że mają niejednego asa – czy raczej: Jokera – w rękawie i należy spodziewać się mocnych wrażeń.
Nie żeby bezsprzecznie zawierzać piarowcom (pierwsze recenzje filmu są druzgocące…), ale trzeba przyznać, że kampania promocyjna – ujawniane stopniowo zdjęcia, dedykowane piosenki topowych gwiazd, zwiastuny pomysłowo wykorzystujące covery “Bohemian Rhapsody” Queen i “You Don’t Own Me” Lesley Gore – wyszła im nad wyraz udanie. Legiony fanów pójdą “na Margot Robbie”, która wydaje się stworzona do roli Harley Quinn (przynajmniej w jej rozerotyzowanej wersji). Legiony pójdą też sprawdzić, jak Jared Leto wypadnie w starciu z legendą Heatha Ledgera. Batman Batmanem, a tu znów, jak przed ośmioma laty, Joker rozdaje karty.
Sprawdź także:
„Harry Potter i przeklęte dziecko”. Klątwa J. K. Rowling i zniszczone dzieciństwa
Po latach dominacji Marvela, rok 2016 miał wreszcie należeć do DC. Na razie plan nie wypalił. Czy Legion samobójców zmieni rozkład sił? Kiedy przed ośmioma laty Marvel Studios inicjowało swoje kinowe uniwersum świetnie przyjętym Iron Manem, konkurencyjne DC pozostawało niewzruszone. Kilka miesięcy później komiksowy gigant pokazał światu Mrocznego Rycerza. Film wyciągnął z portfeli widzów miliard dolarów […]
Obserwuj nas na instagramie: