Klub Singla #1: Polska pop-inwazja vs. Ewolucja francuska
Obserwuj nas na instagramie:
Raz w miesiącu zbieramy single z ostatnich tygodni, o których mówiło się i pisało (albo i nie), a następnie poddajemy je zbiorowej, choć niejawnej ocenie. Na pierwsze spotkanie Klubu Singla zaprezentować się przed naszym jury przybyli Lady Gaga, The Weeknd z kolegami z Daft Punk, Lanberry, Bloc Party, Kristen, Major Lazer, Mac Miller, Ten Typ Mes i Justice.
Bloc Party: “Stunt Queen” [2.80]
Łukasz Konatowicz: To jest ten rodzaj piosenki, o której zaślepieni fani mówią, że trzeba jej dać wiele szans i “się wkręca”. To znaczy – to koszmarnie nudna rockowa piosenka. I to jest numer, który zapowiada płytę? Nie wiedziałem, że tak źle z nimi. [2]
Tomek Skórzyński: Na debiucie, ale też późniejszych singlach, to był wspaniały zespół. Formuła się wyczerpała, pomysły piątej świeżości – chyba pora to zakończyć. [4]
Tomek Skowyra: To oni jeszcze coś grają? Dajcie sobie już spokój ziomy, bo ani piosenek nie umiecie pisać, ani nie umiecie odpowiednio podrobić The Clash, ani śmieszni nie jesteście. Po co to? [4]
Paweł Waliński: Ktoś powinien się nad nimi zlitować i w końcu im powiedzieć, że new rock revolution nawet w Polsce skończyło się z dekadę temu. A carbon copy może pójść do Anny Gacek. [2]
Kamil Babacz: Podobno słuchałem właśnie jakiejś piosenki. [2]
Lady Gaga: “Perfect Illusion” [4.20]
Łukasz Konatowicz: Jeśli ktoś liczył, że Kevin Parker pociągnie to w swoją stronę, to musi być rozczarowany. Dużo wyraźniej tu Gagę i Ronsona słychać. Dosyć sztampowy singiel najmniej subtelnej gwiazdy popu XXI w., prześpiewany na musicalową modłę (to jest ten typ śpiewania, o którym ludzie mówią, że ktoś “ma kawał głosu”). Jednak tolerowalne. [5]
Tomek Skórzyński: Na początku podzielałem opinię blogosfery, że meh, że katastrofa. Chociaż nadal uważam, ze ten numer jest dosyć siłowy, to zaczął mi się podobać. [6]
Tomek Skowyra: Z dużej chmury mały deszcz. Niestety Kevin Parker w niczym tu nie pomógł i Gaga zrobiła swoje, czyli nagrała kolejny ociężały singiel, którego nie chcę mi się słuchać. Odradzam. [3]
Paweł Waliński: Trzy duże portale informacyjne wrzuciły na jedynkę info, że Gaga przeszła metamorfozę i zaczęła grać rocka. Była to ich “Perfect Illusion”. [4]
Kamil Babacz: Wiele obiecywałem sobie po współpracy Lady Gagi z Kevinem Parkerem. Na pewno nie marzyłem o męczeniu jednego ciężkiego hooka przez trzy minuty. [3]
Kristen: “Salto” [4.40]
Łukasz Konatowicz: Kiedy ludzie mówią o nudnym post-rocku, to przeważnie chodzi im o taką muzykę. Siedzisz, siedzisz te blisko 7 minut i czekasz aż coś się wydarzy. Nie wydarza się, do niczego to nie zmierza, drepczą cały czas w miejscu, nie ruszają się nigdzie. Szkielet bez mięsa. [4]
Tomek Skórzyński: Świetnie koresponduje z obrazkiem (brawa za pomysł na klip), ale niestety za mało tu treści. Repetytywność jest spoko, ale nie słyszę w tym numerze jakiejś końcowej konkluzji. [5]
Tomek Skowyra: Rozumiem, że to ma być polskie Tortoise? Fajnie, szkoda tylko, że zasnąłem gdzieś na początku czwartej minuty. [4]
Paweł Waliński: Z takimi numerami jest trochę jak z wrzodem. Narasta, narasta, a ty czekasz aż pęknie i poczujesz ulgę i przyjemność. Ten narastał, ale nie pękł. [5]
Kamil Babacz: Dopóki trwa jest całkiem w porządku – jak muzyka w spektaklu, która robi klimat, ale nic w sobie nie ma [4]
Margaret: “Elephant” [4.60]
Łukasz Konatowicz: Sklepzciuchamiwave. Nie, żebym chciał szybko uciekać, ale chodźmy już do kasy. [4]
Tomek Skórzyński: Ona za bardzo stara się być jak Rihanna, a gdy do tego dodać jej wszędobylskość i trochę zbyt częste zmienianie stylistyki, drażni podwójnie. [4]
Tomek Skowyra: Trochę zaskoczenie, a trochę nie, bo w przeszłości Margaret dostarczała już niezłe songi, ale wciąż bardziej kojarzy się z reklamami. No ale słuchając “Elephanta” zaczynam serio wierzyć, że w polskim popem dzieje się coś naprawdę dobrego. Zapętlajcie. [7]
Paweł Waliński: Kiedy słyszę Margaret zawsze zastanawiam się, czy ona śpiewa, czy wymiotuje. A ten refren to już słyszeliśmy chyba u Lany, tylko szedł wolniej. [3]
Kamil Babacz: Polski pop (a właściwie szwedzki, co słychać) zrobiony porządnie według tych gorszych reguł światowego mainstream i już nie tak uzależniający. Te odgłosy ze słonowej trąby nawet pomysłowe, ale całość cierpi na to samo, co cały pop spod znaku Major Lazer. [5]
The Weeknd ft. Daft Punk: “Starboy” [4.80]
Łukasz Konatowicz: Nie jestem pewny, kto miał więcej do zyskania na tej współpracy, The Weeknd czy Daft Punk, ale wszyscy zainteresowani dali z siebie wszystko co najprzeciętniejsze. [5]
Tomek Skórzyński: Trochę powtórka z “Hypnotize U”, chociaż tak koszmarnie nie nudzi jak tamten numer. Mimo wszystko nadal mocno średnia rzecz. [5]
Tomek Skowyra: No i gdzie ten Daft Punk? Niby coś tam się dzieje, nie jest źle, ale w gruncie rzeczy ten numer jest tak bardzo żaden, że szkoda komentować. Ale ludożerka kupi. [5]
Paweł Waliński: Nie moja bajka, ale podoba mi się to, że w zalewie bardzo podobnego grania, to jest jednak na tyle fajnie wyprodukowane, że się trochę wyróżnia. I sama fraza w refrenie ładna. [4]
Kamil Babacz: Całkiem w porządku muzyka tła. [5]
Major Lazer ft. Justin Bieber & MØ: “Cold Water” [5.20]
Łukasz Konatowicz: Kolejny raz spotykam się tutaj z popowym numerem, który w ogóle nie jest zapamiętywalny, a jego przebojowy potencjał bierze się po prostu ze zrealizowania znanej ludziom, popularnej konwencji. Szkoda, Major Lazer mieli przecież bardzo dobre piosenki i z Bieberem, i z MØ. [5]
Tomek Skórzyński: Ja odczuwam już lekkie zmęczenie tym EDM-em z lekka podszytym world music i tutaj trochę tak jest – odrobinę po sezonie. Ale Bieber brzmi tu naprawdę ok. [5]
Tomek Skowyra: Będę szczery: gdy tego słucham mam przed oczami zremiksowaną wersję ze Zbyszkiem Stonogą w roli głównej. Trąbka + Major Lazer + ZS = sukces. Choć oryginał całkiem niegłupi. [6]
Paweł Waliński: Każda epoka potrzebuje swojego Ace of Base, czy Vengaboys. [5]
Kamil Babacz: Mam taki odruch, że gdy słyszę taki drop, to mój kursor automatycznie kieruje się w kierunku przycisku wstrzymującego odtwarzanie. Wystarczy. Ale zwrotki są ok i Justin brzmi fajnie, może się podobać. [5]
Ten Typ Mes: “Wiedzą” [5.40]
Łukasz Konatowicz: Od dłuższego czasu mi bardzo ten artysta działa na nerwy, a jak przeczytałem pretensjonalny opis okładki nadchodzącej płyty na Facebooku, to zrobiło mi się źle, ale to nawet nie jest zły numer. Niech mu będzie. Ale jednak poproszę raczej tę reedycję Fachu. [5]
Tomek Skórzyński: Ja jestem specyficznym “fanem” Mesa, bo lubię te jego produkcje, które, z tego co czytam, nie są powszechnie lubiane. Dlatego ten numer mi średnio podchodzi, ale na maksa trzymam kciuki za album. [5]
Tomek Skowyra: Szczerze? Takie “małomiastowe” kawałki mocno mnie dołują. A jak jeszcze sprawdzi się, kto odpowiada za kompozycję, to można się nawet załamać. Więc może lepiej nie sprawdzajcie, bo czasem jednak lepiej nie wiedzieć. [4]
Paweł Waliński: Kiedyś żbik siedział przed lustrem i widział żbika. Ostatnio mam wrażenie, że w lustrze nadal żbik, ale przed nim raczej kot. Choć intelektualnie i tak lata świetlne przed konkurencją. [7]
Kamil Babacz: A mi się ten numer nawet podoba. Produkcje Gudela nie są wyrafinowane, ale coś mnie w nich łapie. Niezbyt tylko wiem, co zrobił tu Lachowicz. Sam Mes przekonuje mnie bardziej niż w wydaniu z poprzedniego singla i albumu. [6]
Mac Miller ft. Ariana Grande: “My Favorite Part” [6.00]
Łukasz Konatowicz: Urocza neo soulouwa ballada. Zabawne, że NEO soul, a to przecież chodzi o to, że brzmi jakby wyszło w 2000 roku. Ale i tak bardzo ładne. [7]
Tomek Skórzyński: Bit jak w starych produkcjach Emadego, ciepły, laidbackowy styl, fajne progresje akordów. Ekstra, tego trzeba w jesienne wieczory. [7]
Tomek Skowyra: Ten numer idealnie sprawdzi się w towarzystwie serdecznych rozmów i kawiarnianych stołów. Niby nic się nie dzieje, ale jednak funkowy podkład słucha się bez pytań. Może być. [6]
Paweł Waliński: To trochę jak z tą aferą, że na niemieckim eBayu sprzedawali puste kartony po sprzęcie elektronicznym. Niby coś jest, ale w środku nie ma piosenki. [3]
Kamil Babacz: Trochę muzyka dla rozczarowanych życiem dwudziestoparolatków, potrzebujących po pracy kojących dźwięków. Czytajcie: podoba mi się. Ariana Grande jest uniwersalna, ale w takich numerach wypada szczególnie super. [7]
Lanberry: “Piątek” [6.80]
Łukasz Konatowicz: Bardzo, bardzo się cieszę, że jest jeszcze w Polsce taki konkretny, wwiercający się w głowę pop. Nie mogę się ostatnio uwolnić od tego singla. Poproszę więcej takich wyrazistych piosenek, mniej pseudoislandzkiego smęcenia. [8]
Tomek Skórzyński: Trochę Bondax, a trochę Kygo. Trzymaj się Gosia, rób to dalej w ten sposób. O taki pop warto w tym kraju walczyć. [8]
Tomek Skowyra: Mocno ripitowalny singielek, bo ten synthowy wzorek mocno się wkręca. A tak swoją drogą, przy dobrych wiatrach to mógł być hymn o skali popularności Taco. Ale dobrych wiatrów nie było, więc o masowym hymnie nie ma mowy, a szkoda! [7]
Paweł Waliński: Podoba mi się pomysł na teledysk. Nieładna dziewczyna, co podpiera ściany, marzy o tym, żeby nie być nieładną dziewczyną podpierającą ściany. I szanuję, że robi muzykę retro. Retro w sensie: popularną na Zachodzie jakieś 5-7 lat temu. [4]
Kamil Babacz: Polski pop zrobiony porządnie według wszystkich reguł światowego mainstreamu gdzieś między kanałem Majestic, a ostatnim Bieberem. Z tym, że silnie uzależniający – a zwłaszcza dialog wokalu z syntezatorem w końcówce refrenu. [7]
Justice: “Randy” [7.00]
Łukasz Konatowicz: Pewnie jestem trochę łatwy, ale zawsze można mnie kupić takimi melodiami jak ta w refrenie “Randy”. Nie jest to wielka muzyka, ale mam słabość do takich hooków z pogranicza soft rocka i disco, że nie umiem dać mniej niż 7. [7]
Tomek Skórzyński: Bardzo na tak – po naprawdę dobrym “Safe and Sound” kolejny numer trzyma poziom. Po średniej drugiej płycie wierzę w rehabilitację za sprawą Woman. [8]
Tomek Skowyra: Ale mnie zaskoczyli. Kto by się spodziewał, że typy z Justice dadzą jeszcze radę popełnić tak wyluzowany, zaciągający dług np. u Chemical Brothers czy Tame Impala, popowy track. Trzymam kciuki, aby na nowej płycie było więcej takich niespodzianek. [7]
Paweł Waliński: Mają kupę fanów w sanktuariach religijnych, bo tam zawsze stoi dużo tych ich logosów. A sam numer ma w składzie flak wołowy i olej rzepakowy. Papryki i majeranku z kolei deficyt. [5]
Kamil Babacz: Justice to z tego, co pamiętam, nigdy nie był dobry zespół – do tej pory, najwyraźniej. Najmocniej kosi tu mostek w duchu spotkania Electric Light Orchestra z Chemical Brothers. [8]
Sprawdź także:
10 polskich płyt, na które czekamy tej jesieni
Raz w miesiącu zbieramy single z ostatnich tygodni, o których mówiło się i pisało (albo i nie), a następnie poddajemy je zbiorowej, choć niejawnej ocenie. Na pierwsze spotkanie Klubu Singla zaprezentować się przed naszym jury przybyli Lady Gaga, The Weeknd z kolegami z Daft Punk, Lanberry, Bloc Party, Kristen, Major Lazer, Mac Miller, Ten Typ […]
Obserwuj nas na instagramie: